Witch - Pani Wymiarów.pdf

(77 KB) Pobierz
Witch - Pani Wymiarów
To opowiadanie chciałabym zadedykować komuś dla mnie bardzo ważnemu.
Troyowi za świetne schizy i psychodelie:))) oraz za to, ze prowadzi
mnie za rączkę i pomaga podejmować decyzje (Własciwie dlaczego to
robisz?). Dziękuję.
Pani Wymiarw
Patrzęnanią,napięknąPaniąWymiarów,jakidziewswoicholbrzymich
sukniachprzezcichąSalęBalową.Słychaćtylkomiarowystukot.Srebrne
pantofelkilekkodotykająmarmurowejposadzki,wiem,ŜegdybyPani
Wymiarówchciała,mogłabysięnadniąunosićjakduch.Wiemoniejprawie
wszystko.Wiem,jakcowieczórrozpuszczaswojedługie,błękitnewłosy,jak
gęstąfaląopadająnapodłogę...Wiem,kiedymalujeusta,jakimi
barwnikamipodkreślawielkie,granatoweoczy...Wiem,kiedysiękąpiei
kiedypijeherbate.Wiem,jakbawisięirozmawiazeswoimkanarkiem...
Wiemtowszystko,bojestemjejsluŜką,towarzyszęjejwszędzie.Wiem,bo
kiedystojabęderozpuszczałamojedługie,jasnobrązowesploty,czesałaje
jejkościanymgrzebieniemzrzeźbionymbrzegiem...
PaniWymiarówminęłajuŜwszystkiekryształowekolumny.Dwiescie
piećdziesiątpięć.Tyleichjest.Jakomaładziewczynkabiegałampotejsali
razemzgrupkąinnychmałychdziewczynek,bawiłyśmysięskakankami.
Pamiętam,Ŝenajbardziejlubiłasięnamprzyglądaćkiedytrzymającsięza
ręcetańczyłyśmyprzytejdelikatnej,brzęczącejmuzyce.Uśmiechałasię
wtedyleciutko,jakbyzesmutkiem.ChybajuŜwtedytowszystko
przeczuwała,chybajuŜwtedywiedziała,Ŝe...Nie,nikttegoniemógł
przewidzieć,ajuŜnapewnonieona.
Otwieradrzwi.Jejsylwetkamocnorysujesięnatleolbrzymichwrót,do
wnętrzaPałacuwpadachmuralekkich,wirującychjakmotylepłatków
śniegu.Motyle...OdDniaWKtórymTamtoSięStałoniewidziałamŜadnego
motyla.Nawetćmywyginęły.JedynymŜywymzwierzęciemjestterazchyba
tylkokanarek,małaŜółtakulkazamkniętawzłotejklatcewJejPokoju.Ale
onniedługozginie,byćmoŜeobojeodejdątegosamegodnia...
Pani!krzyczezniepokojem,bowydajemisięŜeprzedchwiląlekkosię
zachwiałaPani,czynicCiniejest?podbiegamdoniej.
Czujęsiędobrze,Ylienterazobiestoimywprogu,owiewanelodowatym
wiatremJeszczetylkochwilkę...
Pani,aleŜjestbardzozimno.Wracajmy,proszęujęłamjąpodramięPani,
tobezcelowe,jeszczePanizachoruje...
...ApocóŜprzyspieszaćnieuniknione,prawda?gorzkozasmiałasięNie
oszukujmysię,niewielejeszczerazystanęwtymmiejscu...Ylien,podaruj
mitychparęchwilnazimnie,kiedytustojeczuję,jakby...
...JakbyOnmiałzarazwrócić,prawda?chcęzapytać.AleOnniewróci,
czekanienaNiegojestrówniebezcelowe,jakwypatrywaniesłońcanatym
niebie.Nawieczniebrudnym,sinymniebie,przypominającymzanurzonyw
zanieczyszczonejwodziekałuŜykłębekwaty.Słońcezniknęłowrazz
motylami,wrazztrawą,ptakami,końmi...I,takjakOn,nigdyniewróci.
TenświatjuŜniedługoprzestanieistnieć,zniknie,razemzewszystkimi
wymiaramikiedyumrzeostatniWładcaWymiarow.CzylijuŜniedługo,myślę
zespokojem,jakbyniechodziłoomnie.BotojabędęostatniąPanią
Wymiarów.AleŜtentytułwydajemisiępusty...PaniWymiarówuwięzionaw
swoimwłasnymkrólestwie,wśródprzepychu,złotaisrebra...
Czujęprzeszywającemniezimno.PatrzęnaPaniązwyrzutem,kiedyś,za
takiwzrokmogłabymzostaćsurowoukarana,aleterazwiem,ŜePanina
mnieniespojrzydopókisienieodezwę.Alejeszczechwilkępomarznę.
Nadzieja.TylkoonatrzymająprzyŜyciu,wiarawto,ŜeOnprzybędzie
niczymrycerznabiałymkoniu,Ŝeuwolninaszanimwszystkoprzestanie
istnieć...Kiedyonaumrzezostanętusamiutka.CzyteŜbedętakajakona?
myślęStara,szalonaizgorzkniałakobieta,którejŜyciemoŜezakończyćsię
wkaŜdymmomencie.CzybędęczekaćtakjakonanaPanaWymiarów,który
pewniejuŜdawnoumarł,czybędestaćjakonaterazwczerwonej,balowej
sukninatymobrzydliwymmrozie?Czybędęczućwsobietącholerną
świadomość,Ŝewrazzemnąumrzewszechświat?Mamochotęzakląćbardzo
brzydko,nauczyłamsiętegoodkarłów,którychprzedDniemWKtórym
TamtoSięStałobyłounaswielu.Karłów,błaznów,mówiącychptaków,
tańczącychpudli...Kiedyśbyłotutakwesoło...Pamietam...Wszystko
pamiętam,kaŜdyztychcholernych,pieprzonychdniŜyjeumniewgłowie...
Nawet,gdybymchciała,niepotrafięzapomnieć.
Pani,musimyjuŜiśćmówię,choćwcaleniemusimy.Nicniemusimy,nie
manikogo,ktomógłbynamcokolwiekrozkazać,doczegokolwiekzmusić...
Pani...
Paninieodpowiada,zamiasttegoodwracasięipowolnym,dystyngowanym
krokiemruszaśrodkiemSaliBalowej.JazamykamWrota,zasuwam
wszystkiesztaby,przekręcamklucze...Niewiem,pocotorobie,
wystarczyłobytylkozatrzasnąćzasuwę,abyWrotanieotwierałysię.Wydaje
misię,Ŝetaczynnośćtrochęmnieuspokaja.Kiedyodwracamsię,Panijest
juŜprzyschodachprowadzącychnawyŜszepiętra.Doganiamjąnadrugiej
kondygnacji.Idziemyoboksiebieprzezolbrzymi,wyłoŜonyszkarłatnymi
dywanamihall,zręcznietkanymigobelinaminaścianach.śadnaznasnic
niemówi.Wchodzimydojejkomnaty,witanasradosnypiskstarego
kanarka.Zpooranejzmarszczkami,alewciąŜpieknejtwarzyPaniwymiarów
znikanamomentostrywyraz,zastępujego...Tkliwość?Niewiem.Jasiadam
przymałym,dwuosobowymstoliczku,biorędorękiksiąŜkę,którączytam
juŜodparutygodni.PrzeczytanieparustronjuŜmnienudzi.Kiedyś,
pamiętam,delektowałamsiętekstem,razemzbohateramiprzeŜywałam
wszystkiewydarzenia,przejmowałamsięzawiłośćiąfabuły.Dziśczytam
tylkopoto,abyniemyślećoprzeszłości,abyniewspominać.Topotworne.
Niemyślećoprzeszłości,niemyślećoprzyszłości...Nawetoteraźniejszosci
niewolno,jestrówniestrasznacoprzeszłośćiprzyszłość.Wszędziejest
pustka.Tomnieprzytłacza.Wszystkojesttakieokropne.WciąŜmyślę,
dlaczegotowłaśnieja.NieUssa,przecieŜwszyscymyśleli,Ŝetowłaśnieona
zastąpiPanią.NieKyela,którabylaznasnajpiękniejsza,aninajmądrzejsza
Rosei.Ja,szaraibezbarwnaYlien.Cicha,niewtrącającasiędoniczego
Ylien.PrzecieŜbyłamprzeciwieństwemPaniWymiarów,władczej,okrutnej
królowej.Takbardzoniechciałam,Ŝebytonamniepadło,takchciałam
zniknąć,kiedyWyroczniamiałaWybrac.Niemogezrozumieć...
KsiąŜkawysuwamisięzpalcówispadanapodłogę.PaniWymiarów
przerywazabawęzkanarkiemipatrzynamniesurowo.Spuszczamoczy.Nie
chcę,ŜebyzauwaŜyławnichłzy.śalmijej.Biedna,starakobieta,granawet
wtejchwili.ByćmoŜenieumieprzestaćbyćsurową,dystyngowanądamą,
nawetteraznieumie...Alejawiem,Ŝewgłębiduszybardzochciałaby
płakać...Chciałabykrzyczeć,rzucaćprzedmiotamiościany...Jednaknic
takiegonierobi.Wielki,rzeźbionyzegarwybijagodzinę.Szósta.Czasna
herbate.Odpewnegoczasutojazajmujęsięposiłkami,onajestjuŜnatoza
słaba.Przykładamręcedoskroni.NastolikupojawiająsiędwiefiliŜanki
wypełnioneparującym,brązowoczerwonympłynem.Panizostawiaptakai
siadanaprzeciwkomnie.PodnosidoustfiliŜankęodginającmałypalec.Ja
mojątrzymamobiemadłońmi,staramsięjechoćtrochęrozgrzać.Cisza.
Podchodzęzherbatadowysokiegookna.Patrzęnanieskończonąbiel.
CiągniesięonanawielemilwkaŜdąstronę.Nawielemil?Nie,onaciągnie
sięwnieskończoność.Taksamo,jakwnieskończonośćciągnąsięnamtutaj
dni.ChociaŜteŜnie,niemajuŜdnianinocy,kaŜdagodzinadniawygląda
taksamo.Oślepiającabiel.Cholera.Niemogęjuztegoznieść,jajuŜna
prawdęniewytrzymuję...MamochotętrzasnąćfiliŜankąopodłogę,ale
powstrzymujęsię,tomogłobyzaniepokoićPanią.Odwracamsiędoniej.
Siedzizłokciaminastoleitwarząukrytąwdłoniach.Wydajemisię,Ŝe
płacze,aletodoniejniepodobne.Myślę,Ŝepoprostuchcezostaćsama,
towarzyszęjejjakcieńjuŜodtyludni...Wychodzę.
Zadrzwiamikomnatyzastanawiamsię,gdziepójść.Pochwiliuświadamiam
sobie,Ŝetoniemaznaczenia,więckierujęsięwlewo.Tamkiedyśbyłsalon.
Znowuwspomnienia.Onagranafortepianiejakąśsmutnąmelodię,onstoi
obokniejipatrzynajejdługieiszczupłepalce.Obojesięśmieją.Jasiedzę
nazielonejsofie,nucęcichutko,staramsiędopasowaćsłowadomelodii...
TobyłodwamiesiąceprzedDniem,WKtorymTamtoSieStało.Todziwne,
kaŜdewspomnienieprowadzidotegowydarzenia.Niechcętegoznowu
przeŜywać,Ŝebyprzezchwilęotymniemyślećzrywamsiędobiegu.Mijam
zakurzonekomnaty,niektóreniebyłyotwieraneoddnia...Znowu.Nie,to
jakaśparanoja...Biegnę.Krokitłumigruby,wełnianydywan.WciąŜjest
miękkiispręŜysty,choćwkilkumiejscachsiępoprzecierał.Zaczynami
brakowaćtchu.Dobiegamdojakiśschodów,dawnotuniebyłam,nie
pamiętamnawet,dokądoneprowadzą.ByćmoŜenawetniewiem...Zamek
jestduŜy,maparęskrzydeł,sześćczysiedemkondygnacji,rozległepiwnice.
Jeszczegocałegoniezwiedziłam,niemiałamjakośchęci.Testare
przedmiotymnieprzygnębiają...Przypominają...Jakwszystkowtymzamku.
Mamochotętozniszczyć,zniszczyćcałytenświat.Aleniezrobiętego,to
bezcelowe,nicbymniewskórała...Wchodzęposchodach,obcasytrzewików
lekkostukająpokamiennychstopniach.Schodysąspiralne,zkaŜdym
krokiemwyłaniasięprzedemnąnastepnystopień.Idę,przesuwającjedną
rękępościanie.Wyczuwamnierównościmuru,kamienieniesątudosiebie
takdopasowane,jakwczęściejodwiedzanychpartiachbudowli.Toznaczy
dawniej"częściejodwiedzanych".Terazwszystkie,opróczhalluiSaliBalowej
sąodwiedzanerzadko,wniektórychpomieszczeniachniebyłoŜywegoducha
odtamtegodnia.WciąŜwchodzęposchodach,minęłamjuŜtrzy
kondygnacje.Ciekawajestem,dokąddojdę,jakbędęsięwciąŜwspinała.
MoŜetrafięnadachZamku?Wątpie,prędzejdojednejzwieŜyczek,byćmoŜe
jednejztychnajwiększych,zczerwonądachówką...Albodojakiejśmałej,i
takznajdętamtylkoszkieletykilkugołębi,któreumarłyzgłodu,niektóre
pewnieobgryzioneprzezkoty,którewkrótcepodzieliłylosptaków.Kiedyśtu
byłopełnokotów,zwykłych,pręgowanychdachowców,rudychsyjamówi
nawetkilkabłękitnychpersów.Łaziłypopiwnicachwyłapującmyszyi
szczury,choćczasamizaniedbywałypolowania,kiedykucharkadawałaim
resztkizucztyczykiedykrowypałacowedałyzaduŜomleka...
Wkońcudochodzędodrewnianychdrzwi.Niewiem,naktórymjestem
piętrze,straciłampoczuciewysokości.Niepowinnam,przecieŜjakoprzyszła
PaniWymiarówpowinnammiećniesamowitewyczucieprzestrzeni...Nie
nadajęsięnaPaniąWymiarów,nienadaję...Aletrudno,terazitakjuŜnic
sięniedazmienić...SięgampomosięŜnąklamkę,naciskam,popycham
drewnianeskrzydło.Nicsięniedzieje.Zamkniete.Zwściekłościąkopię
drzwi,uderzamwniepięściami.Wyładowywujęwniecałąmojązłość,
głuchedudnieniewypełniapowietrzekołomnie.Łzycieknąmipotwarzy,
wszystkosięzamazuje.Powoliosuwamsięnakamiennąposadzkę.Kulęsię,
obejmujęramionamikolana.Bezwiednienucęjakąsstarąpiosenkę.Chyba
zasypiam.
Pojakimśczasieotwieramoczy,boląmniedłonie,sątrochęspuchniętei
czerwone.Mampołamanepaznokcie.Warkoczrozsypałmisię,muszę
odgarnąćwłosyztwarzy,Podnoszęsiepowoli.Patrzenadrzwizesmutkiem.
Odwracamsieispokojnieschodzęposchodach.
KiedywchodzędopokojupaniWymiarówodrazujązauwaŜam.LeŜyw
łóŜku.Podchodzędoniej,jestblada.Zaczynamsięoniąbać,wygląda
naprawdękoszmarnie.Otwieraoczy.
Ylien...Jajuzumieram.Nadszedłczas,abyś...zaczynakaszlećsuchym,
złymkaszlemZarazstanieszsięPaniąWymiarów.BoŜe,jakmiCiebieŜal.
szepcze.Wargimatakblade,ŜeniczymnieróŜniąsieodskóry.Jejtwarz
wyglądajakczaszkaobciągniętaskórą.Naglerobisiębardzostara,jakby
czasprzedśmierciąpróbowałnadrobictewszystkielata,przezktórenie
miałdoniejdostępu.Chwytamjazarękę.
Ciii,Pani...mówięspokojnieNiechpaninicniemówi...Dotykamdłoniąjej
suchejskóry,wporównaniuzmojąrękąwydajesięonaprawiepopielata.
Panizamykaoczy.JejpięknośćulatujezkaŜdymoddechem.Włosy,z
błekitustająsięsiwe,wręczbiałe.ZębyŜółkną,paznokciekrusząsię.
Patrzymynasiebie.Wiem,ŜenicjuŜniemogęzrobić.Odwracamwzrok.
śyj,Ŝyj,dopókionnieprzybędziejejgłosprzypominalekkipowiewwiatru
Czekajnaniego...
Ostatniesłowa.Ostatnichaustpowietrza.Palce,dotądściskającemojądłoń
rozluźniająsię,opadająnakołdrę.Pochylamgłowę.Jejsercewłasnie
przestajebić.Nagleczujęprzypływmocy,jestwielokrotniewiększaniŜta,
którąwładałamdotychczas.Jesttakaogromna,ŜeaŜboli.Upadamna
podłogę.
JestempierwsząPaniąWymiarów.Niczymduchprzemierzampustekrainy.
Sączysteniczymłza,kryształoweiświerze.Wniektórychzatrzymujęsiena
chwilę,słuchampieśninowości...Uśmiechamsię,kołomniejestPan
Wymiarów.Jesttakpięknyimłodyjakja.Trzymamysiezaręce.Właśnie
wkroczyliśmydoBłękitnegoWymiaru.Postanawiamygozabudować,
stworzyćpięknyŚwiat...Światnazawsze...Budujemywszystko,zmieniamy
fakturęprzestrzeni.Rozkazujemycząstkąłączyćsięwnowepierwiastki.
Lepimy,składamy,tworzymy.TakpowstajePierwszyŚwiat.Światspokoju,
harmoniiiszczęścia.Niestety,popełniamyjedenmalenkibłąd,nicnie
znaczący,minimalnny.Czynaprawdę?Jeszczeoitymniewiem,aleto
właśnieprzeztąniedokładnośćzaparęwiekówświatogarniemróz,na
zawszeznikniewiosna,lato...Alejajeszczeotymniewiem...Przebiegam
przezwieki,przezwymiaryczasu.Zdarzeniakotłująsięobokmnie,słyszę
wirujące,niesamowitedźwięki,oszałamiającekolorywibrują,wszystko
zmieniaswójkształtipostać.PrzeŜywampokoleiŜyciewszystkichWładczyń
Wymiarów.KaŜdąmilisekundęichistnienia.Nawetjej.Tak,terazjestem
nią.Czujewszystkoto,coona.Patrzenasiebie,Ylien,jakdorastam.JuŜ
wiem,czemumniewybrała.Wiemwszystko.
Widzę,dlaczegoprzezcałeŜycietowarzyszyłjejsmutek.OnaWiedziała...
ZnówprzeŜywamDzień,WKtórymTamtoSięStało.WidzęPanawymiarów,
jakwbiegadomojejkomnaty,jakzestrachemwochachkrzyczy:"Szybko!,
zaczęłosię!,Rion!,pospieszsię!,niezdąŜymy!"ZrywamsięzłóŜka,obok
mnieznajdujesięYlien.Wszyscytrojewybiegamyzkomnaty,słychaćbicie
dzwonów.Jestgłucheinaglące.Biegniemyprzezpałac,krzyczymydoludzi,
Ŝebysiępospieszyli,aleonispiesząsię,odtegozaleŜyichŜycie.Wszyscy
wybiegamynazewnątrz,jestmaj,wiosna,ciepłoisłonecznie.Aleniktnie
zwracauwaginaświeŜetulipany,nazielonątrawęibłękitneniebo.Wszyscy
biegnawkierunkuDrzwiPrzezWymiary.TamzatrzymująsięprzedPanwm
Wymiarów.TerazOnpowinienprzemówić,aleniemanatoczasu,rzuca
namtylko"Powodzenia"izaczynaprzesyłanieistotdoNowegoŚwiata.To
bardzocięŜkapraca,pomagamymuobie.StaramysiępodtrzymaćBramę
dodającjejmocy,aleczujemy,jaktalinałączącaobaświatystajesięcoraz
cieńszaicieńsza...KiedyprzechodząostatniestworzeniajestjuŜgrubości
nitki.Zostajetylkonaszatrójka.PanWymiarówmajeszczetrochęsiły,więc
pójdziepierwszy,abypodtrzymaćdlanasportalzdrugiejstrony.Znikaw
czarnym,falującymotworze.Czekamyjeszczechwilkę,ijuŜ,zamierzamy
wstąpićwowal,kiedy...Onie!Portalzmniejszasięiniknie.PanWymiarów
niezdąŜył!Zamieramywbezruchu.obieczujemyprzeraŜający,lodowaty
strach.PanWymiarównieprzeszedłnadrugastrone,uwiązłwprzejsciach
pomiędzyWymiarami.Kladęściśniętąpięśćnaserce,naciskam,abyje
uciszyć.Zadusićtenokropny,palącyból...WidzęoczyYlien,jejstrachjest
Zgłoś jeśli naruszono regulamin