Magia Krwi 46.rtf

(45 KB) Pobierz

Tłumacz: unbelievable

Beta: Serena_

 

46. Gra

 

 

Ron obudził Harry’ego następnego ranka.

- Hm? – mruknął Potter.

- Idziemy na śniadanie?

- Tak przypuszczam. – Harry usiadł, ziewając. – Pozwól mi się ubrać.

Pomyślał, że wcale nie czuł się lepiej w związku z tym, co zrobił Weasley; po prostu utrata takiej przyjaźni byłaby zbyt absurdalna. Kiedy weszli do Pokoju Wspólnego, wciąż zastanawiał się jak powinien traktować teraz Rona. Hermiona czekała na nich, a raczej tylko na rudzielca. Zarumieniła się delikatnie, gdy zobaczyła Harry’ego.

- Cześć – powiedział Potter.

- Dzień dobry. Jak się czujesz?

- Dobrze. Wciąż potrzebuję… - zamilkł na chwilę. – W dalszym ciągu muszę porozmawiać z Dumbledore’em – oznajmił.

- Mogę iść z tobą? – zapytała panna Granger.

Ton jej głosu wskazywał, że prośba zawierała w sobie słowa „musimy porozmawiać”. Harry wahał się przez chwilę, zanim ostatecznie się zgodził.

W milczeniu wyszli z Pokoju Wspólnego i skierowali się w dół schodów. Hermiona odezwała się dopiero, kiedy skręcili w korytarz, gdzie znajdowało się biuro dyrektora.

- Ostatniej nocy nic dla ciebie nie zrobiłam.

- Oczywiście, że zrobiłaś – odpowiedział Harry.

- Nie do końca.

- Powstrzymałaś mnie przed daniem się zabić. To już coś.

- Ty chyba nie…

Potter zatrzymał się i spojrzał jej prosto w twarz.

- Voldemort znajduje się o rzut kamieniem od Hogwartu – powiedział z naciskiem. – Wczoraj wezwał śmierciożerców. Chciałem tam pójść i szpiegować, bo są ludzie, których bezpieczeństwa pragnę. Prawie udało mi się przekonać samego siebie, że to dobry pomysł. – Harry wziął głęboki oddech i spojrzał poważnie na pannę Granger, której oczy były szeroko otwarte ze strachu. – Ostatniej nocy zrobiłaś bardzo wiele, jedynie będąc tam ze mną i nie besztając mnie zbyt wiele.

- Oh – wydukała Hermiona. Udało jej się przywołać na twarz drżący uśmiech. – Pewien blondyn posunął się za daleko, tak?

Harry zaśmiał się krótko.

- Nie zadawaj mi pytań, to nie będę kłamał.

- Rozumiem – stwierdziła ponuro panna Granger. Potter był przekonany, że tak nie jest. Wypuściła z płuc długi oddech. – Ta ostatnia noc… Często to robisz?

Chęć uspokojenia jej weszła w konflikt z wiedzą, że jej obawy były użyteczne. Musiał to skończyć. Po dość niezręcznej chwili wahania, odpowiedział:

- Oczywiście, że nie. – Czekał na jej skinienie, by dodać: - W pojedynkę to wcale nie jest zabawne.

Dziewczyna podniosła wyżej głowę, aby móc się w niego wpatrywać. Harry poczuł, jak jego uśmiech staje się coraz szerszy. Przypatrując się jej, podniósł pytająco brwi.

- Tak? – spytał drwiąco.

Spojrzała na niego ze złością.

- Jak zamierzasz uratować świat, jeżeli zachowujesz się tak, jakbyś musiał zatrzymywać się i bawić włosami wszystkich dookoła?!

Rozbawienie Harry’ego momentalnie zniknęło.

- Nie oczekuje się ode mnie, że ocalę świat – powiedział ponuro – tylko tego, że zabiję Voldemorta. Nie mam pojęcia, jak mam to zrobić. Nie chcę zabijać.

Hermiona wyglądała na ogłuszoną.

- Oh, Harry! – zawołała z sympatią, obejmując go.

Poddał się temu dotykowi, starając się nie pozwolić, aby odczuwany komfort przypominał mu o rzeczach, które bolały.

- W każdym razie – powiedział cicho, chowając głowę w jej włosach. – Sądzę, że mało prawdopodobne jest, że coś, co trwa piętnaście minut, z czego tak naprawdę tylko pięć ma znaczenie, bardzo zniszczy moje szanse. Teraz idź na śniadanie. Naprawdę muszę porozmawiać z profesorem Dumbledore’em.

 

*

 

- Harry! Co za nieoczekiwana przyjemność! – powiedział serdecznie dyrektor. – Usiądź, proszę.

Siadając, Potter patrzył na niego niepewnie.

- Oczekiwał pan tego? – zapytał.

- Nieoczekiwanej przyjemności, przyjemności samej w sobie, czy zajęcia przez ciebie miejsca? – odpowiedział wesoło Albus.

- Chodziło mi o tę część z „Usiądź, proszę”.

- Być może nie było to całkowicie nieoczekiwane – przyznał Dumbledore z lekkim uśmiechem. – Mimo wszystko nie byłem pewny, czy przyjdziesz. – Starzec skinął głową. – I oczywiście zawsze przyjemnie cię widzieć.

- Dziękuję – odrzekł grzecznie Potter. – Chciałem… Czy Severus wrócił?

- Tak. Przybył przed północą.

- Naprawdę musi wracać tam w niedzielę?

Dumbledore przez chwilę wyglądał na zdumionego; potem na rozczarowanego.

- Twój ojciec poinformował mnie, że potrafisz kontrolować się na tyle, aby zatrzymać wizje.

- Nie wydaje mi się, żeby próbowały pojawić się, kiedy nie śpię. Przynajmniej już nie – wyjaśnił pospiesznie Harry. – Wieczorem, przed pójściem spać, upewniam się, że oczyściłem umysł tak dokładnie, jak to tylko możliwe, więc nie pojawiają się również kiedy śpię. Ale ta… Zasnąłem, czytając podręcznik do transmutacji. Byłem całkowicie nieprzygotowany.

- I co zrobiłeś? – zapytał dyrektor.

- Już wcześniej kazałem moim przyjaciołom zabronić mi wychodzić gdziekolwiek, więc bardzo dobrze o to zadbano.

Dumbledore skinął głową.

- Mądry środek ostrożności. – Uśmiechnął się. – Mimo wszystko nie byłeś nieprzygotowany. Wciąż powinieneś być w stanie przerwać połączenie tuż po tym, jak rozpoczęła się wizja. Mogłeś to zrobić?

- Nie. Kiedy mam wizję, chcę zobaczyć wszystko.

- Być może powinieneś wziąć kilka lekcji również ode mnie.

- To mogłoby pomóc. Oh! Powiedziałem Draco… Malfoyowi, że to pan uczył mnie oklumencji.

- Czy młody pan Malfoy powinien być poinformowany o twoich umiejętnościach? – zapytał łagodnie stary czarodziej.

- Przypadkiem pokazałem je publicznie, niestety. Zapytał, kto mnie nauczył. On również potrafi oklumencję! Użyliśmy jej, aby zmieniać poziom głośności wykrywacza Kernera. Nikt inny nie zdawał się rozumieć, jak to zrobiliśmy, więc przypuszczam, że nikt oprócz nas jej nie zna.

Dumbledore zaśmiał się.

- Od lat nie widziałem, aby ktokolwiek był w stanie to zrobić! – Jego uśmiech na chwilę znacznie się powiększył. – Jeden z moich kolegów podczas wojny z Grindelwaldem był w stanie zagrać „Mary miała małą owieczkę”* w ten sposób. Raczej niewyraźnie, ale wciąż rozpoznawalnie. – Dyrektor spojrzał ostro na Harry’ego. – Zrobiliście to podczas zajęć?

Potter skinął głową.

- Patrząc na to z perspektywy czasu, to było raczej proste.

- Wiesz, profesor Lupin nie będzie mógł na was narzekać – zauważył Dumbledore, na powrót wpadając w wesoły nastrój. – Jeżeli to zrobi, profesor McGonagall będzie starała się ukryć uśmiech, a profesor Flitwick powie mu, że to nie jest nic ponad to, co mu się należy.

- Ma pan na myśli ponad bezczelność i przerywanie zajęć?

- W jeden z najbystrzejszych sposobów. W dodatku przez ucznia, który go oczarował.

Harry spojrzał w dół.

- I jednego, który tego nie zrobił. Teraz obawia się, że rozmawiam z Draco.

- Ach. – Dumbledore wyglądał na zamyślonego. – Sądzisz, że przebywanie z młodym panem Malfoyem może ostatecznie wyrządzić ci jakąkolwiek krzywdę?

- Nie.

- W takim przypadku radziłbym, jak możesz zresztą przypuszczać, abyś to kontynuował. Osobiście nigdy nie pozwoliłem, aby opinia innych powstrzymała mnie przed nawiązywaniem relacji jakiegokolwiek rodzaju.

- Tak, jak mój ojciec.

- Owszem – przyznał dyrektor. – A jeżeli już o nim mowa… - dodał, przesuwając na bok kilka rzeczy leżących na biurku. – Zostawił dla ciebie wiadomość. – Podał Harry’emu złożony kawałek pergaminu. – Sugerował, abyś przeczytał ją tutaj, nie zabierając później ze sobą. Jako środek bezpieczeństwa, oczywiście.

Notka na widocznej stronie była zaadresowana do Harry’ego. Wewnątrz tekst zaczynał się bez jakichkolwiek pozdrowień.

 

Dziękuję za cierpliwość. Ulżyło mi, że nie znalazłem cię w swoich kwaterach wczorajszej nocy. Zdecydowałem się zmienić datę naszego spotkania na dzisiejszy wieczór, choć prawdopodobnie będę wolny dopiero po godzinie policyjnej. Zejdź na dół wcześniej i rozgość się. Przed wyjściem zablokuję sieć Fiuu. Dołączę do ciebie tak szybko, jak tylko będę mógł.

 

Harry spróbował powstrzymać uśmiech.

- Jestem zaproszony na dół po godzinie policyjnej.

- Tak, przedyskutowaliśmy to i Severus uzyskał moją zgodę. – Mimo to Dumbledore spojrzał ostrzegawczo na Pottera. – Jednakże nie ochronię cię przed karą, jeżeli zostaniesz złapany.

- Oczywiście – zgodził się Harry.

Przez chwilę obaj milczeli.

- Czy to wszystko? – zapytał łagodnie Dumbledore. – Czy jest jeszcze coś, o co chciałbyś mnie zapytać?

Złoty Chłopiec milczał przez chwilę, przygotowując się.

- Na czym stanęła kwestia tego, kto zostanie moim opiekunem? – zapytał.

- Nie będzie żadnych istotnych wiadomości do czasu rozprawy, która odbędzie się za piętnaście dni. Szczerze mówiąc, spodziewam się, że mój wniosek zostanie odrzucony. Lider osób podejmujących decyzje chce, abym przegrał, a moja prośba nie jest znacząca. Mogą nawet dać do zrozumienia, że kiedy ostatnio dano mi swobodę decydowania o tym, kto ma zostać twoim prawnym opiekunem, podjąłem decyzję, która nie okazała się szczególnie dobra dla ciebie.

- Więc co się stanie?

- Ministerstwo będzie domagać się opieki nad tobą. Mimo to muszą poczekać cztery tygodnie, aby dać czas na potencjalne złożenie apelacji. To daje nam czas do Zaduszek.

- Ale czy Knot w takim przypadku nie będzie miał nade mną kontroli przez ten miesiąc?

- Będzie ją miał, jednakże mało prawdopodobne jest, aby w tym czasie zrobił coś, co może wywołać niepokój obserwatorów. Podejrzewam, że pozostaniesz tutaj, żyjąc tak, jak do tej pory. Być może wyśle ci prezent albo cię odwiedzi, ale szczerze w to wątpię.

- A co z historią Severusa? Czy ludzie nie będą mieli obiekcji, kiedy przejdę pod opiekę kogoś, kto kiedyś był zadeklarowanym śmierciożercą?

- Z pewnością tak właśnie będzie, ale nie sądzę, by miało to znacznie. Severus jest twoim ojcem. W tym przypadku jedynymi zastrzeżeniami, jakie brano by pod uwagę, byłyby te, które pochodzą od ciebie. – Dumbledore zawahał się. – Szczerze mówiąc, skoro zostałeś poczęty wskutek rytuału Herem, jesteś całkowicie jego dzieckiem. Nawet Lily, gdyby żyła, nie miałaby do ciebie żadnego prawa.

- Słucham?

- Lily i James zadali sobie wiele trudu, aby móc cię chronić, Harry. Mogliby nawet trafić do Azkabanu za trzymanie cię z daleka od ojca.

Potter spojrzał w dół, przerażony.

- James – powiedział powoli, przypominając sobie – nazwał mnie swoim ukradzionym dzieckiem.

- Owszem – przyznał Dumbledore. – Herem jest Zaklęciem Dziedzica. Wywiązanie się z takiej umowy jest zarówno wymuszone prawem, jak i, przynajmniej dla wielu, święte. Zostałeś stworzony, aby zostać spadkobiercą Severusa Snape’a.

Harry myślał nad tym przez chwilę.

- Czy to zaszkodzi ich reputacji? – zapytał.

Dumbledore wyglądał na zaskoczonego tym pytaniem.

- Być może – przyznał. Uśmiechnął się ciepło do Harry’ego. – Przede wszystkim jednak wśród tych, którzy już teraz ich nienawidzą. Nie martw się tym. Ogólnie rzecz biorąc, cała ta sprawa będzie postrzegana jako romantyczna tragedia miłosna, gdzie znaczną rolę odegrał honor. Społeczeństwo w większości z łatwością im wybaczy.

- Sądzi pan, że mieli prawo do tego, co zrobili? – zapytał nieśmiało Potter.

Poczuł ukłucie strachu, zdając sobie sprawę, że nigdy nawet nie pozwolił sobie pomyśleć, że mogłoby być inaczej.

Dumbledore westchnął.

- Rozważałem to przez wiele godzin tuż po tym, jak Severus odwiedził mnie z listem od Lily. Nie jestem pewien. Mieli wtedy więcej kontroli niż on; oboje byli opanowani i opierali się Voldemortowi. Niewątpliwie byli lepiej sytuowani, aby wychować dziecko. Przed ich śmiercią uważano, że mieli większe szanse na przeżycie. Severus był strasznie lekkomyślny w czasach przed pierwszym upadkiem Voldemorta. Z kolei po nim stał się bardziej przepełnionym goryczą melancholikiem, ale koniec końców skończył narażając siebie. - Dumbledore oparł się wygodniej, wygładzając brodę. – Okazałeś się dla niego czymś dobrym – powiedział. – Zauważyłem u niego przebłyski humoru, o których myślałem, że już dawno bezpowrotnie zniknęły. Myślę, że być może on również okazał się czymś dobrym dla ciebie. – Albus uśmiechnął się. – A czy dziecko poprawiłoby wtedy w jakikolwiek sposób jego reputację? Nie wiem. Prawdopodobnie jeszcze bardziej by ją pogorszyło. Jeżeli do publicznej informacji przedostałaby się wiadomość, że celowo stał się ojcem dziecka czarownicy pochodzącej z mugolskiej rodziny, Severus z pewnością nie mógłby dla mnie szpiegować. – Dumbledore wstał. – Nie ma sensu spekulować. Co się stało, to się nie odstanie. Chcieli dobrze, tego jestem pewien. – Spojrzał na zegarek. – Myślę, że masz wystarczająco dużo czasu, żeby zejść na dół do Wielkiej Sali, wziąć ze stołu trochę jedzenia i zjeść je w drodze na zajęcia.

Usłyszawszy ostatnie zdanie dyrektora, Harry wiedział, że został odprawiony.

- Miłego dnia, profesorze – powiedział i uciekł.

 

*

 

Harry przypomniał sobie, że musi zacząć przygotowywać wymówkę związaną z "charłaczymi narkotykami" na nieobecność dzisiejszej nocy i zrobił, co tylko mógł, aby zachowywać się z drażliwością, jakiej nigdy nie okazywał. W tym celu spędził większość część dnia na próbach zniechęcenia Hermiony, która starała się rozmawiać z nim o problemie pokonania Voldemorta. Głównie starał się być uprzejmy zarówno dla niej, jak i dla Rona tylko po to, aby momentami całkowicie ich lekceważyć. Miał nadzieję, że panna Granger nie złoży jego zachowania na karby „bąbelkowego eliksiru”, który nigdy wcześniej nie spowodował żadnych niepokojących efektów. Zanim minęły wszystkie lekcje, Hermiona najwyraźniej postanowiła dać mu spokój przez resztę dnia, ostatecznie oddalając się, aby uczyć się w bibliotece. Ron zaakceptował zachowanie przyjaciela z umyślną pokorą, ale Potter był w stanie powiedzieć, że rudzielec staje się coraz bardziej rozdrażniony, tolerując go jedynie przez względu na swego rodzaju pokutę. Czterdzieści minut przed czasem, kiedy zamykano bibliotekę, a uczniowie powinni być już w swoich domach, Harry zdecydował, że musi wypożyczyć książkę. Podniósł torbę i wyszedł, zostawiając Rona w Pokoju Wspólnym.

Gdy dotarł do parteru zamku, schował się w jednej z niszy, założył pelerynę niewidkę i spokojnie zszedł do lochów. Dotarł do kwater Severusa bez żadnych incydentów, przygotował sobie herbatę i usiadł przy kuchennym stole, aby zająć się esejem z transmutacji.

Napisał dziewięć cali zamiast wymaganych siedmiu i pracował nad podsumowaniem, kiedy usłyszał charakterystyczny dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Dało się słyszeć wymruczane pod nosem słowo, zbyt odległe, aby móc je zidentyfikować i głośniejsze:

- Harry?

- Tutaj – zawołał Potter w odpowiedzi.

Snape pojawił się w drzwiach, falując czarnymi szatami. Przez moment stał w nich, patrząc wyniośle przed siebie, a na jego twarzy widniało skonsternowanie. Nagle opadł na krzesło i ukrył twarz w dłoniach.

- Herbaty? – zapytał Harry.

- Poproszę – mruknął Mistrz Eliksirów.

- Co to było? – kontynuował Gryfon. – Trójgłowe psy? Eksplodujące eliksiry?

- Gorzej – warknął Snape. – Rodzice.

Potter roześmiał się.

- Śmiej się – powiedział Severus zranionym tonem. – Nie spędziłeś ostatnich dwóch godzin, próbując wyjaśnić Warringtonom, że choć mogę uczynić wyjątek w zasadach przyjmowania uczniów na zajęcia dla tych, którzy uzyskali Powyżej Oczekiwań na sumie z eliksirów, dwa zadowalające nie wystarczą, aby pozwolić dzieciakowi uczestniczyć w zaawansowanych lekcjach bez szkody dla pozostałych studentów. A jeżeli ja nie obniżę dla niego swoich wymagań, opiekunka Gryffindoru z pewnością nie zaniży własnych w kwestii transmutacji. I tak dalej. – Wziął filiżankę herbaty, którą Harry postawił przed nim na stoliku i ogrzał ją zaklęciem. – W każdym razie udało mi się to załatwić i mam nadzieję, że to ostatni rodzice, jacy odwiedzili mnie w tym roku. – Podniósł wzrok, biorąc łyk herbaty. – A jak minął twój tydzień?

- Okropnie – odpowiedział Potter. – Ron i Hermiona byli nieznośni do poniedziałkowego popołudnia, kiedy wyszedłem z Malfoyem, a potem nagle postanowili przeprosić. Przyznali, że przekazywali mu informacje o mnie, ale myślę, że to tylko dlatego, iż groził im szantażem. Ostatniej nocy rozpaczliwie chciałem pójść za tobą, więc zmusiłem ich, żeby nie pozwolili mi nigdzie wychodzić. Potem zasnąłem, odrabiając lekcje i połączenie się otworzyło, bo nie byłem przygotowany. Musiałem patrzeć na ciebie i…

- Nie powinieneś potrzebować być przygotowanym. Jeżeli twoja reakcja na zobaczenie mnie pokazała mu cokolwiek…

- Nie sądzę, żeby był świadom mojej obecności, choć to zazwyczaj oczywiste. Rozmawiałem o tym z Dumbledore’em i chce udzielić mi kilku dodatkowych lekcji. Jeżeli chcesz, mogę też popróbować z tobą.

- Chcę – odpowiedział z naciskiem Severus. – Przedyskutujemy to później. Co widziałeś?

Harry przywołał to wspomnienie, starając się ukryć swoje przerażenie wywołane faktem, że jego ojciec był przed obliczem Voldemorta, bardziej precyzyjnie skupiając się jedynie na strategicznej kwestii. Świadomie nie wspomniał o najbardziej upokarzających momentach, jakie widział, ale mimo to dostrzegł, jak twarz Snape’a pociemniała, kiedy następne słowa wydostały się z ust Pottera.

- Kilka razy wyraził nieufność w stosunku do ciebie – odezwał się niezręcznie Harry. – A ty dowodziłeś swojej lojalności.

- I? – zapytał Snape.

- Tutaj wszystko się skończyło. Spojrzał na ciebie, a mnie przeszył okropny ból. Moment później obudziłem się na podłodze pokoju wspólnego, a Ron, Hermiona i Dean mnie trzymali.

- Ach. Potraktował mnie zaklęciem Cruciatus po raz kolejny podczas używania na mnie legilimencji. To oczywiście sprawiło, że ból odwrócił się przeciwko niemu, ale mogło również umożliwić wykorzystanie mentalnych powiązań.

- Och. Więc dostałem większą dawkę, niż zwykle, jak sądzę.

- I co było dalej?

- Cóż. Powiedziałem przyjaciołom, aby powstrzymali mnie przed wyjściem, więc nie było sensu w próbach odnalezienia cię. Choć i tak stwierdziłem, że muszę być gdzieś, gdzie jest ciszej, więc przenieśliśmy się do pustego pomieszczenia. Wyprodukowałem tak wiele tych bąbelków, że nawet Hermiona, która żadnego nie dotknęła, zrelaksowała się. Wprawdzie tylko dlatego, że każdy inny był rozluźniony. Poza tym, to był całkiem udany wieczór, ale teraz Hermiona znowu się o mnie poważnie martwi. Nie mogę jej tego wyperswadować, bo to jest przydatne. – Wzruszył ramionami. – Więc musisz tam wrócić w niedzielę.

- Tak. Będę tam od momentu, kiedy zapadnie mrok do wschodu słońca.

- Nie martwi cię to?

- Nie, nie do końca. Żądał tego już wcześniej. – Severus zawahał się. – To atak bardziej mnie niepokoi. Atak, o którym nie usłyszałem jeszcze żadnego szczegółu. Nawet nie wiem, którzy sojusznicy są w niego zaangażowani.

- A inni wiedzą?

- Sądzę, że niektórzy tak, ale niewielu. – Czarne oczy zabłyszczały, kiedy Snape podniósł nagle wzrok. – Nie wszystkie podejrzenia spadają na mnie. Czarny Pan stał się bardzo ostrożny względem swoich planów, od kiedy Rookwood złożył zeznania zeszłej wiosny po tym, jak go schwytano.

- Powinniśmy spróbować coś zrobić?

- Trudno powiedzieć, co moglibyśmy, nie znając charakteru ataków. Dumbledore organizuje pewien poziom ochrony Hogsmeade. Nowe miejsce spotkań preferowane przez Czarnego Pana znajduje się na obrzeżach wioski na terenie, który niedawno został zakupiony przez jednego z kuzynów Goyle’a. To pozycjonowanie może wskazywać, że cele są w pobliżu.

Severus przesunął się i odstawił pusty kubek po herbacie.

- Czy ten esej jest na jutro?

- Tak, ale jestem już w trakcie pisania podsumowującego akapitu.

Snape wstał.

- Nie spiesz się, ale spotkaj się ze mną w salonie, kiedy skończysz.

Z tymi słowami mężczyzna wyszedł, po raz kolejny wirując szatami. Harry przeniósł wzrok na pergamin, starając sobie przypomnieć co myślał na temat jakościowego transferu mocy.

 

*

 

Gdy Potter wszedł do salonu, Severus zdążył już rozpiąć guziki przy kołnierzu formalnej szaty. Siedział w swoim zwyczajowym fotelu, kontemplując wciąż pełen kieliszek ciemnego, czerwonego wina. Harry przypatrywał mu się przez chwilę.

- Elegancko i melancholijnie – oznajmił. – Coś na kształt dziewiętnastowiecznych zwyczajów. Może osiemnasto. Nie jestem zbyt dokładnie obeznany z tym tematem.

- Słucham? – odpowiedział Snape, próbując przełknąć śmiech.

- Mówię o tobie. – Harry usiadł na pobliskim końcu kanapy, podciągając kolana do piersi. – Choć nie jestem pewien co do kwestii wina – kontynuował. – Absynt bardziej pasowałby do całokształtu, chociaż to opium byłoby najlepsze.

Słysząc to, Severus roześmiał się.

- Jeżeli kiedykolwiek będę szukał narkotyku pasującego do mojej postawy, z pewnością nie zapytam o to ciebie.

Młodzieniec przytaknął wesoło.

- Podejrzewam, że to raczej mugolska interpretacja. Więc – zapytał – o czym rozmyślałeś?

Snape spojrzał na Harry’ego raczej uważnie, a następnie ponownie skierował swoją uwagę na kieliszek wina.

- Profesor Lupin – powiedział oficjalnie – przyszedł porozmawiać ze mną o tobie.

- Och.

- To było raczej dziwne. Tylko jeden wciąż nauczający profesor wie, że jestem twoim ojcem i pojawia się w moim gabinecie, domagając się wymiany zdań na temat mojego syna.

Snape spojrzał na Gryfona z ukosa, słysząc jego chichot.

- Był wyjątkowo przekonujący.

- Więc co ci powiedział? Że przerwałem zajęcia i wiem zdecydowanie za dużo o Czarnej Magii?

- Powiedziałem mu, że jego niezdolność do utrzymania dyscypliny w klasie nie jest moim problemem. Jego głównym zmartwieniem nie był fakt, że zakłóciłeś lekcję, ale twoja współpraca z młodym panem Malfoyem.

- Och. – Harry zastanawiał się, w jakim stopniu Snape je podziela.

- Uznałem tę kwestię za wytwór jego wyobraźni, w związku z czym byłem bardzo niezadowolony tego ranka, kiedy znalazłem cię siedzącego obok Draco i rozmawiającego z nim.

- Dlaczego? – zapytał Gryfon. – Przecież go lubisz, prawda?

- Lubię, ale nie powinieneś mu ufać.

- Nie ufam mu! – zaprotestował Harry. – Czekałem na szansę porozmawiania z tobą, by móc cię zapytać, co mam z nim zrobić. Przez większość czasu zachowywał się przyzwoicie w stosunku do mnie.

- Jeżeli był dla ciebie przyzwoity, z pewnością wprowadza w życie jakiś plan.

- Być może jest po prostu samotny.

- Malfoyowie nigdy nie są samotni.

Harry zmrużył oczy.

- Problem leży w tym, że to właśnie Draco czy w tym, że jest Malfoyem?

- Problemem jest fakt, że jest zwodniczym, manipulanckim zwolennikiem Czarnego Pana! Spróbuj choć raz pomyśleć, chłopcze!

- Wiem o tym wszystkim – przyznał chłodno Harry. – Choć może nie do końca masz rację z ostatnim oskarżeniem. Wydaje się – tak, słyszałem „manipulanckim” – kompletnie urażony faktem, że Czarny Pan nie uratował jeszcze jego ojca.

- Jak dużo czasu z nim spędziłeś?

- Niewiele. Zazwyczaj rozmawiamy przed eliksirami, z których idziemy razem na obronę. Tego dnia, kiedy bawiliśmy się oklumencją, złapał mnie na boisku. Zabrałem go za chatkę Hagrida, żeby pokazać mu żmiję, z którą czasami rozmawiałem…

Harry obserwował, jak Severus zaciska mocno szczękę, przełyka głośno napój i chrząka. Miał zabawne podejrzenie, że niemal sprawił, by profesor Snape zakrztusił się winem.

- Wybacz – powiedział Severus, wydmuchując nos.

- Punkt dla mnie! – oświadczył tryumfalnie Harry, ale Mistrz Eliksirów go zignorował.

- Często zdarza ci się rozmawiać ze żmijami?

- Teraz tak. – Harry przesunął się, aby móc wyprostować nogi i skrzyżował ramiona na piersi. – W końcu jestem wężousty. Wielka sprawa.

- Cóż, tak. W rzeczy samej. W mojej rodzinie nie było kogoś takiego od około trzystu lat. – Snape zamyślił się przez chwilę. – Prawdopodobnie było ich mniej po tej indyjskiej stronie, ale nie mamy dokładnych danych na ten temat.

- Ach tak! Więc niekoniecznie musiałem dorobić się tej umiejętności przy ataku Voldemorta!

- Ale tak właśnie było. Jeżeli dostałbyś ten dar w moich genach, ujawniłby się dopiero w tym roku. I nie wypowiadaj jego imienia!

- Och. Racja. – Harry wzruszył ramionami. – Mimo wszystko wydaje mi się głupim, żeby wstydzić się tej umiejętności. Normalne węże, jakie spotkałem, były w porządku.

- Normalne?

- W przeciwieństwie do bazyliszka i Nagini. – Harry ponownie wzruszył ramionami. – Wąż, którego nasłał na mnie Draco, był niezbyt przyjazny, ale kto by nie był, gdyby wyczarowano go z różdżki i ktoś taki, jak Lockhart uderzył go w głowę?

Severus parsknął.

- Co jeszcze robiłeś z Draco?

- To właściwie wszystko. Tego ranka rozmawialiśmy o Ronie. Ma mi mówić o wszystkim, co robi, kiedy nie ma mnie w pobliżu.

- A ty wierzysz, że powie ci prawdę? – zapytał zjadliwie Snape.

- Nie do końca. Pożyczyłem Weryfikator od Remusa. Jestem tak samo zainteresowany tym, co powie mi Draco, jak tym, co Ron.

Severus skinął twierdząco głową.

- Rozmawiaj z tym chłopakiem dalej, ale spróbuj robić to rozsądnie. Zapytam go, jakie są jego zamiary w stosunku do ciebie, gdyż jest oczywiste, że zauważyłem waszą współpracę.

- Raczej. Był strasznie oburzony, że odjąłeś punkty Slytherinowi! – Harry zamyślił się przez chwilę. – Czy na wczorajszej lekcji naprawdę użyliśmy czegoś, czym można kogoś otruć?

- Tak. Oczywiście jest to używane również po to, by poprawić smak niektórych eliksirów.

- Dlaczego tego nie używasz?

- W moich kręgach – powiedział Severus, sprawiając, że jego słowa zabrzmiały przerażająco – maskowanie smaku jakiejkolwiek mikstury uważa się za niegrzeczne. Zakłada się, że jeżeli go użyto, mikstura w jakiś sposób jest szkodliwa.

- Ale uczniów to nie obchodzi!

- Niektórych tak. – Czarne oczy Snape’a błyszczały jak węgiel. – Żaden z nich nie powinien być uczony, aby ufać eliksirom bez smaku i zapachu.

Potter zadrżał.

- Więc co powiedziałeś profesorowi Lupinowi? – zapytał z wahaniem.

Severus musiał pomyśleć o tym przez dłuższą chwilę. Harry zobaczył, jak jego szczęka zacisnęła się mocniej, ale nie mógł odczytać z twarzy starszego czarodzieja żadnego uczucia, które wyjaśniałoby taką reakcję.

- Nic – odezwał się w końcu. – Kłóciliśmy się i kazałem mu wyjść. – Wziął łyk wina, po czym spojrzał posępnie na kieliszek. – Myślisz, że Lupin się zmienia? – zapytał z roztargnieniem.

- Ma dość wybuchowy charakter – odpowiedział Harry po chwili namysłu. – Wydaje się być zmęczony, nawet jeśli do pełni księżyca jest daleko. Myślę, że to ma coś wspólnego ze stratą Syriusza.

- W pewien sposób stał się silniejszy – odezwał się Snape. – Potrzebuje wsparcia dla swojego gniewu, ale stawiał mi się dłużej, niż się spodziewałem. – Wziął kolejny łyk wina. – Wygląda na to, że to ty jesteś teraz tym wsparciem. Nie wiem, czy mi się to podoba.

- Chce, żebym odwiedził go w tygodniu – przyznał niepewnie Potter.

- Odwiedził? – mruknął Severus.

- Powiedział, że nie chce mnie stracić. – Harry uśmiechnął się. – Obawia się, że wpadnę w złe nawyki z powodu twojego wpływu. Lub Draco. Mogę? Nie widziałem go na stopie prywatnej, odkąd zaczął się semestr.

- Kiedy?

- W niedzielę? Od czwartej do szóstej?

- Wolałbym raczej tę sobotę. Chcę być w szkole za każdym razem, kiedy z nim przebywasz. I zjaw się na obiedzie. W przeciwnym wypadku zaatakuję go prawdopodobnie fałszywymi oskarżeniami.

- Mimo tego, że już teraz wiesz, że byłyby one bezpodstawne…

- Uwierzę we wszystko, jeżeli cię nie zobaczę.

 

Ich rozmowa zeszła na lżejsze tematy – jak brazylijskie węże, quidditch i Weasleyowie pod wpływem bąbelków – i Harry poczuł się zrelaksowany. Pokój oświetlony ogniem z kominka był znajomy i bezpieczny. Nawet okazjonalne, złośliwe wtrącenia jego ojca doprowadzały do przyjemnych pogawędek. Kiedy Severus przycisnął Harry’ego, aby ten powiedział mu o jego zabawie wykrywaczem, młodzieniec stał się podekscytowany, próbując opowiedzieć Snape’owi logistykę tego wydarzenia oraz późniejszą analizę Draco. Nie wahał się dołączyć do historii fragmentu o śmiałości Malfoya oraz własnej radości wywołanej wspólnymi manipulacjami dźwiękiem. Severus był rozbawiony i wyraźnie zadowolony z umiejętności Harry’ego, ale ostrzegł go, aby był bardziej dyskretny.

- Co przypomina mi – powiedział Potter, nawiązując do tej kwestii – że to właśnie ty powiedziałeś o parę słów za dużo kilka tygodni temu.

- Słucham?

- Mówię o tej wzmiance o Augustusie Maitlandzie, którą uraczyłeś Rona. To sprawiło, że Hermiona przeprowadziła śledztwo.

- Nie obchodzi mnie, kto wie, kim był Augustus. To publiczna informacja.

- Znalazła mnóstwo rzeczy na temat twojej klasy. Wyszperała nawet zdjęcie, na którym byłeś ty i Remus, choć ciebie nie rozpoznała. Jeżeli odnalazłaby fotografię, na której zobaczyłaby ciebie i moją mamę…

W umyśle Severusa momentalnie pojawiły się potencjalne następstwa.

- To nie przyszło mi do głowy.

- Znalazła opowieści dotyczące jego śmierci. – Harry uważnie obserwował swojego ojca. Snape wzdrygnął się mentalnie, ale nic nie odpowiedział. Potter zebrał się w sobie. – Dlaczego był sam?

- Bo nie było mnie z nim. – Kiedy Harry nie zadał żadnego więcej pytania, Severus kontynuował. – To nie był mój wybór. Wyraziłem niektóre ze swoich niepokojów związanych z tym celem, więc zdecydował się mnie zirytować, albo po prostu mi nie ufał. Okłamał mnie wtedy. Gdy aportowałem się na nasze spotkanie w stodole, na podwórku już roiło się od aurorów. Po raz kolejny udało mi się uciec. Dopiero rano dowiedziałem się, że zginął.

Głos Severusa był pewny, ale jego ręce drżały, powodując, że wino lekko falowało. Zauważył to i odstawił kieliszek, po czym splótł dłonie na piersiach.

- Gdybyś tam był, zabiłbyś pozostałe dzieci?

Mężczyzna pochylił głowę, ukrywając większość twarzy za kosmykami brudnych włosów.

- Tak – wyszeptał.

- Czy to była gra, jak słyszał James?

Snape wzdrygnął się.

- Tak, ale… - Wziął drżący oddech. – To były ferie zimowe na moim siódmym roku. Lucjusz to rozpoczął. Z perspektywy czasu wiem, że to była celowa intencja. Chciał, abyśmy obaj stali się bardziej bezwzględni, ale w tamtym czasie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin