Fantastyka 1999 - Miejsce na Ziemi.TXT

(74 KB) Pobierz
Autor: MAREK ORAMUS
Tytul: miejsce na Ziemi

Z "NF" 8/99


						Stanis�awowi Lemowi
Nie mia�em �adnej rzeczy, nawet p�aszcza, kiedy mnie brali. Trzech postawnych byczk�w w tych ichnich garniturkach z cekinami, wszyscy ledwie o p� g�owy ni�si ode mnie. Umkn�o mej uwadze, kiedy weszli, bo co� pisa�em przy biurku, odwr�cony plecami do drzwi. 
- Hal Bregg? - zapyta� �rodkowy, kiedy ju� do woli naogl�dali si� pokoju, ze szczeg�lnym uwzgl�dnieniem �cian, jakbym kogo tam chowa�. Dwaj koncentrowali si� na mojej osobie, trzeci za� demonstracyjnie mnie ignorowa�, z cierpliwo�ci� automatu lustruj�c otoczenie. Mo�e zreszt� i by� automatem?
Milcza�em. Wsta�em tylko od biurka i oparty o blat ko�cami palc�w przygl�da�em im si� bez s�owa. Gdyby rozstawili si� inaczej, atakuj�c znienacka m�g�bym zachowa� jakie� szanse. Ale to pewnie ch�opaki specjalnie �wiczone do tego fachu. C�, nie zaszkodzi�oby ich sprawdzi�. Jednak bez wzgl�du na to, czy uda�oby mi si� ich pobi�, czy odwrotnie, w ten spos�b niczego bym si� nie dowiedzia�. K�ama�bym, m�wi�c, �e nie spodziewa�em si� takiej wizyty. Troch� nawet dziwne, �e nast�pi�a tak p�no.
- Niech pan nic nie kombinuje, Bregg. Tak b�dzie lepiej dla pana - oznajmi� ten, kt�ry wida� mia� polecenie wypowiada� si� w imieniu ca�ej tr�jki. - P�jdzie pan z nami.
- Dok�d?
- Co� pan taki ciekawy? Ma pan ident?
Mia�em i nawet wiedzia�em, gdzie go szuka�. Ale z przekory powiedzia�em, �e nie wiem.
- Bo poszukamy sami - ostrzeg�. - A wtedy mo�e pan nie pozna� swojego domostwa.
- Wszystko mi jedno - wzruszy�em ramionami. - Mam wra�enie, �e niepr�dko tu wr�c�.
Wygl�dali na zaskoczonych, b�yskawicznie porozumieli si� wzrokiem. Tego nie mieli w planie?
- To jak b�dzie? - zapyta� mi�kko ten od interlokutorskich zada�.
Pu�ci�em kraw�d� biurka, takiego zwyczajnego, z d�biny, i przeci��em pok�j po skosie. Ident - zatopiona w plastyku kartka ze zdj�ciem i danymi osobowymi - le�a� na p�ce tam, gdzie go zostawi�em zaraz po odebraniu. Nie potrzebowa�em go ani razu.
- Tylko spokojnie - ostrzeg�, kiedy mia�em wyci�gn�� r�k�. Uprzedzi� mnie, przez chwil� ogl�da� ident, po czym umie�ci� go sobie w kieszeni na piersiach.
Chcia�em wyj�� jako pierwszy, ale przed drzwiami znowu przytrzyma� mnie ten wa�ny, �eby wcze�niej przepu�ci� jednego z byczk�w. Nim gestem poleci� mi rusza�, jeszcze raz zlustrowa� pomieszczenie i da�bym g�ow�, �e jego wzrok na moment zatrzyma� si� na wielkim portrecie Eri na jednej ze �cian. Ale nie mia�em pewno�ci, czy j� rozpozna�. Min��em bramk� wej�cia, nie ogl�daj�c si� za siebie ani nie daj�c si� tym wszystkim sentymentom, zwi�zanym z opuszczaniem domostwa, do kt�rego zd��y�o si� przylgn�� i przywykn��. Zak�adali�my je z Eri, tu przysz�a na �wiat nasza c�rka, tu mieli�my p�awi� si� w szcz�ciu rodzinnym... stare dzieje. Nawet nie zada�em sobie trudu, �eby sprawdzi�, czy zamkn�li drzwi.
Dw�ch czeka�o na nas na zewn�trz i jeszcze jeden w gliderze, tak �e kiedy�my si� w nim upakowali, znowu wed�ug ustalonej procedury, przez moment zacz��em si� obawia�, czy starczy miejsca. Nie pad�o ani jedno s�owo, jakby wszystko ju� zosta�o powiedziane. Glider by� zwyczajny, bez oznakowa�, wyposa�ony standardowo i przez g�ow� przesz�a mi zawstydzaj�ca my�l, �e mo�e �le oceniam sytuacj�, godz�c si� z g�ry na wszystko. Nale�a�o by� mo�e stawi� pro forma jaki� op�r, nie i�� jak baran na rze�. A je�li to jacy� popapra�cy uprowadzaj� mnie dla w�asnych niegodziwych cel�w, ja za� swym brakiem sprzeciwu daj� im niejako przyzwolenie, by wyrywali mnie z domowych pieleszy i wie�li, dok�d chc�, bez s�owa wyja�nienia? Mo�e nie rozpozna�em jeszcze do ko�ca tutejszych obyczaj�w, ale wydawa�o mi si�, �e zwyczajni zjadacze ozotu i hermy  nie zabawialiby si� w ten spos�b. Betryzacja by ich nie pu�ci�a, ot co.
Jechali�my wi�c. Zapad�em g��biej w sweter, ten sam, kt�ry jeszcze pami�ta� "Prometeusza" i ju� prawie rozlatywa� si� ze zu�ycia oraz staro�ci, ale �ata�em go i reperowa�em troskliwie - t� moj� relikwi�. To, �e teraz mia�em go na grzbiecie, dodawa�o mi otuchy. Pr�bowa�em identyfikowa� ulice, �eby �ledzi� drog� glidera, lecz musieli to spostrzec: �ciany maszyny zalaz�y b�yskawicznie na granatowo i nie widzia�em nic.
- Si�dmy stopie� tajno�ci - powiedzia�em ni to do nich, ni do siebie. Nikt nie podj�� tematu. A gdybym tak rzuci� si� do drzwi, �eby ich troch� pobudzi�? By�em pewien, �e �aden nawet nie ruszy�by si� z miejsca, tak ufali swoim mechanizmom.
Po jakim� kwadransie glider dotar� do celu. Wyczu�em to po zmianie nastawienia moich stra�nik�w, bo �adnych oznak hamowania oczywi�cie nie by�o. �ciany znowu poja�nia�y i jeszcze nim znalaz�em si� na zewn�trz w wyniku szalenie skomplikowanej procedury wysiadania, zobaczy�em, �e nie stan�li�my pod �adnym ig�owcem ani kielichowcem, tylko na zwyczajnym podworcu paropi�trowego gmaszyska o do�� ponurym wygl�dzie. Musieli obj�� go specjaln� ochron� jako zabytek, skoro nie dopad�y go ekipy odnawiaj�ce, kt�re z rado�ci� ugarnirowa�yby te mury swym r�wnie radosnym co g�upawym graffiti.
- Idziemy, Bregg - powiedzia� szef ekipy, teraz pi�cioosobowej, i mo�e mi si� zdawa�o, ale w jego g�osie pos�ysza�em jakby ulg�. Widocznie spodziewali si� po mnie  cud�w waleczno�ci i sprytu, ja za� kompletnie zawiod�em pod tym wzgl�dem.
- Dok�d? - R�ce wbi�em w kieszenie i rozgl�da�em si� demonstracyjnie.
- Nied�ugo pan si� dowie.
Jechali�my przypominaj�c� kryszta�ow� konch� wind�, szli�my napa�kanymi na r�owo korytarzami, a� zacz��em �a�owa�, �e tak niewiele z pos�pnego wystroju fasady przenikn�o do wn�trza. Mijali�my kolejne drzwi, zastanawia�em si�, kt�re oka�� si� tymi w�a�ciwymi - i ci�gle ekipa nie mog�a si� zdecydowa�. Wreszcie szyk za�ama� si�, dw�ch bysi�w z przodu raptem wytraci�o p�d i ustawi�o si� tak, jakby mnie okr��ali albo pr�bowali gdzie� zagna�. U�wiadomi�em sobie, �e po drodze nie spotkali�my �ywej duszy, cz�owieka ani automatu.
- Niech pan tu zaczeka, Bregg - rzek� z podejrzanym po�piechem g��wnodowodz�cy operacji, otwieraj�c niczym nie wyr�niaj�ce si� drzwi. Pchn�� mnie �agodnie w ich kierunku. By�o tam ciemno, lecz ju� mrok pierzcha� s�u�alczo pod naporem per�owej po�wiaty m��cej ze �cian, a kiedy tam wchodzi�em, niepewny, czy dobrze robi�, bo nagle ca�a eskorta zdecydowa�a si� mnie porzuci�, z powietrza zacz�a si� s�czy� ta ichnia bezp�ciowa muzyka, maj�ca zapewne wywrze� na mnie koj�cy wp�yw.
Post�pi�em naprz�d pewien, �e �ciana zaraz ust�pi i stan� przed tymi, kt�rych rozkaz mnie tu przywi�d�, a kt�rych od lat chcia�em pozna� i zada� im tysi�c pyta� - lecz na nic takiego si� nie zanosi�o. Dotkn��em r�k�: �adnych iluzji, solidny, pozbawiony finezji mur. Odwr�ci�em si�: pomieszczenie by�o owalne, a po wej�ciu, kt�rym tu mia�em zaszczyt wnikn��, nie zosta�a cho�by rysa na �cianie, o klamce nie wspominaj�c.
- I tak to kr�lewna dosta�a si� do wie�y - mrukn��em. Kt�ra mog�a by� godzina? Kiedy zjawili si� z niespodziewan� wizyt�, by�o jeszcze przed po�udniem. Mo�e potrzymaj� mnie tu i wypuszcz�, chc� po prostu przeczesa� dom i tyle. A mo�e kto�, kogo mia�em spotka�, nie stawi� si� z powodu nadmiaru obowi�zk�w? W ko�cu wybra�em ca�kiem optymistyczn� ewentualno��, �e przymkni�to mnie, �ebym skrusza�. Bij�c si� z my�lami, rozpaczaj�c z powodu bezprawnego ograniczenia wolno�ci osobistej �acno dojd� do wniosku, �e lepiej poniewiera� si� po ulicach, niechby i z r�owymi palmami, ni� dokona� �ywota w ciemnicy. No, tak, ciemno tutaj nie by�o. W�a�ciwie zno�nie. Muzyczka te� mi specjalnie nie wadzi�a. Ci biedacy zapomnieli, �e w swoim czasie odbywali�my do znudzenia specjalne treningi - po tylu latach g�upie cia�o ci�gle jeszcze tkwi�o w starych nawykach. Co mo�na zrobi�, gdy ju� literalnie nic nie mo�na? Dla spokoju sumienia obszed�em ca�e pomieszczenie, postukuj�c w �cian� kostkami palc�w. Nic. Lity mur. Wobec tego wymaca�em stop� fragment wyk�adziny, kt�ry wyda� mi si� szczeg�lnie mi�kki; u�o�ywszy si� na nim zapad�em rych�o w sen, kt�rego nigdy do�� - ani na statku kosmicznym, ani tu, przy trybie �ycia, jaki od pewnego czasu wiod�em.

Sny rzadko bywaj� tak wyraziste jak ten. �ni�o mi si�, �e Eri pojawi�a si� niespodziewanie, jakby zmaterializowana nagle i bezg�o�nie na �rodku pokoju. �ledzi�em jej przybycie sprzed biurka, niepewny jeszcze, czy to ona, czy tylko jej fantom obchodzi pok�j dooko�a, dotyka sprz�t�w, namy�la si�, jak ma do mnie zagada� po tak d�ugiej roz��ce. I raptem, zarzuciwszy bezsensowne czynno�ci, znalaz�a si� o krok przede mn�, widzia�em jej twarz rozja�nion� p�u�miechem, jakby bawi�o j� moje skonfundowanie. A ja ba�em si� odetchn�� g��biej, �eby nie sp�oszy� jej wizerunku, wype�nia�a mnie bezbrze�na, ostateczna rado��, �e wszystko si� u�o�y�o i teraz b�dziemy ju� tylko napawa� si� rodzinnym szcz�ciem, kt�re tak kr�tko go�ci�o pod naszym dachem. 
Wi�c wr�ci�a�, powiedzia�em, a ona odpowiedzia�a: wr�ci�am i ju� ci� nie opuszcz� a� do �mierci. Tak sobie wyznawali�my przez d�u�sz� chwil� nasze oczywiste plany wobec siebie, we �nie, kt�ry nie wie, co to logika ani up�yw czasu, a� co� mnie, starego lisa, zaniepokoi�o w tej sielance. A gdzie Kaja?  Ledwo o to spyta�em, Eri zaraz znalaz�a si� na dystans, jakbym naruszy� jakie� tabu. Kaja? Ach, ma si� dobrze, nie masz poj�cia, jak wyros�a; upiera�em si�, �e chc� j� zobaczy� i na tym tle dosz�o bodaj do r�nicy zda�. Musia�em odebra� sugesti�, �e czeka w s�siednim pokoju, przebiega�em je wszystkie w po�piechu, za ka�dym razem odnosz�c wra�enie, �e tu� przed moim wej�ciem kto� si� stamt�d ulotni�, bo jeszcze w powietrzu wisia�a smuga czyjej� dyskretnej obecno�ci. Nigdzie jej nie by�o i prawie ju� pewien, �e co� tu nie gra, chcia�em si� zwr�ci� do Eri po wyja�nienia, ale Eri r�wnie� znikn�a w r�wnie tajemniczy spos�b, jak si� pojawi�a, ja za� znalaz�em si� na "Prometeuszu", pami�taj�c tylko, �e w�a�nie mam co� pilnego do wykonania. Chodzi�o zdaje si� o namierzanie jak co dzie� Bety Krzy�a Po�udnia, �eby si� przekona�, czy trzymamy kurs. Eri - sk�d w og�le to imi�? Sk�d mi przysz�o do g�owy...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin