Ferring David - Konrad 02 - Zrodzony z cienia.txt

(378 KB) Pobierz

David Ferring


Zrodzony z cienia




Tom II trylogii Konrad



Tytu� orygina�u: Shadowbreed



















1998 Wydawnictwo MAG


Rozdzia� pierwszy

Sigmar sta�, niczym samotna ska�a, po�r�d zielonego morza goblinich �b�w. Wywija� ogromnym bojowym m�otem. Ka�dy cios roz-
gniata� na krwaw� miazg� kolejn� g�ow�. Ale gobliny wci�� nadchodzi�y - tylko po to, by pa�� ofiar� �wi�tego or�a krasnolud�w.
Krasnoludy nazwa�y ten legendarny m�ot Ghalmarazem - Rozbijaczem Czaszek. Tamtego dnia w pe�ni dowi�d� prawdziwo�ci swego 
imienia. Raz za razem opada� w d� - przy ka�dym uderzeniu gin�� kolejny z obrzydliwych wrog�w.
Przeznaczenie chcia�o, aby dzie� ten okaza� si� punktem zwrotnym historii, dniem, w kt�rym Sigmar, w�dz Unberogen�w, przyw�dca 
o�miu zjednoczonych ludzkich plemion, stanie si� znany jako M�ot na Gobliny - Sigmar M�otodzier�ca. W dniu tym po�o�ono podwali-
ny pod mury Imperium. By� to te� dzie�, w kt�rym gobliny, orki i wszyscy ich bezbo�ni sojusznicy zostali wyp�dzeni ze znanego �wia-
ta.
Gobliny by�y odwiecznymi wrogami krasnolud�w. Rasy te d�ugo i zaciekle walczy�y o panowanie nad ziemiami po�o�onymi mi�dzy 
Morzem Szpon�w a G�rami Kra�ca �wiata. Wydawa�o si�, �e gobliny, dzi�ki liczebnej przewadze, zatriumfuj�. Po wiekach walk kra-
snoludy zosta�y zepchni�te do swojej g�rskiej ojczyzny. Wycofywa�y si� przez Prze��cz Czarnego Ognia - odwr�t mia�o os�ania� kilku-
set walecznych ochotnik�w. Wydawa�o si�, �e ta decyzja jest ostatni� nadziej� narodu krasnolud�w, cho� tylna stra� �adnej nadziei na 
ocalenie mie� nie mog�a. Przeznaczeniem ariergardy by�o umrze�, sk�adaj�c �ycie w ofierze dla ratowania reszty ludu.
Ale armie goblin�w nie zmia�d�y�y stawiaj�cych im czo�o bohater�w - zamiast tego same zosta�y unicestwione. Zablokowane pomi�-
dzy krasnoludami a ich nowymi sprzymierze�cami - m�od� ras� znan� jako ludzie - zielone potwory zosta�y zmasakrowane, ich poskr�-
cane cia�a zasia�y ca�� prze��cz cuchn�cym dywanem cia�, ich cuchn�ca krew na zawsze splami�a okoliczne ska�y.
To w�a�nie Sigmar poprowadzi� swoje oddzia�y do zwyci�skiej walki przeciwko wsp�lnemu wrogowi. Gdy naciera� przez zwarte sze-
regi goblin�w, jego pot�ny m�ot zbiera� krwawe �niwo...

***

Ostrze broni zatacza�o szerokie �uki. Po ka�dym ciosie pada�a nast�pna ofiara, wij�c si� w m�czarniach. M�zgi wyp�ywa�y ze zdru-
zgotanych, zielonych czaszek...
Czu� si� niezwyci�ony. Nowa si�a wype�nia�a jego cia�o, duch nasyca� si� jak�� ogromn� moc�, kt�ra wydawa�a si� zawsze w nim 
tkwi�, cho� objawi�a si� dopiero teraz.
Gobliny wrzeszcza�y z b�lu i usi�owa�y umkn�� przed razami bezlitosnego topora. Ba�y si� nie tylko ostrza. Pr�bowa�y r�wnie� uciec 
przed gwa�town� ulew� �wiat�a, kt�re nagle rozja�ni�o ich podziemne le�e - zas�ania�y oczy przed b�yskiem gromu, wype�niaj�cego ich 
mroczne kr�lestwo.
Konrad rozchyli� wargi, wyszczerzaj�c z�by w dzikim grymasie. Czu� przep�ywaj�c� przez cia�o ��dze krwi, tak� sam�, jaka rozpala�a 
jego prymitywnych pradziad�w. Czu� tak�e, �e nie jest sam. Niezliczone pokolenia przodk�w przynagla�y, zmusza�y do walki - sta� si� 
ju� tylko widzem czynionej przez siebie masakry. Mia� wra�enie, jakby jego w�asne ramiona nale�a�y do kogo innego, a toporem kiero-
wa�a obca si�a.
To by�a jego noc, a zabijanie piekielnych goblin�w - jego misja. Zadawa� ciosy odruchowo. Ca�e cia�o sta�o si� maszyn� zniszczenia, 
wyzut� z jakichkolwiek my�li. Potrzebowa� jedynie wyczucia i szybkich reakcji.
Zw�oki niezliczonych wrog�w le�a�y porozrzucane na pod�odze staro�ytnej �wi�tyni krasnolud�w, a ich krew p�yn�a obfit� strug�. Jak 
w rze�ni.
I nagle okaza�o si�, �e zabrak�o przeciwnik�w. Le�eli zmasakrowani - martwi lub umieraj�cy. Wszyscy, kt�rym uda�o si� prze�y�, 
wymkn�li si� w mrok. Konrad wreszcie przesta� zabija�. Pozwoli� rannym cierpie�, da� �mierci mo�liwo�� ogarni�cia ich dusz. Niech 
umieraj� powoli, czuj�c b�l.
Dysz�c ci�ko, opar� si� na toporzysku i spojrza� na uczynion� przez siebie jatk�. Grymas morderczej furii przemieni� si� w pe�en za-
dowolenia u�miech. Otar� lepk� posok�, pokrywaj�c� twarz. Nie by�a to jego krew, a martwi nie b�d� jej ju� potrzebowali.
Powoli wychodzi� z morderczego transu. Spojrza� na �r�d�o �wiat�a, kt�re, rozja�niaj�c w pewnym momencie jaskinie, ocali�o mu �y-
cie. Sta�o si� to akurat wtedy, gdy po�r�d sprzyjaj�cych goblinom ciemno�ci podziemnego �wiata pocz�� traci� si�y.
Zdawa� sobie spraw�, �e owa przemiana nocy w dzie� musia�a by� dzie�em Anvili. Kurz w dalszym ci�gu unosi� si� z kamieni, kt�re 
spad�y ze sklepienia, po raz pierwszy od tysi�cleci wpuszczaj�c �wiat�o do �wi�tyni.
Konrad ruszy� w stron� cierpi�cego Wilka.
Konrad, Wilk i Anvila przybyli w te g�ry w poszukiwaniu zaginionej �wi�tyni krasnolud�w, gdzie mia�a spoczywa� ukryta fortuna w 
z�ocie i kosztowno�ciach. Zamiast tego znale�li twierdz� goblin�w - czy raczej to gobliny ich znalaz�y.
Rozdzielili si� na czas poszukiwa�. Wilk zosta� schwytany i w�a�nie miano go z�o�y� w ofierze, gdy pojawi� si� Konrad. Teraz Wilk 
wisia�, powieszony za przeguby, nagi, pokryty krwi� - w�asn�, ludzk� - czerwon�, a nie zielon�.
Konrad, id�c w kierunku towarzysza, u�wiadomi� sobie nagle, �e Wilk wygl�da jako� inaczej. Jego cia�o by�o jakby zniekszta�cone, a 
ko�czyny - zdeformowane. By� mo�e dlatego, �e wci�� zwija� si� z b�lu, ale jego wytatuowana twarz r�wnie� wygl�da�a niezwykle, zu-
pe�nie jakby mia� wykr�con� szcz�k�. I chocia� sk�r� pokrywa�a mu skorupa krwi, przebija� spod niej g�sty, zbity zarost. Wilk przypo-
mina� pierwotne zwierz�. Konrad czu�, �e sam te� staje si� podobn� istot�...
Wilk spogl�da� dziwnie, jakby nie poznawa� Konrada i w dalszym ci�gu obawia� si�, �e b�dzie torturowany, a w ko�cu z�o�ony w ofie-
rze.
- Czy nie s�ysza�e�, co ci rozkaza�em? - zdo�a� zapyta� s�abym g�osem. - Mia�e� zabi� mnie, a nie jego - splun�� w stron� cia�a czarow-
nika-kap�ana goblin�w. Zabarwiona krwi� �lina wyl�dowa�a na pokrytej rytualnymi szramami zielonej twarzy.
Wilk wyda� ten rozkaz, gdy Konrad wszed� do ukrytej jaskini, i gdy zobaczyli si� z oddali w �wietle p�on�cej pochodni. Konrad wyko-
rzysta� jedyn� pozosta�a mu strza��, aby zastrzeli� szamana goblin�w, torturuj�cego bezbronn� ludzk� ofiar�.
- Nie mo�na mie� zaufania do �uku, to ch�opska bro� - odpowiedzia� Konrad, powtarzaj�c opini� wyra�on� przez Wilka w dniu ich 
pierwszego spotkania.
Opar� pokryty krwi� m�ot o �cian� i si�gn�� po n�. A potem zatrzyma� si�, patrz�c na bro�, kt�r� gromi� wrog�w. Przecie� u�ywa� to-
pora, a nie m�ota. Dlaczego wi�c pomy�la�, �e odstawia m�ot?
W g�owie wci�� dudni�y mu odg�osy walki i koszmarne wrzaski nieprzyjaci�. S�ysza� te� �oskot eksplozji i dudnienie spadaj�cych 
ska�. Przesun�� d�oni� po twarzy, �cieraj�c zalewaj�cy oczy strumyk krwi. To by�a jego w�asna krew. Raniono go kilkakrotnie i krwawi� 
obficie z ran, ale w�a�ciwie tego nie zauwa�a�. Takie obra�enia zdawa�y mu si� niczym.
Za pomoc� krisa przeci�� liny, kt�rymi przywi�zano Wilka do �ciany �wi�tyni. Gdy p�k�o ostatnie w��kno sznura, ostrze no�a rozsy-
pa�o si� na kawa�ki. T� bro� o falistej klindze Konrad posiada� przez po�ow� �ycia - wielokrotnie ocali�a go od �mierci. Spojrza� na ko-
�cian� r�koje��, a potem upu�ci� j� na ziemi�.
- S�dzi�em, �e masz zamiar poder�n�� sobie gard�o, zanim ci� wezm� do niewoli - powiedzia�. Wilk kiedy� przysi�g�, �e nie da si� 
wzi�� �ywcem.
Gdy �ci�ga� przyjaciela na ziemi�, Wilk skrzywi� si�, ods�aniaj�c szpiczaste z�by.
- Postanowi�em raczej poder�n�� par� ich garde� - wychrypia�.
Chwil� p�niej us�yszeli zbli�aj�cy si� odg�os ci�kich krok�w. Spojrzeli na drugi koniec jaskini - w stron� ciemnych tuneli, do kt�-
rych umkn�y ocala�e stwory.
Konrad jedn� r�k� podtrzymywa� Wilka, a drug� si�gn�� po zakrwawiony top�r. Stali z Anvil� rami� przy ramieniu, czekaj�c a� wro-
gowie wy�oni� si� z czarnych korytarzy.
St�panie zbli�a�o si�, stawa�o coraz gro�niejsze, dudni�c echem w z�owieszczej ciszy. Musia�a si� tam znajdowa� ca�a armia goblin�w 
- tym razem w�drowcy nie mieli �adnych szans.
- Gdzie s� te wszystkie skarby? - spyta�a Anvila.
Kobieta-krasnolud sta�a w wyj�ciu z jednego z tuneli i rozgl�da�a si� po nagich �cianach wysoko sklepionej �wi�tyni, nie zwracaj�c 
uwagi na martwe i umieraj�ce gobliny.
Wreszcie zapad�a cisza. Usta�y j�ki umieraj�cych. Wszystkie zielone bestie nie �y�y - albo by�y zbyt s�abe, by prosi� o pomoc. Zreszt� 
wkr�tce r�wnie� i te dogorywaj�ce stan� si� martwe.
Konrad spojrza� na le��cego, nieprzytomnego Wilka. Jego rany w ko�cu si� zagoj� i o tej przygodzie b�d� przypomina� jedynie nowe 
szramy.
Zmiany, kt�re Konrad zaobserwowa� w Wilku, musia�y wynika� z doznanych cierpie�. Albo te� zmys�y samego Konrada uleg�y zabu-
rzeniu pod wp�ywem bitewnego sza�u. Jak inaczej bowiem mo�na wyt�umaczy� z�udzenie, �e walczy� m�otem, a nie toporem?
Obserwowa� mroczne tunele, obawiaj�c si�, �e hordy obrzydliwych goblin�w lada chwila powr�c�. �wiat�o trzyma�o je na dystans, ale 
jak pr�dko przezwyci꿹 strach, jak pr�dko u�wiadomi� sobie ilu naprawd� jest wrog�w?
Gdy Konrad zag��bi� si� w podziemny labirynt, poszukuj�c Wilka i tych, kt�rzy go pojmali, Anvila pozosta�a na powierzchni. Przy 
pomocy swych technicznych umiej�tno�ci sprowadzi�a w mroki podziemi �wiat�o dnia. Jasno��.
- Krasnoludy o�wietla�y swoje �wi�tynie uk�adem soczewek, przenosz�cych z powierzchni ziemi �wiat�o s�oneczne - wyja�ni�a Anvila - 
Na g�rze znalaz�am soczewk�, ale by�a zasypana tonami ska�. Wysadzi�am je prochem.
- M�wi�em ci, �e ona jest sprytna - mrukn�� Wilk, kt�ry na chwil� odzyska� �wiadomo��, po czym straci� przytomno��.
Konrad zazdro�ci� mu stanu nie�wiadomo�ci - sam marzy� o �nie. Ale nie wolno mu odpoczywa�, p�ki nie wydostan� si� ze �wi�tyni. 
Obserwowa�, jak Anvila bada otoczenie. Nie mog�a przecie� poszukiwa� skarbu, na kt�ry liczy� Wilk. Je�eli w og�le kiedy� by�y tu ja-
kie� pozostawione przez krasnoludy kosztowno�ci...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin