Wolnosc a zycie sexualne.doc

(63 KB) Pobierz
Wolność a życie seksualne

Tekst pobrano z http://gracjan.wmsd.edu.pl

 

Poniższy tekst pochodzi książki Pani Elżbiety Sujak pt. „Życie jako zadanie”.

 

Wolność a życie seksualne

 

Co to znaczy wolność w dziedzinie życia seksualnego? Często pojmuje się ją jako swobodę, nieskrępowanie, brak jakichkolwiek ograniczeń.

 

Proponuję inne znaczenie wolności seksualnej człowieka: bardziej wewnętrzne. Dla człowieka wolnego seks istnieje jako możliwość w życiu, ale nie jako konieczność czy nie dająca się opanować potrzeba.

 

Samo życie seksualne człowieka można rozpatrywać z róż­nych naukowo punktów widzenia: ze stanowiska socjologii, etyki (ta ostatnia jest chyba najstarszą z nauk zajmujących się życiem seksualnym człowieka); zajmuje się tymi spra­wami również fizjologia wyższych czynności nerwowych. Z biologicznego czy właśnie fizjologicznego punktu widzenia seksualizm ludzki jest funkcją organizmu jak wszystkie in­ne procesy życiowe. W gruncie rzeczy jednak człowiek bun­tuje się przeciwko sprowadzaniu jego życia seksualnego do spraw czysto fizjologicznych - i słusznie, bo gdyby się z tym zgodzić i znaczyłoby to, że sytuacją człowieka nie jest inna aniżeli bliskich mu skądinąd zwierząt. A przecież czło­wiek w życie seksualne angażuje swoją świadomość i włą­cza w nie swoją bogatą uczuciowość. To złączenie życia seksualnego z uczuciowością i włączenie w świadomość świadczy o tym, że życie to stanowi pewną formę stosunku człowieka do rzeczywistości, a nawet, że jest ono formą twórczości, jest sposobem wypowiadania się człowieka, ję­zykiem miłości między mężczyzną i kobietą.

 

Miłość między mężczyzną i kobietą może istnieć nieza­leżnie od życia seksualnego. Mówi o tym wiele literatura, poezja zwłaszcza, dawne pieśni układane dla niedostępnych a ukochanych „dam serca”. Również wielowiekowy obyczaj kojarzenia małżeństw bez pytania o zgodę zainteresowanych, bez zapoznawania ich nawet ze sobą, bez dania im naj­mniejszej możliwości przyjrzenia się sobie nawzajem, świad­czy o tym, że małżeństwo (a więc i życie seksualne) było czymś odrębnym od miłości i że społecznie godzono się na to. Jest zdobyczą ostatnich wieków, zwłaszcza dwudziestego; że miłość i życie seksualne splotły się na stałe, że została ustalona wolność w dobieraniu się, w wyborze part­nera małżeńskiego. To świadczy o tym, że życie seksualne zostało zaakceptowane jako wyraz i język miłości łączą­cej dwoje ludzi - a więc nie tylko jako działanie mające zaspokoić subiektywnie przeżywaną potrzebę albo powołać do życia nową ludzką istotę.

 

Psychologia rozwoju seksualnego jest trudną dziedziną ba­dań. Wczesne okresy dojrzewania seksualnego dziecka są nieuchwytne dla badań czy obserwacji, tym bardziej że wy­chowanie uczy od najwcześniejszych lat tłumić zachowania seksualne. Również słowna informacja o przeżyciach dziecka nie jest dostępna, ponieważ dziecko, jak zresztą i mło­dzież, nie dysponuje językiem, którym mogłoby tej in­formacji udzielić. Tymczasem właśnie od przebiegu dojrze­wania seksualnego człowieka zależy jego przyszły los ­właśnie jego wolność lub brak wolności w sferze seksual­nej. Już choćby dlatego warto poznać podstawowe dane o ludzkim dojrzewaniu seksualnym i o prawach, które rzą­dzą jego przebiegiem, decydującym o dalszych losach życia uczuciowego i seksualnego człowieka.

 

Rozwój seksualny chłopców i dziewcząt do pewnego mo­mentu jest dosyć zbieżny. Pierwszą fazę rozwoju psychicz­nego w zakresie seksualnym stanowi okres zainteresowania intelektualnego, które pojawia się w wieku środkowych klas szkoły podstawowej. W tym okresie dziecko zdobywa uświadomienie, tzn. pewien zakres wiadomości o narządach i funkcjach seksualnych i rozrodczych, o tym, co się dzieje między mężczyzną a kobietą i nazywa się stosunkiem seksu­alnym. Początkowo zainteresowanie dziecka jest wolne od zaangażowania uczuciowego, jest zainteresowaniem intelek­tualnym. Dziecko chce poznać i wiedzieć, natomiast nie dą­ży do osobistego udziału w tych sprawach i na ogół zacho­wuje dystans. Później dopiero dołączy się zainteresowanie uczuciowe. Zaangażowanie to inaczej przebiega u chłopców i inaczej u dziewcząt. U dziewcząt na pierwszy plan wysu­wa się zainteresowanie miłością, a więc sferą uczuciową. U chłopców potrzeby uczuciowe budzą się równolegle, ale oddzielnie od potrzeb seksualnych. Zainteresowanie uczucio­we może u chłopca dotyczyć jednej, a pociąg seksualny ­innej dziewczyny. Chłopiec w tym okresie swojego rozwoju osiąga fazę określaną jako okres protoseksualizmu. Jest to prymitywna forma seksualizmu, której istotą jest egocentryzm przeżywającego, poszukiwanie przyjemności seksual­nej dla niej samej, bez więzi uczuciowej wiążącej z ewen­tualną partnerką. W tym okresie dla młodego mężczyzny liczy się dziewczyna jako dziewczyna, obiekt mogący udzie­lić przyjemności i tylko w tym zakresie budzący zainteresowanie. Jeśli jest ładna i koledzy zazdroszczą, tym lepiej, gdyż dodatkowo syci próżność chłopięcą: Protoseksualizm w okresie dojrzewania może przybrać formy zastępcze jako onanizm, który jest skrajnie egocentryczną formą życia seksualnego. Partner albo nie istnieje, albo tylko jako wyo­brażenie; celem jest samo przeżycie odprężenia seksualnego.

Ta faza dojrzewania u dziewcząt rzadziej przyjmuje po­dobną formę, ponieważ od razu całe ich zainteresowanie bu­dzi miłość i pragnienie, aby być kochaną. Bardzo nieraz prymitywna i niemal prowokacyjna kokieteria dziewcząt słu­ży zwróceniu na siebie uwagi, wzbudzeniu uczucia, a nie pożądania. W prawidłowym rozwoju dziewczyny potrzeby seksualne nie pojawiają się wcześnie. Niekiedy dziewczyna skłonna jest podjąć współżycie tylko ze względu na mi­łość i na zaangażowanie uczuciowe wobec partnera. W tym samym wieku młody mężczyzna podejmuje życie seksualne bez względu na to, czy jest zaangażowany uczuciowo, czy nie. Stąd właśnie zrodziło się pojęcie „podrywania" i „za­liczania", sycące próżność i traktujące czynności seksualne niejako sportowo, jako  swoistą sprawność i potwierdzenie własnej wartości. ­

 

Przebieg dojrzewania i pierwsze doświadczenia seksualne mają ogromne znaczenie dla dalszego rozwoju człowieka.

 

Fizjologia wyższych czynności nerwowych odkryła prawo rządzące życiem odruchowym, które nazwano prawem pierw­szych połączeń, czyli „wdrukowania”. Prawo to stwierdza, że każde przeżycie pierwsze staje się jakby przeżyciem modelowym­, trwałym, nie do wymazania. Obserwujemy to w róż­nych dziedzinach życia. Na przykład, jeżeli małe dziecko znajdzie się w sytuacji budzącej lęk i pod wpływem tego lęku pierwszy raz w życiu podejmuje agresję (która może przejawiać się różnie: jako bicie, kopanie, plucie czy wrzask), ten pierwszy gest agresywny utrwala się i zawsze w mo­mentach lęku i agresji dziecko powtarzać będzie ten sam gest, nie zdając sobie z tego sprawy. Reakcja utrwalona jest prawie nie do wygaszenia; wiedzą coś o tym rodzice usiłujący zwalczyć jakieś niepożądane gesty dziecięce.

 

Zasada pierwszych połączeń szczególnie dotyczy życia seksualnego. Pierwszy stosunek seksualny staje się mode­lem późniejszych zachowań seksualnych, tym bardziej że jest to działanie odruchowe, o ogromnym natężeniu odczu­wania i zawężające poważnie udział świadomości. Ktoś, kto za pierwszym razem zachował się brutalnie wobec swej partnerki, może mieć tendencję do brutalności w całym ży­ciu seksualnym. Pierwszy partner staje się w pewnym sen­sie wzorem partnerstwa, a pierwszy  stosunek modelem sta­le w przyszłości powielanym. Deprawacja w dziedzinie seksualnej właśnie na tym polega: poszukiwanie wciąż na nowo, z różnymi partnerami, pierwszego najsilniejszego prze­życia. A ponieważ życiem seksualnym rządzi zasada zmęczenia, każde dalsze przeżycie jest bledsze niż poprzednie, pozostawiając rozczarowanie i tęsknotę do intensywności pierwszych przeżyć.

 

Wracając do zasady pierwszych połączeń należy przy­pomnieć o drugiej bardzo ważnej zasadzie: powstający ste­reotyp zachowania seksualnego zależy w znacznym stop­niu od tego, w jakiej fazie rozwoju, w jakim stopniu doj­rzałości człowieka powstało owo pierwsze modelowe za­chowanie się czy przeżycie. Inicjacja seksualna (to termin określający pierwsze przeżycie seksualne) utrwala człowie­ka na tym poziomie rozwoju psychoseksualnego, na którym została podjęta.

 

Jak wyżej powiedziano, pierwszą fazą dojrzewania  psychoseksualnego jest zainteresowanie tylko intelektualne, bez udziału uczucia. Zdarza się w tym wieku decyzja na współ­życie seksualne z motywów ciekawości, dla korzyści, bo w tym wieku obietnica spełnienia jakiegoś życzenia może być silniejsza aniżeli opory, gdy wstydliwość nie jest do­statecznie wykształcona, a poczucie własnej godności opiera się na czysto zewnętrznych wartościach. Dziewczyna podej­mująca współżycie seksualne z przygodnym partnerem bez zaangażowania uczuciowego jest zagrożona tym, że i w przy­szłości podejmie bez oporu wewnętrznego podobną decyzję dla określonych korzyści życiowych, nawet jeżeli zwią­zana będzie uczuciowo ze swym wybranym poślubionym. Życie, seksualne pozostanie odrębną, inną dziedzina życia, nie będzie poczucia  zdrady w  przypadkowym kontakcie seksualnym: Równolegle podobne będą dzieje mężczyzny, którego inicjacja, przypadła na okres, gdy liczy się jedynie­ własne przeżycie, a partnerka jest tylko narzędziem , wobec którego brak nie tylko miłości, ale i odpowiedzial­ności. Jakże wówczas spokojnie zaprzecza się ojcostwu, uchyla od ponoszenia kosztów utrzymania niepożądanego dziecka, jak wtedy trudno o zrozumienie samego pojęcia wierności małżeńskiej, traktowanej jako nieznośne ograni­czenie swobody seksualnej. Wtedy też nie sposób pojąć, że życie seksualne ma być językiem miłości, udzielaniem, ponieważ jest tylko egoistycznym braniem, zaspokajaniem własnej potrzeby. Utrwalony protoseksualizm to właśnie sku­tek przedwczesnej inicjacji seksualnej człowieka. Dopiero wiek młodzieńczy mężczyzny i młody wiek męski przynoszą zjednoczenie się pragnień uczuciowych i potrzeb seksual­nych w poszukiwaniu kobiety jednocześnie umiłowanej i po­żądanej, upragnionej partnerki, a jednocześnie budzącej sza­cunek towarzyszki życia.

 

W dojrzewaniu dziewczyny na ogół brak jest fazy roz­działu uczucia i pożądania wyłącznie zmysłowego. Dominuje pragnienie miłości, dla niej poszukuje się bliskości, a nie­jednokrotnie daje „dowód miłości”, podejmując dla kocha­nego mężczyzny ryzyko przedwczesnego współżycia seksual­nego. Intuicja uwodzicieli dobrze odczytuje przeżywanie przez dziewczynę przede wszystkim przywiązania uczuciowego i do niego się odwołuje w swym żądaniu „dowodu miłości”. U dziewcząt w których wychowaniu przeakcentowano  wstręt wobec wszystkiego co dotyczy płci, może utrwalić się bar­dzo silne hamowanie odczuwania seksualnego, aż do jego zaprzeczenia, przy akceptowaniu miłości wyłącznie uczucio­wego. Było to częstsze w pokoleniu naszych babek, akceptu­jących miłość romantyczną, podczas gdy całą dziedzinę seksualną uważały za przykry dodatek i sam tylko obo­wiązek udzielania rozkoszy mężczyźnie. Pożądanie przyjmo­wano jako hołd dla urody, atrakcyjności. Dziś jeszcze mło­de dziewczęta wolne jeszcze od potrzeb seksualnych prowo­kują pożądanie, które traktują jako wyraz najwyższego uzna­nia dla swej urody i wdzięku, z którym nie jednokrotnie wiążą całe przeżywanie własnej ludzkiej wartości. Dziew­częta w tym okresie traktują posiadanie „swojego” chłopca przede wszystkim jako potwierdzenie własnej wartości, a jego brak jako upokarzający brak dostrzegalnych w sobie wartości. Nic  więc dziwnego, że ulegają szantażowi męż­czyzny, bojąc się stracić nie tylko miłość, ale i najistotniejszy dowód swej wartości, jakim jest wśród ludzi obec­ność wielbiciela i kochającego chłopca. A potem wśród kie­rowanych do poradni, do psychologów pytań tak często po­wtarza się pełne bolesnego zdumienia pytanie: „Dlaczego, gdy dałam żądany dowód miłości, chłopak mnie opuścił?”

 

W imię miłości upragnionej i przeżywanej bardzo inten­sywnie choć, głównie  uczuciowo, dziewczyna niekiedy po­dejmuje życie seksualne nie będąc jeszcze zdolna do szczyto­wania, to znaczy do przeżywania odprężenia i rozkoszy. Do pełnego przeżywania seksualnego kobieta dojrzewa po­woli, w stałym związku, w atmosferze pełnego zaufania, poczucia  bezpieczeństwa, wolna od lęku - a więc właści­wie tyko w małżeństwie. Gdy współżyciu  towarzyszy lęk ­- czy to przed ciążą, czy przed porzuceniem, gdy ma wątpli­wości czy jest, naprawdę kochana, nie jest zdolna do pełni przeżywania seksualnego. Dlatego nie powinien nam być obojętny los przedmałżeńskich miłości i romansów, ponie­waż pozostawiają niezatarty ślad w psychice, a nawet fizjologicznym przeżywaniu seksualnym na całe życie. Często pierwszy partner staje się nieświadomym modelem, według którego dokonuje się następnych aktów wyboru, lub bu­dzą się pretensje do następnego, że nie jest taki, jakim był pierwszy. Przedwczesne studenckie, szkolne, koleżeńskie ro­manse kończą się nazbyt często rozejściem - lepiej, niż małżeństwem. Jeżeli kończy je rozstanie, stają się przeży­ciem urazowym, szczególnie bolesnym dla strony porzuco­nej. Tak zwane „zgodne” zerwania o wiele częściej sta­nowią swoisty „fason”, maskę ukrywającą upokarzające cierpienie. Cierpienie to częściej, jeżeli nie rozważniej jest udziałem dziewczyny, bo to ona właśnie przez współżycie seksualne, nawet jeśli nie dało  jej satysfakcji, przywiązuje się bardziej, podczas gdy nasycone pożądanie mężczyzny, któremu nie towarzyszyła miłość, wtedy właśnie szybko

wygasa. Przedwczesne podjęcie współżycia seksualnego za­miast połączyć, stawia mężczyznę i kobietę naprzeciw siebie.  Od tej chwili młody mężczyzna zaczyna odczuwać związek jako uciążliwy, bo go już ogranicza, zamyka; wydaje mu się, że stracił swobodę, wolność osobistą, podczas gdy dziewczyna tym bardziej czuje się związana, im więcej ją oddanie się kosztowało, i cierpi, gdy dostrzega ochłodze­nie uczuć partnera. Ambicja nie pozwala ujawnić, co prze­żywa: od początku, choćby o tym nie było mowy, choćby wręcz pozornie akceptowała atmosferę „przygody” - liczy­ła na stabilizację uczucia, zawarcie małżeństwa. W przeciwnym­ razie nie podjęłaby współżycia seksualnego, którego potrzeby nie doznawała, do którego nie doszłoby bez na­dziei na stabilizację związku.

 

Dalszy los młodzieżowego romansu to podział ról na po­rzucającego i porzuconego. Dziwna jest jakoś atmosfera na­szej obyczajowości, że tylko porzucony wstydzi się i czuje upokorzony. Nie wiem, kto z tych dwojga doznaje większej straty i szkody w zakresie charakteru. Porzuconemu pozo­staje trwała nieufność, niewiara w miłość i lęk przed po­wierzeniem się w miłości, a czasem szukanie zemsty na innych: „Już mnie nikt nie pozostawi we łzach i w cierpieniu­, po prostu nie będę kochać, będę w miłości tym,  ­który bierze i porzuca, zachowuję swobodę”. Może jeszcze większa jest szkoda, jakiej doznaje porzucający: pierwsze porzucenie trochę kosztuje, pozostaje świadomość zadania drugiemu, kochającemu człowiekowi bólu, świadomość sprawienia zawodu, poczucie własnej zdrady. Człowiek jednak dla ratowania swego dobrego samopoczucia tłumi takie do­znania. A każde następne porzucenie przyjdzie coraz łat­wiej, poczucie winy zastąpi  się pretensją do porzuconego za to, że nie potrafi przy sobie zatrzymać. I tak stopnio­wo zabija się zdolność do wiernej miłości. Porzucony, choć boi się  kochać może przez drugą wierną i stałą miłość, zostać uleczony. Nie sposób jednak  uleczyć człowieka, któ­ry przez powtarzanie porzucenia zabił swoją zdolność do miłości i przyjął świadomie trwały protoseksualizm. Spo­śród  kobiet, które w swym życiu demonstrują męski typ przeżywania, typowy dla protoseksualizmu, te kobiety  prowokują, zdobywają i porzucają - większość doznała na progu swego życia  uczuciowego bolesnego porzucenia. Jest bardzo trudno nauczyć się na nowo ufności, bez której nie ma kobiecej miłości, jeśli się doznało porzucenia, okłama­nia. Jeszcze trudniej nauczyć się serdeczności, tkliwości, po­czucia odpowiedzialności, jeśli się nabyło wprawy w porzu­caniu. Przedwczesne życie seksualne godzi więc najbardziej w ludzką zdolność do prawdziwej, stałej i wiernej miłości.

 

Może w świetle tego, co powiedziano, jakoś wyraźniej zarysuje się wartość dziewictwa, nie tylko dziewczęcego. Przyjęto je traktować jakoś prymitywnie, jako cechę ana­tomiczno-fizjologiczną. Tymczasem to co w nim najważniejsze to wymiar psychologiczny moralny. Dziewictwo jest bowiem właśnie wolnością wobec potrzeb seksualnych, wol­nością od wszystkich urazów, jakie przynosi ze sobą przed­wczesne, niedojrzałe i prymitywne życie seksualne. Jest peł­ną wewnętrzną gotowością i otwartością na miłość - rów­nież w jej wyrazie seksualnym. Dziewictwo jest u mężczyzny i kobiety dowodem siły wewnętrznej i niezależności wobec nacierających zewsząd w naszej rozerotyzowanej kulturze sugestii i bodźców erotycznych; budzi nadzieję na zdol­ność do wierności wobec ostatecznie i rzetelnie wybranego partnera. Dziewictwo świadczy o tym, że człowiek zacho­wał wobec własnego ciała i własnego popędu pewien dy­stans, władzę niezależność, że wreszcie nie uważa on spraw popędu seksualnego ani za największą sprawę swego życia, ani też za formę rozrywki na godziny pustki nudy, że po­siada dążenia i zainteresowania i  co niebagatelne - że w swoim  spojrzeniu na człowieka nie za najpierwsze i naj­ważniejsze  uważa to, co płciowe.

 

Sądząc że czytelnik potrafi już sam odpowiedzieć na py­tanie, jakie znaczenie ma przeszłość seksualna dla losów miłości w małżeństwie. Istnieje u człowieka z dużą przesz­łością seksualną podświadome oczekiwanie na partnera „ide­alnego” to znaczy na takiego, który miałby zalety wszystkich poprzednich razem a wolny od ich wad. Takiego oczekiwaniu nie jest wstanie spełnić żaden człowiek, zwłaszcza dziewiczy nie gwarantuje wierności i sta­łości uczuć - a przecież takiego towarzysza życia poszu­kuje się. Każdy następny partner coraz mniej jest w stanie przywiązać do siebie i coraz łatwiej prowokuje wygasanie przywiązania, czyli łatwość porzucenia. Powiedzmy sobie, że im dalej od dziewictwa, tym dalej od  miłości. Jeżeli ktoś mówi, że nie  wierzv  w miłość lub że uważa miłość za po­jęcie literackie, to jednocześnie ujawnia, że jego zdolność, gotowość do miłości została zraniona. Im dalej od dzie­wictwa, tym dalej od miłości, aż do zaprzeczenia jej istnie­nia, aż do sprowadzenia znaczenia słowa „kochać” do czasownika  oznaczającego czynności seksualne. Smutne i trudne do pojęcia, jak łatwo takie znaczenie tego najpiękniejsze­go słowa zakorzeniło się w naszym języku. Oby znowu i nadal „kochać” oznaczało postawę człowieka wobec czło­wieka. Jedynie wtedy od miłości jako nie tylko uczucia, ale podjętego życiowego zadania - przyjęcia człowieka i wzajemnego oddania - zależeć będzie to, czy życie seksu­alne stanie się wypowiadaniem się, intymną mową miłości. I dlatego warto strzec właściwego znaczenia dziewictwa, aby zachować zdolność prawidłowego posługiwania się tą właś­nie mową. A wolność w życiu seksualnym to znaczy: nie pozostawać w niewoli własnych potrzeb popędowych.

 

 

Jest to rozdział książki pani E. Sujak pt. „Życie jako zadanie” wydanej w 1978 roku przez:

Instytut Wydawniczy Pax. Warszawa.

Skąd też otrzymałem pozwolenie na publikację powyższego fragmentu książki.

 

Gracjan Lipiński na http://gracjan.wmsd.edu.pl lub www.gracjan.w.pl

 

 

 

 

5

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin