Jak to ze lnem było - scenariusz.docx

(19 KB) Pobierz

Jak to ze lnem było - scenariusz

 


Narrator

Był raz król taki, co miał wielkie królestwo, wszelkiego bogactwa pełne, tylko, że w nim złota nie było.

 

Pola tam były wielkie, sady śliczne, po lasach zwierzyny huk, w ziemi żelaza dość, na powietrzu ptactwo takie, że co jedno odleci to drugie przyleci, bydła, koni, owiec stada nieprzeliczone, po rzekach ryby i małe i duże, kwiecia po łąkach mnóstwo. Ot..., wszelkiej rozkoszy moc wielka! Ale król niczym się nie cieszył, tylko ciągle markotny był, że złota nie ma w jego państwie.

 


Król

-Cóż mi po tym zbożu, albo po lasach i rybach w rzece, i po tych stadach, kiedy ja to muszę het wywozić do moich sąsiadów za złoto, bo go u mnie nie ma.

 

Żeby tu u mnie złoto było, cały mój lud by się wzbogacił.

 


Narrator

Lud jego biedny skórami się odziewał i koszuli na grzbiecie nie miał.

 

Wyszedł raz król na drogę i chodzi w zamyśleniu wielkim, a drogą kupcy jadą.

 


(Pokłonili się pięknie i pytają)


Kupcy

-Z dalekich stron jedziemy, zamorskie cuda wieziemy, czy trzeba Waszej Królewskiej Mości jakiego towaru pięknego?

 

 

Król      (Głową kręci, towary ogląda)


-Na nic mi wasze towary, bo  mi tylko jednej rzeczy potrzeba.


Kupcy
-Może  zaradzimy, mów panie czym radość sprawić ci możemy.


Król

-Potrzeba mi złota, żeby u mnie w ziemi było, żebym je dobywać mógł i cały mój lud, co koszuli na grzbiecie nie ma, wzbogacił.

 

 

 

 

Kupcy  (Zmartwieni)

 

-Chyba twej woli panie spełnić nie możemy.

 


Narrator
-A był między nimi staruszek jeden, jako ten gołąb siwiutki i bardzo mądry, a widząc frasunek swych towarzyszy i króla wystąpił naprzód i rzekł.


Staruszek-Królu, panie! Mam- ci ja takie siemię w mieszku, co jak je wiosną posieje w polu, to złoto ci z niego się urodzi!


(Wyjmuje worek i przed królem rozwiązuje)


Król       (Drapie się po głowie, dziwi)
-Że też takie ziarno na świecie jest, co z niego złoto wyrasta
(Daje staruszkowi sygnet i idzie do zamku z workiem)


Dworzanin      (Trąbi, aby zwołać lud.)
-Jutro sam król będzie w polu takie ziarno siał, co z niego wyrośnie złoto.


NarratorKto żyw w królestwie na pole spieszy, jak też ono ziarno wygląda- każdy chce zobaczyć.


(Król z dworzanami przychodzi, skarbnik królewski mieszek z ziarnem niesie.
Król koronę z głowy zdejmuje, worek bierze i ziarno cudowne rzuca w ziemię)


NarratorMinął dzionek, minął drugi, król z okna w owo pole pogląda, czy złoto nie rośnie- ale nic.
Aż jednego dnia uderzył ciepły deszczyk i słonko po nim przygrzało   


                           (Deszczyk z niebieskich wstążek oraz duże słońce na kiju)


Patrzy król, a tu na caluśkim polu, coś z ziemi na wierzch wychodzi.


Król
-Oho!- Nie zazna teraz mój naród biedy, jak mi się to złoto urodzi. Pole nie takie zasieję na przyszłą wiosnę, ale 10 razy większe.


Dworzanin-Nie patrz królu choć z tydzień w pole, aż ono złoto zażółknieje, żeby twe oczy uciechę miały.


Narrator                 (Król i dworzanin po polu chodzą)
Przeszedł tydzień. Patrzy król, a tu zamiast złota żółtego na caluśkim polu...


Dworzanin-Panie, toż to śliczna zieloność, jakoby murawa.


Król-Myślałem, że od razu żółte złoto róść będzie, a tu zieleń taka.


NarratorCzekał tydzień, czekał dwa, powyrastały łodyżki równiutkie jedna przy drugiej, jak to wojsko wielkie. Już się i pączki pozwijały, już i ku kwitnieniu się ma. A co kto przejdzie, to się dziwuje.


(Dworzanie kręcą głowami i szepcą między sobą)


Dworzanin I-Dziwne to złoto, jakoby takie zwyczajne zielsko.


Dworzanin II-Nic to! Pewno się w kwitnieniu ono złoto okaże złotym kwiatem.


NarratorPatrzy król jednego ranka, a tu pole jak długie i szerokie niebieszczy się jak niebo nad ziemią.


( Zdziwiony król, wąsy szarpie)


Król-A cóż to znowu- kwiatuszek koło kwiatuszka, aż się w oczach modro od tego robi, jakby w wodę patrzał.


NarratorCały dzień król po komnatach chodził, wieczerzy jeść nie mógł i markotny spać się układł. A rankiem...


Król           (Zrywa się i krzyczy)
-O, ja głupi! Wszakże to nie kwiat, lecz nasienie będzie samo złoto!
Trzeba lato całe przeczekać.


Dworzanin        (Trąbi na trąbce)
-Król wszystkich na ucztę zaprasza.


Narrator Przeszło lato, z kwiatuszków główeczki okrągłe porosły.


Król-Już w nich pewno złoto jest, tylko patrzeć, jak się to posypie.
(Rozgniata jedną)
-Cóż u licha, toż to, takie samo siemię, jak to, którem siał.
Tegom się nie spodziewał, ooo..., nie ujdzie to kupcowi.


Dworzanin-Król kazał zielsko z pola wyrwać i kijami zbić, i do wody cisnąć.            (Dwóch pachołków wypełnia rozkaz króla)


NarratorKról znów smutny zaczął bywać


(Król jedzie brzegiem rzeki)


Król-         A co to spod kamieni sterczy?


Pachołek-Królu panie! Toć to ono zielsko, co miało złoto rodzić i z pola wyrwane zostało.


Król-Jeszcze mi na oczach będzie to podłe zielsko leżeć? Mój wstyd przypominać?!
Weź mi je i wynieś precz, żebym go więcej nie spotkał.


(Dwóch pachołków odrzuca kamienie, łodygi z wody wyjmują i pod las niosą)
Dworzanin-Król taki smutny, co spojrzy na biedny naród, to omal łzami się nie zalewa.


Dworzanin-A może gości sprosić- i wielkie polowanie wyprawić.

 

(Król i dworzanie jadą na koniach, ale pod lasem król spostrzega zielsko i gniewem się zapala. Zawraca konia.)

 


Król-Hej tam! Zabrać mi to przeklęte zielsko i otłuc kijami, żeby aż z niego paździerze poszły.

 

(Dwóch ludzi okłada kijami zielsko, a łodygi rozrzuca).

 


NarratorLeżały one łodygi, słońce je paliło, wiatr je plątał. A kupca szukali, tylko znaleźć nie mogli.
Aż tu wybrał się król ze swoim dworem w drogę.

 

(Zaplątał się koń króla w zielsko, król spada na ziemię)

 


Rycerze-Czy nic  ci się panie nie stało?


Król-Czy to paskudne zielsko, o śmierć mnie przyprawi. Precz z nim!
Obić je do 3 skóry, a potem spalić- natychmiast!

(Słudzy kijami łodygi obijają, zapaloną głownię pod włókna mają podłożyć)

 


Dworzanin-Królu panie! Znaleźliśmy tego kupca, któregoś szukać kazał.

(Król czoło zmarszczył i srogo spojrzał na staruszka przyprowadzonego przed jego oblicze przez 2 strażników)

 


Staruszek-Kazałeś mnie królu szukać jak złoczyńcę, po całym królestwie, a otom jest. Sam szedłem do ciebie, dowiedziawszy się, że mnie potrzebujesz, a u bram twego miasta straż mnie pojmała.


Król-Do ciemnicy cię wtrącę, boś mnie, króla i pana oszukał, a siemię owo, z którego złoto miało się urodzić, wydało tylko zielsko nikczemne, ku spaleniu zdatne! Patrz! Oto cała kupa tego twojego złota.

(Król bierze się pod boki)

 


Staruszek-Królu, panie! Kiedy taka wola twoja niech mnie do ciemnicy wiodą, ale tych łodyg, nie każ ogniem palić, tylko ze mną w loch wrzucić daj!


Król-Zezwalam.
Rózia            (Niesie koszyk z żywnością- czeka, aż starzec się posili i przy kołowrotku siada)
-Posilcie się ojczulku.
Staruszek-Róziu, dziecko jedyne, naskub włókienek z zielska onego i zacznij prząść.


Rózia-Równiutka niteczka się snuje, toż  włókno to jako i jedwab się przędzie.


Staruszek-Idź teraz do domu i tak jak z jedwabiu tkasz, tak i tę przędze utkaj.


NarratorRózia usłuchała staruszka. Na warsztacie z owej przędzy płótno zrobiła.


Urzędnik królewski-Żyjesz jeszcze starcze?
-Proś, o jaką chcesz łaskę, bo dziś królewska córka za mąż idzie


Staruszek-Chciałbym królewnie podarunek weselny dać, przed króla chcę być posłany.


(Strażnik prowadzi go do króla)


Król-Z czym przychodzisz?


Staruszek-Z podarunkiem dla królewny (Rozwija ślicznie utkane płótno)


Królewna-Cóż to takiego jest?


Staruszek-Królu! Toć jest owo złoto, które z owego siemienia, com ci je dał, wyróść miało.


NarratorLen to był, ubogiego narodu bogactwo.


Dworzanin I-Kazałeś go królu topić!


Staruszek-Dobrześ uczynił, jego łodyżki w wodzie muszą odmięknąć.


Dworzanin II-Kazałeś go z wody precz cisnąć!


Staruszek -Dobrześ uczynił, bo go trzeba suszyć.


Dworzanin III-Po namoknięciu kazałeś go kijami z paździerzy obić!


Staruszek-I toś dobrze uczynił, bo len do trzeciej skóry obić trzeba, żeby do włókien się dostać.


Dworzanin IV-Kazałeś go panie do lochu wrzucić!


Staruszek-I toś dobrze uczynił, bo mnie dobra Rózia żywiła, którą nauczyłem jak się włókna lniane przędzie i na płótno tka.
A toś tylko źle uczynił, żeś to wszystko robił w gniewie.
Odpuszczam ci z serca moją krzywdę, a tobie królewno dar ten składam.


Królewna-Niech od tej pory po wsiach len sieją, i tak go z miłością sprawiają, aby z niego przędza była, a z przędzy płótno na koszule dla wszystkich, co jest więcej niż złoto, bo jest poratowaniem ubóstwa i niedostatku.


Narrator-Skończył stary, a król słuchał jeszcze i aż ze wstydu się mienił, że tak niesłusznie ukrzywdził człowieka.

 

(Wstał, uścisnął staruszka i rzekł)

 


Król-Dziękuję ci ojcze! Złota chciałem, a tyś mi lepszą rzecz dał, bo w złocie możni tylko chodzą, a w tym lnie cały lud mój ubogi chodzić będzie.


NarratorI zaraz dał krajać koszule z płótna onego i biedakom rozdzielać, z czego wielka radość była w całym kraju.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin