Praktyka magiczna.doc

(20 KB) Pobierz

Praktyka magiczna

Starałem się poprzednio dać przegląd krytyczny różnych środków, stosowanych w praktyce magicznej, i ze stopnia ich skuteczności wywnioskowac, które są niezbędne, a których przydaltność jest mniej lub więcej wątpliwa. Od takiej oceny krytycznej oddzielić oczywiście należy przekonanie osobiste maga o skuteczności tego lub owego środka, jeżeli to przekonanie jego nie opiera się na stwierdzeniu doświadczalnem, lecz jest poprostu tylko wiarą, przejętą z tradycji ustnej lub pisemnej.

Otóż wydaje mi się, że do takich przekonań osobliwych zaliczyć można śmiało wiarę w skuteczność mantr, zaklęć i kabalistycznych "imion" demonów. Jeżeli kabalista, żmudnemi spekulacjami doszukujący się dla każdego działania magicznego innego imienia demona, potrafi w najlepszym razie zdziałać zaledwie tyle, co prosta czarownica, nie znająca żadnego innego "imienia" prócz swego "djabła", to skuteczność tych imion spada do zera. Jeżeli podobnież czarownicy wystarczy szeptać kilka słów bezsensownych, ktorych znaczenia oczywiście nie rozumie, a ceremonja maga uczonego podaje mu do każdego demona inne długie modlitwy, to i skuteczność tych modlitw wydać się musi mocno wątpliwą.

To samo odnosci się do ceremonjału. Czarownice i czarnoksiężnicy ludowi posługują się rytuałem bardzo prostym, jeżeli wogóle rytuałem nazwać można kilka ruchów rąk, skłanianie głowy, mruczenie jakichś niby łacińskich wyrazów, obchodzenie drzwi i okien chaty, wrzucanie kamyków do wody i t. p. "gusła", wywierające zresztą wrażenie raczej na widzów niż na samego celebranta. W porównaniu z tem rytual magji ceremonjalnej jest niesłychanie skomplikowany, jakgdyby - nieznanemu zresztą - twórcy tych niezliczonych przepisów zależało na tem, aby nagromadzeniem mnóstwa szczegółów utrudnić magowi ścisłe wykonanie ich wszystkich, a tem samem umotywować ewentualne niepowodzenie operacji.

Pewnem niewątpliwie jest natomiast jedno, że owe mantry i szczegóły rytuału, same w sobie bezwartościowe, mogą być środkiem wpływającym pośrednio na wyobraźnię maga i ułatwiającym mu tworzenie myslaków odpowiednich, oraz wprawiającym go w nastrój przydatny. Nastrój ten wiedzie do pewnego rodzaju autohipnozy, gdy działanie magiczne ograniczyć się ma na objawy podmiotowe, a do wyłaniania ektoplazmy, gdy mają być objawy przedmiotowe.

Dziś jednak, w wieku dwudziestym, gdy badania parapsychiczne wyjaśniły już wiele "okultystycznych" zagadek z dziedziny podświadomości i uzdolnień medjalnych, znane są nietylko prostsze lecz i skuteczniejsze sposoby wprawiania się w stany, w których mogą występować objawy, zwane dawnej magicznemi. Znamy w znacznej części "mechanizm" tych objawów, możemy zatem posługiwać się nim w sposób racjonalny, bez obciążania go balastem niepotrzebnych formułek i rytuałów.

W pewnej, mniejszej niż dzisiaj, części znany był ten mechanizm także hathajodze indyjskiej, skoro wypracowala metodę do posługiwania się nim w praktyce, metodę może nie najprostszą i nie najlepszą, ale dającą wyniki realne. Odstępstwem od drogi najprostszej były w niej tylko wytężające ćwiczenia cielesne, które dawały wynik zupełnie niewspółmierny do wysiłków w nie włożonych, a bezwartościowy do celów rzeczywiście magicznych. Inne natomiast rodzaje ćwiczeń zachowały do dzis pewną wartość, chociaż może mniejszą dla człowieka dzisiejszego, niż dla współczesnego rozkwitu hathajogi.

Są to ćwiczenia w przytłumianiu wrażeń zewnętrznych (pranajama), we władaniu uwagą (pratjahara) i w skupianiu jej na narządy wewnętrzne (dharana). Władania uwagą uczymy się od najwcześniejszych lat szkolnych i bez pewnej biegłości w tym kierunku życie współczesne - zwłaszcza w większych miastach - byłoby niemożliwe. W praktyce magicznej biegłość we władaniu uwagą powinna być tak znaczna, żeby ta uwaga nie wymykała się na żaden inny przedmiot poza tym, na którym ma być utwierdzona. Jest to potrzebne zarówno w telepatji (nadawczej i odbiorczej), jak w tworzeniu myślaków (względnie zużytkowaniu "gotowych" już egregorów) i w kontrolowaniu działań telekinetycznych.

Odwracanie uwagi od wrażeń zewnętrznych konieczne jest do wprowadzenie się w stan bierny (passiv), w którym bądźto odbiera się wiadomości telepatyczne (czytanie w czyjejś podświadomości), bądź używa się "zmysłów nadzmysłowych" (jasnowidzenie, rabdomancja, słyszenie duchów). Wtedy uwaga nie przyczepia się do żadnego wyobrażenia określonego, lecz trwa w stanie oczekiwania biernego, podobnie jak oczy otwarte szeroko w ciemności, gotowe pochwycić najsłabsze wrażenie optyczne.

Skupianie uwagi na narządy wewnętrzne zmierza do celu dwojakiego: naprzód do uświadamiania sobie ich funkcyj i do wpływania wolą na te funkcje (obieg krwi, trawienie, oddychanie), a następnie do uświadamiania sobie istnienia obok narządów fizjologicznych (gruczołów endokrynicznych) także narządów niefizycznych (kwiatów lotosu). Wprowadzenie tych narządów w ruch umożliwia rozdmuchanie "ognia wężowego" (kundalini), który budzi z uśpienia uzdolnienia medjalne (wyłanianie ektoplazmy).

A to jest wszystko, czego potrzeba do działania magicznego w praktyce. Można nie znać żadnej mantry, nie wykonywać żadnego rytuału, nie wzywać pomocy żadnego demona ani zmarłego, a mimo to zdziałać przynajmniej tyle, ile potrafi magja ceremonjalna. Jeżeli zaś zdarzają się i tu niepowodzenia, to źródło tkwi w porywaniu się na zadania, stojące w zbyt jaskrawej sprzeczności z tem, co uchodzi za godziwe. Podobnie bowiem, jak w marzeniach sennych każdego człowieka (i w hipnozie sugestyjnej) czynna jest pewna "cenzura moralna", chociaż u każdego inna, tak też i w magii - nawet najbardziej czarnej - są pewne granice, poza któremi potęga jej zawodzi.

Tak n. p. mag, rozporządzający zdolnościami medjalnemi dostatecznemi na to, żeby sobie ektoplazmą własną "przynieść" kwiatek z dalekiej łąki, nie zdoła w podobny sposób "przynieść" sobie pieniędzy z kasy państwowej. Nie zdoła podobnież nawiedzić skutecznie swym inkubem dziewicy zatopionej w modlitwie, ale powiedzie mu się to łatwo z kobietą lubiącą zabawy i uczty. Jeżeli jest wyćwiczony w telepatycznem czytaniu w podświadomości innych ludzi, zdoła im powiedzieć, co jedli wczoraj i o czem mówili ze znajomymi, ale nie wyczyta z podświadomości oficera sztabu żadnego planu wojskowego ani rozkazu tajnego. Gdy chce zaszkodzić wrogowi, może go zmusić do potknięcia się na gładkiej drodze i zwichnięcia nogi, ale nie do skoczenia w przepaść ze skały.

Ochorowicz przytacza za Despine'm stwierdzony przez trrzech lekarzy wypadek następujący: Do wioski francuskiej przyszedł żebrak, rzekomo głuchoniemy, a gdy w jednym domu dano mu strawę i miejsce na nocleg, pisaniem oświadczył, że umie czynić cuda, i wziął rękę obecnej w domu dziwczyny, aby "zobaczyć jej przyszłość". Gdy trzymał jej rękę, zbladła i zaniepokoiła się pod jego wzrokiem, a gdy odszedł na noc do stodoły, nie mogła usnąć ze strachu. Rano wczas wyszedł, ale po odejściu gospodarzy do pracy powrócił, usiadł w izbie i patrząc przenikliwie w oczy dziewczyny, robił jakieś ruchy rękami, aż zasnęła. Po zniewoleniu obudził ją i odszedł, a ona w nocy pod jego nieprzepartym wpływem pobiegła za nim i razem z nim nawpół przytomna wędrowała od wsi do wsi jako rzekomo obłakana, którą on się opiekuje z litości. Była ciągle pod jego władzą, mimo że pamietała wszystko i że czuła wstręt do niego. [1] wreszcie raz, gdy go na drodze zatrzymali żandarmi, zdołała uciec i dostać się do swych gospodarzy. Żebraka aresztowano i po rozprawie sądowej skazano go na 12 lat robót ciężkich, a dziewczyną zajęli się lekarze i stwierdzili u niej uzdolnienia medjalne.
Wypadek ten przypisuje Ochorowicz "raportowi magnetycznemu", jaki żebrak nawiązał między sobą, a dziewczyną, i przytacza więcej przykładów takiego "usypiania wbrew woli medjum". Jest to bezwątpienia działanie magiczne, ale równie pewne jest, że nie powiodłoby się na osobie inteligentnej i normalnej, podczas gdy działanie ułatwił tu niski poziom umysłowy dziewczyny wiejskiej i jej podkład medjalny. Pozatem sprawę, czy działanie magiczne na tak dużą skalę ma się udać, rozstrzygającą także względy "karmy", która w danym wypadku łączy maga z upatrzoną przez niego ofiarą; wiadomo bowiem, że takie opanowywanie woli powiedzie się magowi z jedną na sto osób, a drugiemu magowi ze znowu inną z tych stu osób, z tą właśnie, z którą łączą go węzły karmiczne.

Jasne jest z tego, że działanie magiczne ma tem trudniejsze warunki powodzenia, im bardziej jest samolubne, albo na czyjąś szkodę obliczone. Najmniej "władzy" rzeczywistej mają czarnoksiężnicy, którzy właśnie chcieliby mieć jak najwięcej, aby jej używać na szkodę innych. Władzę tę paraliżują względy karmiczne, nie dozwalające działać tam, gdzie nie ma żadnych węzłów z przeszłości, żadnych "długów" ze strony ofiary, nakazanych do "zwrocenia" ich magowi, a ponadto paraliżuje ją jakies podświadome, tkwiące na dnie duszy nawet najczarniejszego maga przeświadczenie, że zło ma mniej mocy niż dobro. wszak zdecydowani sataniści, popełniający świętokradztwa i zbrodnie z nienawiści do Boga, nienawidzą Go wlaśnie za to, że potęga Jego jest - ich własnem zdaniem - wyższa nad potęgę szatana.

Ta tkwiąca w każdej duszy ludzkiej wiara w wyższość dobra nad złem jest czynnikiem hamującym w każdem działaniu magji czarnej, a popierającym w magji białej, i nie da sie usunąć żadną sugestją własną lub obcą. Chcąc nie chcąc, liczyć się musi z tym czynnikiem każdy mag w swych operacjach, a jeżeli go nie uwzględnia świadomie, szuka przyczyny niepowodzeń w niedopełnieniu jakiegoś szczegółu ceremonij. Magja nowoczesna jednak, która już - jak wyżej wskazałem - ocenia trafnie małą wartość rytuału i zaklęć, uwzględniać musi wyższość dobra nad złem, a tem samem rezygnować z podejmowania działań wybitnie czarnomagicznych, jako skazanych zgóry na prawdopodobnie małe powodzenie.

Uważam to za jedno z najdonioślejszych następstw nowoczesnych badań parapsychicznych, że obok dorobku ściśle naukowego rozwiały w magji doszczętnie już niemal resztkę tajemniczości "okultystycznej", a przez to pchnęły ją z kierunku "czarnego" ku zdecydowanie "białemu". Skoro Magja jest tem bardziej bezsilna, im ciemniejsze ma zabarwienie, nie pozostaje zwolennikom cudowności nic innego, jak zwrócić się chęciami i pragnieniami w kierunku, który obiecuje więcej powodzenia, a zatem w kierunku magji białej.

Oczywiście stopień jej "białości" zależy wyłącznie od poziomu moralnego samego maga i nie przydałoby się na nic zalecać czarnoksiężnikowi, aby wszedł odrazu na drogę świętości. Jeżeli jednak przeświadczenie, że magja czarna jest wobec białej bezsilna, utoruje sobie drogę w opinji ogółu okultystów, wtedy czarna cofnie się w najniższe tylko warstwy ludzkości, między analfabetów i dzikusów. Tam była zawsze i tam jest jej miejsce właściwe, a wdarcie sie jej do warstw oświeconych w średniowieczu, możliwe było - jak sądzę - tylko wskutek zaćmienia umysłów spekulacjami kabalistycznemi. Ostatni "wielki" okres panowania czarnej magji był u schyłku epoki atlanckiej i skończył się wraz z "potopem", który pogrążył wyspę Poseidonis.


1 : W takich wypadkach pozostaje zawsze czynną jakaś część świadomości, która kontroluje wszystko i w danym wypadku zdoła wziąć górę.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin