jestesmy mierni.pdf

(105 KB) Pobierz
Jesteśmy mierni
Jesteśmy mierni
http://wyborcza.pl/jazdapopolsku/2029020,113777,9418994.html?sms...
Jesteśmy mierni
Rozmawiał Krzysztof Aładowicz 20110412, ostatnia aktualizacja 20110412 10:35:05.0
Polski kierowca wierzy, że jest nieśmiertelny, a z przepisami walczy jak z zaborcą. A najgorsi są mężczyźni,
bo na drodze używają tylko połowy mózgu mówi Stanisław Śliwa*, psycholog transportu
Rozmowa ze Stanisławą Śliwą
Krzysztof Aładowicz: Ceni pan polskich kierowców?
Stanisław Śliwa: Tak sobie. Pan jeździ samochodem?
Jeżdżę.
No to sam pan wie, jak jest. Jeszcze nie widziałem, żeby kierowcy jechali w jednym rządku, zgodnie z przepisami.
Zawsze choć jeden wyrywa się do przodu.
Otóż to. Statystyki OECD mówią, że średnia prędkość na przelotówce w dużym mieście to 65 km na godzinę, a w
małych miejscowościach 76 km na godzinę. A prędkość to niejedyny problem. Nieprawidłowe wyprzedzanie, ignorowanie
znaków
Bo przepisy są nieżyciowe.
Skąd! Niech pan wybierze się do Wielkiej Brytanii, do Niemiec. Tam obowiązują podobne ograniczenia. I jakoś nikt nie
narzeka.
To może kary mamy za niskie?
Kary są wystarczająco surowe. Tak naprawdę problemem jest mała nieuchronność kary. A bierze się to stąd, że na
drogach mamy niewielu policjantów.
Gdzie się podziewają?
Jadą do każdej stłuczki, nawet najdrobniejszej, bo tego wymagają towarzystwa ubezpieczeniowe. Jeśli w roku mamy
około 400 tys. kolizji i wszędzie pojawia się policjant, to ma pan odpowiedź. Marnują czas na porysowane zderzaki,
zamiast namierzać pijanych za kółkiem. Skoro już mówimy o grzechach polskich kierowców, to alkohol jest na drugim
miejscu.
Polski kierowca pije i prowadzi, bo... ?
Często dlatego, że jest niedouczony. Na ponad 200 tys. osób zatrzymywanych co roku za jazdę "po spożyciu" spory
odsetek stanowią ci z "syndromem dnia poprzedniego". Przespanie pięciu godzin, zjedzenie śniadania czy wypicie kawy
nie spowoduje, że będziemy trzeźwi, jeśli np. o pierwszej w nocy mieliśmy 1,5 promila. W takiej sytuacji auto można
prowadzić dopiero następnego dnia około godz. 15. Nawet jak już alkomat wskazuje zero, to nie znaczy, że precyzyjna
maszyna o nazwie "kierowca" odzyskała w pełni sprawność. Przez następną dobę tak się nie stanie.
Co pana najbardziej przeraża?
Że jeździmy coraz nowocześniejszymi samochodami.
No coś podobnego.
Tak jest. Coraz większe, wygodniejsze, lepiej wytłumione kabiny odsuwają nas od przesuwających się za oknem
elementów tła. Pełen komfort. I to usypia. Kierowca ma słabsze wyczucie prędkości, jedzie szybciej i powoduje wypadki.
Niech mi pan wytłumaczy, dlaczego kierowcy myślą, że nigdy nikogo nie zabiją lub nie zostaną zabici?
Po pierwsze mają wrażenie, że są nieśmiertelni. Weźmy kierowcę, który przejeżdża 100 tys. km rocznie. Ten człowiek
bywał w niebezpiecznych sytuacjach i zawsze mu się jakoś udawało. Myśli więc, że kolejnym razem też nic mu się nie
stanie. Stopniowo nabiera coraz większej pewności. Na tym właśnie przejechał się Kubica. Fantastyczny kierowca. Ale
poczuł się nieśmiertelny i na zakręcie pojechał znacznie szybciej, niż powinien. Po drugie trening kulturowy. Proszę
sobie uświadomić, że my dopiero od 20 lat żyjemy w niepodległym państwie, wcześniej była komuna
a jeszcze wcześniej wojna
Właśnie. A przed wojną zabory. Z pokolenia na pokolenie przekazywano, że władza jest wrogiem, a prawo należy
omijać. Bo jest krzywdzące, nie nasze. Obchodzenie prawa było powodem do dumy raczej niż wstydu. To wciąż pokutuje
w kierowcach.
Ale będzie lepiej. Na Euro 2012 remontuje się drogi. Przyzna pan, że prędkość prędkością, ale gdybyśmy mieli
lepsze drogi, wypadków byłoby mniej.
To mit. Najcięższe wypadki zdarzają się na świeżo wyremontowanych jezdniach. Bo jak jest gładko i równo, jedziemy
dużo szybciej.
A korki? Tak nas stresują, że za siebie nie odpowiadamy.
To akurat prawda. Kierowca w korku (czytaj: w stresie) zaczyna popełniać błędy w ocenie czasu, prędkości, dystansu
do innych pojazdów. Do tego dochodzą inne czynniki. Na przykład potrzeby fizjologiczne. W skutek tego widzi pan
sytuację na drodze zupełnie inaczej, niż ona wygląda. Odległości między pojazdami wydają się coraz większe. W dodatku
gdy zaczyna się pan spieszyć, czas wewnętrzny zaczyna płynąć inaczej. To wpływa na postrzeganie. I w końcu popełnia
pan błąd. Taki sam stres przeżywają kierowcy ponaglani przez szefów do szybszego wypełnienia obowiązków.
1 z 3
20110412 10:44
712326520.002.png 712326520.003.png
Jesteśmy mierni
http://wyborcza.pl/jazdapopolsku/2029020,113777,9418994.html?sms...
A więc najniebezpieczniejszy jest przedstawiciel handlowy stojący w korku i odbierający kolejny telefon od
szefa?
Wszystko na to wskazuje. No i jeszcze zastrzeżenie: to raczej mężczyzna. Bo mężczyźni są gorszymi kierowcami. Kiedy
spojrzy pan na statystyki, to zobaczy pan, że statystyczny facet powoduje wypadek raz na 4,3 mln przejechanych
kilometrów. A kobieta na 6,7 mln.
Skąd to się bierze?
Dla mężczyzny prowadzenie auta jest bardzo ważnym elementem samooceny. To się wiąże z testosteronem,
rywalizacją. Dlatego jest kierowcą agresywnym, ryzykanckim, a to skutkuje wypadkami. Kobiety funkcjonują inaczej.
Używają obu półkul mózgowych, mają bardziej podzielną uwagę, ale trochę dłużej podejmują decyzje. Dzięki temu
rzadziej jadą, gdy nie mają stu procent pewności, że można. Ale jadą bezpieczniej. A zauważył pan, że mężczyzna parzy
herbatę w milczeniu?
Jakoś nigdy. A dlaczego?
Po prostu trudniej mu skoncentrować się na kilku czynnościach naraz. Jak herbata, to nie mówienie. I tak samo jest na
drodze jedna czynność naraz. No i na koniec: jesteśmy zbyt pewni siebie. 85 proc. panów uważa, że jest lepszym
kierowcą niż inni.
W Brukseli przeżyłem szok. Przechodziłem przez szeroką ulicę w niedozwolonym miejscu. Kierowca, któremu
zablokowałem płynny przejazd, nie tylko na mnie nie zatrąbił, ale przyjaźnie pomachał mi ręką. U nas też się
takie cuda zdarzają?
Raczej nie. Mamy zupełnie inną kulturę. W Polsce się uczy, że pieszy ma uprzywilejowaną pozycję tylko na przejściu. I
tyle. Ale nigdzie nie mówi się, że pieszemu należy ustępować w innych sytuacjach. Mało tego, nie ma przepisu
nakazującego ustępowania, gdy pieszy stoi na chodniku przed pasami. Nie ma żadnego nacisku na kulturę jazdy w tym
zakresie. Tymczasem w Niemczech, Austrii coś takiego istnieje. Jak pan spojrzy na statystki wypadków z udziałem
pieszych, to zobaczy pan, że często potrącany jest ten przechodzący na zielonym świetle. Nawet infrastruktura drogowa
faworyzuje pojazdy.
Co musi się stać, żeby te "dzikie" zachowania się zmieniły? Czy wystarczy poprawić prawo, czy trzeba
naprawić cały proces uczenia kierowców?
I to, i to. Jakość prawa o ruchu drogowym w Polsce jest fatalna. Jest dużo sprzecznych przepisów, notorycznie
spóźniamy się z wdrażaniem dyrektyw unijnych. Z drugiej strony przepisy dotyczące szkolenia kierowców. Czy w ciągu
30 godzin można nauczyć kogoś jeździć? W życiu! A szkoły jazdy konkurują cenowo i jeśli ktoś prowadzi porządne
szkolenia, to po prostu mniej zarabia. Potrzebne są urzędowe ceny nauki jazdy i ostrzejsze kryteria jej prowadzenia i
kontroli. Instruktorzy nauki jazdy często są osobami przypadkowymi, bez kierunkowego wykształcenia czy doświadczeń
zawodowych, gdyż nie ma takich wymogów. Zawód instruktora nie występuje w klasyfikacji zawodów, a w obiegowej
opinii jest to osoba towarzysząca w przejażdżkach, podczas gdy tak naprawdę jest nauczycielem. Należy także
systemowo zadbać, aby ruch drogowy był ergonomiczny, czyli uwzględniający ułomności człowieka, a w tym względzie
zarządom dróg zdecydowanie brakuje kreatywności.
No to spróbujmy ocenić kierowców. Przyjmijmy skalę szkolną: od jednego do sześciu.
Za znajomość przepisów i ich poszanowanie wystawiam jedynkę. Z tym jest tragicznie. Inna sprawa, że przepisy są
niestabilne. Prawo o ruchu drogowym przyjęto w 1997 roku i od tej pory wniesiono do niego ponad 180 zmian.
Kultura jazdy?
Mocno spadła na początku lat 90., gdy pojawiły się nowe stresy związane z szybkością życia, z korkami. Teraz
stopniowo się odbudowuje, ale do ideału daleko. Oceniam na trzy z małym minusem.
Technika?
Jest kiepsko. Z jednej strony kierowcy się nie doszkalają. Z drugiej nabierają kiepskich nawyków, których nie
poprawiają instruktorzy. Np. notorycznie korzystamy ze sprzęgła w czasie hamowania, słabo wykorzystujemy hamowanie
silnikiem.
A to bardzo źle?
Jak się pan przyzwyczai, że jednocześnie naciska pedał sprzęgła i hamulca, to jak pan zareaguje w sytuacji awaryjnej?
Nawykowo, prawda? Marnując dodatkowe pół sekundy. To samo z trzymaniem kierownicy na odpowiedniej wysokości,
prawidłowym ustawieniem fotela, zagłówka czy lusterek. To wszystko utrudnia prawidłowe reagowanie w sytuacjach
zagrożenia bądź to zagrożenie powoduje. A niech pan przyjrzy się, ilu kierowców rozmawia przez komórki.
Chyba co drugi.
Właśnie. A pewnie niewielu wie, o co z tą komórką chodzi. Wcale nie o to, że nie możemy jedną ręką wykonać
manewru. Raczej o to, że mamy ograniczone pole uwagi. Nie możemy jednocześnie rozmawiać przez telefon i reagować
prawidłowo na wszystkie sygnały "z ruchu". Mózg nie daje rady. Kiedyś przeprowadzono eksperyment polegający na tym,
że kierowcy rozmawiali przez telefon komórkowy i jednocześnie musieli odpowiadać na pytania z zakresu tabliczki
mnożenia od 1 do 10. Aż 70 proc. odpowiedzi było błędnych. Wniosek? Kiedy rozmawiamy przez komórkę, nie wiemy, ile
jest trzy razy pięć, a co tu mówić o radzeniu sobie na rondzie w godzinach szczytu. Kierowcy nie doceniają też
zmęczenia. Po ośmiu godzinach jazdy nasze reakcje wydłużają się od 50 do 75 proc. Dlatego z techniki jazdy dałbym
dwóję, ponieważ technika to nie tylko naciskanie pedałów, kręcenie kierownicą czy operowanie dźwignią zmiany biegów.
Szybko liczę i średnia wychodzi "dwója". Polacy to mierni kierowcy?
Tak uważam. Wynika to z wielu czynników z pośpiechu, z tego, czym jeżdżą, z systemu szkolenia.
Słowo na koniec?
Pamiętajmy, że na drodze zawsze może wydarzyć się coś zupełnie niespodziewanego. Nic nie da zapinanie pasów
2 z 3
20110412 10:44
712326520.004.png
Jesteśmy mierni
http://wyborcza.pl/jazdapopolsku/2029020,113777,9418994.html?sms...
bezpieczeństwa, jeśli nie zwrócimy na to uwagi pasażerom z tyłu. Przy 90 km na godzinę pasażer będzie napierał na fotel
kierowcy z siłą 2 tys. kg. Nie ma szans, żeby fotel wytrzymał. Dam przykład. Pewien starszy pan pojechał na działkę,
narwał czereśni i dwie pełne skrzynki włożył do bagażnika. Zapomniał dopiąć kanapy. Miał kolizję, dość niegroźną: auto
wyglądało jak po stłuczce. A mężczyzna nie przeżył, bo skrzynki z czereśniami przy uderzeniu otworzyły kanapę, poleciały
do przodu, złamały fotel i kręgosłup kierowcy. Diabeł tkwi w szczegółach, a wypadki drogowe podobnie jak katastrofy
lotnicze zawsze mają szereg przyczyn, których łączne wystąpienie powoduje dramat.
* Stanisław Śliwa, psycholog transportu, wykładowca instruktor nauki jazdy, egzaminator, technik mechanik
samochodowy. Pracuje w szkole jazdy AgoraMiraż w Bydgoszczy
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl www.gazeta.pl © Agora SA
3 z 3
20110412 10:44
712326520.005.png 712326520.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin