Antologia Ksiega strachu Tom 1.pdf

(1791 KB) Pobierz
Microsoft Word - Antologia_Ksiega_strachu_Tom_1.rtf
Ksi ħ ga strachu
Tom I
2007
185998687.001.png
Wydanie polskie
Data wydania:
2007
Projekt okładki:
Jakub Jabło ı ski
Opracowanie graficzne okładki:
Studio Libro
Wydawca:
Agencja Wydawnicza RUNA
00-844 Warszawa, ul. Grzybowska 77 lok. 408
tel./fax: (0-22) 45 70 385
e-mail: runa@runa.pl
ISBN: 978-83-89595-39-3
Wydanie elektroniczne:
Trident eBooks
Ewa Białoł ħ cka
Drzwi do...
Klatka schodowa w tym domu była jak z obrazka.
Piotr widział kiedy Ļ taki obraz w galerii, cho ę po latach nie mógł sobie przypomnie ę
nazwiska autora. Z pewno Ļ ci Ģ nikt znany. Pami ħ tał za to doskonale bure Ļ wiatło, wylewaj Ģ ce
si ħ wprost na widza przez wysokie, w Ģ skie okno nad drzwiami wej Ļ ciowymi. Kojarzyło si ħ z
otworem strzelniczym, tym bardziej Ň e k Ģ ty przedstawionego na płótnie pomieszczenia
gin ħ ły w półmroku. P ħ dzel artysty niedbale wyłowił ze zgaszonych czerni zarys por ħ czy,
jeden czy dwa stopnie i jakie Ļ graty w rogu – równie dobrze mógł to by ę połamany parasol,
jak i łapy paj ħ czego stwora. Ni to surrealizm, ni to zła pocztówka z pofabrykanckiej Łodzi.
Wst ħ puj Ģ c na schody, Piotr zamkn Ģ ł na moment oczy, by si ħ pozby ę Ļ wietlistych
kr ħ gów, wiruj Ģ cych pod czaszk Ģ . Na półpi ħ trze czekał umówiony wła Ļ ciciel mieszkania.
Siedział na parapecie, kopc Ģ c smrodliwego papierosa. Nieogolony, z tłustymi kosmykami
opadaj Ģ cymi na uszy, jak ulał pasował do niechlujnej klatki schodowej.
– Szanowanie – odezwał si ħ , rzucaj Ģ c niedopałek na podłog ħ i rozcieraj Ģ c podeszw Ģ . –
Pan mieszkanko ogl Ģ dn Ģę ?
– Taa... Dzie ı dobry.
Indywiduum zabrz ħ czało p ħ kiem kluczy, wchodz Ģ c wy Ň ej na pi ħ tro. Na drzwiach w
kolorze starej musztardy wisiały dwie wizytówki.
– Tam kto Ļ jeszcze mieszka? – spytał Piotr do Ļę ostro, podczas gdy facet m ħ czył si ħ z
trzema zamkami.
– Tylko przedpokój wspólny – zapewnił tamten skwapliwie. – Wie pan, przedwojenne,
dzielone. Obejrzysz pan, przypasuje – we Ņ miesz, nie podpasuje – to nie. Mnie tam wszystko
jedno.
Rzeczywi Ļ cie, za „pancernymi” drzwiami ukazał si ħ w Ģ ski korytarzyk, słu ŇĢ cy
jednocze Ļ nie za skład rzeczy niepotrzebnych. Stał tam fragment starej meblo Ļ cianki, pusty
kwietnik i jakie Ļ kartony. Wy Ň ej Ļ ciany „zdobiły” przypi ħ te pineskami tandetne reprodukcje
– Piotr otrz Ģ sn Ģ ł si ħ ze wstr ħ tem. Na br Ģ zowych drzwiach w gł ħ bi odcinał si ħ wyra Ņ nie napis
K+M+B 2007, natomiast te, przed którymi stan Ģ ł niechlujny facecik, pyszniły si ħ
drewnianym krucyfiksem, przymocowanym starannie ta Ļ m Ģ klej Ģ c Ģ .
– Pojebało bab ħ ! – warkn Ģ ł ze zło Ļ ci Ģ , zrywaj Ģ c krzy Ň yk. Zrobił ruch, jakby chciał
cisn Ģę nim o Ļ cian ħ , ale w ostatniej chwili zmienił zamiar i odło Ň ył go na szafk ħ . – Durna
b Ņ dzi Ģ gwa! – burczał. – Nic, tylko do ko Ļ cioła lata i od tego pewno ju Ň do reszty ocipiała.
S Ģ siedztwo fanatyczki, by ę mo Ň e słuchaj Ģ cej Radia Maryja na cały regulator,
zdecydowanie Piotrowi si ħ nie u Ļ miechało, ale postanowił przynajmniej obejrze ę lokal.
Mieszkanie było kawalerk Ģ , co zgadzało si ħ z opisem w ogłoszeniu, za to zapowiadana
łazienka okazała si ħ klitk Ģ z brodzikiem, upchni ħ tym na sił ħ tu Ň obok klozetu, oraz
odrapanym bojlerem, niby wygasłym kotłem piekielnym.
We wn ħ ce kuchennej tłoczyły si ħ blaszany zlew i dwupalnikowa kuchenka.
Pokój był kwadratowy, wysoki, nawet według rozpasanych przedwojennych
standardów. Wydawał si ħ do Ļę obszerny, by ę mo Ň e dlatego, Ň e umeblowanie było wr ħ cz
sparta ı skie. Stół, dwa krzesła, w Ģ ska szafa, stoj Ģ ca ni w pi ħę , ni w dziewi ħę dokładnie
po Ļ rodku Ļ ciany, a po przeciwnej stronie nie pierwszej młodo Ļ ci wersalka. Parkiet skrzypiał
swojsko pod nogami.
Jednak Ň e pomieszczenie sprawiało całkiem miłe wra Ň enie, mo Ň e z tego powodu, Ň e było
bardzo jasne. Piotr podszedł do wysokiego okna, by sprawdzi ę poło Ň enie sło ı ca. Tak jak
przypuszczał, kawalerka le Ň ała na osi wschód – zachód, co oznaczało, Ň e b ħ dzie miał dobre
Ļ wiatło co najmniej do południa.
– Ile? – zapytał.
– Dwie stówki na miesi Ģ c i mieszkasz pan – zakomunikował wła Ļ ciciel, czuj Ģ c, Ň e ryba
bierze. – A ta za Ļ cian Ģ to nieszkodliwa. Jakby co, to dzwo ı pan, opierdol ħ j Ģ i si ħ odczepi.
– Opierdoli ę to ja sam umiem. I to nie tylko babci ħ – odparł Piotr sucho, z
zawoalowanym ostrze Ň eniem. – A Ļ wiadczenia?
Dwie Ļ cie złotych to było tanio. Nawet podejrzanie tanio. Gdzie Ļ musiał kry ę si ħ haczyk,
ale Piotr nie widział na razie Ň adnego, poza maniaczk Ģ religijn Ģ za Ļ cian Ģ . Na trzy i pół setki
miesi ħ cznie razem z czynszem mógł sobie pozwoli ę , a do prymitywnych warunków
przywykł w starym akademiku. Zreszt Ģ van Gogh te Ň nie tworzył w luksusach, a Piotr go
przebił ju Ň o cztery sprzedane obrazy.
Dobili targu, pieni Ģ dze i klucze przeszły z r Ģ k do r Ģ k.
* * *
Lekko podgrzany lufk Ģ ziela, Piotr oswajał swoje nowe cztery k Ģ ty. W wersalce szybko
znalazł wysiedziany przyjazny dołek, jakby stworzony do zajmowania go całymi godzinami,
Ļ ledzenia wzrokiem smug papierosowego dymu i komponowania w głowie kolejnych
obrazów. Jego skromny dobytek spoczywał na Ļ rodku podłogi. Wypchany plecak,
wy Ļ wiechtana waliza, niewielki karton, w którym kryły si ħ setki reprodukcji, wycinków
gazetowych i pocztówek z malarstwem. Poza tym sztalugi oraz teka ze szkicami. Stare
gwo Ņ dzie w Ļ cianach obci ĢŇ ało ju Ň kilka małych landszaftów, obok drzwi Piotr z pietyzmem
zawiesił oprawiony w ramki swój rysunek z dzieci ı stwa. Spłowiała akwarelka przedstawiała
czerwonego kota ze wszelkimi konsekwencjami straszliwego gustu przedszkolaka. Autor,
teraz starszy o dwadzie Ļ cia lat, wielokrotnie usiłował powtórzy ę na swoich obrazach
niesamowit Ģ , surrealistyczn Ģ i nieco złowieszcz Ģ min ħ kocura. Na razie bez powodzenia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin