A. i B. Strugaccy - Drapieżność naszego wieku.pdf

(836 KB) Pobierz
(Microsoft Word - A. i B. Strugaccy - Drapie\277no\234\346 naszego wieku)
Arkadij i Borys Strugaccy
Drapie Ň no Ļę naszego wieku
Przeło Ň yła Ewa Skórska
Chiszcznyje Wieszczi Wika
Data wydania rosyjskiego?
Data wydania polskiego 2003 r.
Jest tylko jedyny problem,
Jeden jedyny na Ļ wiecie –
Przywróci ę ludziom duchow Ģ tre Ļę ,
Duchowe troski.
A. de Eaint-Exupéry
l.
Celnik miał poczciw Ģ okr Ģ Ģ twarz wyra Ň aj Ģ c Ģ najlepsze uczucia. Był uprzejmy,
serdeczny i pełen szacunku.
- Serdecznie witamy - powiedział niezbyt gło Ļ no. - Jak si ħ panu podoba nasze sło ı ce?
- Zerkn Ģ ł na paszport w mojej dłoni. - Pi ħ kny poranek, nieprawda Ň ?
Podałem mu paszport i postawiłem walizk ħ na białej barierce. Celnik szybko
przekartkował strony długimi ostro Ň nymi palcami. Miał na sobie biały mundur ze srebrnymi
guzikami i srebrnymi sznurami na ramionach. Odło Ň ył paszport i musn Ģ ł palcem walizk ħ .
- Zabawne - powiedział. - Pokrowiec jeszcze nie wysechł. Trudno sobie wyobrazi ę , Ň e
gdzie Ļ mo Ň e pada ę deszcz.
- U nas jest ju Ň jesie ı - westchn Ģ łem, otwieraj Ģ c walizk ħ . Celnik u Ļ miechn Ģ ł si ħ
współczuj Ģ co i z roztargnieniem zajrzał do Ļ rodka.
- W naszym sło ı cu trudno wyobrazi ę sobie jesie ı - powiedział. - Dzi ħ kuj ħ , to w
zupełno Ļ ci wystarczy... Deszcz, mokre dachy, wiatr...
- A je Ļ li co Ļ schowałem pod bielizn Ģ ? - zapytałem. Nie lubi ħ rozmów o pogodzie.
Roze Ļ miał si ħ serdecznie.
- To tylko formalno Ļę - oznajmił. - Tradycja. Lub je Ļ li pan woli, odruch wszystkich
celników. - Podał mi kartk ħ papieru. - A to jeszcze jeden odruch. Prosz ħ przeczyta ę , to do Ļę
niezwykłe. I podpisa ę , je Ļ li nie sprawi to panu kłopotu.
Przeczytałem. Było to prawo o emigracji wydrukowane eleganck Ģ czcionk Ģ w
czterech j ħ zykach. Imigracja była kategorycznie zabroniona. Celnik patrzył na mnie.
- Ciekawe, prawda? - powiedział.
- W ka Ň dym razie intryguj Ģ ce - odparłem, wyjmuj Ģ c długopis. - Gdzie mam podpisa ę ?
- Gdzie i jak pan chce. Cho ę by w poprzek.
Podpisałem si ħ pod rosyjskim tekstem w poprzek linijki “z imigracj Ģ si ħ zapoznałem
(-am)”.
- Dzi ħ kuj ħ panu. - Celnik schował dokumenty do biurka. - Teraz poznał pan
praktycznie wszystkie nasze prawa. I przez cały czas... jak długo planuje pan u nas pozosta ę ?
Wzruszyłem ramionami.
- Trudno przewidzie ę . W zale Ň no Ļ ci od tego, jak pójdzie praca.
- Powiedzmy - miesi Ģ c?
- Chyba tak. Niech b ħ dzie miesi Ģ c.
- I w ci Ģ gu całego miesi Ģ ca... - pochylił si ħ , robi Ģ c jak ĢĻ notatk ħ w paszporcie. - W
ci Ģ gu całego tego miesi Ģ ca nie b ħ dzie pan potrzebował Ň adnych innych praw. - Podał mi
paszport. - Nie mówi ħ ju Ň o tym, Ň e mo Ň e pan przedłu Ň y ę pobyt o dowolny rozs Ģ dny czas. A
na razie niech b ħ dzie trzydzie Ļ ci dni. Je Ļ li zechce pan zosta ę dłu Ň ej, prosz ħ wst Ģ pi ę
szesnastego maja na policj ħ , wpłaci ę dolara... ma pan przecie Ň dolary?
- Tak.
- Doskonale. Zreszt Ģ niekoniecznie musi to by ę dolar. Przyjmujemy dowoln Ģ walut ħ .
Ruble, funty, cruseiro...
- Nie mam cruseiro - powiedziałem. - Mam tylko dolary, ruble i troch ħ angielskich
funtów. Czy to wystarczy?
- W zupełno Ļ ci. Wła Ļ nie, byłbym zapomniał. Prosz ħ wpłaci ę dziewi ħę dziesi Ģ t dolarów
i siedemdziesi Ģ t dwa centy.
- Z przyjemno Ļ ci Ģ . A w jakim celu?
- Taka jest zasada. W celu zabezpieczenia minimum potrzeb. Jeszcze nigdy nie
przyje Ň d Ň ał do nas człowiek niemaj Ģ cy Ň adnych potrzeb.
Odliczyłem dziewi ħę dziesi Ģ t jeden dolarów i on, nie siadaj Ģ c, zacz Ģ ł wypisywa ę
pokwitowanie. W niewygodnej pozie szyja mu poczerwieniała. Obejrzałem si ħ . Biała bariera
ci Ģ gn ħ ła si ħ wzdłu Ň całego pawilonu. Po tamtej stronie bariery, u Ļ miechaj Ģ c si ħ albo Ļ miej Ģ c,
celnicy co Ļ uprzejmie obja Ļ niali turystom. Po tej stronie pstrokaci pasa Ň erowie niecierpliwie
przest ħ powali z nogi na nog ħ , pstrykali zamkami walizek, rozgl Ģ dali si ħ z podnieceniem. Cał Ģ
drog ħ gor Ģ czkowo przegl Ģ dali prospekty reklamowe, robili na głos wszelkie mo Ň liwe plany,
po cichu i gło Ļ no delektuj Ģ c si ħ przedsmakiem pełnych słodyczy dni, i teraz pragn ħ li jak
najszybciej przekroczy ę biał Ģ barier ħ . Zblazowani londy ı scy urz ħ dnicy i ich narzeczone o
sportowym wygl Ģ dzie, bezceremonialni farmerzy z Oklahomy w kolorowych koszulkach,
szerokich spodniach do kolan i sandałach, robotnicy z Turynu ze swoimi rumianymi Ň onami i
gromadkami dzieci, drobni partyjni bossowie z Argentyny, drwale z Finlandii z grzecznie
zgaszonymi fajeczkami w z ħ bach, w ħ gierscy koszykarze, ira ı scy studenci, czarni działacze
zwi Ģ zkowi z Zambii...
Celnik wr ħ czył mi pokwitowanie i odliczył dwadzie Ļ cia osiem centów reszty.
- Oto i wszystkie formalno Ļ ci. Mam nadziej ħ , Ň e nie zatrzymałem pana zbyt długo.
ņ ycz ħ miłego dnia.
- Dzi ħ kuj ħ . - Wzi Ģ łem walizk ħ .
Celnik patrzył na mnie, lekko przechylaj Ģ c na bok gładk Ģ , u Ļ miechni ħ t Ģ twarz.
- Przez t ħ bramk ħ , bardzo prosz ħ - powiedział. - Do widzenia. Pozwoli pan, Ň e jeszcze
raz zło Ňħ panu Ň yczenia wszystkiego najlepszego.
Wyszedłem na plac za włosk Ģ par Ģ z czwórk Ģ dzieci i dwoma mechanicznymi
baga Ň owymi.
Sło ı ce wisiało wysoko nad niebieskimi górami. Wszystko na placu było błyszcz Ģ ce,
kolorowe i jaskrawe. Nieco zbyt kolorowe i jaskrawe, jak to zwykle bywa w kurortach.
Błyszcz Ģ ce czerwone i pomara ı czowe autobusy, obok których ju Ň tłoczyli si ħ tury Ļ ci.
Błyszcz Ģ ca glansowana ziele ı skwerów z białymi, niebieskimi, Ň ółtymi, złotymi pawilonami,
straganami i kioskami. Lustrzane płaszczyzny, wertykalne, horyzontalne i pochyłe,
rozpalaj Ģ ce si ħ o Ļ lepiaj Ģ cymi, płon Ģ cymi zaj Ģ czkami. Gładkie matowe sze Ļ ciok Ģ ty pod
nogami ludzi i kołami pojazdów - czerwone, czarne, szare, ledwie zauwa Ň alnie spr ħŇ ynuj Ģ ce,
tłumi Ģ ce kroki... Postawiłem walizk ħ i zało Ň yłem ciemne okulary.
Ze wszystkich słonecznych miast, w jakich kiedykolwiek zdarzyło mi si ħ by ę , to
miasto było zapewne najbardziej słoneczne. Zupełnie niepotrzebnie. Wolałbym, Ň eby było tu
brudno i d Ň d Ň y Ļ cie, Ň eby tamten pawilon był szary i miał cementowe Ļ ciany, Ň eby na mokrym
cemencie kto Ļ z nudów wydrapał jakie Ļ Ļ wi ı stwo, sm ħ tne i bezmy Ļ lne. Wtedy na pewno od
razu poczułbym ch ħę działania. Takie rzeczy dra Ň ni Ģ i popychaj Ģ do roboty... Jednak trudno
przywykn Ģę do tego, Ň e ubóstwo te Ň mo Ň e by ę bogate... I dlatego nie czuj ħ zwykłego zapału,
bynajmniej nie rw ħ si ħ do pracy, mam za to ch ħę wsi ĢĻę do jednego z autobusów, do tego
czerwonego z niebieskim na przykład, i pojecha ę na pla Ňħ , popływa ę z akwalungiem,
poopala ę si ħ , umówi ę si ħ z jak ĢĻ fajn Ģ dziewczyn Ģ . Albo poszuka ę Pecka, poło Ň y ę si ħ z nim
w chłodnym pokoju na podłodze i powspomina ę najlepsze czasy, i Ň eby on pytał mnie o
Bykowa i Transpluton, o nowe statki, na których znam si ħ ju Ň coraz mniej, ale i tak lepiej ni Ň
on, i Ň eby mówił o buncie, chwalił si ħ bliznami i swoj Ģ wysok Ģ pozycj Ģ społeczn Ģ ... To by
było bardzo wygodne, gdyby Peck miał wysok Ģ pozycj ħ społeczn Ģ . Nie zaszkodziłoby, gdyby
był, powiedzmy, merem...
W moj Ģ stron ħ szedł niespiesznie, ocieraj Ģ c wargi chusteczk Ģ , smagły t ħ gi człowiek w
białym ubraniu i okr Ģ głej białej czapce na bakier. Czapka miała przezroczysty zielony daszek
z zielon Ģ ta Ļ m Ģ i napisem: “Serdecznie witamy”. Na płatku prawego ucha błyszczał
kolczyk-nadajnik.
- Witam - powiedział m ħŇ czyzna.
- Dzie ı dobry - odparłem.
- Serdecznie witamy. Nazywam si ħ Amad.
- A ja Iwan. Miło mi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin