Giovanni Boccaccio
Dekameron
Dzień pierwszy, drugi, trzeci, czwarty i piąty
Dzień szósty, siódmy, ósmy, dziewiąty i dziesiąty
Przełożył z włoskiego
EDWARD BOYE
SPIS TREŚCI
O PRZEKŁADZIE
WSTĘP
PROLOG
DZIEN PIERWSZY
Opowieść pierwsza SPOWIEDŹ CIAPPELLETTA
Opowieść druga PODROŻ ABRAHAMA Z PARYŻA DO RZYMU
Opowieść trzecia TRZY PIERŚCIENIE
Opowieść czwarta CIĘŻKI GRZECH
Opowieść piąta KURY
Opowieść szósta STO ZA JEDNO
Opowieść siódma POSKROMIENIE SKĄPCA.
Opowieść ósma SKĄPIEC GRIMALDI
Opowieść dziewiąta PĄTNICZKA
Opowieść dziesiąta ZAKOCHANY STARZEC
DZIEŃ DRUGI
Opowieść pierwsza MARTELLINO–KALEKA
Opowieść druga MODLITWA DO ŚWIĘTEGO JULIANA
Opowieść trzecia DZIWNE MAŁŻEŃSTWO
Opowieść czwarta LANDOLFO RUFOLO
Opowieść piąta ANDREUCCIO Z PERUGII
Opowieść szósta ZNALEZIONE DZIECI
Opowieść siódma ALATIEL, NARZECZONA KRÓLA ALGARBII
Opowieść ósma PRZYPADKI GRABIEGO ANTWERPII
Opowieść dziewiąta NIESZCZĘŚCIA POCZCIWEJ BIAŁOGŁOWY
Opowieść dziesiąta KALENDARZ STARYCH MĘŻÓW
DZIEŃ TRZECI
Opowieść pierwsza WILK W OWCZARNI
Opowieść druga KRÓL WŁOSY STRZYŻE
Opowieść trzecia SPOWIEDŹ
Opowieść czwarta DROGA DO RAJU
Opowieść piąta KOS I ŻONA
Opowieść szósta W MIŁOŚCI, JAK NA WOJNIE
Opowieść siódma PIELGRZYM
Opowieść ósma FERONDO W CZYŚĆCU
Opowieść dziewiąta GILETTA Z NARBONNY
Opowieść dziesiąta DIABEŁ I PIEKŁO
DZIEŃ CZWARTY
Opowieść pierwsza GHISMONDA I GUISCARDO
Opowieść druga MIŁOSTKI ARCHANIOŁA GABRIELA
Opowieść trzecia ZAZDROŚĆ
Opowieść czwarta NARZECZONA KRÓLA GRANADY, CZYLI NIESZCZĘŚNI
MIŁOŚNICY
Opowieść piąta LISABETTA Z MESSYNY
Opowieść szósta DWA SNY
Opowieść siódma DOWÓD NIEWINNOŚCI
Opowieść ósma OFIARY MIŁOŚCI
Opowieść dziewiąta OKRUTNY MĄŻ
Opowieść dziesiąta CUDOWNE PRZYTRAFIENIE PEWNEGO NIEBOSZCZYKA
DZIEŃ PIĄTY
Opowieść pierwsza PODWÓJNE PORWANIE
Opowieść druga STRZAŁY MARTUCCIA
Opowieść trzecia NA WŁOS OD ŚMIERCI
Opowieść czwarta SŁOWIK
Opowieść piąta DWAJ RYWALE
Opowieść szósta SZCZĘŚLIWE SPOTKANIE
Opowieść siódma VIOLANTA
Opowieść ósma OKRUTNE ŁOWY
Opowieść dziewiąta SOKÓŁ
Opowieść dziesiąta ZGODNY MĄŻ
DZIEŃ SZÓSTY
Opowieść pierwsza ZRĘCZNA ODPOWIEDŹ
Opowieść druga PIEKARZ
Opowieść trzecia FAŁSZYWA MONETA
Opowieść czwarta JEDNONOGI ŻURAW
Opowieść piąta SZPETNY WYGLĄD
Opowieść szósta DOWÓD SZLACHECTWA
Opowieść siódma NIEWIERNA ŻONA
Opowieść ósma DOBRA RADA
Opowieść dziewiąta GUIDO CAVALCANTI
Opowieść dziesiąta BRAT CIPOLLA
DZIEŃ SIÓDMY
Opowieść pierwsza POKUTUJĄCA DUSZA
Opowieść druga KADŹ I ŻONA
Opowieść trzecia W NAGŁYM PRZYPADKU
Opowieść czwarta KAMIEŃ I KOSA
Opowieść piąta MĄŻ SPOWIEDNIKIEM
Opowieść szósta PODWÓJNE OSZUSTWO
Opowieść siódma OBITY I UKONTENTOWANY
Opowieść ósma WITKA PANI SISMONDY
Opowieść dziewiąta ZACZAROWANA GRUSZA
Opowieść dziesiąta GOŚĆ Z TAMTEGO ŚWIATA
DZIEŃ ÓSMY
Opowieść pierwsza PRZYKRY ZAWÓD
Opowieść druga PRZYPADKI PROBOSZCZA Z VARLUNGO
Opowieść trzecia POCZCIWY CALANDRINO
Opowieść czwarta NA GORĄCYM UCZYNKU
Opowieść piąta SĘDZIA BEZ SPODNI
Opowieść szósta UKRADZIONA ŚWINIA
Opowieść siódma ZEMSTA UCZONEGO
Opowieść ósma ROGI ZA ROGI
Opowieść dziewiąta PRZYGODA MISTRZA SIMONA
Opowieść dziesiąta OSZUSTKA NA HAK PRZYWIEDZIONA
DZIEŃ DZIEWIĄTY
Opowieść pierwsza CIĘŻKIE PRÓBY
Opowieść druga BELKA I SŁOMKA
Opowieść trzecia CALANDRINO PRZY NADZIEI
Opowieść czwarta PRZYGODA CECCA ANGIULIERI
Opowieść piąta MIŁOSNA PRZYGODA CALANDRINA
Opowieść szósta NOCNE POMYŁKI
Opowieść siódma SEN TALANA
Opowieść ósma WINO ZA RYBY
Opowieść dziewiąta RADY SALOMONA
Opowieść dziesiąta GDYBY NIE OGON
DZIEŃ DZIESIĄTY
Opowieść pierwsza WSPANIAŁY KRÓL
Opowieść druga GHINO DI TACCO
Opowieść trzecia MITRYDAN I NATAN
Opowieść czwarta WSPANIAŁOMYŚLNOŚĆ MIŁOŚNIKA
Opowieść piąta CUDOWNY OGRÓD
Opowieść szósta RYBACZKI
Opowieść siódma KRÓL RYCERZ
Opowieść ósma DWAJ PRZYJACIELE
Opowieść dziewiąta PRZYTRAFIENIA SALADYNA I TORELLA
Opowieść dziesiąta GRYZELDA
POSŁOWIE
OBJAŚNIENIA
W uwagach, poprzedzających pierwsze wydanie jego przekładu, pisał Edward Boye:
„Tłumacz musiał się borykać z okresami cycerońskimi, zajmującymi połowę albo i więcej
strony. Nieraz, gdy się zdawało, że się już szczęśliwie do kropki dociąga, nagle gdzieś z boku
wyłaziło jeszcze jedno przeklęte zdanie podrzędne, niszcząc za jednym zamachem całą koronkową
robotę. Gdyby dać wierną kopię tych dłużyzn, polski przekład Dekameronu mógłby
stanowić lekturę interesującą tylko dla filologów. Dlatego też zrezygnowałem od razu z niewolnictwa
składniowego, rozczłonkowując niemiłosiernie każdy z tych zawiłych i ciągnących
się w nieskończoność okresów: jednakże skrótów nie przeprowadzałem żadnych, nawet tam,
gdzie Boccaccio wpada w sztuczną retorykę i po moralizatorsku ględzi. Dekameron tyle razy
już «przyprawiano», «skracano» i «oczyszczano», że nareszcie należy mu się raz przekład
pełny. Język przekładu jest z lekka archaizowany, oczywiście odpowiednik trzeba było wybrać
późniejszy, nastawiony raczej na wiek XVI – XVII...”
Stwierdzenia te nie pozbawione są przesady (zwłaszcza gdy idzie o charakterystykę stylu
Boccaccia), a zapewnienie tłumacza, że skrótów nie przeprowadzał żadnych, zawiera prawdę
tylko częściową. Nie pominął on istotnie żadnej z części składowych Bokacjuszowego dzieła,
nie zlekceważył przedmowy, prologu, wstępów i zakończeń poszczególnych „dni”. Nie uniknął
jednak opuszczenia tu i tam całych ustępów, prawdopodobnie przez niedopatrzenie. W
tekście przekładu nie brakło też innych, wcale licznych usterek. Znacznym tedy nakładem
pracy w pierwszym wydaniu powojennym (1948) usunąć przyszło różnorodne nieporozumienia,
zawinione zapewne głównie przez pośpiech w pracy, dowolności nie uzasadnione, dość
częste gubienie cząstek zdania lub określeń nieobojętnych dla sensu czy też kolorytu danego
ustępu, niekonsekwencje w brzmieniu i pisowni imion własnych.
Dość powiedzieć, że w dawnej redakcji przekładu zamiast „przebywającego w Granadzie”
zjawiał się ktoś „imieniem Granata”, a Karol I zamiast do Apulii wędrował do Anglii. Zamiast
po cichu ( pianamente) otwierać drzwi, otwierano je „na ścieżaj” ( pienamente). Saracenka,
„która mi już nieraz znaczne oddawała usługi”, stawała się tą, „której często posługuję”,
ktoś, wchodząc do komnaty, „ocknął się w objęciach swojej damy” zamiast rzucać się w te
objęcia, ktoś inny, zręczny akrobata, siadał „na powale”. Raz po raz zjawiał się zwrot „przed
dawnymi czasy”, będący dziwacznym zlepkiem „przed laty” i „dawnymi czasy”, nie brakło
kakofonii w rodzaju: „żoną swoją ją by uczynił” lub „chluby by wam nie przyniosła”. Zbyteczna
mnożyć przykłady. Ta garść dorywczo zebranych wystarczy, by uniknąć zarzutu gołosłowności.
Wprowadzając z konieczności wiele poprawek, by dochować wierności słowu i intencjom
oryginału, równocześnie jednak nie chciano zatrzeć indywidualnych rysów przekładu. Tłumacz
stale unowocześnia rytm Bokacjuszowej prozy, kładzie tamy rozlewnej wielomówności,
stroni od pleonazmów, trzebi skupione obok siebie przymiotniki, znaczeniem pokrewne, którymi
nowelista trecenta zwykł hojnie szafować, zrywa szeroko rozpiętą i przemyślnie splątaną
sieć włoskich okresów. Przykraca powłóczyste szaty, drapowane na klasyczną togę, wygładza
zbyt obfite kształty, zwłaszcza we wstępach, opisach i w momentach patetycznych.
Chociaż tu i ówdzie zatrzeć się przy tym mogły pewne odcienie, mniej lub bardziej znamienne
dla autora i jego epoki, nie wydawało się rzeczą właściwą nawracać wszędzie do oryginału,
by uczynić zadość wierności filologicznej. Definitywne ustalenie włoskiego tekstu
Dekameronu jest jeszcze sprawą przyszłości, jakkolwiek w latach ostatnich zbliżyliśmy się do
tego celu bardzo znacznie. Już wydanie, jakie dla zbioru Scrittori d’ Italia opracował A. F.
Massera (Bari 1927), było wyrazem wielkiej troski o poprawność. Zasadnicze problemy krytyki
Bokacjuszowego tekstu wysunął następnie z wielką przenikliwością Michał Barbi ( Sul
testo del Decameron, 1927 – obecnie w tomie La nuova filologia e l’edizione dei nostri scrittori,
1938), aż wreszcie nowe wydanie Wiktora Branca (Florencja 1951–2) oprzeć się już mogło
na 82 zbadanych rękopisach i chociaż nie rości sobie prawa do nazwy krytycznego, we
właściwym, pełnym tego słowa znaczeniu, nie ulega wątpliwości, że przyszły tekst krytyczny
niewiele od niego odbiegnie. Na tej podstawie można by podjąć dodatkową rewizję przekładu,
w którym niejedno budzi zastrzeżenia: naloty problematycznej archaizacji, maniera stylistyczna
tłumacza, niwelująca niekiedy pewne cechy oryginału, niedocenianie Boccaccia jako
artysty słowa. Ale obawiać się należy, że rezultat takiej nowej rewizji byłby zawsze połowiczny.
Poprzestano więc na nielicznych poprawkach, uzgadniając z nowym tekstem brzmienie
imion własnych itp. Tłumaczenie Boyego – odbiegające niekiedy tonacją od źródła – jest i
pozostać musi własną jego próbą spolszczenia w całości, a zarazem odmłodzenia setki opowieści,
której sześćsetlecie minęło w naszych oczach.
M. B.
Zaczyna się księga
DEKAMERON
w której zawiera się sto nowel,
opowiedzianych przez siedem białogłów
i trzech młodzieńców.
Ludzka to rzecz współczucie dla nieszczęśliwych; jeśli jest ono każdemu właściwe, to tym bardziej winno być znane człekowi, co sam, litości potrzebując, od drugich jej doznawał. Należę do liczby tych, którzy w potrzebie przyjaźni się nurzają, uczucie to wielce sobie cenią i niejedną milą chwilę mu zawdzięczają. Od najwcześniejszych lat mojej młodości aż po dzień dzisiejszy szlachetną i wzniosłą miłością jestem ożywiony, bardziej może – gdybym chciał o tym opowiadać – niżby tego niska moja kondycja oczekiwać pozwalała. A chociaż zyskiwałem pochwały i estymę ludzi pełnych ogłady, co o tych sprawach zasłyszeli, to przecież wiele
srogiego bólu miłość ta mi sprawiła; przyczyną jego było jednakoź nie okrucieństwo miłowanej
damy, lecz zbytni ogień mojej duszy, trawionej niepowściągliwym appetitem. Żądze te nie
pozwalały mi się kontentować tym, co posiadałem, i przyczyniały mi więcej boleści, niżby
należało. Wpośród tych wielkich cierpień, rozmowy z jednym z moich przyjaciół i pociechy, od niego doznawane, były dla mnie wsporem, bez którego z pewnością bólu mego bym przeżyć
nie mógł. Jednakoź według niezmiennego prawa, ustanowionego zrządzeniem Tego, kto
sam jest nieskończony, każda ziemska sprawa koniec swój mieć musi; tak się też stało z moją,
nazbyt płomienną namiętnością, której ani zdrowy rozsądek, ani żadna rada, ani myśl o czekających
na mnie niebezpieczeństwach i sromie przełamać i zwyciężyć nie mogły; dopiero
wszechmocna siła czasu powoli ją przytłumiała, tak iż dzisiaj ostało po niej jeno uczucie
ukontentowania, znane każdemu, komu obcy jest azard puszczania się na burzliwe namiętności
odmęty. Ciężko mi było na duszy, aliści ból minął i ostały mi się tylko mile wspomnienia.
Boleść sczezła, lecz żyje i do grobowej deski trwać będzie pamięć o dobrodziejstwach,
okazanych mi przez tych, co gwoli litości, odczuwanej dla mnie, moim cierpieniem cierpieli.
Nie ma, według mego zdania, szlachetniejszego uczucia n...
wojciuku