Zamach na dzieci.doc

(46 KB) Pobierz
Zamach na dzieci

Zamach na dzieci

 

Mamy ogrom prac badawczych wykazujących, że rodzina tradycyjna, złożona z matki i ojca, stanowi najlepsze środowisko wychowawcze dla dzieci. Po drugiej stronie - badania nad homoseksualistami w roli rodziców obarczone tak poważnymi błędami metodologicznymi, że trudno je traktować poważnie.

Na czerwcowej homoparadzie w Warszawie pojawił się transparent: "Prawo adopcji dzieci jest oczywistą oczywistością", a w Sejmie już trwają pierwsze przymiarki do zalegalizowania adopcji dzieci przez homoseksualistów.

Jeszcze w 2004 r. Robert Biedroń z Kampanii przeciw Homofobii stwierdził w wywiadzie udzielonym Katolickiej Agencji Informacyjnej: "Obecnie nie chcemy prawa do adopcji dzieci i prawa do zawierania małżeństw homoseksualnych z bardzo prostego powodu, twierdzimy, że polskie społeczeństwo jest nieprzygotowane do przyjęcia takich uregulowań". Dziś, niespełna 6 lat później, Polska najwyraźniej dojrzała do spełnienia tego żądania. Dlatego właśnie warto zadać pytanie: czy rzeczywiście homoseksualiści mogą być równie dobrymi "rodzicami", jak rodzice biologiczni; mama i tata? A właściwie - jak słyszałam już kilka razy - że są lepszymi rodzicami niż biologiczni, heteroseksualni rodzice. Czyżby?

Warto zwrócić uwagę, że badania nad homoseksualistami w roli rodziców koncentrują się na związkach lesbijskich. To samo dotyczy zresztą publikowanych w Polsce reportaży i artykułów. Jednak nie to jest podstawowym problemem. Największą wadą tych prac jest całkowite ignorowanie obszernej bazy badań naukowych wykazujących wpływ zmian w rodzinie, a zwłaszcza rozpadu związku, na dzieci. Badania takie są w bardzo szerokim zakresie prowadzone od ponad 30 lat. Jedna z wiodących światowych organizacji zajmujących się dziećmi, Child Trends, odpowiada na pytanie, w jaki sposób struktura rodziny wpływa na dzieci: "Bogata baza badań mówi nam, że dla dzieci najlepszą sytuacją jest dorastanie z obojgiem biologicznych rodziców, w małżeństwie o niskim poziomie konfliktów... Nie chodzi tu o zwykłą obecność dwojga rodziców, jak zakładają niektórzy, lecz obecność obojga biologicznych rodziców, wspierających rozwój dziecka" (1).

Kilka lat temu zespół ekspertów (Wilcox i in. 2005) z kilkunastu amerykańskich uniwersytetów przeanalizował całość dostępnej literatury naukowej na ten temat. Ich wnioski były jednoznaczne. Dzieci, które dorastają w pełnej tzw. tradycyjnej rodzinie (z dwojgiem biologicznych rodziców, związanych węzłem małżeńskim), są zdrowsze zarówno fizycznie, jak i psychicznie, lepiej radzą sobie w szkole, zdobywają lepsze wykształcenie. Prawdopodobieństwo, że wejdą w konflikt z prawem, popadną w uzależnienie od narkotyków, alkoholu, jest z kolei niższe niż w przypadku rodzin rozbitych. Dzieci z pełnych rodzin później przechodzą inicjację seksualną, rzadziej są ofiarami molestowania seksualnego, rzadziej doświadczają przemocy. Większe jest też prawdopodobieństwo zawarcia satysfakcjonującego, trwałego związku małżeńskiego. 

Można oczywiście powiedzieć: "W takim razie wychowanie w trwałej rodzinie z biologicznymi rodzicami jest najlepsze dla dziecka. Czym jednak różni się sytuacja dzieci adoptowanych przez pary lesbijskie lub gejowskie od adoptowanych przez pary heteroseksualne?".

Ponieważ w wielu krajach istnieje instytucja homoseksualnego małżeństwa lub co najmniej związku partnerskiego, dysponujemy danymi pozwalającymi na porównanie trwałości związków heteroseksualnych i homoseksualnych. Już w tej chwili wiadomo, że liczba rozwodów w przypadku homoseksualnych "małżeństw" i "związków partnerskich" jest zdecydowanie wyższa niż w związkach heteroseksualnych (Andersson i in. 2006 (2); Balsam i in. 2008 (3)).

W praktyce oznacza to, że niebezpieczeństwo rozpadu rodziny i będącej jej skutkiem traumy dziecka jest wyższe w przypadku związku homoseksualnego niż heteroseksualnego. Ignorowanie tej prostej i podstawowej zależności przez zwolenników homoseksualnej adopcji jest co najmniej dużym zaniedbaniem.

Oczywiście można argumentować: "A zatem związki homoseksualne rozpadają się częściej niż heteroseksualne, czy jednak ma to rzeczywiście jakieś znaczenie dla rozwoju dziecka? Wszak badania dotyczące matek lesbijek pokazują jednoznacznie, że wychowują one dzieci lepiej niż pary heteroseksualne".

Problemy z rzetelnością badań

Gdy dwaj wysoce zaangażowani w walkę "o prawa gejów" naukowcy - Meezan i Rauch - przeanalizowali w roku 2005 całość dostępnej literatury naukowej na temat homoseksualistów w roli rodziców, stwierdzili, że tylko 4 badania spełniają rygory rzetelności naukowej: "Nie istnieją praktycznie żadne dowody na to, w jaki sposób homoseksualne rodzicielstwo wpływa na dzieci" (4).

Niemal wszystkie badania przeprowadzone zostały z udziałem kobiet rasy białej, ze średnimi lub wysokimi zarobkami, zamieszkałych w dużych miastach. Liczba badań nad męskimi homoseksualistami wychowującymi wspólnie dzieci jest znikoma. Sposób rekrutacji do badań, poleganie głównie na kwestionariuszach samooceny, brak kontroli wpływu szeregu istotnych czynników wpływających na rozwój dzieci (jakim jest np. rozpad związku rodziców), to wszystko poważne błędy metodologiczne, stawiające pod znakiem zapytania możliwość uogólnienia wniosków z badań (5).

W pewnym uproszczeniu wygląda to tak, jakby ktoś, chcąc zbadać wpływ religijności rodziców na wychowanie dzieci, przeprowadził badanie wyłącznie pośród gorliwych katoliczek, zrzeszonych do tego w jakimś duszpasterstwie, polecając im odpowiedź na pytanie: "Jak oceniasz siebie jako matkę?".

Najnowsze badania

Dwa badania opublikowane w zeszłym roku zasługują na dokładniejsze omówienie. Pierwsze z nich (Biblarz, Stacey 2010) już we wstępie autoidentyfikuje się jako narzędzie służące celom politycznym: "Utrwalone przekonanie, że dzieci potrzebują zarówno matki, jak i ojca, rozpala wojny kulturowe (...). Wbrew popularnym wierzeniom badania nie pokazały, że w porównaniu ze wszystkimi alternatywnymi formami rodziny prowadzone przez biologicznych, związanych małżeństwem rodziców są najlepsze dla dzieci. Badania nie zidentyfikowały odmiennych płciowo zdolności rodzicielskich (wyłączywszy po części laktację)" (6).

Praca Biblarza i Stacey porównuje dostępną literaturę na temat homoseksualnych rodziców zaledwie z ułamkiem literatury dotyczącej rodzin tradycyjnych. Sami autorzy przyznają, że badania dotyczące heteroseksualnego rodzicielstwa są bardziej rzetelne metodologicznie. Są badaniami obejmującymi reprezentatywną próbkę populacji. Z kolei do badań "rodzicielstwa" lesbijek chętnych pozyskuje się metodą "kuli śnieżnej" - tj. osoba, która wzięła udział w badaniu, rekrutuje kolejne osoby spośród swoich znajomych (7). Oznacza to, że nie da się wyciągnąć wiarygodnych wniosków z porównywania tych dwóch typów prób badanych.

Mimo to autorzy stawiają tezę, że lesbijskie matki są lepsze od tradycyjnych, ponieważ dostarczają "podwójnej dawki troski, komunikacji i intymności" (8). Pomijam kwestię, jak dyskryminujące jest to wobec męskich homoseksualistów. W tym samym artykule autorzy przyznają, że podwójna dawka macierzyństwa może być toksyczna: "Podwójna dawka macierzyńskiego zaangażowania może czasem wywoływać zazdrość i rywalizację między współmatkami" (9), co z kolei może źle wpływać na więzi z dzieckiem. Autorzy nie wspominają też o negatywnym wpływie rozpadu związku na dzieci. Jest to szczególnie niepokojące w świetle przytaczanych już badań (Andersson i in. 2006), które wykazały, iż związki lesbijskie rozpadają się dwukrotnie częściej niż gejowskie, a wszelkie związki homoseksualne rozpadają się częściej niż heteroseksualne.

Drugie z badań (Gartrell, Bos 2010), które wywołało falę zainteresowania także w Polsce, opublikowano w czasopiśmie "Pediatric" (10).

Głównym problemem jest stosowana przez autorów metoda badawcza. Badanie miało ocenić poziom osiągnięć szkolnych, zdrowie psychiczne i funkcjonowanie społeczne dzieci. Korzystano z metody badawczej Thomasa Achenbacha, gdzie obraz funkcjonowania dziecka pochodzi z trzech źródeł: kwestionariusza Child Behavior Checklist 6-18 - wypełnianego przez rodziców i bliską rodzinę dziecka, Teacher's Report Form 6-18 - wypełnianego przez nauczycieli, oraz Youth Self-Report 11-18 - wypełnianego przez dziecko.

Jednak badacze wyeliminowali nauczycieli jako źródło informacji. Mimo że są oni ważnym elementem badań wystandaryzowanych. Co gorsza, decyzję taką badacze podjęli, mimo że nauczyciele mogli dostarczyć zobiektywizowanej, niezależnej oceny osiągnięć szkolnych i relacji rówieśniczych, opartej na ocenach szkolnych i funkcjonowaniu dziecka w grupie.

Sposób doboru grupy do badań i fakt, że wszystkie osoby badane były lepiej wykształcone, stosunkowo zamożne, z dużych miast, stanowi kolejny problem niepozwalający na uogólnienie wniosków z badań.

Mimo to praca zawiera ciekawe dane dotyczące środowiska rodzinnego, jakie tworzy związek lesbijski. Szczególnie godny uwagi jest status związków badanych par. Z 84 par lesbijskich, które 17 lat temu zdecydowały się na dziecko z in vitro, 50 (czyli 60 proc.) się rozpadło. Badacze uważają jednak, że nie wpłynęło to negatywnie na dzieci. Mają na to przecież zapewnienia ich matek.

Czy naprawdę ojciec jest nieważny?

Istnieje bardzo bogaty zasób badań potwierdzających unikatową i niezastąpioną rolę ojca w wychowaniu dzieci. Ojcowie inaczej niż matki przeżywają i okazują miłość dziecku, co ma znaczący wpływ na jego rozwój (Rohner i in. 2001) (11). Ojciec odgrywa unikatową rolę w rodzinie, wzmacniając wiarę w siebie i umiejętności rozwiązywania problemów dziecka (Cabrera i in. 2000) (12). Zaangażowanie ojca wpływa na lepszy rozwój umiejętności społecznych, zwłaszcza altruizmu i szczodrości (Koestner i in. 1990) (13), wspomaga rozwój intelektualny (LeMonda i in. 2004) (14), ogólny rozwój emocjonalny (Amato, Rivera 1999) (15) i osiągnięcia szkolne (Lewis, Lamb 2003) (16). Relacja z ojcem ma kluczowy wpływ na kształtowanie identyfikacji płciowej dziecka (Nicolosi, Nicolosi 2002) (17).

Mamy ogrom prac badawczych wykazujących, że rodzina tradycyjna, złożona z matki i ojca, stanowi najlepsze środowisko wychowawcze dla dzieci. Po drugiej stronie - badania nad homoseksualistami w roli rodziców obarczone tak poważnymi błędami metodologicznymi, że trudno je uogólniać na całość populacji homoseksualistów. 

"Dzieci posiadają szczególne prawa. Aktualizacja ich człowieczeństwa przebiega bowiem w szczególny sposób. 

Dziecko nie potrafi samo zadbać o siebie, nie potrafi samodzielnie aktualizować swojej natury. Potrzebuje do tego rodziców, opiekunów, potrzebuje wielu innych ludzi. Dlatego naturalnymi "strażnikami" praw dziecka są jego rodzice i opiekunowie. Ale dziecko potrzebuje też specjalnego zabezpieczenia w prawie stanowionym. Dobre prawo stanowione może i powinno pomagać rodzicom i opiekunom w rozwoju dziecka" - możemy przeczytać na stronie polskiego rzecznika praw dziecka. Prawo stanowione powinno wspierać dobro dziecka. Wszelkie wątpliwości, sytuacje niejasne należy zawsze rozstrzygać na korzyść dziecka. Jak zatem państwo może rozważać eksperymentowanie na dzieciach, jakim jest ich adopcja przez homoseksualistów?

Bogna Białecka

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin