Wojna obronna w 1939 roku nie była do wygrania.doc

(36 KB) Pobierz
Wojna obronna w 1939 roku nie była do wygrania

Wojna obronna w 1939 roku nie była do wygrania. Nawet gdybyśmy walczyli tylko i wyłącznie z Niemcami trwałaby nieco dłużej. Jak oceniał Sztab Generalny około 70 dni. Wojna była do wygrania tylko i wyłącznie w koalicji z Francją i Wielką Brytanią.

Jednak w czasie trwania tej wojny Naczelny Wódz - Marszałek Edward Śmigły - Rydz popełnił szereg błędów, może były one i drugorzędne jednak czasami znaczące.

Pierwszy i najważniejszy to struktura dowodzenia.

Śmigły Rydz podzielił siły zbrojne na 5 armii (Kraków, Łódź, Poznań, Pomorze i Modlin) w pierwszej linii, dwie w końcowej fazie mobilizacji i dyslokacji (Karpaty i Prusy), jedną Samodzielną Grupę Operacyjną – Narew, oraz w odwodzie, w trakcie mobilizacji Grupę Operacyjną - Wyszków. Całą tą strukturą usiłował dowodzić bezpośrednio sam. Czysty idealizm – z jednej strony powodowało to nadmiar jego i sztabu generalnego pracy, z drugiej strony wymagał znakomitej sieci łączności, która całkowicie już zawiodła po opuszczeniu przez niego Warszawy w nocy z 6 na 7 września. Dlaczego Śmigły-Rydz nie stworzył od razu szczebli pośrednich między sobą (Sztabem Głównym) a armiami, w postaci Dowództw Frontów, bądź Grup Armii? Mógł stworzyć jeszcze przed wojną dowództwa frontu północnego – dla armii Modlin i SGO Narew oraz GO Wyszków i dowództwo frontu północno-zachodniego dla armii Poznań i Pomorze. Te scaliły dowodzenie samoistnie jeszcze przed rozpoczęciem bitwy nad Bzurą. Sam mógł zająć się dowodzeniem na froncie południowym, który uważał za najważniejszy. Taka struktura dowodzenia powodowała, że Sztab Generalny z jednej strony nie potrafił koordynować ruchów poszczególnych armii, a z drugiej strony wtrącał się bezpośrednio w kompetencje podległych sobie jednostek prowadząc ich za rączkę. Przykładem tego jest odwrót Armii Modlin dokonany 4 września. Naczelny Wódz zachowywał się tak gdyby był gen. Przedrzymirskim i za niego decydował gdzie ma się przesuwać poszczególna dywizja, bądź brygada kawalerii. Taka struktura dowodzenia powodowała zbyt dużo zmian decyzji, często ważnych decyzji jak odwrót, czy trwanie w obronie. Często zmieniano tak ważne rozkazy, a wiadomo ile czasu wymaga powrót na pozycje bojowe po zatrzymaniu rozkazu odwrotu, zwłaszcza pod naporem wroga. Dywizja to kilkanaście tysięcy żołnierzy!!!

Druga sprawa to fatalna łączność. Jeszcze gdy żył Marszałek Piłsudski zwracał on uwagę na tą kwestię. Gdy Naczelny Wódz przebywał jeszcze w Warszawie sprawa nie przedstawiała się tak fatalnie. Problem zaczął się pojawiać dopiero w trakcie zmiany miejsc pobytu dowództw armii, a potem sztabu generalnego. Dlaczego zawczasu nie przygotowano zapasowej kwatery głównej, ze sprawną siecią łączności, taką która byłaby poza zasięgiem Wermachtu? Brześć nad Bugiem nie spełniał tych kryteriów. Już w Brześciu dowodzenie zawodziło, naczelny wódz słabo koordynował ruchy poszczególnych wojsk, słabo orientował się w walkach poszczególnych armii, bo zawiodła łączność! Doszło do tego, że gdy Sowieci wkroczyli 17 września Śmigły-Rydz nie wiedział gdzie znajduje się Grupa Przemyska gen Kazimierza Sosnkowskiego – a to było tylko 3 dywizje piechoty i brygada kawalerii!!! Ewenement w historii nowoczesnej wojny. Pilot dostał rozkaz szukania go gdzieś na zachód od Lwowa. Znakomicie! Wspaniałe dowodzenie! Wówczas gen Sosnkowski dostał rozkaz marszu na południe w kierunku górnego Dniestru, kiedy on już wcześniej podjął decyzję przebijania się w kierunku Lwowa. A sam parę dni wcześniej mógł spokojnie, bez większych walk odejść nad górny Dniestr, co rozważał, lecz kompletnie nie wiedział gdzie znajdują się nne polskie ugrupowania, poza garnizonem Lwowa.

  Trzecia sprawa to bzdurna polityka informowania dowódców poszczególnych armii tylko o ich poczynaniach, nie informując ich nic o sytuacji ogólnej, czy choćby o działaniach  sąsiednich armii. Ta polityka kosztowała Nas zagładą większej części Armii Poznań i Pomorze, poza 15 i 25 DP, oraz Wielkopolską i Podolską Brygadą Kawalerii. Uratowała się jeszcze część 14 i 17 DP. Na czym polegał błąd Kwatery Głównej? Ano – kiedy większa część Armii Poznań – poza 26 DP i Podolską Brygadą Kawalerii zaatakowała niemiecką 30 DP w okolicach Łęczycy, koło Łodzi, Armia Łódź, którą dowodził wówczas gen Wiktor Thomme znajdowała się w rejonie lasów skierniewickich. Myślą przewodnią gen Kutrzeby dowódcy zgrupowania Armii Poznań i Pomorze, było właśnie przebicie się do Armii Łódź. A ta!!! Nic nie wiedzą o działaniach sąsiednich Armii podeszła pod Błonie usiłując przebić się do Warszawy. A wystarczyłoby, żeby Armia Łódź pozostała w rejonie lasów skierniewickich, bądź obsadziła przeprawy na dolnej Bzurze, aby Niemcy musieli sami uważać, aby nie zostać okrążonym. Co więcej gen Thomme domagał się od Naczelnego Wodza informacji na temat poczynań Armii Poznań i Pomorze i nie otrzymał ich. Sam nawet usiłował skontaktować się z gen Kutrzebą, jednak bez powodzenia. Ten brak koordynacji między Armiami Poznań i Pomorze z jednej strony a armią Łódź, Warszawa i 8 DP z twierdzy Modlin spowodował klęskę polską nad Bzurą. Była szansa na sukces taktyczny. Prawie całkowicie zniszczono trzy niemieckie dywizje i osławiony, doborowy pułk LAH. Lecz wszystko to było na nic, w związku z brakiem koordynacji działań poszczególnych armii. Każda walczyła na własną rękę, wyjątkiem Armii Poznań i Pomorze. W bitwie armie polskie posiadały inicjatywę prawie do samego końca, to one kreowały działania, to one zmieniały miejsce bitwy. Taktyczny sukces, który moglibyśmy osiągnąć przerodził się w klęskę. Bitwa spowodowała jeden sukces po stronie polskie, otóż siły niemieckie gotujące się do forsowania Wisły, zostały w trybie natychmiastowym przeniesione pod Warszawę, a Niemcy obsadzili Wisłe zaledwie trzema dywizjami.

Podobny błąd polegał popełniono w bitwie pod Tomaszowem Lubelskim. Siły Frontu Południowego (Armie Lublin i Kraków plus grupa operacyjna gen Spiechowicza), którego dowódcą niepotrzebnie Śmigły-Rydz mianował gen Piskora, zamiast powierzyć dowodzenie lepszemu gen Szylingowi z Armii Kraków, walczyły na własną rękę, podczas gdy Front Północny pod dowództwem gen Dąba-Biernackiego, który złym dowódcą nie był (historiografia, którą na emigracji pisali oponenci sanacji, kreowała go na tchórza.....miał on dobre koneksje w szczeblach władzy....a osobiście potrafił być 5 września na polu bitwy pod Piotrkowem Trybunalskim, przeprawił ile się dało sił Armii Prusy za Wisłę, a nie chcą się poddać Niemcom przebrał się za prostego szeregowego).....znajdował się zaledwie 50 kilometrów dalej na północ. Zamiast wyznaczyć dowódcę całego ugrupowania, bo jeszcze do Rumunii był czas, nie zrobiono tego. Zamiast skoncentrować całość sił i uderzyć jak chciał gen Szyling, gen Piskor uderzał na Niemców pojedynczymi jednostkami,mimo iż przewaga należała do Polaków. Zamiast jednej mieliśmy dwie oddzielne bitwy, które skończyły się klęską, a tutaj podobnie można było odnieść sukces taktyczny i zniszczyć niemiecki XXII korpus pancerny(2 Dpanc i 4 Dlekka). Ten raz tylko przekroczył Bug, lecz poniechał działania na Wołyniu. Do podwójnych niemieckich kleszcz nigdy nie doszło.

Wreszcie na koniec innym powiem, że Śmigły-Rydz przyjął zbyt bierne założenie w jak prowadzić działania wojenne z Niemcami. Armia miała się bronić i zachowywać biernie. Działania wojenne wykazały, że tam gdzie żołnierz polski prowadził działania zaczepne jak Bitwa nad Bzurą, pod Tomaszowem Lubelskim, czy działania Grupy Przemyskiej gen Sonkowskiego zadał przeciwnikowi spore straty i wywoływał histerię w sztabach niemieckich, które podobne błędy jak Polacy popełniali, lecz ze względu na ich przewagę mogli sobie na nie pozwolić.

Armia Polska w 1939 r złą i przestarzałą armią nie była. Co do siły, wielkości i stopnia nasycenia w sprzęt była .piątą armią w Europie, mogła prowadził działania wojenne trójwymiarowo i była przezbrajana w nowoczesny sprzęt, proces ów miał się zakończyć w 1942, niestety wojna wybuchła trzy lata wcześniej.  Problem tej armii polegał na tym, że walczyła z najlepszą wówczas armią świata, a od 17 września z najliczniejszą. Tego nie wytrzyma łby wówczas nikt, żaden kraj na świecie.

Chwała Naszym żołnierzom za męstwo i ofiarność, lecz ich danina krwi nie byłaby często nadaremna gdyby Naczelnym Wodzem był gen Kazimierz Sosnkowski. Był to wówczas najlepszy polski oficer, lecz z przyczyn niezależnych od siebie (polityka) został zaledwie dowódcą frontu południowego – 9 września, a potem samodzielnie dowodził grupą przemyską.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin