Anne McCaffrey - Jeźdźcy smoków z Pern - 3. Bialy Smok.rtf

(2879 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

      Anne McCaffrey       Biały Smok

      

           . 1 .      

      

      W Warowni Ruatha, przejście bieżące, Obrót dwunasty

          - No, jeżeli on teraz nie jest czysty - powiedział Jaxom N'tonowi,

      przejeżdżając po raz ostatni naoliwioną szmatką po grzebieniu na karku

      Rutha - to ja nie wiem, co to znaczy czysty! - Otarł spocone czoło rękawem

      swojej tuniki. - Jak myślisz, N'tonie? - zapytał uprzejmie, uświadomiwszy

      sobie nagle, że odezwał się do swego towarzysza, będącego Przywódcą Weyru

      Fort, bez szacunku odpowiedniego dla jego rangi.

          N'ton uśmiechnął się szeroko i gestem wskazał na trawiasty brzeg

      jeziora. Przeszli po mlaskającym błocie, jakie utworzyło się po spłukaniu

      mydlanego piasku z małego smoka, i jak jeden mąż odwrócili się, by objąć

      spojrzeniem całego Rutha, lśniącego od wilgoci w promieniach porannego

      słońca.

          - Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby był aż taki czysty zauważył N'ton

      po należnym tej sprawie namyśle i zaraz dodał: ~o wcale nie znaczy, że nie

      był. Jednak jeżeli nie każesz mu ruszyć się z tego błota, zaraz się

      ubrudzi.

          Jaxom szybko przekazał tę prośbę.

          - I trzymaj ogon do góry, Ruth, dopóki nie znajdziesz się na trawie -

      dodał.

          Kątem oka Jaxom zauważył, że Dorse i jego kumple ukradkiem odchodzą,

      tak na wszelki wypadek, gdyby N'ton miał mieć dla nich jeszcze jakąś

      robotę. Podczas kąpania Rutha, Jaxom opanował rozsadzające go zadowolenie.

      N'ton zapędził do pomocy Dorse'a i innych. Serce rosło Jaxomowi, kiedy

      widział, jak oblewają się potem nad tym "karłem", tą "przerośniętą

      jaszczurką ognistą", nie mogąc drażnić się z nim ani droczyć, jak to

      wcześniej planowali. Nie żywił żadnych nadziei, żeby taka sytuacja mogła

      potrwać dłużej. Ale jeżeli dzisiaj Władcy Weyru Benden zdecydują, że Ruth

      jest wystarczająco mocny, by unieść jego ciężar w czasie lotu, wtedy

      będzie mógł swobodnie odlecieć od szyderstw, jakie musiał znosić ze strony

      swojego mlecznego brata i jego kumpli.

          - Ty wiesz - powiedział N'ton, marszcząc lekko brwi i krzyżując ręce

      na pochlapanej tunice - że Ruth tak naprawdę nie jest wcale biały.

          Jaxom z niedowierzaniem popatrzył na swojego smoka.

          - Nie jest?

          - Nie. Popatrz na te odcienie brązu i złota na jego skórze, na te

      falki błękitu i zieleni na jego boku.

          - Masz rację! - Jaxom aż zamrugał oczami, zdumiony odkryciem

      przyjaciela. - Pewnie te kolory stały się dużo, dużo żywsze, kiedy go

      domyłem do czysta, no i słońce dziś jeno świeci! - Z radością mówił o

      swoim smoku, o ile tylko znalazł wytrwałego słuchacza.

          - On jest... bardziej... w kolorach wszystkich smoków naraz - ciągnął

      dalej N'ton. Położył ukosem rękę na silnie umięśnionym barku Rutha,

      następnie przechylił na bok głowę, wpatrując się w potężny zad. - I jest

      bardzo proporcjonalnie zbudowany. Może on jest i mały, Jaxomie, ale

      wspaniały z niego zwierz!

          Jaxom westchnął znowu, podświadomie prostując ramiona i wypinając z

      dumą pierś do przodu.

          - Ani nie za gruby, ani nie za chudy, co, Jaxomie? - N'ton dał

      Jaxomowi kuksańca w ramię, uśmiechając się figlarnie na wspomnienie tych

      wszystkich okazji, kiedy Jaxom musiał go prosić, by pomógł mu zaradzić

      kłopotom żołądkowym Rutha. Jaxom doszedł do błędnego wniosku, że jeżeli

      uda mu się wepchać w gardziel Rutha odpowiednią ilość jedzenia, to smoczek

      dorówna wielkością tym smokom, które się razem z nim wykluły. Nic dobrego

      z tego nie wynikło.

          - Czy myślisz, że jest dość mocny, żebym mógł na nim polecieć?

          N'ton obdarzył Jaxoma spojrzeniem pełnym namysłu.

          - Zastanówmy się. Naznaczyłeś go zeszłego Obrotu na wiosnę, a teraz

      nastała już pora chłodów. Większość smoków osiąga swój pełny wzrost w

      czasie pierwszego Obrotu. Myślę, że Ruth nie urósł więcej jak pół dłoni

      przez ostatnie sześć miesięcy, sądzę więc, że osiągnął już swój pełny

      wzrost: Hej, słuchaj no - N'ton zareagował na smutne westchnienie Jaxoma -

      on o pół głowy przerasta wszystkie biegusy, czyż nie? A ty nie jesteś wagi

      ciężkiej, jak ten tam Dorse.

          - Latanie to inny rodzaj wysiłku, prawda?

          - Prawda, ale skrzydła Rutha są w stosunku do jego ciała wystarczająco

      duże, by utrzymać go podczas lotu...

          - Więc on jest prawdziwym smokiem?

          N'ton wbił oczy w Jaxoma. Potem położył Męce na ramionach chłopca.

          - Tak, Jaxomie, Ruth jest prawdziwym smokiem, mimo że o połowę

      mniejszym od innych! I dowiedzie tego dzisiaj, kiedy poleci z tobą! A więc

      zabierajmy się z powrotem do Warowni. Musisz się wystroić, żebyś był

      równie piękny jak on!

          - Chodź, Ruth!

          Wolałbym posiedzieć tu na slońcu, odparł Ruth, podchodząc do Jaxoma.

      Jego ruchy były pełne wdzięku, gdy stąpał dotrzymując kroku swemu

      przyjacielowi i Przywódcy Weyru Fort.

          - Na naszym dziedzińcu też będziesz miał słońce, Ruth zapewnił go

      Jaxom, opierając lekką dłoń na łbie zwierzęcia, świadom radosnego

      błękitnego odcienia, jaki przybrały lekko wirujące, fasetkowe oczy smoka.

          Kiedy szli dalej w milczeniu, Jaxom podniósł oczy na imponującą ścianę

      skalną, będącą Warownią Ruatha, drugim pod względem wieku miejscem

      zamieszkiwanym przez ludzi na Pernie. Będzie to jego Warownia, kiedy

      osiągnie pełnoletność albo kiedy jego opiekun, Lord Lytol, były czeladnik

      tkacki, a także smoczy jeździec, zdecyduje, że jest już wystarczająco

      mądry. Lordowie Warowni będą musieli w końcu zaakceptować fakt, że

      nieumyślnie Naznaczył na wpół wyrośniętego smoka. Jaxom westchnął,

      pogodziwszy się już z faktem, że nigdy nie pozwolą mu zapomnieć tej

      chwili.

          Nie żeby chciał zapomnieć, ale Naznaczenie Rutha było przyczyną

      przeróżnych kłopotów dla Przywódców Weyru Benden, F'lara i Lessy, dla

      Lordów Warowni i dla niego samego, ponieważ nie wolno mu było zostać

      prawdziwym smoczym jeźdźcem i mieszkać w Weyrze. Musiał pozostać Lordem

      Warowni Ruatha, bo inaczej wszyscy młodsi synowie wszystkich ważniejszych

      Lordów, rozpoczęliby walkę na śmierć i życie, żeby zająć to stanowisko.

      Najgorszych problemów przysporzył temu człowiekowi, którego najbardziej

      chciał zadowolić - swojemu opiekunowi, Lordowi Lytolowi. Gdyby Jaxom choć

      przez moment zastanowił. się, zanim skoczył na gorące piaski Wylęgarni

      Bendenu, by pomóc białemu smoczkowi rozbić twardą skorupę, zdałby sobie

      sprawę, ile udręki sprowadzą na Lorda Lytola ciągłe wspomnienia tego, co

      utracił ze śmiercią swego brązowego Lartha. Nie miało to żadnego

      znaczenia, że Larth umarł na wiele Obrotów przed narodzinami Jaxoma w

      Warowni Ruatha, tragedia ta w pamięci Lytola była żywa, okrutnie świeża,

      tak przynajmniej wszyscy mówili. A jeżeli tak było, zastanawiał się często

      Jaxom, to czemu Lytol nie zaprotestował, kiedy Przywódcy Weyrów i Lordowie

      Warowni zgodzili się, że jego podopieczny musi spróbować wychować małego

      smoka w Ruatha?

          Podnosząc wzrok na wzgórza ogniowe, Jaxom zauważył, że spiżowy Lioth

      N'tona siedzi nos w nos z Wilthem, starszawym, brązowym smokiem -

      wartownikiem. Ciekaw był, o czym te dwa smoki rozmawiają. O jego Ruthu? O

      dzisiejszej próbie? Zauważył jaszczurki ogniste, maleńkich kuzynów dużych

      smoków, zataczające leniwe spirale nad ich głowami. Mężczyźni pędzili

      intrusie i biegusy z głównych stajni na pastwiska, na północ od Warowni. Z

      szeregu niewielkich zabudowań stojących wzdłuż podjazdu na Wielki

      Dziedziniec i wzdłuż skraju głównej drogi na wschód, unosił się dym. Na

      lewo od podjazdu budowano nowe chaty, jako że wewnętrzne zakamarki Warowni

      Ruatha uznano za niebezpieczne.

          - Ilu wychowanków ma Lytol w Warowni Ruatha, Jaxomie? - zapytał nagle

      N'ton.

          - Wychowanków? Ani jednego, panie. - Jaxom zmarszczył brwi. Chyba

      N'ton wiedział o tym.

          - A czemu nie? Musisz zapoznać się z innymi ludźmi twojej rangi.

          - Och, ja często towarzyszę Lordowi Lytolowi do innych Warowni.

          - Dobrze by było, żebyś tu miał kolegów w swoim wieku.

          - Jest tu mój mleczny brat, Dorse, i jego przyjaciele z podzamcza.

          - Tak, to prawda.

          Coś w głosie Przywódcy Weyru kazało Jaxomowi spojrzeć na niego, ale

      wyraz twarzy mężczyzny nie powiedział mu nic.

          - Często się ostatnio widujesz z F'lessanem? Pamiętam, że obydwaj

      porządnie rozrabialiście w Weyrze Benden.

          Jaxomowi nie udało się opanować rumieńca, którym oblał się aż po

      nasadę włosów. Czy to możliwe, żeby N'ton skądś dowiedział się, że obydwaj

      z F'lessanem przecisnęli się jakoś przez dziurę do Wylęgarni Bendenu i z

      bliska oglądali jaja Ramoth? Nie sądził, żeby F'lessan mógł o tym

      powiedzieć! Komukolwiek! Ale Jaxom często zastanawiał się, czy dotknięcie

      przez niego tego małego jajeczka nie miało wpływu na późniejsze

      wydarzenia, na Naznaczenie!

          - Niewiele się ostatnio widuję z F'lessanem. Nie mam za dużo czasu,

      muszę opiekować się Ruthem i w ogóle.

          - No, tak... - powiedział N'ton. Wydawało się, że chce powiedzieć coś

      jeszcze, ale zmienił zdanie.

          Kiedy dalej szli w milczeniu, Jaxom zastanawiał się, czy powiedział

      coś niewłaściwego. Ale nit mógł o tym długo myśleć. Właśnie wtedy brunatny

      Tris, jaszczur ognisty N'tona, zatoczył krąg, by ćwierkając radośnie

      wylądować na wyściełanym ramieniu Przywódcy Weyru.

          - Co się stało? - zapytał Jaxom.

          - Jest zbyt podniecony, by zachowywać się rozsądnie - odparł N'ton ze

      śmiechem i głaskał stworzonko po karku, wydając ciąg uspokajających

      odgłosów, aż Tris z ostatnim ćwierknięciem w kierunku Rutha złożył

      skrzydła na grzbiecie.

          On mnie lubi, zauważył Ruth.

          - Wszystkie jaszczurki ogniste cię lubią - odpowiedział Jaxom.

          - Tak, ja to też zauważyłem i to nie tylko dziś, kiedy pomagały nam go

      myć - powiedział N'ton.

          - Ale czemu? - Jaxom zawsze chciał o to zapytać N'tona, ale nigdy nie

      miał odwagi. Nie chciał zajmować Przywódcy Weyru jego cennego czasu

      niemądrymi pytaniami. Ale dzisiaj nie wydawało się to takim niemądrym

      pytaniem.

          N'ton odwrócił głowę w kierunku swojej jaszczurki i po chwili Tris

      wydał z siebie szybkie ćwierknięcie, a następnie pracowicie zaczął czyścić

      przednią łapkę. N'ton zachichotał.

          - On lubi Rutha. Oto cała odpowiedź, jaką od niego dostałem.

      Zaryzykowałbym twierdzenie, że dzieje się tak, ponieważ Ruth jest im

      bliższy rozmiarem. Mogą go objąć wzrokiem, bez cofania się o parę długości

      smoka.

          - Przypuszczam, że tak. - Jaxom wciąż miał jeszcze pewne zastrzeżenia.

      - Jaszczurki ogniste zlatują się zewsząd, żeby go odwiedzić. Opowiadają mu

      różne niestworzone historie, ale jego to fleszy, zwłaszcza jeżeli ja nie

      mogę akurat z nim być.

          Doszli do drogi i skierowali się w stronę podejścia na Wielki

      Dziedziniec.

          - Nie marudź przy ubieraniu, dobrze, Jaxomie? Lessa i F'lar powinni

      niedługo przybyć - powiedział Nton, idąc dalej prosto przez wielką bramę w

      stronę masywnych, metalowych wrót Warowni. - Czy Finder będzie w swojej

      kwaterze o tej porze?

          - Powinien być.

          Kiedy Jaxom i Ruth skręcili już w stronę kuchni i starych stajni,

      młodzieniec zaczął się trapić wyznaczoną na dzisiejszy dzień próbą. Chyba

      N'ton nie wzbudzałby jego nadziei na otrzymanie pozwolenia na lot na

      Ruthu, gdyby nie był całkiem pewien, że Przywódcy Weyru Benden się na to

      zgodzą.

          Byłoby cudownie móc na nim latać. Poza tym dowiodłoby to raz na

      zawsze, że Ruth jest prawdziwym smokiem, a nie tylko przerośniętą

      jaszczurką ognistą, jak często szydził Dorse. Dzisiaj po raz pierwszy od

      całych Obrotów nie musiał znosić docinków Dorse'a, kiedy mył Rutha. Nie

      żeby ten chłopak był zazdrosny o smoka. Dorse zawsze wyśmiewał się z

      Jaxoma, jak sięgnąć pamięcią. Zanim nastał Ruth, Jaxomowi udawało się

      zaszywać w ciemnych zakamarkach wielopoziomowej Ruathy. Jego prześladowca

      nie lubił tych ciemnych, dusznych korytarzy i trzymał się z daleka. Ale z

      przybyciem Rutha, Jaxom nie był już w stanie ulatniać się i unikać

      uprzejmości Dorse'a. Często żałował, że wobec małego taki dług

      wdzięczności. Ale był Lordem Ruathy, a Dorse jego mlecznym bratem, więc

      zawdzięczał mu swoje życie. Bo gdyby Deelan nie urodziła Dorse'a na dwa

      dni przed niespodzianym pojawieniem się Jaxoma, ten umarłby w pierwszych

      godzinach swego życia. A więc, jak mu wbili do głowy Lytol i harfiarz

      Warowni, musi wszystkim dzielić się ze swoim mlecznym bratem. Na ile mógł

      zorientować się Jaxom, przynosiło to dużo więcej korzyści Dorse'owi niż

      jemu. Ten chłopiec, o całą dłoń wyższy od Jaxoma i silniej od mego

      zbudowany, z pewnością nie ucierpiał na dzieleniu się mlekiem swojej

      matki. A dbał o to, by dostawać lwią część wszystkiego, co oprócz tego

      miał Jaxom.

          Jaxom wesoło pomachał ręką do kucharzy zajętych przygotowywaniem

      wspaniałego południowego posiłku, który miał uczcić - miał taką gorącą

      nadzieję - jego pierwszy lot z Ruthem. Przeszli z białym smokiem do

      starych stajen, które odremontowano i zamieniono w ich mieszkanie. Chociaż

      Ruth był taki mały, kiedy po raz pierwszy przybył do Ruathy półtora Obrotu

      temu, było oczywiste, że szybko stanie się za duży, by wchodzić do

      tradycyjnych apartamentów Lorda Warowni w obrębie samej Warowni.

          Tak więc Lytol zdecydował, że stare stajnie o sklepionych sufitach

      będzie można odpowiednio odnowić i zrobić tam sypialnię i pokój do pracy

      dla Jaxoma oraz wspaniały, przestronny Weyr dla małego smoka. Mistrz Kowal

      Fandarel zaprojektował specjalnie nowe drzwi, które zostały zawieszone tak

      przemyślnie, że chłopiec o drobnej budowie i niezgrabne pisklę smocze

      mogli sobie z nimi poradzić.

          Posiedzę tu na słońcu, powiedział Ruth Jaxomowi, wtykając głowę przez

      wejście do ich mieszkania. Nie zamietli mi legowiska.

          - Wszyscy byli tacy zajęci porządkami przed wizytą Lessy powiedział

      Jaxom, chichocząc na wspomnienie wyrazu grozy na twarzy Deelan, kiedy

      Lytol powiedział jej, że przyjeżdża Władczyni Weyru. W oczach jego

      mlecznej matki Lessa wciąż jeszcze była jedynym pełnej krwi Ruathaninem,

      pozostałym przy życiu po zdradzieckim ataku Faxa na Warownię ponad

      dwadzieścia Obrotów temu. Wchodząc do swego własnego pokoju Jaxom ściągnął

      wilgotną tunikę. Woda w dzbanie przy łóżku była letnia; skrzywił się.

      Powinien naprawdę być równie czysty jak jego smok, ale chyba nie zdąży już

      dostać się do gorących łaźni Warowni, zanim przybędą Przywódcy Weyru. Nie

      może pozwolić sobie na to, żeby go nie było, kiedy się pojawią. Umył się

      mydlanym piaskiem i letnią wodą.

          Przybywają, Ruth wygłosił te słowa w umyśle Jaxoma odrobinę wcześniej,

      niż stary Wilth i Lioth zapowiedzieli gości odpowiednim trąbieniem. Jaxom

      rzucił się do okna i wyjrzał, udało mu się dojrzeć olbrzymie skrzydła,

      kiedy nowo przybyli lądowali na Wielkim Dziedzińcu. Nie czekał

      wystarczająco długo, żeby zobaczyć jak smoki z Benden odlatują na ogniowe

      wzgórza w towarzystwie chmary podnieconych jaszczurek ognistych.

      Pospiesznie się wytarł i wyplątał z mokrych spodni. Nie zajęło mu długo

      narzucenie na siebie świeżych ubrań i wbicie na nogi nowych, wysokich

      butów, specjalnie na tę okazję zrobionych i wyściełanych puszystą skórą

      intrusia, mającą grzać w czasie lotu. Ostatnie ćwiczenia ułatwiły mu

      założenie uprzęży na pełnego zapału małego smoka.

          Kiedy Jaxom i Ruth wychynęli ze swojego mieszkania, Jaxoma ponownie

      ogarnął niepokój. A jeżeli N'ton się mylił? A jeżeli Lessa i F'lar

      zdecydują się czekać jeszcze kilka miesięcy, żeby zobaczyć, czy Ruth nie

      urośnie? A jeżeli Ruth, który był takim małym smokiem, nie będzie miał

      dość sił, żeby go unieść? Przypuśćmy, że zrobi zwierzęciu krzywdę?

          Ruth zanucił dodając mu otuchy. §Nie mógłbyś mi zrobić krzywdy. Jesteś

      moim przyjacielem. I ubódł swego pana trale, dmuchając mu w twarz ciepłym,

      świeżym oddechem.

          Jaxom głęboko wciągnął powietrze, mając nadzieję uspokoić podniecenie

      kotłujące się w jego brzuchu. Zobaczył wtedy tłum zebrany na stopniach

      Warowni. Dlaczego akurat dzisiaj musiało tutaj być tylu ludzi?

          Nie ma ich wielu, powiedział mu Ruth zdziwionym tonem, kiedy podniósł

      głowę, by przypatrzyć się zebranym. Przyleciało także wiele jaszczurek

      ognistych, by mnie zobaczyć. Znam tutaj wszystkich. I ty też.

          Jaxom zdał sobie sprawę, że tak było. Czerpiąc odwagę z faktu, że jego

      smok pogodził się z tak dużym audytorium, wyprostował ramiona i

      pomaszerował do przodu.

          F'lar i Lessa jako najważniejsi jeźdźcy smoków byli honorowymi gośćmi.

      F'nor, jeździec brązowego Cantha i partner smutnej Brekke także był

      obecny, on był dobrym przyjacielem Jaxoma. Stał tam również N'ton,

      Przywódca Weyru Fort, gdyż Ruatha była przypisana do Weyru Fort. Jaxom

      dostrzegł również Mistrza Robintona, Harfiarza Pernu, a obok niego

      Menolly, harfiarkę, w której często znajdował orędowniczkę. Uroczystość

      zaszczycili również swoją obecnością Lord Sangel z Południowego Bollu i

      Lord Groghe z Fortu, jako reprezentanci Panów na Warowniach.

          W pierwszej chwili Jaxom nie mógł dojrzeć Lorda Lytola. Potem Finder

      przesunął się, by powiedzieć coś do Menolly, i wtedy spostrzegł opiekuna.

      Miał nadzieję, że Lytol tym razem popatrzy naprawdę na Rutha, nawet

      jeżeliby nigdy więcej nie miał tego zrobić.

          Przeszli teraz przez dziedziniec i stanęli przed stopniami, przy czym

      Jaxom trzymał swoją prawą rękę na mocnym, wdzięcznie wygiętym karku Rutha,

      i spojrzeli sędziom wprost w twarze.

          Wyciągając jedną rękę w pozdrowieniu w kierunku Rutha, Lessa

      uśmiechnęła się do Jaxoma, schodząc ze stopni, by go powitać.

          - Ruth bardzo zmężniał od zeszłej wiosny, Jaxomie - powiedziała, a jej

      ton uspokajał go i chwalił równocześnie. - Ale ty powinieneś jeść więcej.

      Lytol, czy Deelan nigdy nie karmi tego dziecka? Przecież to skóra i kości.

 

          Jaxom był wstrząśnięty, kiedy zdał sobie sprawę, że jest teraz wyższy

      od Lessy i że zadziera ona głowę, by popatrzeć na niego. Zawsze wydawała

      mu się duża. Jakoś czuł się zażenowany patrząc z góry na Władczynię Weyru.

 

          - Powiedziałabym, że masz wciąż przewagę na F'lessanem, a on za każdym

      razem, jak na niego patrzę, jest coraz dłuższy dodała.

          Jaxom jąkając się zaczął przepraszać.

          - Nonsens, Jaxomie, prostuj się na całą swoją wysokość powiedział

      F'lar, podchodząc do swojej partnerki. Jego uwaga skupiała się na Ruthu, a

      biały smok uniósł nieco głowę, by popatrzeć prosto w oczy wysokiemu

      Przywódcy Weyru. - Wyrosłeś, Ruth, na więcej dłoni, niż przewidywałem,

      kiedy się Wyklułeś! Dobrze się opiekowałeś swoim przyjacielem, Lordzie

      Jaxomie. - Przywódca Weyru Benden wypowiedział jego tytuł z lekkim

      naciskiem, przenosząc wzrok ze smoka na jeźdźca.

          Jaxom skrzywił się, nie podobało mu się to przypomnienie jego

      dwuznacznej pozycji.

          - Nie przypuszczam jednak, żebyś miał kiedykolwiek osiągnąć posturę

      naszego dobrego Mistrza Kowali, tak więc nie sądzę, żebyś miał stanowić

      nadmierne obciążenie dla Rutha w czasie lotu. - F'lar popatrzył na resztę

      zebranych na schodkach ludzi. - Ruth jest o całą głowę wyższy w barkach od

      biegusów. I mocniejszy.

          - Jaka jest teraz rozpiętość jego skrzydeł? - zapytała Lessa, z

      brwiami ściągniętymi namysłem. - Jaxom, poproś go, proszę, żeby je

      rozpostarł?

          Lessa z łatwością mogła bezpośrednio poprosić Rutha, ponieważ

      potrafiła porozumiewać się ze wszystkimi smokami....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin