Silniki na wodzie i szynach.pdf

(83 KB) Pobierz
1119169 UNPDF
- Okazywało się jednak, że niektóre egzemplarze pracowały bez remontu nawet do 20
000 godzin. Kiedy zakończono ich produkcję w fabryce Cegielskiego w Poznaniu, PKP
załamywały ręce i prosiły, żeby je nadal produkować. Muszę powiedzieć, że odczuwam
szaloną satysfakcję, kiedy - od czasu do czasu - widzę lokomotywę SM 42 z silnikiem
8C22, która jeszcze jeździ - mówi inż. Burzyński.
konstruktorów, żeby samodzielnie projektowali silniki.
Kolej na kolej
Pod tajemniczo brzmiącymi
oznaczeniami silników okrętowych D55, kryła się całkowicie polska konstrukcja, która miała wiele zalet w
porównaniu chociażby z jednostkami napędowymi produkowanymi przez zagraniczne firmy.
Silniki D55 pracowały po dwadzieścia lat. Zanim trafiły na
złom wraz ze statkami, które napędzały, przepracowały
nawet do 65 000 godzin. Przykładem może być
wspomniany drobnicowiec "Jan Żiżka", który pływał po
morzach świata od 1961 do 1983 roku. Inne statki z
silnikami tego typu trafiały na złom po 17 lub 19 latach, po
przepracowaniu około 50 000 godzin.
Łącznie wyprodukowano 17 silników typu D55: 2
silniki okrętowe 9D55 do napędu drobnicowców 6000t, 9 silników okrętowych 7D55 również do napędu
drobnicowców, 2 silniki 7D55 dla radzieckich statków szkolnych oraz 4 silniki stacjonarne 7D55 wysłane do
- Po opuszczeniu
Kanału Kilońskiego, następnym portem, do którego zawinęliśmy, był Dakar. Całą drogę pokonaliśmy bez przerwy.
Mechanik radziecki był zaskoczony, kiedy dowiedział się,
że przyjechała ekipa, która konstruowała silnik. Dla niego
było nie do pojęcia, że projektanci przyjechali do portu i
pomagali w naprawie. W ZSRR konstruktor był traktowany
nieomal jak bóg. Nie musiał zajmować się silnikiem, który
skonstruował.
A jakie jest tło
historyczne? Kiedy w latach 50. i 60. powstawały oba opisywane silniki, ówczesna sytuacja polityczna - wbrew
obiegowej opinii - sprzyjała powstawaniu krajowych urządzeń. Związek Radziecki nawet zachęcał polskich
Pod koniec lat sześćdziesiątych sytuacja zmieniła się. Zaprzestano
własnych konstrukcji, zaczęto kupować licencje. To był praktycznie
koniec polskich biur konstrukcyjnych.
Krajowi decydenci zachwycali się licencjami ze względów
pozamerytorycznych. Wyjazdy zagraniczne były wówczas niezwykle
atrakcyjne, dlatego instytucje decydowały się na zakup licencji, co
wiązało się ze złożeniem wizyty u licencjodawcy.
elektrowni Manta w Ekwadorze.
1119169.001.png 1119169.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin