A.E. VAN VOGH WOJNA Z RULLAMI 1 Gdy tylko statek kosmiczny znikn�� w mglistej atmosferze Eristana II, Trevor Jamieson wyj�� z kabury pistolet i zacz�� pilnowa� ezwala. By� otumaniony i mia� md�o�ci od wstrz�s�w w zawirowaniach powietrza spowodowanych przez spadaj�cy wrak. �wiadomo��, �e grozi mu �miertelne niebezpiecze�stwo, utrzymywa�a go jednak w napi�ciu. Zdo�a� zachowa� wyprostowan� pozycj� w uprz�y przyczepionej linkami do dysku anty-grawitacyjnego, s�u��cego mu za spadochron. Ezwal obserwowa� go uwa�nie trojgiem ustawionych w jednym rz�dzie oczu o ciemnoszarej barwie polerowanej stali. Masywna niebieska g�owa by�a czujnie wyprostowana, gotowa cofn�� si� natychmiast, gdyby tylko ezwal wyczyta� w my�lach Jamiesona zamiar u�ycia broni. - A wi�c - odezwa� si� Jamieson, gdy ju� przybra� wzgl�dnie stabiln� pozycj� - znajdujemy si� tu obaj, tysi�ce lat �wietlnych od naszych ojczystych planet. I spadamy w najgorsze piek�o, jakiego ty, chocia� czytasz w moich my�lach, nie potrafisz sobie nawet wyobrazi�, bo znasz tylko swoje samotne �ycie na planecie Carsona. Ale tutaj ezwal, cho�by i trzytonowy, nie prze�yje w pojedynk�. Wielka �apa z ostrymi pazurami prze�lizn�a si� przez kraw�d� dysku. Szybkim ruchem chwyci�a jedn� z trzech linek przytrzymuj�cych uprz��. Da�o si� s�ysze� wyra�ne "ping" i linka zosta�a g�adko przeci�ta. Jamieson podskoczy� co najmniej na metr, ale zaraz ci�ko opad� i zacz�� si� ko�ysa� w uprz�y jak na trapezie, niezdarnie celuj�c w ezwala z pistoletu, �eby obroni� przynajmniej dwie ostatnie linki. Jednak ezwal ju� si� opanowa�. Teraz wida� by�o tylko wielk� g�ow� i oczy, kt�re spokojnie obserwowa�y Jamiesona. Po d�u�szym czasie do Trevora dotar�a pewna my�l, przekazywana niespiesznie i z ca�kowit� oboj�tno�ci�: - Jest co�, co mnie niepokoi: stu kilkunastu ludzi z twojego statku zgin�o, ale ty uszed�e� z �yciem. Jeste� wi�c jedynym przedstawicielem ludzko�ci, kt�ry wie, �e ezwale z planety nazwanej przez ciebie Carson wcale nie s� bezrozumnymi zwierz�tami, lecz istotami inteligentnymi. Tw�j rz�d napotyka wielkie trudno�ci, kiedy chce utrzyma� kolonist�w na naszej planecie. Na szcz�cie traktuje nas jak co� w rodzaju �ywio�u, bardzo trudnego do zwalczania, lecz nieuniknionego. I pragniemy, �eby tak pozosta�o. Gdyby ludzie przekonali si�, �e jeste�my wrogiem wyposa�onym w inteligencj� i �e zrobimy wszystko, by wyp�dzi� z naszej planety ka�dego intruza, wydaliby nam bezlitosn�, totaln� wojn�. Skoro jednak ty ju� wiesz, �e jeste�my istotami rozumnymi, postanowi�em nie ryzykowa�, cho�by nawet w najmniejszym stopniu, �e uda ci si� uciec ode mnie, i zeskoczy�em na tw�j dysk antygrawitacyjny w chwili, gdy wylatywa�e� ze �luzy. - Dlaczego jeste� taki pewny - spyta� Jamieson - �e wyeliminowanie mnie rozwi��e tw�j problem? Zapomnia�e� o drugim statku, z dwoma ezwalami na pok�adzie, samic� i jej ma�ym? Podczas ostatniej rozmowy radiowej dowiedzieli�my si�, �e kr��ownik rull�w, kt�ry zniszczy� nasz statek, tamtego nawet nie uszkodzi�. Najprawdopodobniej jest teraz w drodze na Ziemi�. - Wiem o tym - odpar� pogardliwie ezwal. - Wiem r�wnie�, jak zareagowa� jego kapitan, gdy napomkn��e�, �e ezwale mog� by� inteligentniejsze, ni� si� ludziom wydaje. Po prostu ci nie uwierzy�. Tylko ty mo�esz przekona� rz�d Ziemi o prawdziwo�ci tego twierdzenia. A ezwale, kt�re trzymacie w niewoli, nigdy nas nie zdradz�. - Ezwale wcale nie musz� by� a� tak pe�ne po�wi�cenia, jak s�dzisz - zauwa�y� cynicznie Jamieson. - W ko�cu ty jednak zadba�e� o swoje cenne �ycie i skoczy�e� na dysk. Nie potrafi�by� uruchomi� �odzi ratunkowej, wi�c gdyby� nie skorzysta� z mojego spadochronu, le�a�by� teraz gdzie� zmia�d�ony razem ze statkiem. W�tpi�, �eby nawet ezwal umia�... Jego g�os przeszed� w okrzyk zdumienia. Ezwal konwulsyjnym ruchem wyprostowa� si� na ca�� swoj� niesamowit� wysoko��, ukazuj�c przera�aj�ce k�y i pazury tak mocne, jakby by�y z �elaza. W stron� dysku nurkowa� gigantyczny ptak. Ogarni�ty panik� Jamieson widzia� przez sekund� jego wy�upiaste oczy i zakrzywione, gotowe do ataku szpony. Uderzenie wstrz�sn�o dyskiem, kt�ry zacz�� si� hu�ta� jak korek na wzburzonych falach. Jamiesonem gwa�townie rzuca�o na boki. Znowu go zemdli�o. Nad jego g�ow� nieprawdopodobnie wielkie skrzyd�a wali�y w dysk jak pioruny. Ci�ko dysz�c, wycelowa� z pistoletu. P�omie� dotkn�� jednego ze skrzyde� i zostawi� na nim szar� smug�. Skrzyd�o zwis�o bezw�adnie. W tym samym momencie ezwal zebra� si�y i zrzuci� ptaka, kt�ry zacz�� opada�, lekko wiruj�c w podmuchach powietrza, a� znikn�� na ciemnym tle ziemi. Skrzypienie nad g�ow� sprawi�o, �e Jamieson szybko spojrza� w g�r�. Ezwal chwia� si� niebezpiecznie na samej kraw�dzi dysku, a jego cztery g�rne ko�czyny bezradnie t�uk�y powietrze. Dwie pozosta�e w rozpaczliwym wysi�ku uczepi�y si� �elaznych pr�t�w pod dyskiem i wzmocni�y chwyt. Ogromne stworzenie zapad�o si� w sobie. Po chwili zn�w wida� by�o tylko jego masywn� g�ow�. - Widzisz - powiedzia� Jamieson z wisielczym humorem -nawet ptak jest dla nas zagro�eniem, z kt�rym ledwo potrafimy sobie poradzi�. A przez t� chwil�, gdy mia�e� uwag� zaprz�tni�t� czym� innym, bez trudu mog�em strzeli� ci w brzuch. Ale jeste� mi potrzebny, tak samo jak ja jestem potrzebny tobie. Oto jak przedstawia si� sytuacja: o ile wiem, statek rozbi� si� na l�dzie w pobli�u Cie�niny Demona. To trzydziestokilometrowa odnoga oceanu oddzielaj�ca wielk� wysp� od kontynentu. Wyskoczyli�my ze statku w ostatniej chwili. Minuta p�niej, a zawirowania powietrza pozostawione przez opadaj�cy kad�ub wci�gn�yby nas i zabi�y. Teraz nasz� jedyn� szans� na prze�ycie jest odnalezienie wraku. S� tam zapasy �ywno�ci, a poza tym znajdziemy w nim schronienie przed tutejszymi zwierz�tami, kt�re s� chyba najokrutniejszymi drapie�cami w ca�ej znanej Galaktyce. Spr�buj� naprawi� podprzestrzenne radio, a mo�e nawet uda mi si� doprowadzi� do stanu u�ywalno�ci jedn� z szalup ratunkowych. Ale po to, by znale�� wrak, b�dziemy potrzebowali wszystkich umiej�tno�ci, twoich i moich. Najpierw czeka nas przej�cie co najmniej osiemdziesi�ciu kilometr�w nieprzebyt� d�ungl�, st�d do Cie�niny Demona. Potem trzeba b�dzie zbudowa� tratw�, wystarczaj�co du��, by obroni� si� przed olbrzymimi morskimi potworami. Je�li mamy si� uratowa�, musimy wykorzysta� ca�� twoj� nadzwyczajn� si�� i telepatyczne zdolno�ci, a tak�e moj� zr�czno��. Niew�tpliwie nieraz b�d� te� musia� u�y� pistoletu. Co o tym my�lisz? Ezwal milcza�. Jamieson w�o�y� pistolet do kabury. Na pewno nic by nie osi�gn��, rani�c jedyn� istot�, kt�ra mo�e pom�c mu si� st�d wydosta�. Niestety, m�g� tylko �ywi� nadziej�, �e ezwal tak�e powstrzyma si� przed wyrz�dzeniem mu krzywdy. Owiewa� go ciep�y, wilgotny wiatr, przynosz�c z ziemi przyprawiaj�ce o md�o�ci zapachy. Spadochron znajdowa� si� jeszcze bardzo wysoko, ale w prze�witach miedzy mg�ami otulaj�cymi ten prymitywny �wiat coraz wyra�niej by�o wida� skrawki d�ungli i morza. Masy ciemnych drzew tu i �wdzie ust�powa�y miejsca wodzie, skrz�cej si� w s�onecznym �wietle. Z minuty na minut� widok rozszerza� si� i stawa� si� coraz bardziej niezwyk�y. Na pomocy, jak okiem si�gn��, mi�dzy faluj�cymi mg�ami rozci�ga� si� chaos ro�linno�ci potrzebuj�cej do �ycia podmok�ych grunt�w. Jamieson wiedzia�, �e dalej znajduje si� przera�aj�ca Cie�nina Demona. I oto spada� teraz w to kipi�ce ro�linne �ycie, nieokie�znane i �miertelnie niebezpieczne, pieni�ce si� na planecie zwanej Eristan II. - Skoro nie odpowiadasz - podj�� spokojnie - to prawdopodobnie doszed�e� do wniosku, �e potrafisz sam sobie da� rad�. Wasza rasa istnieje od niepami�tnych czas�w. Niesko�czona liczba pokole� twoich przodk�w zawdzi�cza�a prze�ycie swoje} nadzwyczajnej sile. Przez ten czas ludzie, przera�eni wszystkim, co ich otacza�o, gromadzili si� w jaskiniach, odkrywali ogie� jako �rodek jako takiej ochrony, rozpaczliwie wymy�lali nowe rodzaje broni, a mimo to ci�gle znajdowali si� zaledwie o ma�y krok od zag�ady. A przez te wszystkie setki wiek�w ezwale �y�y sobie spokojnie na �yznej planecie Carsona, wolne od l�ku, bo nie mia�y nikogo r�wnego im si�� i inteligencj�. Nie potrzebowa�y dom�w, ognia, ubra�, broni... - Przystosowanie do �ycia we wrogim otoczeniu - przerwa� mu ezwal - jest logicznym celem, do jakiego d��y ka�da istota my�l�ca. Ludzie stworzyli co�, co nazywaj� cywilizacj�, a co w rzeczywisto�ci jest tylko materialn� barier� mi�dzy nimi a ich otoczeniem. Jednak ta bariera jest tak skomplikowana i tak trudna w utrzymaniu, �e poch�ania to bez reszty wszystkie si�y waszej rasy. Jednostka ludzka jest niewolnikiem zale�nym od sztucznego �rodowiska, a w ko�cu n�dznie umiera z powodu s�abo�ci cia�a wyniszczonego chorobami. I taki arogancki g�upiec, ze swoj� nienasycon� ��dz� panowania, stanowi najwi�ksze niebezpiecze�stwo dla m�drych i niezale�nych ras wszech�wiata. Jamieson za�mia� si�. - Jednak powiniena� chyba przyzna�, �e nawet wed�ug waszych w�asnych standard�w ten ma�o wa�ny okruch �ycia, kt�ry skutecznie walczy� przeciw wszystkim zagro�eniom, pragn�� zdobywa� wiedz� i w ko�cu dotar� do gwiazd, ma spore poczucie godno�ci. - Bzdura! - parskn�� ezwal niecierpliwie. - Cz�owiek i jego idee to prawdziwa plaga. A oto dow�d: co robi�e� przed chwil�? Przedstawia�e� wyrafinowane argumenty po to tylko, by raz jeszcze spr�bowa� mnie nam�wi�, abym udzieli� ci pomocy. Doskona�y przyk�ad ludzkiej nieuczciwo�ci. Ch�tnie podam ci inny dow�d - ci�gn�� ezwal. - Zwr�� tylko uwag� na moment, kiedy wyl�dujemy. Nawet zak�adaj�c, �e nie zechc� ci wyrz�dzi� krzywdy, przy swojej �a�osnej s�abo�ci b�dziesz nieustannie wystawiony na �miertelne niebezpiecze�stwo, natomiast ja... nawet je�eli �yj� tu zwierz�ta o wiele silniejsze ode mnie, r�nica nie b�dzie a� tak wielka, bym ze swoj� inteligencj� nie potrafi� d...
ZuzkaPOGRZEBACZ