Borowski Tadeusz - Wybór opowiadań.pdf

(816 KB) Pobierz
Microsoft Word - Borowski Tadeusz - Wybór opowiadań
Tadeusz Borowski
Wybór opowiadań
Spis treści
Wstęp / 5
Matura na Targowej / 19
Pożegnanie z Marią / 24
Chłopiec z Biblią / 57
U nas w Auschwitzu... / 68
Ludzie, którzy szli / 107
Dzień na Harmenzach / 121
Proszę państwa do gazu / 150
Śmierć powstańca / 171
Bitwa pod Grunwaldem / 186
Określenia oświęcimskie / 229
Wstęp
W literaturze polskiej czasu wojny i powojnia, bujnej i różnorodnej, Tadeusz Borowski był postacią
wyjątkową. Choć żył zaledwie 29 lat i pozostawił po sobie dorobek ilościowo niewielki, nie dopełniony,
nie pozbawiony wewnętrznych sprzeczności - trudno przecenić jego wartość i znaczenie.
Za życia był pisarzem czytywanym, frapującym, lecz przede wszystkim spornym. Prawie każdy jego
utwór, każda książka wywoływały dyskusje i sprzeciwy. Krytykowano je, i często potępiano, z różnych
stron i rozmaitych powodów. Skoro nie dawało się tej twórczości potraktować obojętnie, dość
powszechnie doszukiwano się w niej wybujałego młodzieńczego nihilizmu. Borowski nie ułatwiał
zrozumienia swych dróg: rozrzutnie szafował własnym pisarstwem, potępiał sam siebie, miotał się
wśród sprzeczności swego czasu i swej psychiki. Trzeba było dopiero jego samobójczej śmierci,
zebrania ocalałych utworów i wyświetlenia nieznanej biografii, aby z dość już odległej perspektywy
czasu i nowych doświadczeń ogarnąć to wyjątkowe zjawisko i zrozumieć, czym jest dla polskiej
literatury.
Borowski debiutował w środku okupacji, w końcu roku 1942. Miał lat dwadzieścia. Pracował jako
magazynier w firmie budowlanej na Pradze i studiował polonistykę w tajnym uniwersytecie
warszawskim. Wojna przyspieszyła dojrzewanie nowego pokolenia literackiego. Wśród jego kolegów
uniwersyteckich znalazło się wielu młodych poetów: Krzysztof Kamil Baczyński, Wacław Bojarski,
Tadeusz Gajcy, Andrzej Trzebiński, Zdzisław Stroiński, Stanisław Marczak-Oborski i inni. Tej
młodzieży
zawdzięczała Warszawa pierwsze przejawy życia literackiego pod okupacją. Ale nie było jej łatwo
otrząsnąć się z klęski, zdobyć jakąś nową, własną orientację ideową. Większość z nich skupiła się wokół
pisma "Sztuka i Naród", związanego z prawicową organizacją "Konfederacja Narodu", która w
okupowanym kraju snuła dalej rojenia o polskiej mocarstwowości. Borowski, podobnie jak Baczyński,
mocno sprzeciwiał się tej ideologii (na tym tle rozszedł się ze swym szkolnym i uniwersyteckim
przyjacielem, Andrzejem Trzebińskim).
Wokół Borowskiego powstała grupa przyjacielska "esencjastów" stanowiąca w okupowanej Warszawie
ośrodek lewicowej czy też lewicującej młodzieży artystycznej, konkurencyjny w stosunku do "Sztuki i
Narodu". Dla zabaw, dysput i poezji zbierali się przeważnie w baraku na Skaryszewskiej, gdzie
pracował i mieszkał Borowski. Mimo grozy czasu, nie chcieli rezygnować z niczego "co ma młodości
1
smak i poezji". Ciężko pracując, Borowski żyje w tych strasznych latach jak w "złotym wieku": oddaje
się nauce, poezji, przyjaźni, miłości. Tym wiarom, sprzeciwom i uniesieniom poświęca swe pierwsze
poezje. Ale gdy w końcu roku 1942 Borowski postanowił, w ślad za Wierszami wybranymi K. K.
Baczyńskiego, wydać swój debiut i drukował go na powielaczu w składziku na Skaryszewskiej, obrał na
ten cel utwór odmienny - cykl poetycki Gdziekolwiek ziemia... Nie był to debiut efektowny: ciemnymi,
rozwichrzonymi "metafizycznymi heksametra-mi" opiewał dziejącą się Apokalipsę. W środku cyklu
znalazła się jedyna jambem napisana Pieśń, zakończona wyrokiem:
Nad nami - noc. Goreją gwiazdy dławiący trupi nieba fiolet. Zostanie po nas złom żelazny i głuchy,
drwiący śmiech pokoleń.
Na ogół wszyscy młodzi poeci pisywali wówczas katastroficzne wiersze, po części czerpane z
przedwojennej poezji, a przede wszystkim z tego, co widzieli dokoła. Ale katastrofizm Borowskiego
wyróżniał się wśród nich i znacznie szerszym widzeniem "czasów pogardy" (jak epokę tę ochrzcił
tytułem swej powieści Andre Malraux), i poczuciem wielkości i tragizmu rozpoczynanej pieśni, i
wreszcie tonem dojrzałego męskiego stoicyzmu, który - choć nie poddaje się przeciwnościom losu -
widzi
6
całą jego potęgę i grozę. Nic dziwnego, że Gdziekolwiek ziemia... a zwłaszcza Pieśń, nie znalazły
zrozumienia u większości pierwszych czytelników, a rówieśnikom ze "Sztuki i Narodu" wydały się
utworami małej wiary.
Poezji tej nie można pojąć nie znając losów poety. Dramat epoki stał się udziałem Borowskiego, zanim
rozpoczęła się wojna. Urodzony w Żytomierzu na Ukrainie, we wczesnym dzieciństwie przeżył
aresztowanie i zesłanie obydwojga rodziców. Pozostał sam, pod opieką dalszej rodziny. Dzięki
wymianie przez władze polskie przebywającego w łagrze na dalekiej Północy ojca, w roku 1932, mając
lat dziesięć, przyjeżdża wraz z bratem do kraju; w rok później wraca matka. Rodzina osiedla się w
Warszawie. W ojczyźnie nie czekało ich lekkie życie: ojciec zostaje robotnikiem w fabryce Lilpopa,
matka dorabia krawiectwem. Synów oddano do internatu oo. franciszkanów. We wrześniu 1939,
podczas oblężenia Warszawy, spłonęła fabryczna kamieniczka i znów zostali bez dachu nad głową.
Żeby żyć i żeby się uczyć, trzeba było szybko zabrać się do pracy. Wojna i okupacja nie były więc
pierwszymi wtajemniczeniami Borowskiego w dramat "czasów pogardy"; nakładały się na nie przeżycia
wcześniejsze, tworząc mroczny, jedyny w swoim rodzaju krajobraz Gdziekolwiek ziemia...
W parę miesięcy po debiucie, w lutym 1943 roku, Borowskiego aresztowało gestapo, gdy idąc śladem
narzeczonej, na nic się nie oglądając, wpadł do "kotła". Uwięziony został na Pawiaku. Wkrótce
odtransportowano go do największego hitlerowskiego obozu koncentracyjnego, do Oświęcimia,
pracującego pełną parą krematoriów. Na przedramieniu wytatuowano mu numer 119198. Po kilku
miesiącach pracy na Budach i na Harmenzach, zapadł na ciężką chorobę i znalazł się w oświęcimskim
szpitalu. Gdy go odratowano, przyjaciele pozostawili go w szpitalu w charakterze flegera (pielęgniarza).
Niedaleko stąd, za drutami, w jeszcze potworniej szych warunkach przebywała jego narzeczona. Stara
się z nią porozumiewać (te listy, odtworzone przez autora, złożą się później na opowiadanie U nas, w
Auschwitzu...), dostarczać jej lekarstw. Wkrótce dobrowolnie porzuci szpital, wstąpi do komanda
dachdeckerów, obozowych dekarzy, żeby widywać się ze swą dziewczyną. W obliczu zbliżającego się
frontu Niemcy zaczynają likwidować Oświęcim. W sierpniu 1944 r. Borowski
dostaje się do transportu; wywożą go na jeszcze prawie rok do mniejszych obozów w głębi Rzeszy,
wpierw do Dautmergen koło Stuttgartu, następnie do Dachau Allach.
Reakcja Borowskiego na uwięzienie i obozową marszrutę była dość dziwna. Jakby niczego innego nie
oczekiwał, jakby był na to przygotowany. W obrocie własnego życia widzi jedynie spełnienie dobrze mu
znanej prawidłowości ogólnego losu. Ani w więzieniu, ani w obozie nie przestaje pisać. Na Boże
Narodzenie 1943 tworzy w Oświęcimiu Księgę wigilijną, cykl kolęd lagrowych; w obozie śpiewa się
jego piosenkę o miłości, która "mocniejsza jest nad śmierć". W wierszach i w listach pisanych do
narzeczonej młody poeta, student warszawskiego uniwersytetu, stara się zgłębić tajemnice obozu,
skonfrontować go ze swą wiedzą o człowieku, z pięknymi mitami europejskiej kultury:
l oto, chwalca człowieka, leżę na pryczy baraku i chwytam, jak ptaka lot, w palce legendę i mit, lecz
próżno w oczy człowiecze patrzę szukając znaku. Już tylko łopata i ziemia, człowiek i zupy litr.
(Do narzeczonej)
Choć niewiele ocalało wierszy obozowych Borowskiego, nawet te nieliczne, niezwykłe świadectwa
2
układają się w pejzaż piekielny ("palą się ludzkie stosy jak kupy smolnych łuczyw"), w straszliwy epos
"ciała wędrującego, bitego, ciała międzygranicznego". Na tym tle, wśród pogromu wszelkich wartości i
walki po prostu o życie, ogromnym blaskiem świeci Sionce Oświęcimia, jego nie pokonana liryka
miłosna.
Wyzwolenie obozu Dachau Allach przez VII Armię Amerykańską, które nastąpiło l maja 1945, nie od
razu przyniosło Borowskiemu wolność. W obawie przed konsekwencjami nagłego uwolnienia mas
ludzkich, jakie Niemcy zegnali do Rzeszy, Amerykanie utworzyli przejściowo tzw. obozy dipisów
(przesiedleńców), które stopniowo rozładowywali. Borowski znalazł się znów za drutami, w dawnych
koszarach SS we Freimanie, na przedmieściu Monachium. Przypadek zdarzył, że wyszedł stamtąd
stosunkowo szybko: wyreklamowano go, gdy w Monachium powstawało Biuro Poszukiwania Rodzin
przy Komitecie PCK. Poszukuje wielu ludzi, przede wszystkim poszukuje
8
swojej narzeczonej nie wiedząc, czy znajdzie ją żywą. Rozpisuje listy na wszystkie możliwe strony;
wtóruje im poetyckim Wołaniem Marii. Wreszcie po paru miesiącach odnajduje ją - ciężko chorą - w
Szwecji, dokąd jeszcze przed zakończeniem wojny przewieziono specjalnym transportem część
kobiecego obozu Ravensbriick. Zdawało mu się, że łatwiej połączy się z nią, jeśli zostanie w
Niemczech. Mimo szaleńczych starań, mimo interwencji nie okazało się to możliwe. Wyzwolona
Europa nie była łaskawa nawet dla zakochanych.
Zarówno pobyt w obozie dipisów, jak roczny postój w Monachium były dla Borowskiego okresem
niezwykle twórczym. Jeszcze w obozie, dzięki sławie poetyckiej, jaka mu tam towarzyszyła (nie zawsze
ułatwiała mu życie!), otrzymał propozycję od współwięźnia, a przedwojennego wydawcy i świetnego
grafika Anatola Girsa, wydania swych wierszy warszawskich i obozowych. Po latach Girs spełnił to
przyrzeczenie. W znanej oficynie monachijskiej Bruckmanna ukazał się pięknie, po bibliofilsku wydany
trzeci tom poetycki Borowskiego pt. Imiona nurtu (drugi, skromny zbiorek erotyków wydali w
Warszawie przyjaciele, gdy był w Oświęcimiu). Ale przede wszystkim Borowski pisze nowe wiersze:
wiersze o wyzwoleniu i o nowym porządku europejskim, który obserwuje z niemieckiego pobojowiska.
Po tym, co przeżyła Europa, po tym, czego doświadczył na własnej skórze, spodziewa się, że winnym
zostanie w majestacie prawa wymierzona sprawiedliwość, a ocalała z przygody z faszyzmem Europa
przywróci swe stare tradycje wolności i demokracji. Tymczasem na nic takiego się nie zanosiło.
Zbrodnie uchodziły płazem, maskowane komedią sprawiedliwości, druga wojna kończyła się
oczekiwaniem trzeciej, a zwycięzcy zaprowadzali w Europie swoje porządki. Poezja Borowskiego zieje
goryczą i ironią. Nieobce są jej, podobnie jak masom dipisów, nastroje zemsty i odwetu, pokusy
dochodzenia sprawiedliwości na własną rękę. Borowski jakby boi się tych niebezpiecznych odruchów:
pragnie swe prawa przekazać w bardziej powołane ręce i powrócić do normalnego życia. Ale nie ma
ucieczki od własnej wiedzy i własnej pamięci. Przychodzą na powrót spaleni, rozstrzelani, przychodzą
towarzysze lagrowi. W pięknych wierszach Umarli poeci, Odejście poety i innych, poświęconych
padłym w boju kolegom jego warszawskiej młodości, rodzi się, niezależnie od sporów, jakie go kiedyś z
niektórymi z nich dzieliły, jakaś wielka z nimi
9
wszystkimi śmiertelna wspólnota, przepowiadająca także jego własny los:
wabi trawiasta głąb, pachną podziemne łąki, dalej trzeba pod ziemię, głębiej i głębiej, aż do was wstąpię.
(Umarli poeci)
Wśród tych rozpamiętywań rodzi się w poezji Borowskiego poczucie winy wobec znanych i nieznanych
umarłych - że przeżył! Poczucie winy obarczającej każdego, kto był uczestnikiem tej tragedii: A któż z
was żywych śmierć widział - bez winy? To poczucie winy ocalonych, i swojej własnej, kojarzy się
równocześnie z "mistyczną wiarą" w moralne odrodzenie ludzkości, które za ich sprawą musi mimo
wszystko nastąpić. Wobec obojętności świata, w jakim żyje, zadanie to coraz bardziej wiąże się dla
Borowskiego z Ziemią rozstrzelanych, z powrotem do kraju.
Czym jesteś ty, co nocą trwożysz widmem wapiennych jam i dołów i poprzez ląd, i poprzez morze bym
wrócił, groźnie za mną wołasz?
Czym jesteś? Ugór czy ruina, najuporczywsza z moich muz! Czemuż mi ciągle wypominasz spalony
mur, zatęchły gruz?
Czym jesteś? Oto walczę z tobą i krzyk twój duszę, i wołanie, i idę tam, ku wspólnym grobom do ciebie,
ziemio rozstrzelanych.
3
Mimo że nie spełniło się to, na co czekał, mimo rozmaitych innych obaw, rozterek i rozdarć (co brzmi
tak tragicznie w ostatnim utworze napisanym w Monachium: ani wiersz, ani proza / tylko kawał
powroza...) najuporczywsza z jego muz zaprowadziła w końcu Borowskiego do ojczyzny. Po 3 latach i 3
miesiącach od chwili aresztowania, w czerwcu 1946, zamknęła się powrotem do Warszawy jego wielka
wędrówka po
10
zniewolonej Europie i zamknął zarazem jego wstrząsający pamiętnik poetycki.
Po powrocie do Polski, gdzie wreszcie połączyli się z narzeczoną i pobrali, Borowski nieoczekiwanie
zarzucił poezję, nie wydawszy nawet swego nie znanego dorobku, zapowiadanej Rozmowy z
przyjacielem (stosunkowo najszerszy wachlarz dochowanej poezji Borowskiego przedstawia wydany w
20-lecie jego śmierci tomik poetycki w serii "Biblioteka poetów", Poezje, PIW). Pochłonęły go inne
zamiary, które zresztą w jego poezji, tak teraz zlekceważonej, dojrzewały od dawna. Jeszcze w
Monachium, za namową Girsa, trzej młodzi autorzy: Tadeusz Borowski, Krystyn Olszewski i Janusz
Nel Siedlecki, napisali książ-kę-dokument pt. Byliśmy w Oświęcimiu. W książce tej, wydanej w
Monachium w roku 1946, w całości opracowanej przez Borowskiego, zamieścił on swe pierwsze
opowiadania. Do prozy nie przywiązywał większego znaczenia, lecz gdy przesłane do kraju i
opublikowane w "Twórczości" opowiadania stały się głośnym wydarzeniem literackim i wywołały
ogromny skandal - poeta zrozumiał, jakie jest jego właściwe powołanie. W półtora roku później, w roku
1948, Borowski wydał swój słynny tom opowiadań Pożegnanie z Marią.
Ze zrozumiałych powodów literatura polska wydała więcej świadectw poświęconych czasom wojny niż
jakiekolwiek inne pisarstwo. Zaraz po wojnie powstały liczne relacje dokumentalne, mówiące o
niemieckich zbrodniach i o martyrologii ludności polskiej (najgłośniejsze Dymy nad Birkenau S.
Szmaglewskiej). Powstały też książki psychologiczne, zastanawiające się nad fenomenem
zezwierzęcenia oprawców i bohaterstwa ofiar; bezmiar cierpień starano się często wyjaśnić w sposób
mistyczny, np. w książce Z. Kossak-Szczuckiej Z otchłani. Pisarze wielkiej klasy (zarówno polscy, jak
zagraniczni) widzieli w bezprzykładnej eksterminacji zaprzeczenie całej tradycji europejskiego
humanizmu. Żadna jednak z tych różnorodnych książek, nawet najwybitniejszych, nie była w stanie
sprostać pełnej prawdzie o wojnie totalnej, a zwłaszcza o jej kwintesencji - o Oświęcimiu.
Borowski nie pretendował także do powiedzenia pełnej prawdy o Oświęcimiu. Ale w swych
opowiadaniach powiedział prawdę może najistotniejszą i najbardziej bolesną. Potrafił odsunąć na bok
psychologię zarówno kata, jak i ofiary, potrafił wznieść się ponad cierpienia
11
milionów i własną gehennę obozową - i spojrzał na lagry zimnym, bezlitosnym wzrokiem.
Dla Borowskiego lagry są konsekwencją rozkwitu i triumfów III Rzeszy, nowego ładu, jaki hitleryzm
usiłował narzucić podbitej Europie. Żeby zrealizować plany panowania rasy germańskiej nad światem,
hitlerowski faszyzm musiał wykorzystać także pokonane narody, przymusić ofiary do współdziałania w
jego zbrodniczym procederze wytępienia ich samych. Obóz nie stanowił więc ani sabatu zbrodniczych
natur, ani bezsensownej hekatomby ofiar, ani zemsty za grzechy ludzkości, lecz sprawnie
zorganizowany system, celowo uformowaną społeczność, służące założonym przez hitlerowców celom.
Nie stanowił więc - mówiąc słowami Alberta Camusa - zwykłej zbrodni namiętności, jaką ludzkość
znała od wieków, lecz stadium wyższe
- zbrodnię logiki, którą totalitarny system doprowadził do doskonałości, do skali niespotykanej w
dziejach, do rozmiarów ludobójstwa. Obecnie, po wielu latach, mechanizm ten został zbadany
dokładnie:
wiele instytutów naukowych na podstawie poszukiwań archiwalnych i badań rozmaitych dziedzin
ukazało światu, jak hitlerowcy doszli do ustanowienia państwa stanu wyjątkowego, z jaką konsekwencją
ów narodowy ład zaprowadzali, jak bliscy byli jego urzeczywistnienia. Tadeusz Borowski, bez pomocy
archiwów i sztabów uczonych, obnażył ten system od pierwszego wejrzenia, własnym okiem, ukazując
jego polityczne, ekonomiczne i socjologiczne mechanizmy.
Ale prócz walorów poznawczych, prócz przejrzenia logiki hitlerowskiej zbrodni, opowiadania
Borowskiego dokonały czegoś więcej. Inaczej niż w całej prawie pozostałej literaturze sformułowały
tragedię obozów. Przesunęły punkt jej ciężkości na stronę ofiar. Dla Borowskiego prawdziwa tragedia
lagrów nie zawierała się w stosunku między katami i ofiarami: ci pierwsi - pozbawieni nawet
względnych racji, posłuszni urzędnicy hitlerowskiej machiny eksploatacji i zbrodni
4
- wprawdzie zasłużyli na stryczek, lecz nie mogli awansować do równorzędnych, godnych partnerów
tragedii.
Najważniejszą tragedią lagrów, do jakiej doprowadziła hitlerowska zbrodnia świadoma, zbrodnia logiki,
było zgwałcenie człowieczeństwa ofiar, przymuszenie ich za cenę życia do uległości, świadome i
skalkulowane poszczucie brata na brata. To wydało się Borowskiemu
12
najbardziej szatańską, prawdziwie tragiczną stroną lagrów. Przy tym Borowski nie zajął się w swych
opowiadaniach ani częstymi przypadkami obozowych załamań czy patologii, ani nierzadkimi -
bohaterskich wzlotów; zajął się "przeciętną przetrwania". Zgodnie z tym założeniem, bohaterem swych
opowiadań nie uczynił ani zbrodniarza, ani świętego obozowego, lecz człowieka, który chce przetrwać -
obozowego vorarbeitera, więźnia czy to pełniącego podrzędną funkcję, czy też po prostu
doświadczonego lagrowca, który poznał obóz, umiał się przystosować do rządzących nim praw.
Przygody tego przeciętnego, bynajmniej nie złego z natury, lecz zlagrowanego człowieka są treścią
istotną Dnia na Harmenzach, Proszę państwa do gazu, Śmierci powstańca...
W swej książce Borowski nie poprzestał na opowiadaniach z lagrów. Pisarz dokonał kroku następnego,
jeszcze bardziej ryzykownego. W opowiadaniach spoza lagrów, z czasu okupacji (Pożegnanie z Marią) i
z czasu wyzwolenia (Bitwa pod Grunwaldem), postawił sobie pytanie, co owego człowieka
zlagrowanego w rzeczywistości wojennej zapowiadało i co na jego koncie pozostało, gdy wojna się
skończyła. W ten sposób rozszerzył swą diagnozę upadku humanistycznych wartości, degradacji
człowieka, także na sytuacje inne, na szerszy kontekst epoki.
Prowokacyjność opowiadań Borowskiego, tak bezwzględnych w ich czysto zewnętrznym, tzw.
behawiorystycznym opisie, w stylistyce i języku (fachowy słownik oświęcimski, zestawiony przez
pisarza w Byliśmy w Oświęcimiu, znaleźć można na końcu niniejszej książki), spotęgował jeszcze fakt,
że poecie-vorarbeiterowi autor nadał własne imię. Choć, jak widać, cały cykl był przemyślnie i wysoko
zorganizowaną konstrukcją literacką, Borowski-lagrowiec postąpił tak nie przypadkowo. Był to z jego
strony świadomy akt moralny. Mimo że postać literacka nie miała z nim wiele wspólnego, chciał w
jakiejś mierze - zgodnie z przekonaniem wyrażanym w poezji - wziąć również na siebie winę za to, co
było udziałem zwykłego człowieka jego czasu. Tak rozumiał własne zadanie pisarskie, i tego w swych
artykułach żądał od innych.
Pożegnanie z Marią przyniosło na wskroś oryginalną wizję "czasów pogardy" (może najbliższe jej były
Medaliony Z. Nałkowskiej) i najdalej posuniętą, choć wolną od wszelkiego kaznodziejstwa, krytykę
morali-
13
styczną epoki. Ale książka ta nie mieściła się w ówczesnych kategoriach rozumienia literatury.
Wywołała szok i - niemalże same nieporozumienia. Prymitywna część krytyki - utożsamiając postać
bohatera z osobą autora - uznała, iż Borowski sam się zadenuncjował jako obozowy przestępca i
powinien zasiąść na ławie oskarżonych. Inna część krytyki, która wzięła za dobrą monetę fałszywą
świadomość bohatera, nie dostrzegła krytycznych założeń pisarza - przyjęła tę prozę jako mimowolne
świadectwo "zarażenia śmiercią", wyzbycia się wszelkich wartości, nihilizmu. Zwłaszcza oburzano się
na opowiadania z czasów okupacji i końca wojny. W momencie ukazania się książki do wyjątków
należeli ci, którzy zrozumieli jej artystyczną komplikację i dostrzegli w niej rzecz najistotniejszą: własny
sposób podjęcia walki ze złem epoki.
W tymże 1948 roku ukazała się następna książka Borowskiego: cykl krótkich nowel pt. Kamienny świat.
Cykl ten, który autor zwał "jednym opowiadaniem złożonym z dwudziestu samodzielnych części",
stanowił uzupełnienie wizji, jaką ze specyficznego punktu widzenia nakreśliło Pożegnanie z Marią. Był
także obroną własnego stanowiska, mocno wówczas atakowanego. W porównaniu z książką poprzednią
Kamienny świat, zachowujący ten sam styl i stosujący go do trudnej formy, krótkiej noweli, tzw. short
story, wprowadzał wyraźne nowości: rezygnował z pośrednictwa "vorarbeitera Tadka", odstępował do
tamtejszej "przeciętnej przetrwania" na rzecz bardziej jaskrawych epizodów obozowych (Kolacja,
Śmierć Schillingera), bardziej bezpośrednio czerpał z materiału autobiograficznego (Opowiadanie z
prawdziwego życia, Podróż pul-manem). Borowski jakby chciał dowieść, iż Pożegnanie z Marią, które
tak szokowało opinię, było zaledwie złagodzoną wersją tego, co działo się w lagrach i czego osobiście
doświadczył. Połowa Kamiennego świata dotyczyła już świata wyzwolonego, lecz ściśle wiązała się z
przeszłością lagrową. Powojenną codzienność Borowski konfrontuje tam z doświadczeniem obozowym
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin