Vademecum chętnych do małżeństwa.doc

(257 KB) Pobierz
BYĆ SZCZĘŚLIWYM W MAŁŻEŃSTWIE

15

 

BYĆ SZCZĘŚLIWYM W MAŁŻEŃSTWIE?

Duszpasterz akademicki z Gliwic zaprosił mnie do wzięcia udziału w spotkaniu na temat odkrywania Boga. Gdy w przeddzień wyjazdu zacząłem się zastanawiać, czym mógłbym się tam podzielić, akurat pokłóciłem się z żoną. W domu zapanowała wybuchowa atmosfera i na żadnym górnolotnym temacie nie potrafiłem się skupić.

Wieczorem z niewesołymi minami usiedliśmy do modlitwy. Był to czas tuż przed wyborami prezydenckimi. Zobowiązaliśmy się z żoną do codziennego odmawiania koronki do Miłosierdzia Bożego o wybór dobrego prezydenta (Boże, ulituj się nad polskim narodem i prezydentem!). Gdyby nie to zobowiązanie, byłoby nam trudno rozpocząć wspólną modlitwę. Zwłaszcza że Ewangelia wzywa nas, żebyśmy się wpierw pogodzili: "...najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!" (Mt 5, 24).

Prosząc o miłosierdzie dla Ojczyzny, prosiliśmy jednocześnie o miłosierdzie dla naszego małżeństwa. Pod koniec tej modlitwy pojednaliśmy się ze sobą (- dziś już nawet nie pamiętam, o co poszło). Elżbieta podpowiedziała mi wtedy, co mam powiedzieć o odkrywaniu Boga na zbliżającym się spotkaniu. Wyraźnie widzimy w prawie 14-letniej historii naszego małżeństwa, że Bóg jest! Gdyby Go nie było i Jego miłosierdzia względem nas, to nasz związek już dawno by się rozleciał. Bóg jest Miłością. On jest mocnym fundamentem naszego małżeństwa. On jest dla nas źródłem miłości i pojednania.

Gdy jeden z moich przyjaciół usłyszał, jaki będzie tytuł tego numeru - "Być szczęśliwym w małżeństwie", to uśmiechnął się mówiąc z przekąsem: przecież to jest niemożliwe. Masz rację - "U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe" (Mt 19, 26). Świadectwa małżeństw, które zamieszczamy w tym numerze, to potwierdzają.

SYLWESTER SZEFER

 

PRZECZYTAJ ZANIM POWIESZ TAK

rys: Ignacy Czwartos

DLACZEGO ON? DLACZEGO ONA?

Gdy widzimy dwoje ludzi, którzy - jak się wydaje - darzą siebie głęboką miłością, mówimy sobie, że nic w tym dziwnego, bo przecież są do siebie podobni, mają wspólne zainteresowania czy też wspólnie przebywali w tym samym środowisku... Innymi słowy można by przypuszczać, że miłość dwojga osób da się jakoś uzasadnić (np. "kocham ją, ponieważ jest taka ładna" albo "kocham w nim jego poczucie humoru", albo "bo jest odważny", "tak wspaniale się uzupełniamy" itp.).

Tymczasem jest to tylko pozorne wyjaśnienie. Przecież tyle jest innych osób - ciekawych, odważnych, z poczuciem humoru, którzy nie zapałali do siebie uczuciem.

W miłości jest jakaś tajemnica. Nie sposób jej racjonalnie wytłumaczyć, nie pojawia się na żądanie, nie da się jej przewidzieć. I to właśnie jest piękne. Miłość bowiem wyrasta z samej głębi człowieka.

Prawdziwa miłość łącząca dwoje ludzi opiera się na pewno na pozytywnych cechach, jednak zdolna jest również przyjmować wady i ograniczenia, które prędzej czy później zostaną ujawnione. Ta zdolność miłości do pójścia dalej niż samo tylko oczarowanie stanowi zresztą doskonały test na autentyczność związku.

A zatem dlaczego on? Dlaczego ona? Jedyne prawdziwe "wyjaśnienie" to stwierdzenie: "Ponieważ to właśnie jest on. Ponieważ to właśnie jest ona".

CZY ISTNIEJE KTOŚ STWORZONY TYLKO DLA MNIE?

Czy osoba, którą spotkałem, jest naprawdę stworzona dla mnie? Czy osoba, o której marzę, istnieje, a jeśli tak, to jak ją rozpoznać? Takie pytania pojawiają się nieuchronnie. Im bardziej znam tę drugą osobę, tym więcej odkrywam w niej zalet, ale także wad. Mam świadomość, że związanie się z nią ślubem ma charakter ostateczny, na zawsze. A jeśli się pomylę? A jeśli to nie jest on lub ona? A jeśli zaślepia nas uczucie i dopiero po ślubie zrozumiemy, że to był błąd?

Niekiedy nasza wyobraźnia stara się stworzyć idealny model tej drugiej osoby: on czy ona musi tak wyglądać, tak postępować, mieć taki charakter, a przede wszystkim nie może mieć takiej wady! Często zamiast przyjmować, zamiast nauczyć się poznawać drugą osobę taką, jaka jest, próbujemy odnaleźć w niej ten wymarzony przez siebie ideał. Tymczasem jeśli dwoje kochających się ludzi chce wiedzieć, czy są dla siebie stworzeni, muszą poświęcić wiele czasu, aby dobrze się poznać: rozmawiać ze sobą o tym, co najważniejsze, akceptować swoją odmienność itp. Warto również postawić sobie pewne pytania:

CZY UCZUCIE, KTÓRE WAS ŁĄCZY MOŻNA NAZWAĆ MIŁOŚCIĄ? CZY CHCECIE CAŁKOWICIE ZWIĄZAĆ SIĘ Z SOBĄ? PRZED PODJĘCIEM DECYZJI O MAŁŻEŃSTWIE WARTO SIĘ NAD TYM ZASTANOWIĆ

 

·         Czy będziemy umieli kochać się przez całe życie?

·         Czy będziemy zdolni wspólnie stawić czoła trudnościom?

·         Czy nasza miłość wystarczy, abyśmy potrafili znosić swoje wady?

rys: Ignacy Czwartos

Odpowiedź na te pytania pomoże nam w wolności podjąć decyzję: tak, to właśnie z nim, to właśnie z nią chcę przeżyć moje życie, mieć dzieci, tworzyć rodzinę.

Niekiedy trzeba się zdobyć się na odwagę i przerwać ten związek - jeśli stwierdzimy, że nie jesteśmy stworzeni dla siebie, że nie będziemy w stanie przezwyciężyć rozbieżności temperamentów, odmienności środowiskowych, kulturowych, różnicy wieku, że nie będziemy umieli zaakceptować ograniczeń tej drugiej osoby. Trzeba także uważać, aby swojego wyboru nie opierać na racjach typu: "chciałam za wszelką cenę wyjść za mąż i mieć dzieci", "wszystko się ułoży, jak tylko się pobierzemy", "podobał się moim rodzicom", itp. Ponadto trzeba być czujnym, by nie ulegać presji społecznej i rodzinnej, skłonnościom do idealizowania drugiej osoby czy też uzależnieniu fizycznemu i uczuciowemu, w które możemy wpaść, nie zdając sobie nawet z tego sprawy.

CZY NAPRAWDĘ KOCHAM?

Nie zawsze jesteśmy pewni swojej miłości. Miłość nie jest ideą, którą można zdefiniować ani zjawiskiem, które można zmierzyć. Istnieje jednak kilka "praktycznych" (ale nie wyczerpujących) punktów odniesienia, które pomogą nam rozpoznać miłość. Spróbujmy odpowiedzieć na kilka pytań.

·         Czy ważniejsza jest dla mnie osoba, z którą jestem czy też moje uczucie? Czasami skupiamy się bardziej na swoich niezwykłych przeżyciach, niż na osobie, z którą się spotykamy.

·         Czy pragnę kochać? Miłość bowiem jest nie tyle uczuciem, ile decyzją, wyborem, "gotowością" kochania.

·         Czy druga osoba odwzajemnia moją miłość? Miłość, żeby mogła istnieć, potrzebuje wzajemności, odpowiedzi drugiej osoby.

Jeśli mamy wątpliwości, co do swojej miłości, to najlepiej o tym wspólnie porozmawiać!

rys: Ignacy Czwartos

CZY POTRAFIĘ KOCHAĆ GO (JĄ) PRZEZ CAŁE ŻYCIE?

Czy osoba, którą wybrałem (wybrałam), jest mężczyzną (kobietą) mojego życia? Każdego dnia jesteśmy wezwani, aby odnawiać przyrzeczenie złożone w dniu ślubu poprzez dobrowolne "tak" wyrażające się we wszystkich momentach dnia codziennego: "Daję ci siebie i przyjmuję ciebie...". Być wiernym to razem wzrastać w tym wzajemnym obdarowywaniu siebie, które rozpoczęło się w dniu ślubu i które rozwijać się będzie nieustannie z biegiem lat. Być wiernym to móc powiedzieć tej drugiej osobie: "Cokolwiek się stanie, będę z tobą w chwilach twojego szczęścia i nieszczęścia."

Świadectwem wierności jest na przykład ta kobieta, która straciwszy męża po pięćdziesięciu latach wspólnego życia powiedziała nam: "Mieliśmy sobie jeszcze tyle do powiedzenia!". Być wiernym to wierzyć w tę drugą osobę, pokładać w niej nadzieję, troszczyć się o nią, przyjmować ją każdego dnia. Jest to niekiedy droga trudna, wymagająca, ale będąca źródłem szczęścia.

Trwanie w wierności nie jest wolne od pokus. Tym, co na przykład może zabić wierność, jest obojętność dla drugiej osoby: "Najważniejsza jest moja kariera, mój rozwój, osiągnięcia sportowe, artystyczne... Przede wszystkim liczą się moi przyjaciele, różne znajomości... jestem wolny (wolna) i chcę swoją wolność zachować dla siebie". Stopniowo zanikają wzajemne więzi, każdy żyje dla siebie zamiast dla tej drugiej osoby, a wówczas w poczuciu niespełnienia pojawia się myśl, by złamać obietnicę wierności. Pokusy świata są silne: wszechobecna pornografia, banalizowanie współżycia płciowego, szukanie własnej przyjemności, prowokacje mody, filmy zachęcające do niewierności itp. Niepopularna w dzisiejszym świecie wierność wydaje się zuchwalstwem, ryzykiem na które "ubezpieczyć" może nas jedynie Bóg wiecznie wierny. Im bardziej nasza miłość czerpać będzie z miłości Boga, tym mocniejsza będzie również nasza wierność.

Sakrament małżeństwa jest niewyczerpanym źródłem, do którego możemy każdego dnia przychodzić, aby umacniać się w wierności. Wygramy ten zakład wierności, jeśli nie zapomnimy o słowach, które Jezus skierował do każdego z nas: "A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata" (Mt 28,20).

rys: Ignacy Czwartos

ŚWIADECTWA
CHCIAŁAM GO ZMIENIĆ, ALE NA SZCZĘŚCIE TO MI SIĘ NIE UDAŁO

Pewnego dnia poznałam wolnego człowieka. Człowieka, który mnie zachwycił i był najwspanialszy na świecie. Całe życie chciałam z nim spędzić. Marzenie zmaterializowało się i od czego zaczęłam? Od zmieniania go. Musiał przystosować się. Nabrać ogłady, odpowiednich nawyków. Ubierać się inaczej, wysławiać inaczej itd. I raptem wpadłam we własne sidła, bo on coraz mniej przypominał tego wspaniałego chłopaka, którego pokochałam. Nie było to tylko wynikiem moich udoskonaleń, ale przede wszystkim jego złego samopoczucia w nowej życiowej sytuacji. W jego codzienność wkroczyła osoba, która ciągle czegoś wymagała, nie akceptowała go. Jak tu rozwijać skrzydła? Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, ale w porę, myślę że dzięki modlitwie i uzdrowieniu, jakie ona niesie, poczułam, że największą wartością, jaką mogę wnieść w jego życie, jest wolność. Obdarowanie go wolnością i akceptowanie go w całej jego inności ode mnie. W końcu nie bez powodu Bóg stworzył nas ludźmi wolnymi i dał nam dar wolnej woli.

ELA

SĄ ZMIANY!

NASZE MAŁŻEŃSTWO JEST WIELKIM DAREM, KTÓRY OTRZYMALIŚMY OD PANA BOGA.

Nie zawsze jasno zdawałam sobie z tego sprawę. To głębokie przekonanie zaczęło się we mnie rozwijać stopniowo, po cyklu weekendów małżeńskich "Miłość i Prawda", który przeżyliśmy siedem lat temu. Dlaczego nie było ono tak oczywiste przez pierwsze piętnaście lat małżeństwa? Może dlatego, że nie żyliśmy świadomie łaską sakramentu małżeństwa i szliśmy do Boga obok siebie, a nie razem... Nie modliliśmy się wspólnie w domu, nie rozmawialiśmy o sprawach duchowych, nie przeżywaliśmy razem spotkania z Bogiem w naszych dzieciach czy w innych ludziach. Byliśmy przekonani, że nasze małżeństwo jest całkiem udane, choć porozumienie między nami poddawane bywało próbom gwałtownej wymiany zdań i tzw. cichych dni. Nie staraliśmy się nic zmieniać, nie zdawaliśmy sobie sprawy, że możemy żyć szczęśliwiej.

Weekendy były prezentem od Pana Boga, któremu powierzaliśmy różne nasze życiowe sprawy, czasem razem, częściej osobno. On potrzebował tylko naszej zgody na to, aby nas poprowadzić i obdarowywać wciąż na nowo.

Co konkretnie zmieniło się w moim przeżywaniu małżeństwa?

·         zwiększyła się perspektywa - z wspólnej teraźniejszości na wspólną wieczność;

·         zmieniał się stosunek do tego, co warto poprawiać - z oczekiwania zmian w małżonku na małe decyzje o zmianach w sobie;

·         zmieniało się patrzenie na współmałżonka - aby nie zatrzymywać się na tym, co drażni i przeszkadza, ale dostrzegać to, co piękne i dobre;

·         zmieniał się sposób rozmowy - z determinacji przekonywania o swojej racji na wysiłek wysłuchania racji męża;

·         zmieniał się sposób wychodzenia z konfliktów - z zamykania się w urazie na szukanie pojednania i wybaczenia;

·         zmieniał się stosunek do Boga - z modlitwy prośby w modlitwę uwielbienia i dziękczynienia, z lęku o przyszłość rodziny we wzbudzanie ufności w Bożą Opatrzność;

·         zmieniał się stosunek do dzieci - z poczucia ograniczania przez nie czasu dla siebie i dla swojego rozwoju w pragnienie towarzyszenia im we wszystkim, co dla nich ważne i cieszenia się ich życiem;

·         zmieniał się stosunek do innych ludzi, do samej siebie....

To już nie drobne zmiany, to cała rewolucja. Aż się zdziwiłam, że ta lista już tak długa, choć jeszcze niekompletna. Jak litania, po każdym wezwaniu której pragnę powtarzać "DZIĘKUJĘ CI PANIE"!

ANIA, 22 LATA W MAŁŻEŃSTWIE Z JURKIEM

REDAKCJA NASZEGO MAGAZYNU PRZEPROWADZIŁA JESIENIĄ 2000 R. ANKIETĘ WŚRÓD MŁODZIEŻY Z OSTATNICH KLAS KRAKOWSKICH SZKÓŁ ZAWODOWYCH, LICEÓW I TECHNIKÓW, ZWRACAJĄC SIĘ DO NICH Z KRÓTKIM PYTANIEM: "JAKI JEST TWÓJ IDEAŁ MĘŻA - ŻONY". O KOMENTARZ DO TYCH WYPOWIEDZI POPROSILIŚMY AGNIESZKĘ CARRASCO-ŻYLICZ - PSYCHOLOGA ZE STOWARZYSZENIA PSYCHOLOGÓW CHRZEŚCIJAŃSKICH W WARSZAWIE, ŻONY I MATKI CZWÓRKI DZIECI.

Panowie nie zapominają jednak o głębszych walorach. Równie ważne są dla nich cechy psychiczne kandydatek. Przyszła żona powinna być "ciepła, troskliwa, czuła, a nade wszystko kochająca". Oczekują, że będzie lubiła dzieci.

Powinna też niekiedy przypominać mamę "musi mnie pilnować, bym nie wpadł w nałogi". Chłopcom podoba się to, że żona jest zaradna, wykształcona i ma dobry zawód. Jednocześnie budzi obawę wizja businesswoman. Oczekują: "by potrafiła na pierwszym miejscu stawiać dobro rodziny, później własne ambicje", "żeby nie była ważna dla niej tylko kariera".

Panowie apelują do kandydatek o wyrozumiałość: "musi zrozumieć, że nie zawsze mam i będę miał pieniądze". Dla wielu bardzo ważna jest możliwość dzielenia wspólnych zainteresowań: "powinna kibicować Cracovii", "powinna interesować się fizyką kwantową oraz chemią, aczkolwiek jeśli będzie interesować astronomia to nie będzie mi to przeszkadzało", "koniecznie musi lubić wyprawy w góry".

Z nielicznych, ale obecnych wypowiedzi wynika, że jednej i drugiej stronie zależy, by przyszły mąż czy żona byli osobami wierzącymi: "By Bóg był ważny". Dla niektórych małżeństwo to niebezpieczna pułapka (wolą żyć bez zobowiązań, na kocią łapę), dla większości jednak - i to jest pocieszające - wydaje się być źródłem sensu życia.
Psychologowie zwracają uwagę na liczne korzyści płynące z małżeństwa. Osoby zamężne czy żonate są przeciętnie bardziej zadowolone z życia, mniej skłonne do depresji, a także bardziej zdrowe od osób samotnych. Jednocześnie specjaliści przestrzegają, że osoby z zaburzeniami emocjonalnymi, nie do końca sprecyzowanymi oczekiwaniami i wizją życia, nie powinny zawierać związków małżeńskich. Warto zatem poprzyglądać się sobie nawzajem zdejmując na chwilę "różowe okulary".

AGNIESZKA CARRASCO-ŻYLICZ

IDEALNI KANDYDACI

Wybór kandydata na męża czy żonę nie przypomina na szczęście kampanii wyborczej. W jednym i drugim przypadku potrzeba dostępu i jawności informacji o kandydatach. Ale tutaj stawką jest całe przyszłe życie.
Warto poznać oczekiwania elektoratu i wizje kandydatów.

DZIEWCZYNY O SWOICH KANDYDATACH

Dla pań małżeństwo ma być źródłem zaspokajania potrzeb psychicznych.

Od przyszłego męża oczekują, by "potrafił dawać im poczucie bezpieczeństwa", "wsparcie w trudnościach". Oczekują od mężczyzny, by był "czuły, troskliwy, opiekuńczy", by po prostu "kochał" i był "wierny".

Mąż jawi się tu trochę jako ojciec i życiowy partner w jednym. W większości wypowiedzi występuje w roli silnego podmiotu i obiektu miłości.

Wyobrażając sobie swoją małżeńską przyszłość dziewczyny pragną spokojnego, stabilnego życia bez silnych wstrząsów i emocji. W związku z tym od mężczyzny oczekują, że "powinien być bez nałogów", "przedkładać dom nad kolegów".

 

Sprawy domowe nie mogą mu być obce. Powinien dzielić z żoną codzienne obowiązki, aktywnie wspierać ją w życiu domowym. Trudy życia nie powinny jednak ugasić w nim pragnienia podsycania małżeńskiej więzi.

CHŁOPCY O SWOICH KANDYDATKACH

Chłopcom nie jest obojętny wygląd przyszłej żony. Najbardziej podobają się im "blondynki z dużym biustem". Niektórzy do urody podchodzą bardzo pragmatycznie. Powinna być: "niezbyt niska, bym nie pokrzywił sobie kręgosłupa i niezbyt wysoka, żebym nie potrzebował taboretu".

"Nie może zapominać o kwiatach, kolacji przy świecach". W ten sposób powinien zapewniać żonę nieustannie o świeżości i stałości swoich uczuć.

Choć nie znalazłam tego w tych ankietach, z podobnych badań wynika, że dla pokolenia młodych kobiet w Polsce coraz staje się ważniejsze to, czy przyszli mężowie będą w stanie zrozumieć ich potrzeby samorozwoju. Czy mąż będzie gotowy wspierać żonę i pomagać, by mogła rozwijać się zawodowo, realizować swoje zainteresowania i godzić je z życiem domowym i wychowywaniem dzieci.

 

MAREK I IZA POBRALI SIĘ ZALEDWIE PRZED ROKIEM. SPOTKALI SIĘ I WYZNALI SOBIE MIŁOŚĆ KILKA LAT TEMU, KIEDY MIELI PO 18 LAT. PRZED PODJĘCIEM DECYZJI O MAŁŻEŃSTWIE MAREK MUSIAŁ NAUCZYĆ SIĘ PRAWDZIWEGO ZNACZENIA SŁOWA WOLNOŚĆ...

MAREK:

Podczas naszego długiego narzeczeństwa stawiałem sobie wiele pytań; było mi szalenie trudno przyjąć odpowiedzialność i powiedzieć sobie: "Kochasz Izę, zaręczyłeś się z nią, teraz należałoby rozpocząć kolejny etap". Nie potrafiłem zdecydować się na uczynienie tego kroku.

Dla mnie być wolnym znaczyło móc w każdej chwili i w każdej sprawie powiedzieć tak lub nie, zostawiać sobie zawsze furtkę bezpieczeństwa, mieć zapewnioną wolność wyboru.

Kręciłem się więc w kółko. Przez pewien czas nasze stosunki naprawdę się popsuły. Zaistniał między nami rozdźwięk: Iza przekroczyła już próg decyzji, ja jeszcze nie.

Byłem w takiej samej sytuacji, w jakiej znajdował się pewien osioł. A było to tak: "Po długiej podróży, pan dał swojemu osiołkowi wiadro owsa i wiadro wody. Ten, będąc w takim samym stopniu spragniony i głodny, nie wiedział, co wybrać: wodę czy owies? Tak długo się wahał, aż w końcu zdechł..." Ja także byłem w sytuacji niemożności podjęcia decyzji i zaczynałem już przez to wewnętrznie umierać...

MAREK:

Być wolnym to wybrać drogę, wejść na nią i być jej wiernym. W ten sposób dochodzi się do szczęścia. Podjąłem w końcu decyzję o małżeństwie i wybór ten wyzwolił mnie całkowicie z moich lęków. Rozsypały się wszystkie wątpliwości. Mogłem powiedzieć do Izy: "Jeśli się zgodzisz, pobierzemy się tego lata".

MAŁŻEŃSTWO NAUCZYŁO MNIE WOLNOŚCI

IZA:

Dla mnie wszystko było o wiele prostsze. Wiedziałam, że właśnie w małżeństwie będę szczęśliwa, a przy tym kochałam Marka. Nie musiałam sobie zatem zadawać filozoficznych pytań!

Rok, który upłynął od dnia naszego ślubu nie ujawnił jakiegoś istotnego rozdźwięku między naszymi planami a tym, czym żyjemy na co dzień. Długi okres narzeczeństwa i trudności, przez które wspólnie przebrnęliśmy, pozwoliły nam się dobrze poznać.

MAREK:

Pobierając się wiedzieliśmy obydwoje, że nie jesteśmy doskonali! Ale dzisiaj jesteśmy bardzo szczęśliwi, że dokonaliśmy tego wyboru.

Moje szczęście w codziennym życiu to móc wieczorem wrócić do domu wiedząc, że znów będę z Izą i naszym maleńkim synkiem.

IZA:

To codzienne rodzinne szczęście jest najważniejsze. Dzięki niemu potrafimy później wspólnie dawać siebie innym w podejmowaniu różnych obowiązków poza domem.

MAREK:

Nasze codzienne małżeńskie szczęście to także przebaczanie. Przebaczamy sobie, ilekroć zranimy siebie nawzajem. Kiedy jest przebaczenie, następuje pojednanie i jest to radość, że znowu jesteśmy razem - tacy, jacy jesteśmy, z całą naszą nędzą. To jest prawdziwa radość!

Kiedy poznaliśmy się, przyrzekliśmy sobie trzy rzeczy: rozmawiać ze sobą, zachować czystość przedmałżeńską, zawsze sobie przebaczać. Jeśli chodzi o to ostatnie przyrzeczenie, ustaliliśmy precyzyjnie: "Kiedy sobie przebaczamy mówimy zwyczajnie: Wybacz mi, proszę, to i to, drugie zaś odpowiada: Wybaczam ci, bez zbędnych słów typu: O, to nic takiego, już dawno ci przebaczyłem itp.". W przebaczeniu liczy się to, żeby przyjąć tę drugą osobę, jej wyciągnięcie ręki. Dzięki temu można razem cieszyć się z pojednania.

IZA:

Kolejną codzienną radością w naszym małżeństwie jest mówienie sobie każdego ranka: "Dzień dobry, Kochanie". Te słowa pozwalają zwrócić się ku drugiej osobie, postawić ją w centrum swojego dnia.

MAREK:

Czasem jedno z nas budzi drugie i mówi mu: "Dzień dobry, Kochanie"! I jeśli w odpowiedzi również usłyszy to samo, to niemożliwością jest wstać w złym humorze.

Stopniowo odkrywam, do jakiej niezwykłej radości prowadzi fakt podjęcia zobowiązania wobec kogoś na całe życie i to, że nie muszę co rano zadawać sobie pytania: mam czy nie mam zostać z Izą?

IZA:

Trzeba być niesamowicie wolnym, żeby powiedzieć komuś: daję ci moje życie na zawsze!

MAREK:

Ofiarować swoje życie drugiej osobie, to najwyższy akt wolności!

 

ANTYKONCEPCJA? NIE, DZIĘKUJĘ!

ROZMOWA Z JANEM ŁAŻEWSKIM

CZY ANTYKONCEPCJA JEST GRZECHEM?

Grzech pojawia się w momencie, gdy stawiamy siebie na pierwszym miejscu, ponad Boga. To właśnie się dzieje, gdy człowiek stosuje antykoncepcję. Wtedy, wbrew naturze, chce on decydować, kiedy będzie płodny, a kiedy nie. Stosuje sztuczne środki, aby zniszczyć płodność i za wszelką cenę przeszkodzić poczęciu nowego życia. W rzeczywistości płodność wpisana w naturę nie podlega naszej woli. Możemy jedynie poznać jej reguły i według nich postępować. W żaden sposób nie powinniśmy niszczyć płodności.

Co charakteryzuje myślenie antykoncepcyjne?

Jest to myślenie negatywne i wyraża postawę: boję się dziecka. Używa sformułowań: ryzyko, zagrożenie, czy niebezpieczeństwo ciąży. Ten sposób myślenia trafia niestety do wielu młodych ludzi, którzy jeszcze nie wiedzą, co to znaczy cieszyć się dzieckiem, a już mają do niego negatywne podejście. W efekcie próbują oni oddzielić współżycie od przekazywania życia, nazywając miłością zabawę ciałem, zaś dziecko postrzegając jako zagrożenie i niebezpieczeństwo.

A CZY NATURALNE METODY PLANOWANIA RODZINY, KTÓRE PRZECIEŻ TAKŻE ZAPOBIEGAJĄ ZAPŁODNIENIU, NIE SĄ ANTYKONCEPCJĄ?

Naturalne planowanie rodziny wyraża zupełnie inne podejście do płodności i przekazywania życia. Stosując metody naturalne wyznaczamy okresy płodne i niepłodne. Poznajemy reguły rządzące cyklem kobiety i stosujemy logiczne myślenie: jeśli chcemy począć dziecko, współżyjemy w rozpoznanym czasie płodnym, jeśli nie planujemy dziecka, współżyjemy w okresach niepłodnych. Tak więc metody naturalne proponują coś wręcz odwrotnego niż antykoncepcja. Przez poznanie i zaakceptowanie ludzkiej płodności prowadzą do zachwycenia się nią. Bo to jest wielka radość, że para ludzi jest płodna. Małżonkowie nastawiają się na przyjęcie dzieci, aczkolwiek w sposób odpowiedzialny planują ich liczbę, bądź przesuwają termin ich poczęcia.

ALE SAM LĘK ZWIĄZANY Z PRZYJĘCIEM DZIECKA JEST CHYBA CZYMŚ NORMALNYM?

W życiu boimy się wielu rzeczy: biedy, cierpienia, choroby, śmierci czy samotności. Pomimo to wierzymy, iż Bóg się nami opiekuje i wszystko, co nas spotyka, jest zsyłane przez Niego, czyli jest nam dane z miłością. Wierzymy w to, że Bóg powołując nowego człowieka nie pozostawia nas samymi i daje nam szansę utrzymania i wychowania go.

DLACZEGO ZAAKCEPTOWANIE PŁODNOŚCI JEST TAKIE WAŻNE?

Ponieważ prawdziwa miłość domaga się pełni - tzn. daję w całości i przyjmuję w całości. Strach przed płodnością, nienawiść do płodności, chęć jej zniszczenia - co wyraża się poprzez stosowanie antykoncepcji - jest objawem niedorozwoju miłości i jedną z głównych przyczyn wygaśnięcia miłości. Bóg, który jest Miłością, dał człowiekowi wszystko właśnie z miłości.

CZY DOBRYM ARGUMENTEM ZA STOSOWANIEM METOD NATURALNYCH JEST PRZECIWSTAWIANIE ICH UJEMNYM SKUTKOM ANTYKONCEPCJI?

Mówienie o skuteczności, bezpieczeństwie, ekologiczności czy niskich kosztach stosowania metod naturalnych w porównaniu z antykoncepcją niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwo. Mówimy wtedy o plusach i minusach jakby dwóch równorzędnych metod. Myślę, że trzeba podkreślać, iż są to dwa zupełnie różne sposoby myślenia. W metodach naturalnych przez szacunek do płodności akceptujemy samych siebie, bo my wzięliśmy się z płodności naszych rodziców. Natomiast niszcząc płodność przeciwstawiamy się sile, dzięki której pojawiliśmy się na świecie, czyli niszczymy samych siebie.

LUDZIE SIĘGAJĄ PO ŚRODKI ANTYKONCEPCYJNE, BO WYDAJE SIĘ, ŻE SĄ ŁATWIEJSZE W UŻYCIU NIŻ BADANIE SWOJEJ PŁODNOŚCI.

Najprostsze czy najłatwiejsze rozwiązanie nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Metody naturalne wymagają od użytkowników systematyczności i pewnej wiedzy, w zamian umożliwiając poznanie własnej płodności i nieustanne monitorowanie zdrowia kobiety. Do prowadzenia systematycznych notatek można się bardzo szybko przyzwyczaić jak do porannego mycia zębów, zaś konieczną wiedzę można zdobyć w przeciągu kilku godzin. Nic, co sprawia radość i przynosi szczęście, nie spada samo z nieba.

CZĘSTO LUDZIE UWAŻAJĄ, ŻE NATURALNE METODY SĄ NIESKUTECZNE, BO MAŁŻEŃSTWA, KTÓRE JE STOSUJĄ MAJĄ DUŻO DZIECI ...

Osoby stosujące metody naturalne zwykle po prostu chcą mieć więcej dzieci. Natomiast strach przed dzieckiem często powoduje, że ludzie nie są w stanie podjąć tego wysiłku, jakim jest urodzenie i wychowanie potomstwa, a dzieci w jego życiu zastępują drogie auta, kotki, czy pieski.

TRUDNE NA PEWNO JEST ZACHOWANIE WSTRZEMIĘŹLIWOŚCI?

Jeśli zapytasz o to osoby, które stosują naturalne metody, to odpowiedzą, że dla ich małżeństwa okres wstrzemięźliwości jest czasem szczególnym i stwarza okazję do wyrażania miłości w innych formach, takich jak czułość, rozmowy, rozwijanie wspólnych zainteresowań. Ten czas potrzebny jest także dla zachowania pewnej higieny życia. Współżycie jest wyrazem szczególnym i nie powinno stać się rutynowym działaniem. Dla prawidłowego rozwoju więzi małżeńskiej potrzebne są chwile tęsknoty za współmałżonkiem. W okresie wstrzemięźliwym czekają oni na siebie jak podczas narzeczeństwa. Teraz już ludzie często tego nie znają, bo mało par zachowuje czystość przed dniem ślubu. Spotkanie po przerwie jest jak noc poślubna i powoduje, że małżonkom towarzyszą znacznie silniejsze przeżycia. Ponadto podjęcie wstrzemięźliwości uczy małżonków opanowania własnych popędów i namiętności.

Osoby stosujące antykoncepcję, współżyjąc na żądanie, wstrzemięźliwość odbierają jako ograniczenie, bo wydaje im się, że miłość wyraża się we wzajemnym zaspokajaniu własnych popędów i to bez żadnych ograniczeń. Problemy pojawiają się, gdy jedna z osób jest chora, musi na dłużej wyjechać, czy po prostu w danej chwili nie ma ochoty na współżycie. Poza tym postawa niczym nie ograniczonego brania nieuchronnie prowadzi do przesytu.

JAKIE SĄ OBJAWY I KONSEKWENCJE TAKIEGO PRZESYTU?

Zasadniczo obserwuje się różne reakcje u kobiet i u mężczyzn. Kobiety, oczekujące bardziej czułości, akceptacji czy wręcz adoracji ze strony swoich mężów niż współżycia, zachęcane do częstych zbliżeń często reagują oziębłością seksualną, czują się wykorzystywane i popadają w depresję. Współżycie przestaje przynosić im radość i staje się źródłem cierpienia.

Mężczyzna, będący ze swej natury zdobywcą szukającym wciąż nowych rozwiązań i przeżyć, ,,znudzony" swoją żoną próbuje zaspokoić swój popęd z inną kobietą, bądź rozładować go przez ucieczkę w pornografię, czyli w świat ułudy. Obrazy pornograficzne pozostające bardzo długo w umyśle sprawiają, że współżyjąc ze swoją żoną jest przy niej tylko fizycznie, wykorzystuje jej ciało, aby rozładować swoje napięcie seksualne płynące z zapamiętanych obrazów. Często zdarza się, że mąż zmusza żonę do naśladowania zachowań i postaw ze zdjęć czy z filmów pornograficznych, a równocześnie czuje się niekochany i nie rozumie, dlaczego żona nie chce wyjść naprzeciwko jego pragnieniom. Wstrzemięźliwość, będąca szkołą opanowania, jest więc czymś bardzo ważnym i stanowi gwarancję szczęśliwego pożycia małżeńskiego na długie lata.

ROZMAWIAŁA PAULINA GWÓŹDŹ

JAN ŁAŻEWSKI - LAT 30, żonaty, dwóch synów, instruktor Instytutu Naturalnego Planowania Rodziny wg met. prof. J.Rötzera, wykładowca Papieskiej Akademii Teologicznej, doradca poradni metod naturalnych Przychodni Zdrowia Rodziny "Pro Humana Vita" w Krakowie, wraz z żoną prowadzi szkołę NPR przy parafii pw. św. Jana Kantego w Krakowie-Bronowicach, z wykształcenia fizyk, pracuje naukowo.

 

JESTEŚMY BARDZO SZCZĘŚLIWI!

Nasze małżeństwo chcieliśmy od początku budować na Bogu. Mimo tego, kiedy zamieszkaliśmy pod jednym dachem, już pierwsze miesiące okazały się bardzo trudne i momentami nie do zniesienia. Dwa światy różnych poglądów, przyzwyczajeń, mnóstwo nieporozumień, rozczarowań. Padało coraz więcej przykrych słów, wspólna modlitwa była coraz trudniejsza, pozostanie ze sobą wydawało się niemożliwe i nie mające sensu.

Poszliśmy razem do spowiedzi. W sakramencie pokuty kapłan kazał nam uklęknąć razem na modlitwie i wyrzec się na całe życie słowa "rozwód", wyrzucić go z naszych myśli. Przyjęliśmy na nowo łaskę sakramentu małżeństwa i stało się dla nas oczywiste, że takie rozwiązanie naszych problemów już nie istnieje. Zaczęliśmy szukać kompromisów, modlitwa małżeńska stała się naszym fundamentem, chcieliśmy zawsze być jej wierni. Kiedy przestawaliśmy się modlić, to zaczynały przytłaczać nas problemy - tak uczyliśmy się sięgać do źródeł. Dziękowaliśmy Bogu za siebie wzajemnie, za nasze dzieci, oddawaliśmy nasze kłopoty. Nasze wspólne życie nabierało harmonii, miłość jakby dojrzewała. Z miesiąca na miesiąc było nam ze sobą coraz lepiej.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin