Bogusław Wołoszański - Sensacje XX Wieku - Tajemnica Dallas.pdf

(94 KB) Pobierz
2253383 UNPDF
Tajemnica Dallas
Aktorzy:
Marek Kondrat jako John Kennedy
Joanna Brodzik jako Jacueline Kennedy
W pozosta łych rolach:
Jan Nowicki, Marcin Troński, Marek Perepeczko i Adam Ferency
Dochodziła trzecia nad ranem, gdy na rządowym lotnisku w Waszyngtonie wylądował
prezydencki samolot Air Force One, kończąc lot z Dallas.
Daleko od miejsca, w którym samolot zakończył kołowanie i wyłączył silniki, stał tłum
dziennikarzy, operatorów filmowych i telewizyjnych. Zbyt daleko, aby mogli dostrzec i
sfilmować to, co działo się przy kadłubie.
Widzieli tylko, jak do samolotu przysunięto metalowe rusztowanie z ruchomą platformą,
lecz nie widzieli jak platforma uniosła się do góry, gdyż zasłonił ją kadłub. Bez wątpienia
ustawiono ją tak specjalnie, aby nikt nie mógł obserwować, co dzieje się za samolotem.
Po paru minutach platforma znowu znalazła się w polu widzenia kamer. Stała na niej
prosta metalowa trumna i czterej marines, którzy na dole podnieśli trumnę i przenieśli ją
do samochodu.
Po chwili w drzwiach samolotu pojawiła się Jacqueline Kennedy z twarzą zasłoniętą
czarną woalką. Obok niej szedł prezydent, nowy prezydent, Lyndon B. Johnson. Wsiedli
do samochodu, który szybko odjechał. Wkrótce lotnisko opuściły ekipy dziennikarzy,
aby przekazać do redakcji relacje z przywiezienia zwłok prezydenta Johna Kennedy'ego.
Żaden z nich nie wiedział, że w trumnie, którą fotografowali i filmowali, nie było zwłok.
Trwał makabryczny spektakl, którego celem było zatarcie śladów prowadzących do
morderców prezydenta.
Wszystko odbyło się jak w makabrycznym śnie.
W piątek 22 listopada 1963 roku o godzinie 11.37 na lotnisku Love Field w Dallas
wylądował samolot prezydencki. Po trapie zszedł John Kennedy. Była z nim żona
Jacqueline. Za nimi szedł wiceprezydent Lyndon Johnson. Powitał ich gubernator John
Connally.
Connaly: Nie może pan powiedzieć, panie prezydencie, że mieszkańcy Dallas nie
zgotowali panu pięknego przyjęcia!
Gubernator z dumą wskazywał na pięciotysięczny tłum, który zebrał się na płycie
lotniska.
JFK: Rzeczywiście, nie mogę tego powiedzieć. To miłe być tak witanym, zwłaszcza w
Dallas.
Kennedy był zadowolony. Obawiał się wizyty w mieście, które było mu nieprzychylne.
Wiedział, że tuż przed przyjazdem rozrzucano ulotki z jego zdjęciem i podpisem:
"Poszukiwany za zdradę". Konserwatywni Teksańczycy mieli za złe wiele prezydentowi.
O 11.50 prezydent i gubernator, wraz z małżonkami, wsiedli do otwartego samochodu i
kawalkada pojazdów wyruszyła z lotniska w stronę centrum miasta. Dziwne, ale
zrezygnowano z podstawowej zasady ustawienia samochodów, stosowanego w takich
przypadkach. Zawsze jako pierwsze jechały dwa samochody ochrony, z których jeden
nazywano "wozem wojennym", gdyż był załadowany ogromną ilością broni od
pistoletów począwszy a na karabinach maszynowych skończywszy. Ponadto był tam
zapas krwi grupy jaką miał prezydent, apteczka oraz zestaw narzędzi do rozcięcia drzwi
samochodu prezydenta, gdyby zostały zablokowane wskutek wybuchu lub zderzenia.
Tymczasem w Dallas jako pierwszy jechał odkryty samochód prezydenta.
W czasie przejazdu przez miasto złamano też wiele innych podstawowych zasad
bezpieczeństwa:
prezydent i wiceprezydent nie powinni jechać razem,
prezydent nie powinien podróżować w otwartym samochodzie,
samochody powinny jechać szybciej
motocykle policyjnej eskorty powinny jechać bliżej samochodu prezydenta.
O 12.30 limuzyna prezydenta jechała Ross Avenue. Z tyłu pozostał wysoki ceglany
budynek magazynu książek.
Kennedy schwycił się za szyję.
JFK: Boże, zostałem trafiony…
Tuż potem pocisk trafił prezydenta w głowę. Jego żona widząc krwawy strzęp wylatujący
w powietrze rzuciła się, aby go schwytać, ogarnięta paniczną myślą, że uda jej się coś
uratować.
Jaqueline Kennedy: Boże, zabili mojego męża! Jack! Jack!
Krzyczała wspinając się z siedzenia na bagażnik, gdzie leżał fragment czaszki wyrwany
przez pocisk.
Kierowca prezydenckiego samochodu popełnił straszliwy błąd: zwolnił, co musiało
ułatwić celowanie i oddanie następnych strzałów.
Z tyłu, na zderzak samochodu wskoczył oficer ochrony Clinton J. Hill, aby zasłonić
prezydenta przed pociskami. Dopiero wtedy kierowca dodał gazu i ruszył w stronę
szpitala.
Od tej chwili nic już nie jest jasne.
Kto strzelał do prezydenta? Z jakiego miejsca? Ilu było zamachowców? Ile oddano
strzałów?
Na wszystkie te pytania odpowiedziała specjalna komisja powołana przez nowego
prezydenta Lyndona Johnsona siedem dni po śmierci Kennedy'ego. Na jej czele stanął
sędzia sądu najwyższego Earl Warren.
Ta komisja, po dwóch latach pracy sporządziła całkowicie kłamliwy raport na temat
okoliczności i przebiegu zamachu na prezydenta. Co ukrywała? W jakim celu? Kogo
chciała osłonić?
Komisja Warrena, powołana 29 listopada 1963 roku, siedem dni po zamachu na
prezydenta Johna Kennedy'ego, aby ustalić okoliczności zamachu, zakończyła pracę we
wrześniu 1964 roku. Raport stwierdzał:
Warren: Strzały, które zabiły prezydenta Kennedy'ego i raniły gubernatora Connally'ego
oddano z okna szóstego piętra południowo-wschodniego narożnika magazynu książek.
Dowody wskazują na to, że oddano trzy strzały.
W ciele prezydenta były trzy rany. Wszystko by się zgadzało, ale rany odniósł
gubernator. Musiało więc paść więcej strzałów. Komisja Warrena wyjaśniła jednak, że
ten sam pocisk trafił prezydenta, i gubernatora.
Warren: Według przekonującej opinii ekspertów ten sam pocisk, który przeszedł przez
szyję prezydenta, spowodował rany gubernatora Connally'ego.
Tak. To teoretycznie możliwe. Kennedy siedział na tylnej kanapie samochodu.
Gubernator z przodu. Pocisk, który przeszył ciało prezydenta mógł więc trafić
Connaly'ego. Jednakże stało się to co najmniej dwie sekundy po zranieniu prezydenta.
Pocisk karabinowy przelatuje w ciągu sekundy 300-500 metrów. Kennedy i Connally
siedzieli w odległości półtora metra, a więc gubernatora musiał trafić inny, czwarty
pocisk.
Znalazł się również pocisk piąty. Drasnął w policzek mężczyznę stojącego w odległości
około 80 m od samochodu prezydenta. Ten człowiek zgłosił się na policję. Spisano jego
relację i poinformowano, że będzie zeznawał przed komisją prowadzącą śledztwo w
sprawie zamachu. Nigdy do tego nie doszło. Dlaczego?
Te dowody wskazują jednoznacznie, że padło co najmniej pięć strzałów. Ostatecznym
dowodem była analiza ścieżki dźwiękowej amatorskiego filmu nakręconego w czasie
zamachu.
Elektroniczne przetworzenie dźwięku wykazało wyraźnie odgłosy pięciu strzałów.
Wszystko wskazuje na to, że ich kolejność była następująca:
pierwszy pocisk zranił przechodnia w policzek
drugi trafił prezydenta w szyję
trzeci w plecy
czwarty dosięgnął gubernatora Connaly'ego
piąty, śmiertelny, trafił prezydenta w głowę i odłupał kawał czaszki, który Jacquelin
Kennedy usiłowała schwytać.
Raport komisji Warrena stwierdzał:
Warren: Prezydent został trafiony najpierw w kark. Pocisk wyszedł przez dolną część
gardła powodując ranę, która nie musiała być śmiertelna. Prezydent został trafiony po raz
drugi pociskiem w tylną część głowy, gdzie powstała duża i śmiertelna rana.
To też kłamstwo.
W szpitalu w Dallas, gdzie 25 minut po zamachu dowieziono rannego prezydenta,
ratował go dr Malcolm Perry. Tuż potem rozmawiał z dziennikarzami. Powiedział:
Lekarz: Rana widoczna jest w szyi pacjenta w dołku jarzmowym. Któryś z dziennikarzy
zapytał:
Dziennikarz: Czy mógłby pan wskazać to miejsce?
Lekarz: W dolnej części szyi, z przodu...
Dziennikarz: Poniżej jabłka Adama?
Lekarz: Tak, poniżej jabłka Adama.
Dziennikarz: Którędy weszła kula? Z przodu?
Lekarz: Tak, z przodu.
Znacznie później dr Perry potwierdził tę opinię, odpowiadając na pytanie komisji:
Warren: Czy rana w przedniej części szyi była raną wlotową?
Lekarz: Tak, była to rana wlotowa.
Czy doświadczony chirurg mógł pomylić ranę wlotową z wylotową? To jest absolutnie
niemożliwe, gdyż miejsce, w którym pocisk wchodzi w ciało, wygląda całkowicie inaczej
niż miejsce, w którym wychodzi. Wniosek jest więc oczywisty: Kennedy został trafiony
w szyję z przodu, a więc strzelało do niego co najmniej dwóch zamachowców: jeden
ustawiony z przodu samochodu, drugi zaś z tyłu.
Następną tajemnicą jest kształt śmiertelnej rany na głowie prezydenta.
Lekarze w Dallas określili, że miała kształt kwadratu. Lekarze w Waszyngtonie,
dokonujący sekcji zwłok, opisali ranę jako zbliżoną do gwiazdy. Jak to jest możliwe?
Dzisiaj wiemy, że rana na głowie prezydenta została umyślnie zniekształcona. Kiedy to
mogło się stać?
Zwłoki prezydenta złożono do trumny w szpitalu w Dallas. Żona pocałowała go w
policzek, zdjęła obrączkę z palca, położyła ją obok zwłok. Zamknięto wieko.
Trumnę przetransportowano na lotnisko. Jacquelin Kennedy była przy niej cały czas, w
tej samej różowej garsonce, ze śladami krwi, które powstały, gdy w samochodzie
trzymała na kolanach krwawiącą głowę Johna. Tylko raz odeszła od trumny, gdy
odbywało się zaprzysiężenie Lyndona Johnsona, który zgodnie z konstytucją objął
stanowisko prezydenta. Trwało to 20 minut. Wystarczająco długo, aby ktoś otworzył
trumnę, zdeformował ranę na głowie i zamknął wieko.
Najbardziej szokujące było to, że zaginął mózg Kennedy'ego. Dlaczego? Odpowiedź jest
oczywista. Pocisk przechodząc przez tkankę mózgową pozostawiał wyraźny ślad, który
pozwalał stwierdzić z jakiego kierunku i pod jakim kątem padł strzał. Dlatego zabrano
mózg i zniekształcono ranę na czaszce, aby zatrzeć ślad mówiący, że strzały padły
również z innego miejsca niż magazyn książek. Zapewne usunięcie mózgu nastąpiło w
tym samym czasie, w którym zniekształcono ranę, czyli w czasie lotu z Dallas, gdy
Jacquelin Kennedy odeszła od trumny. Człowiek zainteresowany zatarciem śladów był
więc w otoczeniu prezydenta. Czy tak trudno było go odnaleźć?
Komisja Warrena odrzucała wszelkie fakty sprzeczne z ostateczną wersją zamachu, jaki
zamierzała przedstawić społeczeństwu:
Warren: Nie ma wątpliwości, że wszystkie strzały, które spowodowały rany prezydenta
Kennedy'ego i gubernatora Connally'ego zostały oddane z okna szóstego piętra okna
składnicy książek.
A to wskazywało jednoznacznie na Harveya Lee Oswalda.
I taki miał być ostateczny werdykt: Oswald zabił prezydenta. Nikt inny nie brał udziału w
zamachu. Do czego zmierzała komisja fałszując rzeczywistość?
Komisja badająca okoliczności zamachu na prezydenta Johna Kennedy'ego stwierdziła:
Warren: Strzały, które zabiły prezydenta Kennedy'ego i raniły gubernatora Connally'ego
oddał Lee Harvey Oswald. Był to człowiek doskonale pasujący do wizerunku zabójcy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin