NR ID : b00222 Tytu� : Ka�ka Kariatyda Autor : Gabriela Zapolska Przedmowa Przedmowa "Pisz, co� widzia� Poczciwo�� prawdy si� nie l�ka". Ignacy Krasicki W tych kilku s�owach ca�a moja obrona. "Poczciwo�� prawdy si� nie l�ka!" Jak wielka to my�l, jaka niezwalczona! Dlatego stawi� j� jako stra� przedni�, niech ona wita ka�dego, kto roztworzy t� ksi��k�. Poczciwo�� prawdy si� nie l�ka, wi�c �mia�o, Czytelniku lub Czytelniczko, podajcie mi r�k� i zajrzyjmy wsp�lnie do tych n�dz wielkich, do tych nieszcz��, ko�cz�cych si� zbrodni�, do tego ka�u - wed�ug wyra�e� naszych dobrych znajomych... Nie b�j si�, kobieto, czytaj �mia�o te karty, ka� nie dotknie twej bia�ej szaty, bo tylko brud lgnie do brudu, a chorzy boj� si� ran swoich. Niedola takich, jak Ka�ka, istot, ich stopniowy upadek, na koniec �mier� - to� nie ka�, nie brud, lecz prawda tak wielka, �e jak promie� s�o�ca przedziera si� przez tajemnicz� zas�on�, jak� by fa�szywi poczciwcy os�oni� j� chcieli. Tu� obok Ciebie mo�e jest taka Ka�ka, walcz�ca z pokusami �wiata, ciemna, nie�wiadoma, pe�na najlepszych ch�ci, ale i najgorszych, wrodzonych ju� instynkt�w. Ta istota cierpi, walczy, wyci�ga nieraz ramiona, szukaj�c bezwiednie punktu moralnego oparcia, i nigdzie nie znajduje podpory i rady, �aden g�os j� nie pokieruje, nikt nie zapyta, co jej dolega. Czy� od chlebodawczyni swej ma prawo ��da� tylko �y�ki strawy i regularnej zap�aty? Czy� po zgotowaniu roso�u i uprasowaniu bielizny taka Ka�ka przestaje istnie� dla swej pani? Wszak to kobieta, kobieta taka sama jak i Ty, pi�kna Czytelniczko; ale ile� od Ciebie nieszcz�liwsza! Sponiewierana, rzucona na bezdro�e, bezustannie pracuj�ca jak w� w jarzmie, upada wreszcie, nie umiej�c zaczerpn�� w sobie samej si�y do odparcia pokusy. I gdyby na tym by� koniec! Ale� nie - upadek takiej kobiety ci�gnie za sob� ca�y szereg n�dz, a cz�sto i zbrodni. Wszak najwi�kszy procent dzieciob�jczy� daj� s�u��ce. Jest to fakt stwierdzony. Dlatego to podj�am t� niewdzi�czn� prac�. Wiele ju� musia�am przecierpie� od ludzi ma�ej inteligencji i jeszcze mniejszego serca. Wed�ug nich, jedynie ch�� rozg�osu sk�ania mnie do pisania "Kasiek" i "Ma�aszek". Dziwi� si�, �e kobiety nie wahaj� si� ods�oni� najstraszniejszej n�dzy innych kobiet i zawo�a� wielkim g�osem: "Patrzcie! w ten spos�b konaj� istoty, za kt�rymi gonicie, odbieraj�c im kras�, m�odo��, a daj�c im w zamian n�dz� i cierpienie!" O, zaprawd�! poczciwy prawdy si� nie l�ka. Ten, kto nie ma na sumieniu zgonu takiej "Ka�ki", �mia�o przeczyta j� do ko�ca. I te "studia po�o�nicze", jak nazwa� moj� powie�� pewien brukowy �wistek, mo�e pozostawi� w jego umy�le trwalsze wspomnienie ni� stosy romans�w bezcelowych, tworzonych w niezdrowej woni �le umeblowanych buduar�w, kt�re jako g��wny cel maj� do wykazania, �e kobiety owijaj� si� w jedwabie i maj� niezmiernie d�ugie rz�sy, a m�czy�ni - wynios�e czo�a i masy pustych frazes�w w ustach. Dlatego to ludziom "poczciwym" polecam �mia�o moj� biedn� Ka�k�. Czytajcie j� sercem, tak jak ja j� sercem pisa�am. Niech Was forma zbyt szczera nie trwo�y. Wszak�e to nasz Skarga powiedzia�: "Prawda, jak uczciwa niewiasta, w lada sukni pi�kna jest i przyjemna; nieprawda, jako nierz�dnica, s�owy si� przybiera i muszcze". Niech Was tak�e nie dziwi rodzaj sentymentalizmu, wiej�cy chwilami z tych kartek. To "prawda" tak�e, to �ycie, tak jak ono jest, z tym, co nam daje pi�knego i n�dznego, z poezj� i proz� swoj�. Ja bior� wszystko, co jest pod r�k�, a skarby to nieprzebrane, tkane czarn� i z�ot� prz�dz�. Nie na�laduj� nikogo, cho� mi i plagiaty zarzucano. Spisuj� to, co zobacz�, to, co mi w serce si� wgryzie n�dz� swoj� lub uko�ysze czarem prawdziwej poezji. Oryginalno�ci� rozg�osu nie pragn� si� dobi�, bo smutny to rozg�os, gdy najlepsz� my�l �li ludzie spacz� i brudn� dusz� szukaj�c brudu, jedynie tylko form� widz�, o tre�� i cel nie pytaj�c si� nawet. Czy� ta os�awiona "Nana" Zoli nie t�umaczy swego istnienia tym jednym krzykiem: "� Berlin" ko�cz�cym ca�y ten tak zohydzony romans? Nan� usprawiedliwi� upadek Francji, moj� biedn� Ka�k� niech uniewinni� trupy dzieci, znajdywane prawie codziennie. Wiem, �e w oczach tych ludzi, kt�rzy zwykli wyszukiwa� we wszystkim ka�u i bezwstydu, nawet trup dziecka, zg�adzonego przez w�asn� matk�, �aski nie znajdzie - ale o zdanie takich jednostek, kt�re lubi� prawd� nakr�ca� do swych upodoba�, kt�re w "Nanie", zamiast szczytnej przewodniej my�li francuskiego pisarza, widz� tylko nagie cia�o i zakrywaj� przed nim ob�udnie przygas�e od rozpusty oczy - o zdanie takich ludzi nie dbam wcale. Nie pisz� dla nich, pisz� dla "poczciwych", bo ci si� "prawdy nie zl�kn�". Gabriela Snie�ko-Zapolska Dnia 18 lipca 1887 r. Warszawa. Cz�� I Cz�� I "Staja�a przed bramu i bu�a piskate!..." ko�czy�a pani domu, spogl�daj�c z niech�ci� na ksi��k� s�u�bow�. - Nieszczeg�lna rekomendacja - doda�a po chwili, zamykaj�c ksi��eczk�, i usiad�a na wyplatanym krze�le, jedynym mo�liwym meblu z rozlicznych sprz�t�w, przepe�niaj�cych ciasn� i ciemn� kuchenk�. By�a to niska, m�oda jeszcze kobieta, rozlana w swym niebieskim szlafroku, z g�ow� zgniecion�, p�ask�, pokryt� w�osami ��tymi. W ciemnej przestrzeni kuchennej ja�nia�y te w�osy �wiat�em matowym, ��cz�c si� do�� harmonijnie z ��taw� cer� twarzy i oczami barwy niepewnej. Uszy t�uste, leniwe, niezdrowe, obci�gni�te ku szyi ci�arem lawowych czarnych kolczyk�w, i usta w�skie, blade ukrywa�y r�wnie blade dzi�s�a i �wiadczy�y dostatecznie o niedokrewno�ci tej masy cia�a, rozrastaj�cej si� w�r�d wilgotnych �cian szczup�ego mieszkania. Ca�e bezczynne �ycie �on urz�dnik�w p�yn�o leniw� fal� pod t� sk�r� z��k��, przezroczyst� i delikatn� jak gaza jedwabna. Tylko usta zaci�ni�te, prawie zsinia�e od wilgoci spadaj�cej z mur�w, tylko r�ce p�askie o pe�nych d�oniach i oczy niewielkie, ci�kimi przys�onione powiekami, mia�y jakie� drganie, zdradza�y ukryt� nami�tno�� pantery w�a�ciw� kobietom anemicznym, kt�rych �ycie, wbrew higienicznym przepisom, up�ywa w�r�d atmosfery s�siaduj�cej z kuchni� sypialni. - Nazywasz si�?...- pyta dalej pani domu, a g�os jej leniwy, t�usty rozlewa� si� w�r�d cienia, jak ona sama, i drga� d�ugo w�r�d fal powietrznych, przeci�gaj�c si� bez ko�ca. Stoj�ca przy drzwiach dziewczyna podnios�a g�ow�. - Nazywam si� Ka�ka Olejarek - odpowiedzia�a l�kliwie, a g�owa jej opad�a natychmiast na piersi. - Masz rodzic�w? - ci�gn�a dalej indagacj� pani domu. Po twarzy Ka�ki przemkn�o co� na kszta�t smutku... Nie odpowiedzia�a wcale. Wo�ny z kantoru, ma�y, niepoka�ny cz�owiek, ubrany w szary surdut be�owy, uzna� za stosowne wmiesza� si� do rozmowy. - To jest sierota, prosz� wielmo�nej pani... Nie ma nikogo... Niedawno przysz�a do miasta... By�a tylko w jednym obowi�zku, u pa�stwa Lewi... - U �yd�w! - przerwa�a pani, a usta jej wykrzywi�y si� z pogard�. Nasta�a chwila milczenia. Wo�ny umilk� przygnieciony antysemickim usposobieniem pani, a Ka�ka nie doda�a nic na swoje usprawiedliwienie, tylko jeszcze wi�cej pochyli�a g�ow�. W umy�le jej przesuwa�o si� tysi�ce przykrych my�li. Odprawiona wczoraj nagle, prawie bez powodu od Prokusa Lewi, znalaz�a si� na bruku, maj�c zaledwie dwa z�ote w kieszeni. Nocleg znalaz�a u swej przyjaci�ki, R�zi, pos�uguj�cej w mleczarni, ale nadu�ywa� go�cinno�ci tej nie mog�a. R�zia �y�a "na wiar�" z czeladnikiem krawieckim. Para ta mia�a tylko jedn� izdebk�, a obecno�� m�czyzny �enowa�a Ka�k�. Budzi�y si� w niej nieokre�lone pragnienia, a dziwny przestrach �ciska� jej serce... Nie! ona tam stanowczo wi�cej nocowa� nie mog�a. C� pocznie, je�li ta pani nie zechce przyj�� jej natychmiast? W tej chwili ciemna i smutna kuchenka przedstawia�a si� w oczach dziewczyny jak port bezpieczny i cichy, a brudny sufit zdawa� si� jej by� po��danym dachem, pod kt�rym pragn�aby z�o�y� sw� g�ow�. - Jeste� jeszcze bardzo m�oda - rzek�a pani rozbieraj�c wzrokiem sformowane kszta�ty dziewczyny. - Mam lat dwadzie�cia - odpowiada Ka�ka, a jej r�ce spracowane i czerwone zaciskaj� si� ruchem nerwowym pod fa�dami szarej, zniszczonej chustki. - Przysu� si� bli�ej, pragn� ci� zobaczy� - m�wi pani podnosz�c si� z krzes�a. Ka�ka stoi nieruchoma, z plecami przyci�ni�tymi do �ciany. Nast�puje interwencja wo�nego. - Id�, g�upia, kiedy ci� wielmo�na pani wo�a. Ka�ka post�puje kilka krok�w i staje na �rodku kuchni w w�skiej strudze �wiat�a, kt�r� wlewa uko�ne okienko, wci�ni�te w d�ug� framug�. Olbrzymia posta� dziewczyny rysuje si� w tej jasno�ci, pot�guj�c si� jeszcze w por�wnaniu do innych, nikn�cych w cieniu przedmiot�w. Du�a, silna g�owa, z��czona z ko�ci� pacierzow� szerokim karkiem, pokryta ciemnym w�osem i naprz�d pochylona, ma w swym kszta�cie co� pos�gowego, pewne podobie�stwo do tych staro�ytnych niewolnic, przeznaczonych do noszenia na g�owie ci�kich, winem nape�nionych amfor. Czo�o niskie, g�adkie, przeci�te ciemnymi liniami brwi, nos prosty, nieruchomy, troch� w nozdrzach zgrubia�y, usta �wie�e, z�by zdrowe, r�wne, podbr�dek okr�g�y - wszystko to rozja�nione wielkimi, piwnymi �renicami, tworzy ca�o�� mi�� i poci�gaj�c�. Na tej kszta�tnej twarzy, sczernia�ej od wichru i gor�ca, widnieje dobro� nieograniczona, wiara w drugich i s�odycz bezmierna. Olbrzymie, wype�nione cia�em ramiona, kszta�tne, cho� zbyt silne zakre�lenie gorsu, szerokie, ci�kie ko�czyny tworz� z tej dziewczyny typ zwierz�cia roboczego, przeznaczonego do d�wigania ci�ar�w i tak zwanej "grubej" domowej roboty. Jest to wspania�e, zdrowe cia�o, o pospolitych, �mia�ych konturach, materia� na matk� licznego rodu, kt�ry odznacza�by si� niew�tpliwie nadzwyczajnym zdrowiem, wzrostem olbrzymim i si�� zwierz�c�. Mimo tej m�skiej prawie wysoko�ci i plec�w ros�ego m�czyzny, Ka�ka jest kobiet� w ca�ym tego s�owa znaczeniu. Zwykle zbyt silne, wybuja�e kobiety zatracaj� w sobie powaby niewie�cie i obnosz� swe niekszta�tne formy miesza�c�w z niezgrabn� �mia�o�ci� urlopowanych �o�...
PAPLIN