Ferring_David_-_OstrzeBackground color: black white Font family: Tahoma Georgia Times OstrzeDavid FerringStanis�aw Belina Tom III trylogii Konrad Tytu� orygina�u: Warblade 1998 Wydawnictwo MAG Spis tre�ci�Rozdzia� pierwszy �Rozdzia� drugi �Rozdzia� trzeci �Rozdzia� czwarty �Rozdzia� pi�ty �Rozdzia� sz�sty �Rozdzia� si�dmy �Rozdzia� �smy �Rozdzia� dziewi�ty �Rozdzia� dziesi�ty �Rozdzia� jedenasty �Rozdzia� dwunasty �Rozdzia� trzynasty �Rozdzia� czternasty �Rozdzia� pi�tnasty �Rozdzia� szesnasty Rozdzia� pierwszy [top] � Kon�rad! � wy�sy�cza� zna�jomy g�os. � Cze�kali��my na cie�bie.Litzen�reich i Ust�nar le�eli na ziemi. Nadzy i ukrzy�o�wani. Ich d�o�nie i stopy przy�bito gwo��dziami do ska�y.Ale nie by�y to ich je�dyne rany. Po um�czo�nych cia��ach je�c�w sp�ywa�y czerwone stru�myczki s��cz�ce si� z nie�zli�czo�nych ska�le�cze�. Za�kne�blo�wano ich, aby nie mo�gli krzy�cze�.Konrad zo�rientowa� si�, �e po�zo�sta�wiono mi�dzy nimi wolne miej�sce � dla niego. Obok, na ka�mie�niu, przy�go�to�wano ju� po�d�u�ne gwo�dzie.Wok� le���cych po�staci k��bi�o si� mn�stwo na�gich kszta�t�w � ma��ych, bez�p��cio�wych, bez�w�o�sych i hu�ma�no�idal�nych. Przypo�mi�na�y dzieci, Kon�ra�dowi wy�da�wa�o si�, �e s�y�szy ich p�acz, ale pod �ad�nym in�nym wzgl�dem nie by�y do nich po�dobne.Woko�o sta�y dzie�si�tki kar���w o wiel�kich, znie�kszta�co�nych g�o�wach, ogrom�nych, r�o�wych oczach i cia��ach bia��ych jak u roba�k�w. Byli jak�� od�mian� ja�ski�nio�wych zwie�rzo��a�k�w o d�u�gich j�zy�kach, ostrych k�ach, na�p�cznia��ych ciel�skach i kr�t�kich ogo�nach. Ich sk�ra po�kryta by�a �u�skami, a na ko�cu ka��dej ko�czyny znaj�do�wa�y si� trzy szpony. Prze�py�chali si� i t�o�czyli, go�r�cz�kowo pra�gn�c napi� si� krwi z ran cza�row�nika i kra�sno�luda. To w�a��nie owe mon�stra wy�da�wa�y te okropne za�wo�dze�nia i wy�cia pe�ne po����dania �y�wego cia�a.Krwa�wi�ce rany ofiar za�pewne by�y �la�dami ich uk��sze�. Stwory za�cz�y ju� swoj� ka�ni�bal�sk� uczt�.By� tu te� Srebrne Oko. Sta� bli�sko Gaxara, trzyma�j�c przed sob� tar�cz� z ta�jem�ni�czym z�o�tym her�bem. Wy�sun�� j�zyk i Kon�rad przy�po�mnia� sobie po�ca�u�nek skavena, gdy gry�zo� zli�zy�wa� jego krew. Znajdo�wa�y si� tu r�w�nie� ja�kie� inne po�twory, ale Kon�rad nie wi�dzia� ich do�k�ad�nie. Sta�y na wy�so�kiej, skal�nej p�ce z dru�giej strony ja�skini, jak wi�dzo�wie cze�ka�j�cy na przedsta�wie�nie.Wzrok Kon�rada za�reje�stro�wa� wszystko to w nie�ca�� se�kund� � t� sam� se�kund�, w kt�rej prze�rzuci� miecz do lewej d�oni, praw� si�gn�� do ukrytej pod p�aszczem ka�bury, wy�doby� z niej now� bro�, wy�ce�lowa� i wy�strzeli�.By�a to jed�no�r�czna ku�sza o pre�cy�zyj�nie wy�ko�na�nym me�cha�ni�zmie, sk�a�daj��cym si� z mo�si꿭nych k�ek i sta�lo�wych try�b�w. Pi�t�na�sto�cen�ty�me�trowy be�t tkwi� ju� na miej�scu, ci�ciwa z drutu by�a na�ci��gni�ta. Kon�rad �wi�czy� po�s�u�gi�wa�nie si� t� bro�ni� przez ostatni ty�dzie�.Gaxar m�g� by� Sza�rym Pro�ro�kiem, ale nie mia� wy�star�cza�j�co szybkiego re�fleksu, aby si� ura�to�wa�. Po�cisk trafi� go w prawe oko, od�rzu�caj�c do ty�u. Pr�bo�wa� wy�szarpn�� be�t praw� r�k� � ale kikut nie by� wy�star�cza�j�co sprawny. Bez naj�mniejszego d�wi�ku po�woli przewr�ci� si� i za�styg� w bez�ruchu.Roz�leg� si� straszliwy wrzask, ryk do tego stop�nia mro���cy krew w �y��ach, �e Kon�rad za�mar� na chwil�. Krzycza� Srebrne Oko, zroz�pa�czony �mierci� swego pana. Szczuro�cz�ek rzuci� si� w stron� Kon�rada, ale ofi�cer z Alt�dorfu za�st�pi� mu drog�. Ich mie�cze ude�rzy�y o sie�bie.Konrad od�rzuci� kusz� i sko�czy� do przodu, tn�c mie�czem ata�kuj��cego go pierwszego kar��o�wa�tego dra�pie��nika. Od�ci�ta g�owa stwora wrzesz�cza�a, le�c�c przez krypt�.Konrad za�bija� blade obrzydli�stwa, ro�j�ce si� w ja�skini. Ska�ka�y na niego ze ska�, usi��uj�c wbi� mu pa�zury w twarz. Inne chwyta�y go za nogi, szar�pi�c jego cia�o, pr�buj�c przewr�ci� swoj� mas�. Od�rzu�ca� je kop�nia�kami, od�rywa� od sie�bie, ci�� i ude�rza� szty�chem, roz�dep�tywa�. D�wi�ki, kt�re wy�da�wa�y umieraj�c, by�y jesz�cze gor�sze od od�g�o�s�w ich uczty.Dotar� do Lit�zen�rei�cha i po�chyli� si�, wy�ry�wa�j�c mu kne�bel z ust. W tym cza�sie kilka skar�owa�cia��ych mu�tan�t�w sko�czy�o na niego i omal nie stra�ci� r�w�no�wagi. Przy tej licz�bie wro�g�w, gdyby zna�laz� si� na ziemi, nie mia�by naj�mniejszej szansy.� Ma�gia! � wrzasn��. � Czar!� Uwolnij mi r�k� � po�prosi� s�a�bym g�o�sem cza�row�nik.Konrad od�rzuci� nie�bez�pieczny ciꭿar. Jego miecz zawi�rowa�. Kilka znie�kszta�co�nych g��w od�pad�o, roz�bry�zgu�j�c na�oko�o krew. Znowu po�chyli� si�, na pr�no usi��uj�c wy�ci��gn�� pal�cami gw�d� z pra�wej d�oni Lit�zen�rei�cha.� R�ka, po�ci��gnij r�k�!Konrad spe��ni� pole�cenie i cho� na �wieku po�zo�sta�y frag�menty ko��ci i skrwa�wio�nego cia�a, d�o� maga od�zy�ska�a swo�bod� ru�ch�w. Cza�row�nik krzykn��, pod�ni�s� gwa�tow�nie praw� r�k� i jego wrzask obni��y� tona�cj�, przemie�nia�j�c si� w za�kl�cie. Z za�krwawio�nego wskazuj��cego palca strzeli�a b�y�ska�wica.In�kan�tacji od�po�wie�dzia� sza�le�czy wrzask, gdy pierwszy dr�czy�ciel przemie�ni� si� w ogni�st� kul�. Po�tem za�cz�� p�o�n�� na�st�pny, za nim jesz�cze jeden, a� ca�� ja�ski�ni� wy�pe�ni� od�r palo�nego mi�sa.Konrad prze�szed� teraz do Ust�nara, za�bija�j�c po dro�dze ko�lej�nych przy�gar�bio�nych tro�glo�dy�t�w. Wsun�� kling� pod g��wk� �wieka tkwi�cego w prze�gubie kra�sno�luda, opar� sztych o zie�mi� i pod�wa��y� gw�d�. Ust�nar wy�ci��gn�� uwolnion� r�k�, schwyci� jed�nego z na�past�ni�k�w za gar�d�o i zgni�t� mu gr�dyk�, gdy tym�cza�sem Kon�rad uwalnia� mu drug� d�o�.Wstr�t�nych stwo�r�w by�o coraz mniej, a mimo wszystko ata�ko�wa�y z tak� sam� sza�le�cz� w�ciek�o��ci�. Gdy Kon�rad uwalnia� drug� nog� Ust�nara, Lit�zen�reich zdo��a� oswobo�dzi� si� i wsta�. Miecz Kon�rada p�k� na p�, kiedy ostatni �wiek wy��azi� ze ska�y.Rozej�rza� si� wo�ko�o. Ofi�cer z Alt�dorfu le�a� na ziemi i wy�gl�d jego sku�lo�nego cia�a �wiadczy� o tym, �e nie �yje. Nig�dzie nie by�o wi�da� Srebrnego Oka ani Gaxara. Skaven mu�sia� uciec, za�bie�raj�c ze sob� cia�o pana. Po�staci na skal�nej p�ce r�w�nie� chyba znik�n�y. Wszyscy pig�mej�scy mu�tanci albo ju� nie �yli, albo sta�wali si� ofia�rami ogni�stej ze�msty Lit�zen�rei�cha i teraz umierali w p�o�mie�niach, wy�pe��nia�j�c po�wie�trze odo�rem spa�lo�nego cia�a.Konrad, Lit�zen�reich i Ust�nar stali, spo�gl��daj�c na sie�bie. Krew cie�k�a z ich ran. Byli sami w�r�d �mierci i zniszcze�nia. S�y�cha� by�o tylko ich ci꿭kie od�de�chy i dzie�ci�ce kwi�lenie �miertelnie ran�nych bestii.Nagle roz�leg� si� jesz�cze inny d�wi�k. Do�bie�ga� z g��bi jed�nego z tu�neli pro�wa�dz��cych do krypty. Kon�rad roz�po�zna� go bez trudu � by�y to bo�jowe okrzyki zwie�rzo��a�k�w Cha�osu. Ale te zwie�rzo��aki nie b�d� kar��o�wate ani bez�bronne i b�dzie ich wi�cej ni� da si� poli�czy�.� Rzeka! � roz�kaza� Kon�rad. � To nasza je�dyna szansa wy�do�sta�nia si� st�d!Pod�biegli do brzegu. Rzeka wy�da�wa�a si� ni�czym nie r�ni� od in�nych, a jej po�kryta pian� woda p�dzi�a ko�ry�tem wy���o�bio�nym w skale i zni�ka�a w ni�skim otworze na skraju krypty.� Nie�na�wi�dz� wody! � burkn�� Ust�nar. I wskoczy� w fale.Znik�n�� pod po�wierzchni� i po�jawi� si� po kilku se�kun�dach w po��owie drogi do �ciany krypty. Lit�zen�reich jakby si� wa�ha�, wi�c Kon�rad po�pchn�� go r�k�. Cza�row�nik wpad� do wody, a po�tem jego pod�ska�ku�j�ca na fa�lach g�owa prze�pad�a w g��bi tu�nelu.Konrad od�rzuci� he�m, ze�rwa� p�aszcz i �ci��gn�� p�pan�cerz. Zrzuci� kop�nia�kiem jeden but, ale na po�zby�cie si� dru�giego nie star�czy�o ju� czasu. Do�strzeg� w jed�nym z ko�ryta�rzy b�ysk czerwo�nych oczu, po czym po�ja�wi�a si� na�st�pna para, a za ni� jesz�cze jedna. Wskoczy� do rzeki i nie wy�nu�rza� si�, po�zwalaj�c, aby szybki nurt ni�s� go w stron� tu�nelu.Na chwil� przed znik�ni�ciem w otworze Kon�rad uni�s� g�ow� nad po�wierzchni� i ro�zej�rza� si�. Na skal�nej p�ce w dal�szym ci�gu znaj�do�wa�y si� dwie po�staci. Teraz m�g� do�k�ad�nie im si� przyjrze�.Jedn� z nich by� Cza�szkolicy.Tym ra�zem nie m�g� si� myli�. Mimo up�ywu pi�ciu lat pa�mi�ta� go, jakby to by�o wczoraj. To samo chude cia�o, ta sama �ysa g�owa, kt�ra zda�wa�a si� nie mie� cia�a na ko��ciach.U jego boku sta� kto�, kogo Kon�rad r�w�nie� nie wi�dzia� pi�� lat, ale tak�e nigdy nie m�g�by za�po�mnie�, acz�kol�wiek z zu�pe��nie in�nego po�wodu. Te�raz by�a star�sza, ale r�w�nie� po�zna� j� na�tychmiast.Na kr�tk� chwil� ich oczy spo�tka�y si�. Jego � zie�lone i z�ote, jej � czarne jak w�gielElyssa...W tej sa�mej chwili wez�brany nurt wody wci�gn�� Kon�rada w mrok tu�nelu i by�o to wszystko, co m�g� sobie po�tem przy�po�mnie�.Pa�mi�ta�.Przez po�nad pi�� lat wie�rzy�, �e Ely�ssa nie �yje, �e zo�sta�a za�mor�do�wana, gdy ich wio�sk� na�pad�a i ca��ko�wicie zniszczy�a pu�sto�sz�c� kraj armia zwie�rzo��a�k�w. A� do tej pory Kon�rad by� prze�ko�nany, �e tylko jemu uda�o si� oca�le�.Atak mia� miej�sce pierwszego dnia lata, w �wi�to Sig�mara. Kil�kana��cie go�dzin wcze�niej Kon�rad pr�bo�wa� opu��ci� wio�sk�, ale nie uda�o mu si� prze�mkn�� przez ota�cza�j�cy do�lin� pier��cie� wro�gich wojsk. Ubrany w sk�r� za�bi�tego zwie�rzo��aka i zmu�szony do po�wrotu przez ple�mi� skaven�w, sta� si� �wiad�kiem ca��ko�wi�tego zniszcze�nia jedy�nego domu, jaki kie�dy�kol�wiek mia�.A p�niej, przemy�kaj�c w�r�d ruin i zgliszcz, do�tar� wreszcie do dworu, �u�dz�c si� na�dziej�, �e mo�e zdo�a oca�li� dziew�czyn�. Ale dom ro�dziny Ka�strin�g�w te� p�o�n�� i w jego wn�trzu nikt nie m�g� prze��y�. �a�den cz�owiek.Ale spo�mi�dzy sza�lej��cych p�o�mieni wy��oni�a si� nie tkni�ta �y�wio��em, przy�po�mi�na�j�ca szkielet nie�ludzka po�sta�. Kon�rad...
science-fiction