JEREMI PRZYBORA UWIEDZIONY Mi�dzy pustymi jeszcze o tej wczesnej porze wieczornej stolikami sali dancingowej hotelu �Hadrian� snuli si� kelnerzy, nakrywaj�c je �nie�nymi obrusami, poprawiaj�c kwiatki w wazonikach, rozmieszczaj�c egzemplarze karty da�. Ma�tre d�h�tel (odpowiednik kierownika sali w lokalach ni�szej kategorii) automatycznie �ledzi� od baru ich ruchy, podczas gdy barman po tamtej stronie rozleg�ego l�ni�cego blatu chucha� w kieliszki, przeciera� je i ustawia� w pe�nych gotowo�ci szeregach. Instrumenty roz�o�one na podium dla orkiestry �wiadczy�y o niewidzialnej na razie obecno�ci jej cz�onk�w. Jedynie przy perkusji ozdobionej firmow� winiet� zespo�u czas sp�dza� nietrze�wy osobnik bez marynarki, nieporadnie zabawiaj�c si� pa�eczk� i �miote�k��. W chaotyczny takt jego mu�ni�� i uderze� pl�sa�o na parkiecie dw�ch mocno sfatygowanych pan�w, zapewne na delegacji. Ka�dy z nich jedn� r�k� kurczowo trzyma� si� partnera, gdy druga, zako�czona teczk�, balansowa�a swobodnie. Para ta ani nietrze�wy perkusista nie zaprz�tali uwagi personelu �Hadriana�, natomiast zaabsorbowa� go nagle do�� niecodzienny tu widok. Oto na sal� wkroczy� m�czyzna oko�o pi��dziesi�tki, popychaj�c przed sob� dzieci�cy w�zek z podniesion� budk�. Sun�� on w kierunku upatrzonego po przeciwleg�ej stronie sali stolika. Na widok m�czyzny z w�zkiem ma�tre d�h�tel os�upia�, o ma�o nie ud�awiwszy si� wyka�aczk�, kt�r� w�a�nie zacz�� by� d�uba� sobie w g��bi jamy ustnej. Po chwile otrz�sn�� si� z os�upienia i energicznym gestem przywo�a� jednego z kelner�w. Szepn�� mu kilka s��w na ucho, wskazuj�c wzrokiem nowo przyby�ego, kt�ry w�a�nie zajmowa� miejsce przy upatrzonym stoliku. By� to m�czyzna �redniego wzrostu, nader proporcjonalnej budowy cia�a. Bujna, srebrna czupryna przydawa�a regularnym rysom jego przystojnej twarzy godno�ci, �e nie powiemy � dostoje�stwa, a dobrze skrojony, cho� mo�e niezbyt modny, ciemny garnitur, ol�niewaj�co bia�a koszula i krawat przebity szpilk� z per�� nadawa�y szczup�ej sylwetce owego pana pi�tno niedzisiejszej, dyskretnej dystynkcji. Z niewymown� swobod� bywalca usiad� na nieco odsuni�tym od stolika krze�le, zak�adaj�c w spos�b niewymuszony nog� na nog�. Jedn� r�k� zacz�� wertowa� menu, gdy druga lekko ko�ysa�a w�zkiem, a z jego ust p�yn�o koj�ce: �Aaaa aaa aaa �� Na widok zbli�aj�cego si� kelnera obrzuci� go kr�tkim, badawczym spojrzeniem. A by�o kogo obrzuci�, bo i kelner wyr�nia� si� w�r�d swoich koleg�w z �Hadriana� zewn�trznymi warunkami cz�onka Izby Lord�w. Sk�oni� si� przed klientem i chwil� tkwi� tak milcz�c, jeden naprzeciw drugiego, jeden greckim, a drugi rzymskim profilem zwr�ceni ku sobie, i by�o w nich jakie� podobie�stwo, powinowactwo, pobratymstwo nawet niejako, kt�re sprawia�o, �e tak r�ni, jakby z jednego si� wywodzili� czego? Ot� to: czego? To dla nich jeszcze by�o niejasne, ale czuli to obaj, wyczuwali w pod�wiadomo�ci swojej, �e z czego� wsp�lnego si� wywodz�. � Zacz��bym od odrobiny kawioru� czarnego nieprasowanego. � Starszy pan odsun�� menu i m�wi� dalej z pami�ci pi�knym, starannie moduluj�cym s�owa g�osem: � Do tego kieliszek czystej z lodu. Kawior zjad�bym na to�cie� �rednio podrumienionym� Nag�y spazm krtani zniekszta�ci� ostatnie s�owa m�wi�cego, a bolesny skurcz twarzy zm�ci� porz�dek jej rys�w w galimatias rozpaczy. Ukry� j� te� w d�oniach, a przez palce, d�ugie, bia�e, z migda�owymi paznokciami przeciek�y s�owa, niby krople b�lu: � O Bo�e! Bo�e ! Bo�e! Nie, ja tego nie wytrzymam! Wytrzyma� jednakowo� na razie, bo po chwili d�onie jego ods�oni�y twarz po dawnemu spokojn�, a z ust p�yn�y rzeczowe instrukcje przerywane adresowanym do zawarto�ci w�zka nuceniem: � Zupy nie b�d� jad�� Aaaa aaa aaa� W moim wieku zup na noc nale�y unika�. Natomiast co� lekkiego z ryb� Mo�e pstr�ga na niebiesko? Do pstr�ga bym� kieliszek chablis, ale nie macie pewno, wi�c mo�e jakie� bia�e jugos�owia�skie! Aaaa aaa aaa� I zn�w sk�ra twarzy, zn�w d�onie j� zas�aniaj�, a przez palce przecieka b�l, skroplony w s�owach: � Jak ja to prze�yj�?! Jak?! O, m�j Bo�e!� O, m�j Bo�e!� Trwa�o to jeszcze kr�cej ni� poprzednio, a potem � spokojne wyja�nienie: � Spotka� mnie cios przed chwil�, wie pan� Mnie i to oto male�stwo. Aaa� aaa� A kiedy spada na mnie nieszcz�cie, odczuwam natychmiastowy g��d. Wi�c i p�atek krwistej pol�dwicy� albo lepiej chateaubriant z kartofelkami paille. Aaa aaa aaa � Czy orkiestra tu nie gra? � Gra � odpowiedzia� uprzejmie kelner, kt�rego najwyra�niej wzruszy�o wyznanie starszego pana, chocia� do wzrusze� na pewno nie by� skory. � Ale w tej chwili patrzy na mecz w telewizji. Zreszt� zabawa si� jeszcze nie zacz�a. � A ci panowie? � spyta� starszy pan, ogarniaj�c perkusist� amatora i dw�ch pl�saczy z teczkami. � To jest wczorajsza zabawa � wyja�ni� kelner. � Ona si� ju� ko�czy. Ma�tre d�h�tel, kt�ry uwa�nie �ledzi� dialog go�cia z obs�uguj�cym go kelnerem, przeni�s� wzrok na uczestnik�w wygasaj�cej zabawy, jakby dopiero teraz ich zauwa�y�. Oko jego rzuci�o z�owieszcze b�yski. Energicznym krokiem opu�ci� sal�, na kt�rej te� niemal natychmiast po jego wyj�ciu zgas�o �wiat�o. Z mroku da�y si� s�ysze� odg�osy jakby szamotaniny, prucia tkanin, j�k �Nie za nogi! Jestem prezesem!�, suwanie jakby cia� po posadzce itp. Po paru sekundach �wiat�a zn�w zap�on�y nad pustym ju� parkietem. Pan przy perkusji znikn�� r�wnie� bez �ladu. � Co to by�o? � Starszy pan pr�no szuka� wzrokiem nieobecnych. � Przerwa w dop�ywie pr�du � brzmia�o lakoniczne wyja�nienie kelnera. Ale tamten ju� go nie s�ysza�. Nowy, gwa�towny paroksyzm pogr��y� go ponownie w g��bokiej, cho� kr�tkotrwa�ej, jak zwykle, rozpaczy: � Porzuci�a mnie! Mnie i to oto niewinne dzieci�tko!� Ja ju� si� z tego nie otrz�sn�! O, Bo�e, Bo�e, Bo�e!� Otrz�sn�� si� atoli i tym razem po kr�tkiej chwili. � A dla tego male�stwa naturalnie co� lekkiego. � M�wi� ju� spokojnie, obrzucaj�c w�zek tkliwym spojrzeniem, cho� jeszcze w oku b�yszcza�y mu �zy. � Aaa� aaa� Wyst�py tu macie? � Mamy tu bardzo atrakcyjny strip�tease w p�niejszych godzinach � uprzejmie poinformowa� go�cia obs�uguj�cy i doda� tonem szczerego wsp�czucia: � Niestety, dzieci, zw�aszcza niemowl�ta w w�zkach, nie mog� tu pozostawa�, prosz� szanownego pana. To jest nocny lokal dla doros�ych. Od �ez jeszcze wilgotnym, pe�nym wyrzutu wzrokiem spojrza� nieszcz�liwy ojciec na szlachetn�, �yczliw� twarz pracownika gastronomii. � Ja rozumiem � rzek� cicho tonem, w kt�rym drga� jednakowo� wyrzut. � Ale skoro to nieszcz�cie zwali�o si� na nas obu w�a�nie noc�, to dok�d mamy si� uda�? Jak�e ja zostawi� synusia male�kiego bez opieki? Aaa aaa aaa� Do przepis�w trzeba podchodzi� po ludzku, bo s� dla ludzi. Aha! Do tej pol�dwicy oczywi�cie� czerwone. Mo�e by� w�gierskie cabernet. � Tak jest. Dzi�kuj�. Jednak to male�stwo nie mo�e tu zosta� � �yczliwie, ale nieust�pliwie obstawa� przy swoim odbieraj�cy zam�wienie. � To nie dla niego lokal. Nie dla naszego milusi�skiego. Tu b�d� palili, pili i� gorzej jeszcze, prosz� pana szanownego. A u szatniarki male�stwu b�dzie dobrze, w pokoiku przy szatni. Ona kocha dzieciaczki. Pan B�g odm�wi� jej rado�ci macierzy�stwa, ale pokarmu ma zawsze pod dostatkiem. � A, je�eli tak, to co innego � ust�pi� klient pod wp�ywem perswazji us�uguj�cego. � Wykazuje pan, musz� przyzna�, wyj�tkow� wprost wra�liwo�� na dol� dziecka. W pa�skim zawodzie zw�aszcza to rzadko spotykane, niestety. S�owa uznania mi�o po�echta�y zawodow� dum� �echtanego. � Dzi�kuj� � odpar� i ci�gn�� pe�en szczerego wsp�czucia: � Pragn� ze swojej strony wyrazi� �askawemu panu ubolewanie, poniewa�, niestety, niczego z zam�wionych potraw nie b�d� m�g� poda�. Dzi� wolna sobota, wi�c tylko � zimna kuchnia. Gdyby pan szanowny uwa�nie przestudiowa� kart� da�, to tam wszystko na gor�co jest skre�lone, a z drugiej strony trudno mi by�o przerywa�, bo dzisiaj rzadko kto tak pi�knie uk�ada menu, jak pan szanowny. Natomiast ch�tnie s�u�� czyst� i pra�ynkami, bo mamy z lodu i �wie�e. Takt, z jakim przekaza� kelner klientowi t� w ko�cu nie najweselsz� wiadomo��, sprawi�, �e rodz�ca si� w sercu tego drugiego sympatia ku pierwszemu rozkwit�a na ustach drugiego u�miechem wdzi�czno�ci dla pierwszego, gdy drugi m�wi�, a pierwszy s�ucha� chciwie: � Ja nie mam s��w dla pana. Zakomunikowa� mi pan rzecz raczej przykr�, ale w jak�e subtelnej formie! Ciesz� si�, �e w tak ci�kiej chwili spotka�em cz�owieka takiej delikatno�ci uczu�. Pozwoli pan, �e si� przedstawi�: Roz�upski. Maurycy Roz�upski. � Z Roz�upia? � Na twarzy, kt�rej by si� nie powstydzi� cz�onek Izby Lord�w, odmalowa� si� wyraz radosnego zdumienia. � Istotnie � odpar� Roz�upski, u�cisn�wszy d�o� rozm�wcy swego. � Tam si� urodzi�em. Sk�d zna pan t� miejscowo��? � To� stryj m�j s�u�y� u ksi�cia Melchiora Baltazara Roz�upskiego w Roz�upiu jako kamerdyner Kacper! Niby w zwierciadle odbi� si� wyraz twarzy kelnera na obliczu Maurycego Roz�upskiego tym samym radosnym zdumieniem. � U mego ojca! Pa�ski stryj, Kacper stary� jak�e mu by�o? � Kuciepa. Kacper Kuciepa. � Stary, wierny Kacper Kuciepa! U ojca mego stryj pa�ski rodzony! C� za spotkanie! �zy zaszkli�y si� w oku wzruszonego ojca niemowl�cia, a i w Kuciepowego bratanka �renicach. �zy radosnego wzruszenia. Poderwa� si� z krzes�a Maurycy i r�ce rozpostar�. Za chwil� chwyci w ramiona postawnego m�a w s�u�bowym fraku i do serca przyci�nie. Ale ten cofn�� si� nieco, w uniku. Jak�e to? Na s�u�bie? Nie wypada. Wysoko kwalifikowany by� w swoim zawodzie, znaj�cy obowi�zki swoje. Roz�upski zrozumia�. Opu�ci� ramiona, ale wzroku pe�nego tkliwo�ci nie sprz�tn�� z twarzy rozm�wcy. I tak stali chwil� naprzeciw siebie, a nad g�owami ich unosi�y si� ob�oczki wspomnie� jak ba�ki mydlane. Co jedna p�knie, to druga si� wzdyma, podlata, a w ka�dej inny obrazek daleki, zamglony, a bliski� * Ale...
ZuzkaPOGRZEBACZ