Czystość małżeńska III.doc

(52 KB) Pobierz
Czystość małżeńska III

Czystość małżeńska III

 

 

     Według danych statystycznych z krajów zachodnich, ponad 50% małżeństw stosujących środki antykoncepcyjne się rozwodzi. Wśród małżeństw stosujących naturalne metody planowania rodziny, które są oparte na okresowej wstrzemięźliwości, współczynnik ten wynosi 2-5%. "Cóż ma wspólnego jedno z drugim?" - zapyta ktoś. Niestety, nie ma tu pomyłki. Nie chcesz uśmiercić swojego małżeństwa, nie stosuj środków antykoncepcyjnych! Uczciwym byłoby umieszczenie takiego ostrzeżenia (zamiast gołej dziewczyny) na opakowaniach prezerwatyw, itp.

     Ośmielę się zauważyć, że współcześni ludzie słabo rozumieją swoją seksualność. Zdaje się nam tylko, że jest inaczej, bo przecież "jesteśmy dorośli", oglądamy telewizję, gdzie stale pokazuje się seks, czytamy "porady sercowe" w czasopismach, a może i podręczniki seksuologii, nie mówiąc już o własnych doświadczeniach. Po takiej edukacji teoretycznej i praktycznej współżycie małżeńskie staje się liche, choć ilościowo przynajmniej na początku małżeństwa może go być dużo. Ilość nie zmienia się jednak najczęściej w jakość. Wprost przeciwnie. Lekarstwem na nudę i pustkę współżycia małżeńskiego ma być -jak twierdzi np. pewne popularne czasopismo - urozmaicenie sobie współżycia według wzorów przedstawianych w pornograficznych filmach. Co będzie, jeśli i one się znudzą?

     Wzrasta liczba rozwodów, zdrad małżeńskich, gwałtów i innych przestępstw na tle seksualnym, zboczeńców, prostytutek, itd. Współżycie seksualne, zamiast być źródłem radości i szczęścia przynosi, rozczarowanie, smutek i życiowe tragedie. Czy nie tkwimy w kryzysie seksualności? Tkwimy! Wynika on, przynajmniej częściowo, z niewiedzy. Ta, którą posiadamy, jest często bardzo jednostronna, dotyczy głównie fizjologii funkcjonowania seksualnego. Ale człowiek to nie tylko fizjologia, biologia. W działanie seksualne zaangażowana jest nie tylko jego sfera fizyczna, ale i psychiczna, wolicjonalna, duchowa. Całą prawdę o człowieku, całą rzeczywistość człowieka trzeba wziąć pod uwagę, jeśli chce się zrozumieć jego seksualność.Ważne, przede wszystkim, aby małżonkowie zrozumieli plan Boga dla nich i starali się dostosować się do niego. Działanie wbrew Stwórcy nigdy nie przynosi szczęścia. Ów plan opisuje między innymi Księga Rodzaju.

     Bóg wpierw stworzył mężczyznę. Nie stworzył go jednak do życia samotnego. Wyrażają to słowa "Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam" (Rdz 10,18). Mężczyzna nie posiadał swej pełni, póki nie było obu płci. Dlatego wyraża on po raz pierwszy radość, kiedy Bóg stworzył kobietę (Rdz 2,23). Może ktoś pomyśleć, że była to radość z perspektywy "poużywania sobie". Nie, nie taki był jej powód. Bóg nie stworzył kobiety w tym celu, by mężczyzna mógł przy jej pomocy zaspokoić swoje pożądanie. Adam zresztą przed upadkiem nie odczuwał pożądania. Rajskie obcowanie obu płci nacechowane było pełną naturalności harmonią. Ciało nie opierało się duchowi. Symbolem tego był brak uczucia wstydu: "Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu" (Rdz 2,25). I znowu trzeba zaznaczyć, że ów brak odczucia wstydu nie ma nic wspólnego z powszechnym obecnie bezwstydem.

     Mężczyzna wyraża swą radość dlatego, że kończy się. jego samotność, bolesna, ponieważ Bóg stworzył go do wspólnoty miłości z jego żoną. W takiej wspólnocie obie płcie znajdują swoje dopełnienie. Nie polega ona tylko na byciu z drugą osobą, ale na byciu dla drugiej osoby. To bycie "dla" wyrażało się także cieleśnie. W tej sferze pierwsi rodzice obdarowywali siebie ciałem (a nie eksploatowali je). Ich seksualność dopełniała i tworzyła wspólnotę dwóch miłujących się osób.



     Istniejącą harmonię zburzył grzech pierworodny. Wraz z nim bowiem pojawiło się pożądanie. Człowiek inaczej zaczyna przeżywać swoją nagość, a więc ciało. Adam mówi do Boga: "Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się" (Rdz 3,10). Innymi słowy, sumienie mężczyzny stało się niespokojne wobec pożądania. Dlaczego? Dlatego, że pożądanie burzyło dotychczas harmonijną wspólnotę z kobietą. Pożądanie stoi w opozycji do jedności kobiety i mężczyzny ponieważ egoistycznie bierze dla siebie... Miłość chce dawać, pożądanie brać. Pożądanie zmieniło radykalnie styl wzajemnego obcowania kobiety i mężczyzny. Zredukowało je do wymiaru, w którym jedna osoba używa drugiej i na odwrót, aby zaspokoić własne namiętności.

     Człowiek ma obecnie "upadłą naturę", skażoną przez grzech pierworodny, chociaż nie utracił swego zakorzenienia w pierwotnej naturze sprzed upadku. Tej świadomości upadku i jego konsekwencji potrzeba do zrozumienia, kim człowiek jest obecnie, oraz dlaczego odczuwa i działa często w bezładny sposób, szkodliwy dla siebie i swojego związku ze współmałżonkiem. Jest to również potrzebne do zrozumienia pierwotnego, rajskiego sposobu obcowania kobiety i mężczyzny. Ten pierwotny stan można bowiem odzyskać. Odkupienie jest rzeczywistością, której możemy doświadczyć. "Dobra nowina" dotyczy także sfery seksualnej. Z pomocą łaski Bożej człowiek może przywrócić w sobie pierwotną harmonię duchowo-cielesną. Jego odpowiedzią na niepohamowane egoistyczne pożądanie jest samoopanowanie czyli cnota czystości.

     Zdobywając cnotę czystości człowiek uczy się równocześnie przezwyciężać własny egoizm i stawać się darem dla drugiej osoby czyli miłować ją. Miłości trzeba się uczyć. Ta nauka to - można powiedzieć - najważniejszy nasz życiowy cel. Chrystus mówi przecież: "Ktokolwiek chce zachować swoje życie, straci je" (Łk 17,33).

     Konstytucja Soboru Watykańskiego II Gaudium et Spes mówi wielokrotnie o małżeństwie jako wzajemnym darze z siebie małżonków. Człowiek realizuje się, spełnia się przez życie dla kogoś. Nie może inaczej osiągnąć swojej doskonałości i szczęścia: "człowiek... nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie " (GS 24).

     Komunia małżeńska jest głęboko osadzona w cielesnej naturze człowieka. Małżonkowie zostali tak stworzeni, że mogą na tej właśnie płaszczyźnie oddawać się sobie wzajemnie. Tak mogą przeżywać swoje współżycie, ale stanie się to tylko wtedy, jeśli dążyć będą do przezwyciężenia skutków grzechu pierworodnego, jeśli uda się im zrekonstruować znaczenie bezinteresownego daru z siebie, jeśli odzyskają na nowo zdolność dawania siebie. To stać się może z kolei tylko wtedy, jeśli nauczą się samoopanowania czyli zachowywania dłuższych czy krótszych okresów wstrzemięźliwości.

     Pożądanie stoi w opozycji do miłości, ponieważ chce brać, miłość zaś dawać.

     Pożądanie uśmierca, niszczy miłość. Dlatego właśnie Pismo Św. wzywa: "Nie idź za twymi namiętnościami, powstrzymaj się od pożądania" (Syr 18,30). "Umiłowani! Proszę, abyście powstrzymywali się od cielesnych pożądań..." (1 P 2,11). "Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie... aby każdy umiał utrzymać ciało własne w świętości i czci, a nie w pożądliwej namiętności, jak to czynią nie znający Boga poganie" (1 Tes 4,3-5). "A Ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje z jego namiętnościami i pożądaniami" (Gal 5,24).

     Antykoncepcja służy temu, aby nie trzeba było "powstrzymywać się od cielesnych pożądań". Płodność bowiem jest traktowana jako przeszkoda w uzyskaniu przyjemności. W ten prosty sposób rozrasta się egoistyczne pożądanie, które w końcu uśmierca małżeński związek.

     Obecnie w Polsce orzeka się więcej rozwodów niż zawiera nowych małżeństw. Jaki wpływ ma na to antykoncepcja? Poważny! Z pewnością nie mniejszy niż na Zachodzie. Jaki wpływ ma na to wszechobecna pornografia "utrzymująca w pożądliwej namiętności" i upodobniająca "wierzących w Chrystusie" do "nie znających Boga pogan"? Coraz więcej w naszych mediach i naszym życiu seksu (albo może trzeba powiedzieć "kopulacji"), coraz mniej zaś miłości.

     Na pytanie "Czy chcesz być szczęśliwy?" każdy zapewne odpowie twierdząco. To najgłębsze nasze pragnienie, do którego dążymy ze wszystkich sił. A jednak rzadko zadajemy sobie w sposób jasny i uczciwy pytania: "Co to właściwie znaczy - być szczęśliwym?" "Jak osiągnąć szczęście?" "Czy to, co robię, prowadzi do niego?" Tak ważna sprawa, a tak mało poświęcamy jej refleksji! Otaczający świat reklamuje różne recepty na szczęście. Prawdziwe?

     Na pytanie "Co to znaczy być szczęśliwym?" większość ludzi prawdopodobnie odpowie, że znaczy to doświadczać różnego rodzaju przyjemności. Szczęście identyfikuje się z przyjemnością. Jakże często zdaje się nam, że będziemy tym szczęśliwsi, im więcej będziemy mieli przyjemności, im bardziej intensywnej.

     Przyjemność zaś wiąże się nierozerwalnie z konsumpcją. Konsumować można nie tylko jedzenie i picie, ale i piękne widoki, filmy, dobra materialne, nawet swoje ciało czy ciało drugiego człowieka wykorzystując je seksualnie. W konsumpcyjnej kulturze cały świat staje się przedmiotem apetytów człowieka - wielką butelką, wielką piersią, a my ssącymi, biorącymi, zawsze czegoś oczekującymi... I zawsze także rozczarowanymi, bo jak można nie być rozczarowanym, jeśli stale występuje się w roli dziecka mimo swoich 20, 30 czy 50 lat. Dziecko bowiem bierze, osoba dojrzała zaś pragnie dawać i w dawaniu znajduje radość.

     Szczęście to nie suma przyjemnych chwil. Przyjemność może zmieniać się w niesmak, smutek, ból, nawet kończyć się jakąś tragedią. Można mieć dużo przyjemności i być głęboko nieszczęśliwym. Można też mieć mało przyjemności (w pojęciu świata), albo nie mieć ich wcale, a być głęboko szczęśliwym! Przyjemność to tylko dłuższa czy krótsza chwila, szczęście zaś trwa.

     Czy chrześcijanin może być szczęśliwy? Czy Pan Bóg daje nam jakąś receptę na ziemskie szczęście? Bezustannie! Jemu zależy na naszym szczęściu, tym prawdziwym, nie pozornym. Jaka jest owa recepta? "Szczęśliwi... którzy postępują według Prawa Pańskiego... którzy zachowują Jego napomnienia, całym sercem Go szukają" (Ps 119, 1-3), "Znajdzie szczęście, kto zważa na przykazania; kto zaufał Panu, szczęśliwy" (Prz 16,20).

     No właśnie - komu zaufaliśmy? "Światu" czy Bogu? Tego prawdziwego Bożego szczęścia nie da się osiągnąć łatwo. Nie łudźmy się. Powiedzmy wprost: do prawdziwej radości idzie się drogą samozaparcia, ofiary, zmagania z samym sobą.

     Na różne sposoby każdy z nas może podejść do swojej seksualności. Człowiek nastawiony konsumpcyjnie widzi w niej nieograniczone źródło łatwo dostępnej, a przy tym intensywnej przyjemności i chce to źródło maksymalnie wyeksploatować, nie licząc się z prawami Bożymi. Taka przyjemność zmienia się nieuchronnie w smutek. A można też potraktować swoją seksualność jako zadanie, wymagające sporo pracy, ofiary, walki z całym dziedzictwem pierwotnego grzechu i na tej trudnej drodze zdobyć cnotę czystości czyli samoopanowania. Cnota czystości jest kluczem do zupełnie nowego świata, gdzie na ciało nie patrzy się już z podnieceniem, ale z szacunkiem i miłością, gdzie współżycie małżonków nie jest już uśmierzaniem nieopanowanego pożądania, ale obdarowywaniem, dawaniem siebie współmałżonkowi i przyjmowaniem jego daru, gdzie ciąża jest stanem błogosławionym, gdzie relacje małżeńskie pełne są miłości, pokoju, harmonii.
 

J.B.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin