FRANK DOLPHIN BISKUP INDIAN ZACHODNIEJ KANADY Z j�zyka angielskiego prze�o�y�a IRENA DOLE�AL-NOWICKA KSI�GARNIA �W. JACKA KATOWICE 1993 SPIS TRE�CI Przedmowa Wst�p 1 P�on�cy l�d 2 Zaczyna si� walka 3 Wezwanie z daleka 4 W nieznane 5 Przyby�, �eby s�u�y� 6 Tw�j B�g musi by� dobry 7 Zgi�ta trzcina 8 Wichrom naprzeciw 9 Najszcz�liwsze dni 10 Pr�ba zes�ana przez Boga 11 �mier� w�druje przez preri� 12 Ka�de niebezpiecze�stwo zdarzy� si� mo�e 13 Jego lud zagro�ony 14 Powolne m�cze�stwo 15 Pojedynek ze "Starym Jutrem" 16 Nigdy wi�cej �ebraniny 17 Stary wojownik walczy 18 Nale�� do Boga Uwagi Pos�owie (o. Leonard G�owacki OMI) PRZEDMOWA Biskup Indian Zachodniej Kanady z pewno�ci� rozbudzi nowe zainteresowanie barwnym �yciem i osi�gni�ciami jednego z pierwszych misjonarzy, kt�rzy przyczynili si� do za�o�enia Ko�cio�a w zachodniej Kanadzie i na dalekiej p�nocy. Witalis Justyn Grandin znacznie przyczyni� si� do powstania pisanej historii Ko�cio�a w zachodniej Kanadzie i autor docenia wielk� rol�, jak� w tym wzgl�dzie odegra�. Dzi�ki niemu poznajemy r�wnie� pogl�dy biskupa Grandina na dzia�alno�� Kompanii Hudso�skiej i z czasem rz�du Kanady, instytucji ca�kowicie oboj�tnych na potrzeby miejscowych lud�w Kanady. Stanowi to jednak tylko drobny wycinek ksi��ki. Frank Dolphin ukazuj�c �ycie Grandina zaprasza czytelnika, by towarzyszy� misjonarzowi w jego zmaganiach z duchem i cia�em, w ten spos�b pozwalaj�c mu lepiej zrozumie� g��bok� wiar� i oddanie tego pokornego oblata Maryi Niepokalanej. Je�li czytelnik zaskoczony jest niezwyk�o�ci� zada�, z jakimi boryka� si� Witalis Grandin, to tym bardziej zdumiony b�dzie rezultatami, jakie osi�gn��. B�g istotnie wybiera maluczkich tego �wiata, by dokonywali rzeczy wielkich! Pod pi�rem Franka Dolphina prawda staje si� bardziej zdumiewaj�ca ni� fantazja. A przecie� autor niczego nie zmy�la. Po prostu opowiada dzieje - cudowne dzieje - cz�owieka pokornego, ca�kowicie oddanego woli Bo�ej, zawsze skorego nie�� sw�j krzy�, cho�by nawet s�dzi�, �e jest niegodny wielkiej odpowiedzialno�ci, jaka na� zosta�a na�o�ona. Kiedy w roku 1854 Witalis Grandin przyby� do St. Boniface, tylko pi�� misji katolickich obs�ugiwa�o ca�� zachodni� i p�nocn� Kanad�, a gdy zmar� w roku 1902, zostawi� sze��dziesi�t pi�� dobrze zorganizowanych stacji misyjnych, pi��dziesi�t szk�, trzy szpitale i dwa seminaria, zostawi� te� po sobie pami�� �wi�to�ci, �yw� nawet p� wieku p�niej w�r�d tych, kt�rzy tylko czytali o tym, czego dokona�. W ksi��ce Franka Dolphina Witalis Grandin �yje, a jego dzieje w niej opisane na pewno wzrusz� do g��bi jej czytelnika. Roger G. Motut, CM, Ph.D. emerytowany profesor j�zyk�w uniwersytetu w Albercie WST�P Witalis Justyn Grandin, biskup Indian zachodniej Kanady, przemierzy� ponad 40000 km na rakietach �nie�nych z jednej do drugiej odleg�ej misji oraz niezliczone kilometry zaprz�giem psim i konno. Fakty te �wiadcz� o niezwyk�ym oddaniu tego francuskiego biskupa-misjonarza, jakie �ywi� dla Ko�cio�a oraz dla Indian i Metys�w. W ka�dej chwili got�w po�wi�ci� w�asne �ycie dla tego ludu, wielokrotnie bliski by� �mierci, kiedy� nawet dwukrotnie w ci�gu jednego miesi�ca, zagubiony w�r�d lod�w Wielkiego Jeziora Niewolniczego. Witalis Justyn Grandin (1829-1902), oblat Zgromadzenia Misjonarzy Maryi Niepokalanej i pierwszy biskup St. Albert, nast�pnie biskup archidiecezji Edmonton, nigdy nie uwa�a� siebie za godnego, by kierowa� m�odym Ko�cio�em w zachodniej Kanadzie. Od dzieci�stwa s�abego zdrowia, tygodnie ca�e, a nawet miesi�ce musia� przebywa� w ��ku. Mia� te� wad� wymowy. Jego przyjaciele nazywali go "biskupem Indian", poniewa� tak �arliwie broni� ich sprawy wobec wszystkich w�adz ludzi bia�ych. Uwa�a� siebie zawsze za trzcin� pochylon� w stron� krzy�a i ten symbol wybra� jako sw�j biskupi herb, kt�ry opatrzony by� mottem: Infirma mundi elegit Deus - "To, co �wiatu wydaje si� s�abe, wybra� B�g". Ten biskup-misjonarz XIX wieku mo�e nas nauczy�, jak donios�e znaczenie ma lojalno��, cierpliwo�� i wyrozumia�o��, zalety potrzebne w ka�dej epoce. Praca niniejsza nie ma zamiaru by� uczon� rozpraw� o �yciu Grandina, jest to raczej opis jego dziej�w i prze�y� w pocz�tkach osadnictwa na p�nocnym zachodzie Kanady. Pisz�c t� ksi��k� w znacznej mierze opiera�em si� na pracach trzech francuskich oblat�w, byli to: Emil Jonquet OMI, Mgr Grandin, Montreal 1903, Leon Hermant OMI, Le serviteur de Dieu, Vital Justin Grandin, Bruxelles, Messager de Marie Immaculee, 1937, (wyd. w j�z. angielskim pt. The Cross My Stay: The Life of the Servant of God Vital Justin Grandin, Toronto, The Mis-sion Press 1948); Paul-Emile Breton OMI, Vital Grandin OMI la merveilleuse aventure de �l'eveque sauvage" des Prairies et du Grand Nord, Paris, A. Fayard 1960. Zobowi�zany jestem wielce wy�ej wymienionym autorom oraz wielu innych osobom, zw�aszcza pragn� podzi�kowa� doktorowi Rogerowi Motut z Uniwersytetu Alberta, za jego prac� translatorsk� i zach�t�; ojcu Tony'emu Duhaime OMI, kt�ry pierwszy podsun�� mi pomys� napisania dziej�w biskupa Grandina i cz�onkom jego komitetu do spraw oblat�w; panu Guyowi Lacombe, przewodnicz�cemu komitetu oraz pani Nicole Cle-riot, kt�ra przet�umaczy�a dla mnie ksi��k� Jonqueta. T� ksi��k� pragn��bym zadedykowa� pami�ci wszystkich zmar�ych oblackich misjonarzy, jak r�wnie� ksi�om i braciom �yj�cym wsp�cze�nie oraz tym, kt�rzy w przysz�o�ci kontynuowa� b�d� dzie�o Witalisa Grandina. 1. P�ON�CY L�D M�czyzna przytuli� do siebie ch�opca, silny wiatr szarpa� sk�r� karibu, w jak� obaj byli zawini�ci, gro��c zdarciem koc�w, chroni�cych ich od burzy �nie�nej. Psy poci�gowe, uwolnione od uprz�y, zakopa�y si� w cienk� warstw� �niegu, jaka pokrywa�a Wielkie Jezioro Niewolnicze, wypoczywaj�c po dziesi�ciu godzinach ci�kiego przedzierania si� przez pnie drzew i bry�y lodu. Drobniutkie p�atki �niegu, p�dzone k�saj�cym wiatrem, zatar�y wszystkie �lady szlaku prowadz�cego do Misji �wi�tego J�zefa w forcie Resolution, zacisznego raju, chroni�cego od zamieci, znajduj�cego si� zaledwie o kilka kilometr�w od miejsca, gdzie si� znajdowali. Nawet psy, zazwyczaj tak dobrze orientuj�ce si� w terenie, nie potrafi�y odszuka� drogi podczas tej burzliwej, grudniowej nocy roku 1863. M�czyzna podni�s� g�ow�, by sprawdzi�, co si� dzieje z kocami szarpanymi wiatrem. Chwyci� jeden z nich, kt�ry wyrwa� si� spod wbitych w �nieg rakiet �nie�nych i trzepota� ostrzegawczo. Wiatr uderzy� go w czo�o, w obna�on� sk�r� wbi�y si� setki igie�. Ci dwaj, Witalis Grandin, rzymskokatolicki biskup, i Jan Baptysta Pepin, m�ody Metys, zostali w tyle za swymi towarzyszami, kt�rzy pospieszyli przodem, by zanie�� do samotnej misji radosn� wie��, �e przybywa do niej biskup. - Wielki Duch u�miechn�� si� do nas i obdarzy� pi�kn� pogod�. Uprzedzimy ksi�y, �eby si� mogli przygotowa�. Ledwie jednak przewodnicy znale�li si� poza zasi�giem g�osu, pogoda szybko si� zmieni�a. Czysty b��kit nieba pokry�a szara opo�cza chmur. Wiatr najpierw cicho j�cza�, jak przyjaciel ponaglaj�cy do po�piechu, by po chwili szydzi�, �e pr�buj� znale�� schronienie na lodowatej pustyni. Grandin szybko zda� sobie spraw� z niebezpiecze�stwa. �nieg woko�o nich wirowa�, tworz�c dziwaczne wzory, kt�re przes�ania�y szlak i myli�y psy. Zatrzyma� si�, �eby spojrze� w niebo i tam szuka� jakich� oznak uciszenia si� burzy �nie�nej, modl�c si� �arliwie do Boga o pomoc. Ale od razu zrozumia�, �e zawieja nie cichnie, lecz wr�cz przeciwnie, nabiera si�y. Niejeden ju� raz podczas swej pracy na wielkim terytorium misyjnym styka� si� z niebezpiecze�stwem. I za ka�dym razem swoje �ycie z ufno�ci� powierza� Bogu. Je�li B�g chce, by prze�y�, to prze�yje. Je�li Pan domaga si� ofiary jego �ycia, got�w jest j� z�o�y�. Z pewno�ci� nie ��da On jednak �ycia tego m�odego ch�opca. Czy i�� naprz�d i wyczerpa� resztk� tej energii, jak� jeszcze mieli? Czy lepiej zrobi� sobie jakie� prymitywne schronienie i przeczeka� burz�? Przez pewien czas siedzieli skuleni na sankach, a zimno k�sa�o ich do szpiku ko�ci. Kiedy Baptysta zacz�� p�aka�, �zy przymarza�y mu do policzk�w. Grandin, �eby uspokoi� ch�opca, najpierw zacz�� �piewa�, a potem si� modli�. Ile czasu minie, nim zamarzn� na �mier�? - Pob�ogos�aw mnie, ojcze. - Baptysta zacz�� sw� przed�miertn� spowied�, a Grandin przysun�� ucho do dr��cych warg. W�r�d �ka� wys�ucha� litanii drobnych uchybie�, kt�re tylko pi�tnastolatek m�g� uwa�a� za tak wa�ne, by go odsun�y od Wielkiego Ducha, o kt�rym jego przyjaciel, biskup, tak cz�sto m�wi�. - Ego te absolvo a peccatis tuis in nomine Patris... "Odpuszczam ci grzechy twoje w imi� Ojca..." - Jak dziwnie brzmia�y te �aci�skie s�owa, jak obco, nie na miejscu w tej lodowatej pustce. A przy tym jak pi�knie i pocieszaj�co dla tych dw�ch istot ludzkich, samotnych i bezradnych wobec oczekuj�cej ich �mierci. Gdyby tak mia� kogo�, komu m�g�by wyzna� grzechy, z�o�y� w ofierze swoje �ycie bez wahania czy s�owa skargi. Grandin przyby� do St. Boniface 14 sierpnia 1854 roku z Francji, by przynie�� Indianom Dobr� Nowin� o zbawieniu w Jezusie Chrystusie. Po wype�nieniu tego zadania pragn�� �mierci m�czennika, ale dopiero w przysz�o�ci. Rzymskokatoliccy misjonarze, oblaci Maryi Niepokalanej, dopiero rozpocz�li swoj� prac�, by przynie�� chrze�cija�stwo p�nocno-zachodniej Kanadzie. Jak wi�c Grandin m�g� podda� si� �mierci? B�g chcia�, by walczy� o �ycie. Ach, jak dobrze smakowa�by talerz gor�cej zupy! Po raz ostatni przeszuka� starannie pusty worek na �ywno��, znowu na pr�no. Postanowi� wi�c ruszy� w kierunku misji, �udz�c si� nadziej�, �e spotka wypraw� ratownicz�. Posuwali si� z najwi�kszym trudem, Grandin j�cza� z b�lu za ka�dym razem, ilekro� zraniony du�y palec u nogi uderza� o stercz�cy l�d. Wkr�tce zagrozi�o im nowe niebezpiecze�stwo. Biskup Grandin zauwa�y�, �e Baptysta zasypia, pr�bowa� wi�c wszystkiego, �eby tylko zmusi� go do czuwani...
maks88