Eliza Orzeszkowa Nad Niemnem I Dzie� by� letni i �wi�teczny. Wszystko na �wiecie ja�nia�o, kwit�o, pachnia�o, �piewa�o. Ciep�o i rado�� la�y si� z b��kitnego nieba i z�otego s�o�ca; rado�� i upojenie tryska�y znad p�l poros�ych zielonym zbo�em; rado�� i z�ota swoboda �piewa�y ch�rem ptak�w i owad�w nad r�wnin� w gor�cym powietrzu, nad niewielkimi wzg�rzami, w okrywaj�cych je bukietach iglastych i li�ciastych drzew. Z jednej strony widnokr�gu wznosi�y si� niewielkie wzg�rza z ciemniej�cymi na nich borkami i gajami; z drugiej wysoki brzeg Niemna, piaszczyst� �cian� wyrastaj�cy z zielono�ci ziemi a koron� ciemnego boru oderzni�ty od b��kitnego nieba, ogromnym p�kolem obejmowa� r�wnin� rozleg�� i g�adk�, z kt�rej gdzieniegdzie tylko wyrasta�y dzikie, p�kate grusze, stare, krzywe wierzby i samotne, s�upiaste topole. Dnia tego w s�o�cu ta piaszczysta �ciana mia�a poz�r p�obr�czy z�otej, przepasanej jak purpurow� wst�g� tkwi�c� w niej warstw� czerwonego marglu. Na �wietnym tym tle w zmieszanych z dala zarysach rozpozna� mo�na by�o dw�r obszerny i w niewielkiej od niego odleg�o�ci na jednej z nim lin� rozci�gni�ty szereg kilkudziesi�ciu dwork�w ma�ych. By� to wraz z brzegiem rzeki zginaj�cy si� nieco w p�kole sznur siedlisk ludzkich, wi�kszych i mniejszych, wychylaj�cych ciemne swe profile z wi�kszych i mniejszych ogrod�w. Nad niekt�rymi dachami, w powietrzu czystym i spokojnym wzbija�y si� proste i troch� tylko sk��bione nici dym�w; niekt�re okna �wieci�y od s�o�ca jak wielkie iskry; kilka strzech nowych miesza�o z�ocisto�� s�omy z b��kitem nieba i zielono�ci� drzew. R�wnin� przerzyna�y drogi bia�e i troch� zieleniej�ce od z rzadka porastaj�cej je trawy; ku nim, niby strumienie ku rzekom, przybiega�y z p�l miedze, ca�e b��kitne od b�awatk�w, ��te od kamio�y, r�owe od dzi�cieliny i sm�ek. Z obu stron ka�dej drogi szerokim pasem biela�y bujne rumianki i wy�sze od nich kwiaty marchewnika, s�a�y si� w trawach fioletowe rohule, ��tymi gwiazdkami �wieci�y brodawniki i kurze �lepoty, liliowe skabiozy polne wylewa�y ze swych stulistnych koron miodowe wonie, chwia�y si� ca�e lasy s�abej i delikatnej mietlicy, kosmate kwiaty babki sta�y na swych wysokich �odygach rumiano�ci� i zawadiack� postaw� stwierdzaj�c nadan� im nazw� kozak�w. Za tymi pasami ro�linno�ci dzikiej cicho w cichej pogodzie sta�o morze ro�lin uprawnych. �yto i pszenica mia�y k�osy jeszcze zielone, lecz ju� osypane dr��cymi ro�kami, kt�rych obfito�� wr�y�a urodzaj; ni�sze znacznie od nich, rumianym kwiatem g�sto usiane, s�a�y si� na szerokich przestrzeniach li�ciaste puchy koniczyny; puchem te�, zda si�, ale drobniejszym, delikatniejszym, z zielono�ci� tak �agodn�, �e oko pie�ci�a, m�ody len pokrywa� gdzieniegdzie kilka zagon�w, a ��ta jaskrawo�� kwitn�cego rzepaku weso�ymi rzekami przep�ywa�a po �anach niskich jeszcze ows�w i j�czmion. W�r�d tej weso�ej przyrody ludzie dzi� tak�e byli weseli; mn�stwo ich ci�gn�o po drogach i miedzach. Gromadami na drogach, a sznurami na miedzach sz�y wiejskie kobiety, kt�rych g�owy ubrane w czerwone i ��te chusty tworzy�y nad zbo�ami korowody �ywych piwonii i s�onecznik�w. Od tych gromad la�y si� i p�yn�y po �anach strumienie r�nych g�os�w. By�y to czasem rozmowy gwarne i krzykliwe, czasem �miechy basowe lub srebrzyste, czasem p�acze niemowl�t u piersi w chustach niesionych, czasem te� pie�ni przeci�g�e, g�o�ne, kt�rych nut� porywa�y i przed�u�a�y echa ze stron obu: w borkach i gajach rosn�cych na wzg�rzach i w wielkim borze, kt�ry ciemnym pasem odcina� poz�ocon�, przetkan� szkar�atem �cian� nadnieme�sk� od wysadzanych srebrnymi ob�okami b��kit�w nieba. W tym ruchu ludzkim odbywaj�cym si� na urodzajnej r�wninie czu� by�o najpi�kniejszy dla wiejskiej ludno�ci moment �wi�ta: weso�y i wolny w s�oneczny i wolny dzie� bo�y powr�t z ko�cio�a. W porze, kiedy ten ruch znacznie ju� stawa� si� mniejszy, na r�wninie, z dala od tu i �wdzie jeszcze ci�gn�cych gromad, ukaza�y si� dwie kobiety. Sz�y one z tej samej strony, z kt�rej wracali inni, ale zboczy�y zna� z prostej drogi i chwil� jak�� przeby�y w jednym z rosn�cych na wzg�rzach bork�w. By�o to przyczyn� ich sp�nienia si�, tym wi�cej �e jedna z nich nios�a ogromn� wi� le�nych ro�lin, kt�re tylko co i do�� d�ugo zapewne zrywa�a. Druga kobieta zamiast kwiat�w trzyma�a w r�ku niepospolitej wielko�ci chustk�, kt�ra za ka�dym jej szerokim i zamaszystym krokiem ko�ysz�c si� wraz z d�ugim ramieniem powiewa�a jak sporej wielko�ci chor�giew. Z dala to tylko wida� by�o, �e jedna z tych kobiet mia�a w r�ku p�k ro�lin, a druga szmat� bia�ego p��1.na; z bliska uderza�y one niezupe�nie zwyk�� powierzchowno�ci�. Kobieta z chustk� by�a niezwykle wysok�, a wysoko�� t� zwi�ksza�a jeszcze chudo�� jej cia�a, kt�re przecie� posiada�o szkielet tak rozros�y i silny, �e pomimo chudo�ci ramiona jej by�y szerokie i wydawa�yby si� bardzo silnymi, gdyby nie ma�e przygarbienie plec�w i karku objawiaj�ce troch� znu�enia i staro�ci, gdyby tak�e nie ostre ko�ci �opatek podnosz�ce w dwu miejscach staro�wieck� mantyl� z d�ugimi, co chwil� powiewaj�cymi ko�cami. Opr�cz tej mantyli zaopatrzonej w p��cienny ko�nierz mia�a ona na sobie czarn� sp�dnic�, tak kr�tk�, �e spod niej a� prawie do kostek wida� by�o dwie du�e i p�askie stopy ubrane w grube po�czochy i wielkie, kwieciste pantofle. Ubi�r ten uzupe�nionym by� przez stary kapelusz s�omiany, kt�rego szerokie brzegi ocienia�y twarz, na pierwszy rzut oka star�, brzydk� i przykr�, ale po bli�szym przyjrzeniu si� uwag� i ciekawo�� budzi� mog�c�. By�a to ma�a, chuda, okr�g�a twarz ze sk�r� tak ciemn�, �e prawie br�zow�, z czo�em sfa�dowanym w kilka grubych zmarszczek, z wpad�ymi i ko�cistymi policzkami, z wyrazem goryczy i z�o�liwo�ci nadawanym jej przez ostro�� nosa i zaci�ni�cie warg a wzmaganym przez szczeg�ln� ognisto�� i przenikliwo�� oczu. Te oczy zdawa�y si� by� jedynym bogactwem tej biednej, zestarza�ej, z�o�liwej twarzy. Mo�e kiedy� by�y one jedyn� jej pi�kno�ci�, a teraz, wielkie i czarne, spod czarnych, szerokich brwi o�wieca�y j� jeszcze przejmuj�cym blaskiem; mia�y one spojrzenie przenikliwe, ostre, ur�gliwe i p�omienno�� nieustann�, jakby wci�� z wn�trza podsycan�, a dziwn� przy tej sczernia�ej, w d�oni czasu czy losu zgniecionej twarzy. Sz�a szerokim, zamaszystym, do po�piechu zna� przyzwyczajonym krokiem, a d�ugie jej ramiona, u kt�rych wisia�y ciemne, ko�ciste r�ce, ko�ysa�y si� u jej bok�w w ty� i naprz�d, bia��, rozwini�t� chustk� jak chor�gwi� powiewaj�c. Kobiet� z kwiatami trudno by�oby nazwa� od razu pann� z wy�szego towarzystwa albo te� dziewczyn� z ni�szych warstw wiejskiej ludno�ci. Wygl�da�a troch� na jedno i na drugie. Wysoka, cho� znacznie od towarzyszki swojej ni�sza, ubran� by�a w czarn� we�nian� sukni�, bardzo skromn�, kt�ra jednak wybornie uwydatniaj�c jej kszta�tn� i siln�, w ramionach szerok�, a w pasie cienk� kibi� zdradza�a znajomo�� �urnalu m�d i r�k� bieg�ego krawca. W wyprostowaniu jej kibici i w delikatno�ci cery czu� by�o tak�e manier� i cieplarni�. Ale w zamian ruchy jej i gesty sprzecza�y si� z ca�o�ci� jej osoby troch� pop�dliwo�ci i jakby przybranej rubaszno�ci, nie mia�a ona przy tym na sobie ani kapelusza, ani r�kawiczek. G�ow� owini�t� czarnym jak heban warkoczem i twarz �niad�, z purpurowymi usty i wielkimi, szarymi oczami �mia�o wystawia�a na upalne gor�co s�o�ca. P��cienny, tani parasolik opiera�a o rami�, a r�ce jej do�� du�e i opalone zdradza�y nader rzadkie u�ywanie r�kawiczek. Wszystko to uderza�o tym wi�cej, �e spos�b, w jaki trzyma�a sw� odkryt� g�ow� ; ciemne brwi nad siwymi oczami �ci�ga�a, nadawa� jej wyraz �mia�o�ci i dumy. W og�le ta panna czy ta dziewczyna na lat dwadzie�cia par� wygl�daj�ca wydawa�a si� uosobieniem pi�kno�ci kobiecej zdrowej i silnej, lecz dumnej i chmurnej. Pogody, jak� nadaje ludzkim twarzom szcz�cie lub rezygnacja, w tej m�odej i �wie�ej, ale niespokojnej i zamy�lonej twarzy nie by�o, jakkolwiek rozja�nia�o j� teraz to zupe�nie fizyczne o�ywienie, kt�rym istot� ludzk�, niezupe�nie jeszcze przez �ycie zniweczon�, nape�nia d�uga i swobodna k�piel w kipi�cym zdroju przyrody. Pr�dko id�c, aby szerokim krokom towarzyszki swej wyr�wna�, z zaj�ciem, prawie z mi�o�ci� przygl�da�a si� ona uzbieranej przed chwil� wi�zi ro�lin. By�y tam bujne liliowe dzwonki le�ne, gwo�dziki, pachn�ce sm�ki, li�cie m�odych paproci, m�odziutkimi szyszkami okryte ga��zki so�niny. Wszystko to rzuca�o jej w twarz fal� dzikiej i przenikliwej woni, kt�r� te� ona od chwili do chwili wci�ga�a pe�nym i d�ugim oddechem swej silnej, szerokiej piersi. Rozkosz, kt�r� uczuwa�a wtedy, i upa� s�o�ca, w kt�rym nurza�a sw� odkryt� g�ow�, rumie�cem powlek�y �niade jej policzki; zarazem surowe jej i zamy�lone, cho� pe�ne purpurowej krwi usta rozchyli�y si� w m�odym i szczerym �miechu. �mia�a si� ze s��w towarzyszki swej, kt�ra id�c wci�� pr�dko i wielkimi stopy swymi z wysoka i mocno o ziemi� uderzaj�c, grubym, nieco ochryp�ym, przez brak oddechu cz�sto przerywanym g�osem ci�gn�a w borku jeszcze rozpocz�te opowiadanie. - Ot, tu, powiadam ci, w tym samym miejscu, pomi�dzy tymi wzg�rkami, te g�upie ch�opy wzi�li mi� za choler�... Mo�e nie wierzysz? S�owo honoru, prawd� m�wi�! Jeszcze� wtedy nie by�a w Korczynie, jeszcze ma�a by�a�, bo by�o to w�a�nie wtedy, kiedy ojczulek tw�j z t� Francuzic� romansowa�... Urwa�a nagle, stan�a, chrz�kn�a tak g�o�no; �e a� rozleg�o si� po polu; chustk� trzyman� w r�ku jeszcze g�o�niej nos utar�a i gniewnie do siebie zamrucza�a: - Wieczna g�upota moja! M�oda panna, kt�rej na chwil� twarz znieruchomia�a, u�miechn�a si� znowu. - Co tam! Niech ciocia na to nie zwa�a! Ja� wiem dobrze o wszystkim i z przesz�o�ci� oswoi�am si� zupe�nie... Przecie� ciocia nie przez z�o�liwo�� pewno... Co tam! Jak�e to by�o z t� choler�? Zacz�y i�� dalej, tak samo pr...
ZuzkaPOGRZEBACZ