Rower.pdf

(57 KB) Pobierz
Rower - dobrze się składa
Rower - dobrze się składa 2007-03-22 (06:08)
(Przekrój)
Zaczęło się. Przyczajeni od pięciu miesięcy, niepewni, czy jutro sypnie śnieg, czy
przygrzeje słońce, wreszcie jesteśmy wolni. Od czasu do czasu coś tam jeszcze
przymrozi, ale możemy już wyjść z domu i spojrzeć w niebo bez obaw.
Od kilku lat w Polsce pierwszym znakiem nadejścia wiosny nie są wcale przebiśniegi
czy kwitnąca forsycja. Wraz z ociepleniem pojawiają się przede wszystkim rowerzyści.
W zimie widać tylko najbardziej wytrwałych i/lub zdesperowanych. Tymczasem gdy
tylko znika śnieg, z piwnic, garaży i schowków wyciągane są wszelkiej maści
dwukołowce. Oczywiście królują tu rowery górskie - zarówno te prawdziwe, pochodzące
od uznanych producentów, jak i te tanie, kupowane w supermarketach, które z górami
nie mają nic wspólnego. Gdzieniegdzie pojawiają się jeszcze prawdziwe zabytki -
składaki. Kto pamięta Wigry 3, pancerną konstrukcję z lat 70., której podstawową zaletą
była łamana w połowie rama? Dzięki temu rower mieścił się nawet, choć z niejakim
trudem, na tylnym siedzeniu malucha. Na tym kończyły się jednak jego zalety - ciężki, o
mało stabilnej i odpornej ramie, bez przerzutki był dalekim cieniem swojego
pierwowzoru - składaka o nazwie Brompton zaprojektowanego w 1975 roku przez
Anglika Andrew Ritchiego. Skutkiem doświadczeń z wigrami i pokrewnymi
konstrukcjami jest mocno pogardliwy stosunek do wszelkich składanych rowerów.
Gdy u nas trwa niezmącony niczym szał na ,górale", myślący o ochronie środowiska
świat stwierdził, że rower to doskonały środek transportu w ogromnych, zatłoczonych
do granic obłędu metropoliach. O ile jednak w samym mieście rower sprawdza się
świetnie, o tyle problemem jest dojazd do miasta. Miliony ludzi mieszkają na
przedmieściach, 10-20 kilometrów od centrum. Codzienne pokonywanie tej odległości
na rowerze to zbyt duży wysiłek dla eleganckich panów w garniturach - wygodniej
podjechać koleją lub samochodem. Jak jednak wtedy zabrać ze sobą rower?
Rozwiązaniem jest oczywiście składak. Nie toporny i ciężki, ale mały i poręczny, który
można złożyć w ciągu kilkunastu sekund i bez problemu podnieść jedną ręką,
wsiadając do zatłoczonego wagonu kolejki. Na świecie kilka firm opracowało
konstrukcje spełniające te warunki. Na ulicach Londynu, Paryża czy Nowego Jorku
stale widać ludzi poruszających się na małych składanych rowerach. W Polsce
dostępne są głównie tajwańskie dahony, na świecie popularne są też gianty czy
bromptony.
Zbudowanie takiego urządzenia wymagało zastosowania zupełnie nowych konstrukcji i
materiałów. Najważniejszy jest zawias łączący obie połówki ramy. To on był słabym
punktem Wigier - niestabilny i trudny do skręcenia psuł cały rower. We współczesnych
modelach stosuje się mocne, proste połączenia, które można błyskawicznie zacisnąć
1
za pomocą niewielkiej dźwigni. By złożyć rower, nie potrzeba żadnych kluczy -
,złamanie" ramy jest równie łatwe jak regulacja wysokości siodełka. Podobny system
służy do składania kierownicy - krytycznego dla bezpieczeństwa jazdy elementu. O
solidności tego rozwiązania może świadczyć to, że dziś produkuje się nawet składane
rowery górskie. To naprawdę świetna rekomendacja, bo terenowy pojazd poddawany
jest obciążeniom, jakich nie spotka się w mieście.
By rower był na tyle lekki, żeby dało się go unieść jedną ręką, rama o wyjątkowo
cienkich ściankach wykonana jest z wytrzymałej stali chromowo-molibdenowej lub z
aluminium. Dzięki temu przeciętny miejski rower waży około 11-12 kilogramów, a
najlepsze modele schodzą poniżej 9. Dla przypomnienia - Wigry ważyły dobrze ponad
15 kilogramów. Dzięki współczesnym składakom tej wiosny na rowery ma szanse
wsiąść zupełnie nowa grupa cyklistów - ludzie, którzy potraktują jednoślady jako
bezproblemowy sposób na dojazd do pracy, uwolnienie się od korków i od problemów z
parkowaniem. Pomysł tym atrakcyjniejszy, że drogowcy wraz z poprawą pogody znowu
rozpoczęli wesołe rycie w trasach prowadzących do miast - jedna z głównych
warszawskich arterii dojazdowych, ulica Puławska, lada chwila zostanie rozpaczliwie
zwężona. Efekt - monstrualne korki i czas dojazdu do centrum sięgający półtorej
godziny.
Rower sam jeździ
W tym miejscu pojawia się zawsze ten sam argument - nie będę jeździł do pracy na
rowerze, bo dotrę spocony i zmęczony. Otóż nic bardziej mylnego. Badania pokazały,
że rower jeździ niemal sam. Z pomiarów energii, jaka jest potrzebna do pokonania
kilometra, wynika, że ani człowiek, ani sama natura nie stworzyli niczego, co byłoby tak
efektywne jak rower.
Nikogo nie zdziwi, że samochody pożerają sześć razy więcej energii niż rower. Jednak
okazuje się, że dwuślad wygrywa nawet z naszymi nogami. Pokonując w godzinę cztery
kilometry, piechur spali około 230 kalorii, tymczasem rowerzysta - zaledwie 120.
Jak to w ogóle możliwe? Przecież jadąc na rowerze, musimy przewieźć nie tylko siebie,
ale też maszynę, na której siedzimy, a dodatkowo pokonać opór toczących się kół i
całego mechanizmu napędowego. Wyjaśnienia należy szukać w niedoskonałości
ludzkiego chodu. Kiedy idziemy, co chwila przenosimy ciężar ciała z jednej nogi na
drugą. Aby się nie przewrócić, musimy za każdym krokiem nieco się unieść - zwykle nie
zauważamy tego, ale wystarczy popatrzeć na piechura z tyłu, by stwierdzić, że jego
głowa podnosi się nieco przy każdym kroku. Te kilka centymetrów kumuluje się - po
przejściu tysiąca kroków uzbiera się z nich kilkadziesiąt metrów. Pokonując kilometr,
dodatkowo wykonujemy więc taką pracę, jakiej wymaga wejście na stumetrowe
2
wzniesienie! Rower likwiduje ten problem - siedzimy na siodełku i nie podnosimy co
chwila ciała.
Przyglądając się niesamowitej efektywności jazdy na rowerze, naukowcy zajęli się
jeszcze jedną tajemniczą kwestią - dlaczego właściwie utrzymujemy równowagę,
opierając się jedynie na dwóch maleńkich fragmentach opon dotykających podłoża?
Kiedyś sądzono, że to kwestia efektu żyroskopowego - tego samego, który sprawia, że
z wielkim trudem możemy przechylić na bok trzymane w ręce wirujące koło rowerowe.
Tę piękną teorię obalono jednak jednym doświadczeniem. Skonstruowano rower, w
którym zniesiono działanie efektu żyroskopowego poprzez zamontowanie dodatkowej
pary kół - nie dotykając ziemi, kręciły się w przeciwną stronę. Choć taka machina nie
była zbyt poręczna, dawało się na niej nieźle jeździć.
Wyjaśnieniem okazało się dopiero wzajemne sprzężenie rowerzysty i roweru. Okazało
się, że gdy tracimy równowagę i przechylamy się zbytnio w jedną stronę, rower sam
pod nas podjeżdża. Dzieje się tak dzięki sztywności ramy, która przenosi wahania na
kierownicę. Dlatego też prosto nauczyć się jazdy bez trzymania kierownicy - pod
warunkiem jednak, że rama pozostaje naprawdę sztywna. W starych składakach o
chybotliwym połączeniu ramy było to bardzo trudne i jazda bez trzymanki łatwo mogła
skończyć się spotkaniem z ziemią. Współczesne składaki, podobnie jak zwykłe rowery,
można z łatwością prowadzić, mając swobodne ręce (choć nie zalecamy tego w ruchu
ulicznym). Teorię samoprowadzącego się roweru można sprawdzić, prowadząc pojazd
za siodełko. Gdy przechylimy maszynę w prawo, kierownica skręci w tę samą stronę.
Gdy wrócimy do pionu, rower znowu zaczyna jechać prosto. Podobne, choć
delikatniejsze ruchy stale wykonujemy podczas jazdy. Wystarczy przyjrzeć się śladowi,
jaki pozostawiają opony, gdy przejedziemy przez kałużę. Prawie nigdy tylne i przednie
koło nie jadą po tej samej linii - aby utrzymać równowagę, stale jedziemy wężykiem.
Dzięki temu rower sam dba o to, byśmy z niego nie spadli - nie należy mu jednak w tym
przeszkadzać.
Zmęcz się Na szczęście rower ma też tę cudowną własność, że potrafi nie tylko
oszczędzać nasze siły, ale też zmuszać nas do dodatkowego wysiłku. O ile podczas
dojazdu do pracy możemy spokojnie odpoczywać, o tyle weekendowe wypady w teren
mogą pomóc w zrzucaniu nadmiaru zimowego tłuszczu. Oczywiście podczas pierwszej
wyprawy niekoniecznie musimy pokonać 50 kilometrów, jednak stopniowe zwiększanie
obciążenia nieźle podnosi kondycję. Jeśli ktoś chce na serio zabrać się do
doprowadzania własnego ciała do stanu używalności, powinien pomyśleć o bardziej
przemyślanym treningu.
Pomocny będzie system pozwalający indywidualnie dobrać najlepsze obciążenie.
3
Najprościej zrobić to, mierząc podczas wysiłku tętno. W sklepach sportowych czy w
Internecie można dostać proste pulsometry składające się z zakładanej na pierś opaski
i zegarka bezprzewodowo rejestrującego szybkość bicia serca. Firmy takie jak Timex,
Suunto, Sigma czy Polar mają w ofercie pełną gamę takich urządzeń - od najprostszych
po rozbudowane, pozwalające przesyłać wyniki do komputera lub współpracujące z
systemem nawigacji satelitarnej GPS. Podczas jazdy na rowerze zdrowa osoba chcąca
poprawić wytrzymałość organizmu i pozbyć się nadmiaru tłuszczu powinna stale
utrzymywać tętno na poziomie około 60 procent swoich maksymalnych możliwości.
Owo maksimum oblicza się według wzoru 180 minus wiek w latach. Tak więc dla 30-
latka będzie to około 150 uderzeń na minutę, a podczas treningu powinno się
utrzymywać jakieś 90 uderzeń. Ważne jest też, by taki trening trwał bez dłuższej
przerwy co najmniej 30-60 minut. Dzięki temu w ciągu godziny pozbędziemy się prawie
300-500 kalorii. Trzeba też pamiętać o stałym uzupełnianiu płynów podczas wysiłku - z
pewnością taka jazda na rowerze sprawi, że solidnie się spocimy.
Najlepiej w czasie jazdy często popijać z bidonu małymi łykami. Trening treningiem, ale
jazda na dobrym rowerze to przede wszystkim wielka przyjemność. Zacznijmy więc już
teraz, bo do końca lata zostało tylko pół roku!
Piotr Stanisławski (ak)
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin