Auel_Jean_M_-_Rzeka_powrotu.pdf

(2081 KB) Pobierz
Auel_Jean_M._-_Rzeka_powrotu
JEAN M. AUEL
R ZEKA POWROTU
(P RZEŁOśYŁA : M AŁGORZATA K ORASZEWSKA )
SCAN- DAL
Dla Lenory,
ostatniej, która pojawiła się w domu
i której imienniczka występuje
na tych stronach,
i dla Michaela,
który z nią razem patrzy w przyszłość,
i dla Dustina Joyce'a oraz Wendy
- z miłością
ROZDZIAŁ 1
Przez panującą kurzawę kobieta dostrzegła jakieś poruszenia i pomyślała, Ŝe to pewnie
Wilk, który przedtem wysforował się przed nich.
Z niepokojem zerknęła na swojego towarzysza i znowu poszukała wzrokiem Wilka,
wytęŜając oczy, Ŝeby cokolwiek dostrzec wśród tumanów pyłu.
- Jondalar! Patrz! - zawołała, wskazując przed siebie.
Po lewej stronie rysowały się kontury kilku stoŜkowatych namiotów, ledwie dostrzegalne
przez niesiony wiatrem kurz.
Wilk stał ze zjeŜonym karkiem naprzeciw kilku dwunoŜnych istot, które zaczęły wyłaniać
się z kurzu, z oszczepami wymierzonymi prosto w nadjeŜdŜających.
- Chyba doszliśmy do rzeki, ale nie my jedni chcemy tutaj obozować - powiedział
męŜczyzna i ściągnął lejce, Ŝeby zatrzymać konia.
Kobieta napręŜyła mięśnie ud, co było jej sygnałem dla konia, tak odruchowym, Ŝe nawet
nie zdawała sobie sprawy, iŜ rozkazuje coś zwierzęciu.
Usłyszała groźny warkot i zobaczyła, Ŝe Wilk zmienił postawę z obronnej w agresywną.
Był gotów do ataku! Gwizdnęła ostro i przenikliwie. Dźwięk przypominał nawoływanie ptaka, ale
takiego ptaka nikt nigdy nie słyszał. Wilk przestał się skradać i skoczył ku siedzącej na koniu
kobiecie.
- Wilk! Do nogi! - powiedziała, sygnalizując jednocześnie ręką. Wilk pobiegł truchtem
obok bułanej kobyły i razem zbliŜali się do ludzi stojących między nimi a namiotami.
Poryw wiatru, podnoszący drobinki lessowej ziemi, zakręcił wokół nich, zasłaniając widok
na oszczepników. Ayla przełoŜyła nogę i ześlizgnęła się z końskiego grzbietu. Uklękła koło Wilka,
jedną ręką objęła go za kark, a drugą połoŜyła wzdłuŜ jego klatki piersiowej, Ŝeby go uspokoić i
przytrzymać w razie potrzeby. W jego gardle wzbierał warkot, a mięśnie miał napięte,
przygotowane do skoku.
Spojrzała na Jondalara. Cienka warstewka sproszkowanej ziemi pokrywała ramiona i długie
blond włosy wysokiego męŜczyzny i zamieniała ciemnobrązową sierść jego konia w bardziej
pospolitą wśród tego gatunku, jaśniejszą maść. Tak samo wyglądały ona z Whinney. ChociaŜ był to
dopiero początek lata, silne wiatry, wiejące od masywnych lodowców na północy, wysuszyły juŜ
stepy na południe od lodu.
Poczuła, Ŝe Wilk się napiął i szarpnął w jej ramionach, i zobaczyła nową postać, która
wyłoniła się spoza ludzi z oszczepami. Ubrana była tak, jak stary szaman, Mamut, mógłby się
ubrać na jakąś waŜną ceremonię: w maskę z rogami Ŝubra oraz ubranie pomalowane i ozdobione
tajemniczymi symbolami. Mamut energicznie pomachał w ich kierunku laską i zawołał: -
Odejdźcie, złe duchy! Zostawcie to miejsce! Ayli zdawało się, Ŝe to był kobiecy głos, ale nie była
pewna. Słowa jednak zostały wypowiedziane w mamutoi. Mamutszamanka zrobiła ku nim wypad,
znowu potrząsając laską, a Ayla mocno przytrzymała Wilka. Potem przebrana figura zaczęła
śpiewać i tańczyć, potrząsać laską, podsuwać się ku nim szybkimi krokami i natychmiast się cofać,
jak gdyby próbowała ich wystraszyć i przegnać. Z pewnością udało jej się przestraszyć konie. Aylę
zdziwiła gotowość Wilka do ataku; wilki rzadko kiedy groziły ludziom. Przypomniała sobie jednak
zachowania dzikich wilków, które dawno temu obserwowała, i zrozumiała sytuację. Kiedy uczyła
się polować, często obserwowała wilki i wiedziała, Ŝe były czułe i lojalne - wobec własnego stada.
Natychmiast jednak reagowały na obcych i odganiały ich od swojego terytorium; czasami nawet
zabijały inne wilki w obronie tego, co uwaŜały za swoją własność.
Dla maleńkiego wilczego szczeniaka, którego znalazła i przyniosła do ziemianki Mamutoi,
Obóz Lwa stał się jego stadem; innych ludzi traktował więc jak obce wilki. Kiedy jeszcze był
szczeniakiem, warczał na obcych, którzy przychodzili z wizytą. Teraz, na nieznanym terenie,
naleŜącym być moŜe do innego stada, w naturalny sposób przyjął postawę obronną wobec obcych,
szczególnie Ŝe ci obcy byli wrogo usposobieni i wymachiwali oszczepami. Dlaczego ludzie tego
obozu uzbroili się w oszczepy?
Ayli zdawało się, Ŝe w zaśpiewie Mamuta jest coś znajomego, i po chwili to rozpoznała.
Były to słowa świętego, archaicznego języka, rozumianego tylko przez Mamutów. Ayla nie
rozumiała wszystkiego, poniewaŜ Mamut dopiero zaczynał ją uczyć tego języka, uchwyciła jednak
znaczenie głośnej zaśpiewki, zasadniczo takie samo jak uprzednio wykrzykiwanych słów, chociaŜ
wyraŜone w nieco uprzejmiejszej formie. Było to napomnienie duchów dziwnego wilka i ludzi-
koni, Ŝeby odeszły i zostawiły ludzi w spokoju, Ŝeby wróciły do świata duchów, do którego
przynaleŜą.
Mówiąc w języku zelandoni, Ŝeby ludzie z obozu jej nie zrozumieli, Ayla przetłumaczyła
Jondalarowi słowa Mamuta.
- Oni myślą, Ŝe jesteśmy duchami? No, oczywiście! - powiedział. - Powinienem był
wiedzieć. Boją się nas. To dlatego groŜą nam oszczepami. Ayla, to nas moŜe czekać przy kaŜdym
spotkaniu z ludźmi w czasie tej podróŜy. Jesteśmy przyzwyczajeni do zwierząt, ale dla większości
ludzi konie i wilki zawsze oznaczały tylko jedzenie i futra.
- Mamutowie na Letnim Spotkaniu teŜ byli na początku bardzo zdenerwowani. Trochę to
potrwało, zanim przyzwyczaili się do bliskości koni i Wilka, ale w końcu pogodzili się z tym -
odparła Ayla.
- Kiedy pierwszy raz otworzyłem oczy w jaskini w twojej dolinie i zobaczyłem, jak
pomagasz Whinney przy porodzie, myślałem, Ŝe lew mnie zabił i obudziłem się w świecie duchów.
MoŜe teŜ powinienem zsiąść i pokazać im, Ŝe jestem męŜczyzną, a nie jakimś zrośniętym z
Zawodnikiem duchem człowieko-konia.
Jondalar zsiadł, ale trzymał postronek przyczepiony do zrobionej przez siebie uprzęŜy.
Zawodnik podrzucał łbem i starał się cofnąć przed posuwającą się do przodu Mamutem-szamanką,
która wciąŜ potrząsała laską i głośno zaśpiewywała. Whinney stała za klęczącą kobietą, ze
spuszczonym na jej ramiona łbem. Ayla nie uŜywała postronków ani uprzęŜy do prowadzenia
konia. Kierowała nim wyłącznie uciskiem nóg i ruchami ciała.
Na dźwięk dziwnego języka, którym mówiły duchy, i na widok zsiadającego Jondalara,
szamanka zaczęła śpiewać głośniej, błagała duchy, Ŝeby odeszły, obiecywała im odprawienie
ceremonii, próbowała je zjednać obietnicą podarków.
- Chyba powinniśmy jej wyjaśnić, kim jesteśmy - powiedziała Ayla. - Ta Mamut jest coraz
bardziej niespokojna.
Jondalar trzymał postronek tuŜ przy łbie ogiera. Zawodnik był podniecony i próbował
stanąć dęba, a Mamut - z jej laską i krzykami - tylko się do zdenerwowania dokładała. Nawet
Whinney wyglądała na gotową do ucieczki, a na ogół była znacznie spokojniejsza niŜ jej
pobudliwy potomek.
- Nie jesteśmy duchami! - zawołał Jondalar, kiedy Mamut przerwała dla nabrania tchu. - Ja
jestem w podróŜy, a ona... - Tu wskazał na Aylę. - ...jest Mamutoi z Ogniska Mamuta.
Ludzie zerkali na siebie pytająco, a szamanka przestała krzyczeć i tańczyć, chociaŜ nadal
potrząsała laską od czasu do czasu, uwaŜnie im się przyglądając. MoŜe to są duchy, które
wyprawiają jakieś sztuczki, ale przynajmniej zmusiła je do mówienia zrozumiałym dla wszystkich
językiem. Wreszcie odezwała się:
- Dlaczego mamy wam wierzyć? Skąd mamy wiedzieć, Ŝe nie próbujecie nas oszukać?
Powiadasz, Ŝe ona jest z Ogniska Mamuta, ale gdzie jej oznaka? Nie ma tatuaŜu na twarzy.
Ayla zabrała głos:
- Nie powiedział, Ŝe jestem Mamutem. Powiedział, Ŝe jestem z Ogniska Mamuta. Stary
Mamut z Obozu Lwa uczył mnie, zanim odeszłam, ale nie dokończyłam treningu.
Mamut poszła naradzić się z dwojgiem stojących opodal ludzi, a potem wróciła.
- Ten - powiedziała, wskazując na Jondalara - twierdzi, Ŝe jest gościem. ChociaŜ mówi
zupełnie dobrze, ale słychać w jego mowie tony obcego języka. Ty mówisz, Ŝe jesteś Mamutoi, a
jednak coś w twoim głosie jest nie-Mamutoi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin