Sandra Heath - Niepewność uczuć.pdf

(1269 KB) Pobierz
383755882 UNPDF
Heath Sandra
Niepewność uczuć
Dla lorda Carismonta, bogatego i przystojnego wdowca,
wybór odpowiedniej żony z jego sfery nie stanowiłby
najmniejszego problemu, nie myśli jednak o sobie;
najważniejsze jest dla niego dobro córki. Podczas rozmowy z
Kate Kingsley, starającą się o posadę guwernantki, dochodzi
do wniosku, że oto znalazł osobę odpowiednią do
wypełnienia roli matki dla jego córki i składa kobiecie ofertę
małżeństwa. Skromna, pełna wdzięku wdowa, mająca na
utrzymaniu syna, z wahaniem przyjmuje tę propozycję;
małżeństwo z lordem Carismontem raz na zawsze uwalnia ją
od kłopotów finansowych. Kiedy jednak już jako jego żona
przybywa do zamku na małej wysepce u brzegów Kornwalii,
przekonuje się, że ktoś - lub coś - za wszelką cenę chce
zniszczyć jej szczęście. Ogarniają ją wątpliwości, czy słusznie
postąpiła, wychodząc za tego bogatego arystokratę. Tylko
potęga prawdziwej miłości zdoła je rozwiać, na przekór
wszystkim przeszkodom.
Rozdział 1
Przystojny i elegancki, mógł uchodzić za uosobienie uwodziciela, kiedy tak
stał przed kominkiem, zapatrzony w płomienie. Od tamtego pierwszego
spotkania w hotelu „Pulteney Kate coś w nim pociągało, no i w żaden
sposób nie mogła przewidzieć, że wkrótce, kiedy będzie już za późno na
wątpliwości, dowie się, że to on zabił jej męża.
Jednak wtedy pragnęła jedynie wywrzeć dobre wrażenie, zęby uznał ją za
odpowiednią guwernantkę dla swojej córeczki.
- Lord Carismont? - odezwała się pierwsza. Odwrócił się nagle, jakby się jej
nie spodziewał.
- Pani Kingsley? -Tak, to ja.
Jeśli nie liczyć zwiniętego w kłębek na fotelu przed kominkiem kota, byli w
salonie hotelowym sami. Płonęły świece, na dworze zapadał bowiem
zmierzch, gwałtowny, kwietniowy deszcz uderzał w szyby drzwi
balkonowych, za którymi widać było balustradę z kutego żelaza, a nieco w
dole Piccadilly. Kate dostrzegła latarnika i pomagającego mu chłopca,
krzątających się przy ulicznych lampach gazowych; zaczęły się pojawiać trzy
lub cztery lata temu, a teraz można je było spotkać prawie w całym
Londynie. Po drugiej stronie ulicy rozciągał się Green Park, w którym pasły
się jelenie i krowy. Drzewa kołysały się na wietrze.
Na słupie latarni przysiadł szaro-biały ptak - początkowo Kate pomyślała, że
to krogulec. Była to jednak pierwsza, jaką ujrzała tej wiosny, kukułka. Mimo
że odgłosy z zewnątrz były stłumione, słychać było jej skrzeczenie, gdy
próbowała
utrzymać równowagę na wietrze. O wiele wyraźniej słyszała jednaką trzask
płomieni w kominku; ale przede wszystkim czuła nerwowe bicie własnego
serca.
Stojący w kącie pokoju zegar zazgrzytał, a potem zaczął wybijać godzinę.
Lord Carismont zaczekał, aż umilknie, a potem znów zwrócił się do niej:
- Dano mi do zrozumienia, że pilnie szuka pani pracy w charakterze
guwernantki.
- Tak, to prawda. Od dwóch lat jestem wdową i nie mogę sobie pozwolić na
życie bez pracy zarobkowej. Moja poprzednia chlebodawczyni, pewna dama
z Norfolk, niespodziewanie ponownie wyszła za mąż i stwierdziła, że już nie
jestem jej potrzebna. - Ponieważ słusznie podejrzewała, że jej nowy mąż lubi uganiać
się za spódniczkami. - Mam... mam referencje...
- Referencje są niepotrzebne, pani Kingsley. Tak się akurat składa, że owa
dama i ja mamy tego samego prawnika* Charlesa Carpentera. Bardzo ciepło
wyrażała się o pani wyjątkowych zaletach. Podała nam też, jak się z panią
skontaktować i Charles, po konsultacji ze mną, napisał do pani.
- Jestem bardzo wdzięczna, milordzie. - Kate była bardziej wdzięczna, niż
mógł przypuszczać, bo znalazła się właśnie w dość tragicznym położeniu.
Stała praca zapewniała dach nad głową jej i synowi, gdy więc nagle została
zwolniona, rozpaczliwie poszukiwała nowej posady. List od Charlesa
Carpentera bardzo ją ucieszył.
Lord Carismont uśmiechnął się lekko.
- Za wcześnie na wdzięczność, pani Kingsley, jeszcze niczego nie
uzgodniliśmy - zauważył.
Nawoływanie kukułki stało się nagle znacznie głośniejsze i odwróciło uwagę
Kate. Spojrzała na balkon, gdzie niezgrabny ptak trzepotał się teraz na
balustradzie. Była zaskoczona, wiedziała bowiem, że kukułki są zwykle
bardzo płochliwe, oczywiście z wyjątkiem okresu, kiedy .składają jaja w
gniazdach innych ptaków, bo wtedy stają się po prostu bezczelne. Jednak ta -
Kate podejrzewała, że to samiec - demonstrowała wręcz swoją obecność.
Zastanowiło ją, dlaczego lord Ca-
8
rlimont sprawia wrażenie, jakby w ogóle ptaka nie zauważył; co więcej, nie
rozumiała, dlaczego kot także pozostał całkowi cie obojętny. Spał w fotelu
jak gdyby nigdy nic, podczas gdy tuż za oknem hałasowała i trzepotała
skrzydłami kukułka.
Nagle ptak stracił równowagę i zabawnie spadł na balkon. Przez chwilę
siedział, wyglądając jak oburzony, potem zerwał się i pofrunął na dach
hotelu. Musiał usiąść na kominie, ponieważ jego kukanie zaczęło dobiegać z
głębi kominka.
- Uważaj! Uważaj!
Kate zdawało się, że słyszy słowa przestrogi, chociaż z całą pewnością ani
ona, ani lord Carismont ich nie wypowiedzieli. Rozejrzała się po pokoju,
myśląc nawet przez chwilę, że ktoś wszedł, ale wciąż byli sami. Nie mogła
niczego usłyszeć. To tylko wyobraźnia.
Płomienie świec pochyliły się, kiedy przez pokój nieoczekiwanie przebiegł
chłodny powiew wiatru. Od płonących węgli buchnął snop iskier, wirując i
tańcząc niczym serpentyny. Kate wpatrywała się w nie, zafascynowana.
Lord Carismont zwrócił się do niej ponownie.
- Pani Kingsley, rozumiem, że pani mąż zostawił panią bez środków do
życia, a zginął w pojedynku?
Starała się skupić uwagę na rozmowie.
- Owszem, milordzie, chociaż, jeśli pan pozwoli, wolałabym raczej o nim nie
mówić, a szczególnie o okolicznościach jego śmierci. - Wspomnienie
Michaela często doprowadzało ją do łez, a teraz za nic w świecie nie chciała
się rozpłakać.
Chwilę spoglądał na nią uważnie swymi ciemnymi oczami i skinął głową.
- Jak sobie pani życzy. Może powinniśmy porozmawiać o pani synu. Mogę
spytać, jak mu na imię?
-Justin.
- Ile ma lat?
- Osiem.
- Jest rówieśnikiem mojej córki.
Obrzucił ją wzrokiem, jakby oceniał jej miłą aparycję, kształtną figurę i
prostą suknię z cienkiej wełenki, z długimi
4
rękawami, ściągniętą wysoko ponad talią. Suknia była zielona jak jej oczy, a
złocisto-brązowy wzór na kaszmirowym szalu był koloru jej włosów,
grubych i lekko kręconych. Pomyślał, że pani Kingsley musi wkładać
niemało trudu, by upiąć je w modny węzeł na karku. Miała koło trzydziestu
lat, nie była ani ładna ani brzydka, jej strój nie był ani szczególnie modny ani
całkiem niemodny, a w jej oczach dostrzegł inteligencję. Większość
mężczyzn byłaby szczęśliwa, mogąc wracać do domu, gdzie czeka taka
kobieta. Znów przemówił.
- Mam nadzieję, że nie ma pani nic przeciwko temu, że zarezerwowałem
apartament na jej nazwisko? „Pulteney" to najlepszy hotel w Londynie, a
chciałbym, żeby pani i pani synkowi mieszkało się wygodnie.
- Mieszka nam się wygodnie, milordzie. Bardzo wygodnie. - Kate nie zaznała
takich luksusów od śmierci Michaela. Hotelowego apartamentu nie można
było w ogóle porównywać z wilgotnym, nędznym pokojem przy Upper
Thames Street, który wynajmowała przedtem. Tylko na taki bowiem mogła
sobie pozwolić przy swoich skromnych oszczędnościach.
- Bez względu na wynik naszej rozmowy - ciągnął - apartament jest do pani
dyspozycji przez cały następny miesiąc.
- Jest pan bardzo hojny, milordzie. - Przyjrzała mu się równie uważnie, jak on
jej. Gerent Fitzarthur, czwarty lord Carismont, miał około trzydziestu pięciu
lat, może rok mniej, trudno było powiedzieć. Był wysoki, barczysty, miał
urodziwą twarz. Okolone ciemnymi rzęsami oczy były szare jak zimowe
morze jego rodzinnej Kornwalii. Z całej jego postaci emanowała
melancholia, co ujmowało Kate za serce. Jakieś dwa lata temu w tragicznych
okolicznościach stracił żonę.
Sądząc po jego ogorzałej cerze, gardził cieplarnianą atmosferą, w jakiej
obracały się londyńskie wyższe sfery; najwyraźniej przedkładał pobyt na
świeżym powietrzu nad siedzenie w przegrzanych salonach. Jego ciemne
włosy były zmierzwio ne i wilgotne, bo właśnie jechał przez Hyde Park do
hotelu,
10
Zgłoś jeśli naruszono regulamin