Żywot św. Genowefy.doc

(562 KB) Pobierz

 

ŻYCIE

ŚWIĘTEJ GENOWEFY

NAPISANE

 

"Gdyby wszyscy ludzie

mogli ujrzeć to, do czego

są przeznaczeni

dzięki swojej nieśmiertelności,

z całą pewnością,

zniknąłby wtedy grzech

z oblicza ziemi".

 

DLA MATEK, DZIECI I UCZCIWYCH LUDZI

któRZY W SWYCH CIERPIENIACH SZUKAJĄ POCIECHY W BOGU I W SWEJ NIEWINNOŚCI

Wydanie rozszerzone

 

 

Wrocław      1995

 

Tekst Świętej Genowefy według edycji

Wydziału Prasowego Przy Kurii Metropolitarnej, Wilno 1934 r. z IMPRIMATUR      Nr 2254

ISBN 83-85647-01-5

Copyright by P.P.H. "ARKA" ul. Okrężna 24 53-008 Wrocław

 

OD WYDAWNICTWA

Rzadko trafiają się dzisiaj książki, które dzięki swojej niezwykłej autentyczności i ujmującej prostocie języka, tak bardzo pociągałyby ku prawdziwemu dobru, do którego wiedzie - należy to przyznać, droga wąska i górzysta.

Należy do. nich niewątpliwie "Życie Św. Genowefy", która dostarcza niezbitych argumentów jak wielkim błogosławieństwem, szczęściem i prawdziwym Bożym pokojem cieszą się jednostki, rodziny, społeczeństwa i całe narody pełniące wolę Bożą. Dobitnie jest tu przypomniana i potwierdzona świadectwem życia prawda, że stokroć lepiej jest znosić największe katusze i cierpienia dla sprawiedliwości niż grzeszyć. Jest także ostrzeżeniem i przestrogą dla ludzi świadomie popełniających grzech, który nie tylko poniża i upadla godność osoby ludzkiej - szczególnie gdy w nim trwamy, ale powoduje stopniowy rozkład i rozstrój całej osobowości ludzkiej.

lektura ta będzie wielką pomocą dla matek zatroskanych wychowaniem swoich dzieci, szczególnie tych trudnych. Przypomina ona o ogromnej i nieuniknionej odpowiedzialności rodziców przed Bogiem za właściwe wychowanie powierzonych im przez Boga dzieci.

Dzieło to składa się z dwóch części tematycznie ściśle ze sobą związanych. Część druga powstała z inicjatywy naszego wydawnictwa w celu udzielenia pewnych praktycznych wskazówek w walce ze złem i w dążeniu do doskonałości chrześcijańskiej.

 

Zaślubiny Genowefy z hrabią Zygfrydem

 

Święta Rodzino, doskonały wzorze wszystkich rodzin chrześcijańskich, Tobie ofiarujemy tę książkę i prosimy zarazem, abyś wszystkim matkom, które będą ją czytać, pomogła zrozumieć zawarte w niej nauki; aby się uświęciły, a tym samym dokonały uświęcenia całych swych rodzin,nauczając dzieci kochać Ciebie i Ciebie naśladować.

 

 

W pierwszej połowie XI wieku, w czasie gdy już światło wiary rozproszyło ciemności bałwochwalstwa w Niemczech, kiedy pierwsi jej wyznawcy uczyli ludzi uprawy pól, ogrodów, karczowania lasów, osuszania bagien i zamieniania ich na pola uprawne, żył w Niderlandach wraz ze swą rodziną, złożoną z żony i pięcioletniej córki Genowefy, pewien książę brabancki, znany w całej okolicy i powszechnie lubiany dla swych niezwykłych zalet. Książę ten odznaczał się przede wszystkim głęboką pobożnością, nieustraszoną odwagą i prawdziwie chrześcijańskim sercem, które krwawiło na widok nędzy i cierpień bliźnich.

Księżna, jego małżonka była całkiem do niego podobna, tak, że w obojgu zdawało się być jedno serce i jedna dusza.

Ci poczciwi małżonkowie mieli córkę jedynaczkę, imieniem Genowefa, którą kochali nad życie i najtroskliwiej wychowywali.

Już we wczesnym dzieciństwie okazywała niezwykle bystry umysł, szlachetne serduszko szczególnie w niesieniu pomocy chorym i ubogim.

Pobożność i mądrość Genowefy przejawiały się także w jej rozmowach prowadzonych z matką, której pomagała prząść na wrzecionie przędzę na ubranie dla biednych dzieci.

 

A kiedy zaczęła z rodzicami chodzić do kościoła, już sama jej niewinna i skromna postać wyrażała najczystszą pobożność. Zwłaszcza, gdy w białej sukience klęczała między ojcem i matką na stopniach ołtarza i po wzniesieniu swych ocząt w niebo, i spuszczając je skromnie ze złożonymi rączkami wśród uroczystego nabożeństwa, zanosiła gorące modły do Boga, każdy patrząc na nią, myślał, że widzi anioła z niebios. Jakoż była ona prawdziwym aniołem, niosącym ratunek i pociechę ubogim i chorym. Biedne dzieci odziewała sukienkami, zrobionymi ze swej własnej przędzy;

starszych wspierała pieniędzmi, które jej rodzice dawali na ubiór. Rano i wieczór, o zmroku, aby jej nie spostrzeżono, pospieszała mała dziewczynka z koszykiem w ręku do chorych, niosąc dla nich posilający pokarm lub orzeźwiający a drogi, bo rzadki jeszcze wtenczas w Niemczech owoc, który własnym ustom odjęła. Dorósłszy, była prawdziwym wzorem niewinności i piękności, pracowitości i anielskiej łagodności, tak, że ją wszystkie matki za przykład swym córkom stawiały.

Zdarzyło się, że pewnego razu w bitwie, gdy książę znajdował się w wielkim niebezpieczeństwie, waleczny i dzielny rycerz, hrabia Zygfryd, ocalił mu życie. Wdzięczny książę wziął swego wybawcę po ukończonej wojnie do swego domu, a poznawszy go z bliska, pokochał, jak własnego syna, i dał mu Genowefę za żonę. Gdy nadszedł dzień, w którym przez wszystkich uwielbiana Genowefa musiała opuścić dom rodzicielski, nie tylko rodzice, ale i wszyscy domownicy i poddani od łez wstrzymać się nie mogli, tak dalece, że sama Genowefa, choć szczerze do małżonka przywiązana, widząc taki dowód przywiązania, rozpływała się we łzach.

Czcigodny ojciec, błogosławiąc przy pożegnaniu swą kochaną córkę i przyciskając ją do serca, rzekł ze łzami w oczach: »Jedźże, moje dziecię w imię Boga; opuszczasz nas oboje już w podeszłym wieku; kto wie, czy się kiedy zobaczymy. Ale Bóg będzie zawsze przy tobie. Miejże Go więc ciągle w pamięci i w sercu, jakoś się od nas nauczyła, i nie zbaczaj ani na włos z Jego świętej drogi, a wtenczas będziemy spokojni o ciebie, i gdy nas Bóg do Siebie powoła, umrzemy spokojnie«.

Rozczulona matka długo przyciskała ją do swego łona, a z płaczem ledwie te słowa wśród łkania zdołała wyrzec: »Bądź

 

zdrowa, najdroższa córko! Niech cię Bóg szczęśliwie prowadzi! Nie wiem, jaki los cię czeka, ale smutne jakieś przeczucie ściska moje serce. Ty byłaś zawsze dobrą córką, największą naszą pociechą, i nie zasmuciłaś nas nigdy. Pozostań zawsze taką i nie waż się nigdy w życiu popełnić coś takiego, czego byś się przed Bogiem i przed twymi rodzicami musiała wstydzić. Pozostań dobrą i cnotliwą, a nic ci się złego nie stanie. Gdybyśmy już się nie mieli widzieć na tej ziemi, z pewnością zobaczymy się w niebie«.

Wreszcie obrócili się rodzice do hrabiego z tymi słowami: »0, synu! Bierz w Imię Boskie to nasze najdroższe dziecię; jest to nasz najdroższy skarb, któryśmy otrzymali od Boga; kochaj ją stale, niezmiennie i zastąp jej miejsce rodziców.« Młody małżonek przyrzekł być jej najczulszym opiekunem, a uklęknąwszy z małżonką, prosili oboje rodziców o rodzicielskie błogosławieństwo.

Wtem wszedł do komnaty sędziwy i poważny starzec, którego czerstwość zdrowia, wykwitała na rumianych licach, choć głowa okryta była bieluchnym włosem. Był to bogobojny biskup Hidolf, który, niedawno, dawszy ślub młodej parze, przybył dać pasterskie błogosławieństwo. - Ten święty starzec, zwróciwszy się do Genowefy, wyrzekł: »Nie płacz, ukochana córko! Bóg przeznaczył dla ciebie wielkie szczęście, choć nie wszyscy ludzie pojmują takie szczęście. Przyjdzie jednak czas, że wszyscy, którzy tu jesteśmy, wśród łez radości dziękować będziemy Bogu. Wspomnij, o córko, moje słowa, gdy cię co w życiu spotka, a Pan niech zawsze będzie z tobą".

Te wieszcze słowa czcigodnego i świętego pasterza przejęły wszystkich obecnych smutnym przeczuciem jakiegoś zagrażającego nieszczęścia, ale także pełnym ufności uszanowaniem niezmiennych wyroków Boskich. Wreszcie hrabia, podniósłszy pobladłą i prawie bezsilną małżonkę, zaprowadził ją do okazałego powozu, sam zaś dosiadłszy dzielnego rumaka, ruszył w podróż w towarzystwie licznych rycerzy.

Hrabia Zygfryd idzie na wojnę

Zamek Zygfryda stał na wysokiej skale między rzekami Renem i Mozelą, w przepięknej okolicy. Gdy hrabia się zbliżał do bramy zamkowej, wszyscy poddani, starzy i, młodzi, kobiety i mężczyźni, przystrojeni w świąteczne szaty, wyszli na przywitanie

 

młodych państwa. Brama zamkowa przyozdobiona była w zielone wieńce i kwiaty, a nawet drogę usłano świeżymi liśćmi i kwiatami. Wszyscy mieli oczy zwrócone na Genowefę, a gdy ją ujrzeli, ogarnął ich powszechny zachwyt, albowiem oblicze Genowefy obok cudnej urody, jaśniało anielskim wyrazem. Wysiadłszy z powozu, Genowefa przywitała swych nowych poddanych słowami pełnymi słodyczy, po czym, zbliżywszy się do nich, rozmawiała osobliwie z matkami, trzymającymi dzieci na ręku, z tą ujmującą uprzejmością, że uradowane niewiasty myślały, że im Bóg zesłał anioła-pocieszyciela. A gdy jeszcze ogłoszono, co ich nowa pani uprosiła w drodze u męża, że wojskowi i pozostający w obowiązku służby dostaną podwójną całoroczną płacę, że wszystkim poddanym zostaną darowane całoroczne podatki, że ubodzy dostaną hojne wsparcie w żywności i drewnie - wtedy cały lud, ku tak dobrej pani, przejęty uczuciem wdzięczności, wśród radosnych okrzyków i błogosławieństw, życzył jej jak największego szczęścia i wracał uszczęśliwiony do domu.

Hrabia Zygfryd i Genowefa byli bardzo szczęśliwi, lecz ich szczęście, po kilku błogo spędzonych tygodniach, zostało przerwane, jakby dla okazania, że na tej ziemi nie ma trwałego i zupełnego szczęścia. Jednego dnia już późno w nocy siedzieli małżonkowie w komnacie; Genowefa przy kądzieli, nucąc ulubioną piosenkę, podczas gdy jej małżonek wtórował na lutni. Wtem nagle odgłos wojennej trąby zagrzmiał chrapliwie, »Co to jest?« zawołał hrabia do koniuszego, który właśnie z pośpiechem wchodził do pokoju. »Wojna - odpowie tenże; - Maurowie z Hiszpanii wkroczyli do Francji, pustosząc wszystko ogniem i mieczem. Dwaj przybyli rycerze z rozkazami od króla, tej nocy powołują nas do królewskiego obozu«. Hrabia wyszedł z pośpiechem powitać rycerzy i wprowadził ich do wielkiej sali, którą zwano rycerską;

strwożona zaś hrabina wydawała szafarzowi rozkazy do przyjęcia i posilenia gości. Hrabia Zygfryd całą noc spędził na przygotowaniach i uzbrojeniach wojennych, rozsyłaniu posłańców do okolicznych rycerzy, na wydawaniu rozporządzeń na czas jego nieobecności w zamku. Tej jeszcze nocy cały zamek napełnił się rycerstwem, brzękiem i szczękiem wojennym. Hrabina całą noc także była zajęta, to przyjmowaniem rycerskich gości, to przygotowywaniem bielizny

 

i innych potrzebnych rzeczy dla swego kochanego małżonka. Skoro świt, już wszyscy rycerze, uzbrojeni od stóp do głowy w żelazo, stali w gotowości w rycerskiej sali, a w środku nich powiewała u hełmu biała kita Zygfryda, jako ich wodza; przed bramą zaś czekała piechota w sprawnym szyku na hasło, a pachołcy dosiedli koni.

Wtem weszła na salę Genowefa i rycerskim obyczajem owych wojennych czasów podała małżonkowi miecz i kopię z tymi słowy:

»Noś tę broń za wiarę, kraj i na obronę bezsilnej niewinności, na postrach nieprzyjaciół^ To rzekłszy, padła omdlała na jego szyję i blada jak chusta. Nagły odjazd ukochanego małżonka i smutne przeczucia, które ściskały jej serce, złamały jej wrodzoną stałość duszy, rzekła więc płaczącym głosem: »Ach, drogi Zygfrydzie! już cię pewnie nie zobaczę« - i zakryła twarz chustką. - »Miej nadzieję w Bogu - odrzekł poważnie hrabia; - wbrew woli Jego nic mi się złego stać nie może; wszakże życie każdego człowieka jest w ręku Boga; On jeden jest w mocy zachować mnie od złego. A kto się Jego boi, nie potrzebuje się obawiać niczego, gdyż, osłoniony puklerzem Jego wszechmocnej prawicy, bezpieczniejszy jest na polu bitwy, niż my dotąd byliśmy w naszym zaciszu. Uspokój się przeto, kochana żono, i nie troszcz się zbytnio o moje życie. Pieczę nad tobą, zamkiem i wszystkimi włościami powierzam najpierw Bogu, a potem wiernemu mojemu słudze, który od tej chwili jest zarządcą zamku i wszystkich moich włości. Teraz polecam cię opiece Boskiej! Bądź zdrowa, pamiętaj o mnie i módl się za nasze powodzeniem

Genowefa wyprowadziła męża aż na dziedziniec zamkowy, gdzie natychmiast zabrzmiało chrapliwe wojenne hasło, a blask hełmów uzbrojonych rycerzy, odbijających się w płomieniach wschodzącego słońca, zdawał się witać i żegnać hrabiego Zygfryda, który, tłumiąc mimowolnie wydzierające się z jego piersi bolesne uczucie rozstania, dosiadłszy czym prędzej rumaka, ruszył, a za nim całe rycerstwo wśród brzęku, szczęku, tententu koni, cwałowało przez spuszczony most zamkowy w pole. Genowefa ścigała wzrokiem ten zbrojny hufiec, póki jej nie znikł z oczu, po czym zamknęła się ze ściśniętym sercem w swej komnacie, aby płaczem ulżyć ciążącemu jej smutkowi, i przez cały dzień nic w usta nie wzięła.

 

Genowefa niewinnie oskarżona

Po odjeździe Zygfryda, Genowefa żyła na zamku w największej samotności. Promienie rannego słońca wpadające przez gałęzie ponurych jodeł i świerków, otaczających zamek, zastawały ją siedzącą już przy krosienkach i haftującą ornat do zamkowej kaplicy, na którego kwiateczki nie jedna łza tęsknoty spadła, a skoro tylko usłyszała dzwonek kaplicy, śpieszyła co prędzej na Mszę św., gdzie, zatopiona w modlitwie, słała najgorętsze modły za ocalenie drogiego małżonka. Przychodziła najpierwsza, wychodziła ostatnia; nawet po obiedzie najchętniej spędzała długie samotne godziny w kaplicy na rozmowach z Bogiem i ze swym stęsknionym sercem. Aby się zaś pożytecznie rozerwać, wzywała do siebie dziewczęta z całej wioski, leżącej na przedzamczu, i sama ćwiczyła je w przędzeniu i haftowaniu, opowiadając im, przy tej ręcznej pracy, zabawne, pełne religijnej moralności nauki. Jak zaś od dzieciństwa była opiekunką ubogich i chorych, tak teraz stała się prawdziwą i najczulszą matką. Nie było w całych włościach biednego, którego by nie wspomagała lub nie pomogła mu w uzyskaniu stosownego zarobku. Każdego chorego odwiedzała sama w ubogiej chatce, niosąc mu obok lekarstwa i posiłku słowa pełne pociechy i nadziei, łagodząc jak balsam najdotkliwsze cierpienia. Wieczory spędzała w kręgu wiejskich niewiast, lub też późno w nocy przy świetle księżyca, wtórując na lutni, śpiewała pobożne pieśni.

Rządca zamku, którego hrabia ustanowił swoim zastępcą, i powierzył mu zarządzanie całą posiadłością, zwał się Goiło. Był to człowiek przebiegły, umiejący ująć sobie każdego miłymi słowami, lub strachem wymusić posłuszeństwo, a przy tym chytry, nie mający wcale sumienia, ani Boga w sercu. Własny zysk tylko i dogadzanie żądzom było jego najwyższym celem. Gdy co przedsiębrał, nigdy nie zastanawiał się, czy to się godzi, lecz patrzył tylko czy to mu przyniesie jaką korzyść, lub dogodzi jego rozwiązłym żądzom. Zaraz po oddaleniu się hrabiego przybrał postać samowładnego pana. Ubrany w kosztowne szaty, wyprawiał codziennie huczne bankiety, wymyślał najrozmaitsze zabawy i uciechy. Z najwierniejszymi sługami hrabiego obchodził się samowładnie, krzywdząc tego, kto sobie nie skarbił jego względów; nawet najbiedniejszemu wy-

10

 

robnikowi uszczuplał częstokroć zarobioną płacę; a ubogiego wypędzał z zamku bez kawałka chleba. Tylko względem samej pani okazywał dotychczas najgłębsze uszanowanie, uprzedzając wszystkie jej skinienia, pragnąc zaskarbić sobie jej łaskę poświęceniem bez granic. Ale roztropna Genowefa postępowała z powagą i godnością, trzymając w oddaleniu jego zbyt gorliwe zabiegi, nie wdając się nigdy z nim w zbędne rozmowy, tylko tyle, ile potrzeba wymagała. Z początku we wszystkim jak najchętniej zdawał się spełniać jej rozkazy, aby tym lepiej móc ukrywać swe zbrodnicze zamiary; lecz z czasem ośmielił tak się w swej bezczelnej zuchwałości, że pewnego razu odkrył jej swą zbrodniczą miłość, którą ona, niezachwiana w uczciwości i wierności zaprzysiężonej małżonkowi, ze zgrozą i oburzeniem odrzuciła. Odtąd zawiedziony w swych nadziejach zamienił swą gwałtowną namiętność w jeszcze gwałtowniejszą zemstę, i poprzysiągł jej zgubę.

Genowefa, przewidując grożące jej niebezpieczeństwo, napisała do męża list, w którym tego człowieka ukazała w należytym świetle, dołączając naj usilniej szą prośbę, aby natychmiast ten niebezpieczny sługa został oddalony z zamku. Wręczenie tego listu panu przyjął na siebie szafarz Drako, który ze wszystkich był najpoczciwszy i najbardziej przywiązany do pani. Nie mógł go Goiło przeciągnąć na swoją stronę i dlatego już od dawna pałał ku niemu nienawiścią, a gdy teraz dowiedział się, że tenże miał pójść do pana z listem od hrabiny, przebiegły złoczyńca domyślił się wszystkiego. Gdy więc Genowefa rano wezwała szafarza do siebie i wręczyła mu list do męża, rozjuszony Goiło wpadł z wściekłością, z dobytym mieczem do pokoju hrabiny i na oczach Genowefy zatopił go w piersiach niewinnego szafarza. Gdy to się stało, zrobił się wielki ruch na zamku; wszyscy zbiegli się do pokoju hrabiny, którą omdlałą, nie mogącą z przelęknienia wyrzec ani słowa, znaleźli prawie nieżywą w krześle, a u jej nóg martwego, zbroczonego krwią poczciwego szafarza Drako. Niegodziwy Goiło dopiero w obecności zgromadzonego ludu, począł miotać na niewinną panią najzłośliwsze potwarze, że wszyscy przerażeni okropnym widokiem, struchleli i zostali przejęci zgrozą. Po czym, ten kłamliwy potwarca, wziął list hrabiny, napisał inny i natychmiast odesłał go przez umyślnego posłańca, w którym to liście najpobożniejszą i najniewinniejszą

11

 

panią opisał jako wiarołomną i nie czekając odpowiedzi, wtrącił ją zaraz do najciemniejszego lochu w wieży zamkowej.

Goiło bardzo dobrze znał porywczość swego pana i wiedział, że jakkolwiek hrabia był szlachetnego sposobu myślenia, sprawiedliwy i miłosierny, ale obok tych pięknych zalet duszy i serca, zbyt był gwałtowny w swoich zapędach, dający się zwykle powodować pierwszemu wrażeniu. Ta jedna niepowściągniona namiętność, jak rozumował ten przebiegły złoczyńca, jest podobna do kagańca, zarzuconego na paszczę niedźwiedzia, za pomocą której męża skądinąd czcigodnego można do wszystkiego doprowadzić. Mógł więc prawie z pewnością przewidywać Goiło, że hrabia w pierwszym uniesieniu gniewu wyda rozkaz stracenia Genowefy.

Genowefa wtrącona do więzienia

Wieża, przeznaczona na więzienie złoczyńców, zawsze w jej sercu wzbudzała dawniej bolesne uczucia, i nie mogła Genowefa koło niej przejść bez tajemnego wzdragania się nad smutnym losem nieszczęsnych ofiar, w niej jęczących. A teraz sama wtrącona została do najgłębszego lochu. Ściany kamienne od wilgoci zieloną pleśnią pokryte, posadzka z kamienia także wilgotna. Nigdy promień słońca nie dochodził do podziemnej pieczary; maleńki tylko u góry otwór obwarowany żelazną kratą, wpuszczał nieco dziennego światła, które, odbite od jej białej szaty, malowało tym okropniej całą zgrozę tego przybytku zniszczenia i śmierci. Tutaj więc na garstce rzuconej słomy siedziała Genowefa dzień i noc, a obok niej stał z wodą gliniany dzbanek i kęs czarnego chleba.

Przyszedłszy nieco do siebie z przelęknienia i z żalu, w najgorętszej modlitwie do Boga upadła na kolana, a wzniósłszy ręce do nieba, rzekła: »0 najłaskawszy Ojcze niebieski! Tu, z głębokości podziemnego więzienia, gdzie żadne ludzkie oko nędzy mojej nie widzi i żadne ucho głosu mojego nie słyszy, uciekam się do Ciebie! Przez wszystkich opuszczona, nie mam nikogo więcej, oprócz Ciebie! Ale Ty, litościwy Boże, widzisz łzy moje, słyszysz moje jęczenie, albowiem Tyś wszędzie obecny, i w tym więc ciemnym lochu

12

 

obecny jesteś. Moi kochani rodzice nic ó mnie nie wiedzą, mój mąż oddalony nie może na mój ratunek pośpieszyć, ale dłoń Twoja zdolna jest wyrwać mnie z tego miejsca, skruszyć warowne zamki mego więzienia! Najdobrotliwszy Ojcze, zmiłuj się nade mną!«

Żal i wielkie wzruszenie, z którym wymawiała ostatnie słowa, osłabiły do reszty nieszczęśliwą Genowefę, usiadła więc na swym nędznym posłaniu, nie mogąc nawet płakać. Po chwili dopiero rzekła znowu: »0 ileż szczęśliwsi są ode mnie najubożsi ludzie; oni spoglądają na piękne i błękitne niebo, oddychają czystym, ożywiającym powietrzem. O gdybym, zamiast księżniczką, urodziła się była wieśniaczką, albo nawet żebraczką, jakże byłabym daleko szczęśliwsza! Nawet słońce, które Bóg dla wszystkich stworzył, nie dla mnie świeci. A przecież (znowu podniosła myśl do Boga, i z oczu puściły się łzy rzewne), a przecież Ty jesteś miłościwym Bogiem, bądźże więc w tej czarnej otchłani i słońcem moim! Tak jest, gdy wznoszę myśl do Ciebie, wszystko się rozjaśnia w mej duszy, a moje biedne serce, mrozem rozpaczy ściśnięte, ogniem miłości Twojej ogrzane, znów się ożywiać zaczyna«.

Teraz przypomniała sobie słowa czcigodnego biskupa Hidolfa i pomyślała - oglądając się po swoim więzieniu: otóż to jest owo szczęście, któreś mi zwiastował, święty mężu! Za bramą, ustrojoną w kwiaty, czakało na mnie ciemne więzienie. A przecież to musi być dla mnie dobrem, skoro Ty, wszechmogący Boże, dopuściłeś, abym uwięzioną była. Tak jest, najmiłościwszy Ojcze! Ty z miłości ku nam zsyłasz na nas cierpienia, które są zawsze zwiastunami niewyczerpanych Twoich dobrodziejstw. W każdym nieszczęściu mieści się zaród szczęścia i błogosławieństwa Twego, tak, jak w twardej i gorzkiej łupinie ukryłeś słodkie ziarnko owocu. Przyjmuję więc chętnie z Twej ojcowskiej ręki ten kielich goryczy, bo Ty tak chcesz. Wspieraj mnie tylko łaską Twoją świętą. Nie mogę nawet gniewać się na mych prześladowców i wznoszę tylko oczy do Ciebie, jako do jedynej mej pociechy: wszakże z woli Twojej włos z głowy mojej nie spadnie.

Po tej modlitwie uczuła wielką ulgę i pociechę w sercu. Zdawało jej się, że słyszy głos wewnętrzny: »Genowefo, nie poddawaj się rozpaczy! Ufaj Miłosierdziu Bożemu, a Bóg cię nie opuści! Skończą się twe cierpienia. Jesteś wprawdzie teraz w oczach ludzi obwiniona

13

 

o zbrodnię, ale przyjdzie czas, gdy twoja niewinność jaśniejszą okaże się niż słońce!« Te słowa wlały w nią orzeźwiający balsam i pokrzepiający sen skleił jej powieki.

Genowefa zostaje matką w więzieniu

Cenowefa przez kilka miesięcy zostawała w tym więzieniu. Przez ten długi czas nie wolno było nikomu jej odwiedzać, tylko Goiło odmykał niekiedy warowne zamki jej więzienia i chciał ją uwolnić, aby tylko, złamawszy wiarę małżeńską, jemu się całkiem oddała. Ale Genowefa zawsze mu odpowiadała: »Wolę, że mnie ludzie mają za występną, niżbym przez zbrodnię miała ocalić życie«.

Tymczasem jej cierpienia powiększyły się jeszcze. Niedługo po odjeździe męża przekonała się, że zostanie matką. Jakoż ta chwila nadeszła, a strapiona Genowefa na domiar swego nieszczęścia powiła w więzieniu syna. »0, drogie dziecię, rzekła, przyciskając je drżącymi rękami do serca, w jakże okropnym miejscu przychodzisz na świat. Chodź tu, do mego serca, abym cię ogniem macierzyńskiej miłości ogrzała. Ach, ta nieszczęśliwa matka twoja nie ma nawet pieluszki, aby cię w nią owinąć mogła i jakże zbolałą piersią zdołam cię wykarmić, umierając prawie sama z nędzy i głodu. W tym okropnym lochu nie masz prawie miejsca, gdziebyś wygodnie spocząć mogło, moje kochane dziecię; twoją kolebeczką będą zimne i wilgotne głazy, a twoją pościółką ciemne sklepienia, sączące na nas krople wilgoci i pleśni. O zimne i nieczułe głazy! czemuż z wysokości sklepienia rosicie krople na moje kwilące dziecię? Czy i wy nieczułe jesteście, jak ludzie, i chcecie w nim wyziębić natychmiast tę słabą iskierkę nędznego życia. Ale nie, wy, głuche mury, macie więcej czucia od ludzi; wy, nie mogące znieść mojej i mego dziecięcia nędzy, nad naszą nieszczęsną dolą płaczecie«.

Wtem wzniosła myśl do nieba, a wziąwszy na ręce swoje dziecię, tak wśród łez mówiła: »0 wszechmocny Boże! Tyś mi dał to dziecię, Ty wszechmocnością Swą wlałeś we mnie to życie, niechże więc Tobie będzie poświęcone i do Ciebie całkiem należy; nie mogę go posłać do Twego świętego kościoła dla przyjęcia chrztu św., ale Ty tu jesteś obecny, a gdzie Ty jesteś, tam i Twój Kościół. Ja więc

14

 

nieszczęsna muszę zastąpić miejsce kapłana i chrzestnego ojca. Otóż Ci to dziecię moje najdroższe ślubuję, o litościwy Boże, jeżeli je przy życiu i mnie zachowasz, wychować w świętej wierze Twojej, Ojcze, Synu i Duchu Święty, zaszczepić w jego sercu miłość ku Tobie i bliźnim, i powierzonego mi przez Ciebie tego najdroższego skarbu strzec będę od wszelkiego złego, abym Ci go w dniu śmierci mogła oddać czysty i niepokalany żadnym grzechem, iżbym mogła ostać się przed sprawiedliwością Twoją, gdy mnie wezwiesz do zdania rachunku z mego życia.«

Po czym modliła się jeszcze długo, aż wziąwszy wreszcie kubek z wodą, polała dziecię, chrzcząc je w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego i dając mu imię Bolesław. »Wśród łez i bólu przyszedłeś na świat, mówiła, niechże więc twoje imię ze chrztu świętego będzie Bolesław, a łzy twojej matki niech ci służą za wiązankę i upominek macierzyńskiej miłości.«

Potem, owinąwszy dziecię w chustkę, położyła je na swym łonie, a spojrzawszy z żalem na kawałek czarnego chleba, leżącego obok niej, ciężko westchnęła i rzekła: »0 biedne dziecię! to będzie na przyszłość twoja strawa; łzy twej matki zwilżą ci ten twardy kawałek chleba, który za pomocą Boską dla ciebie i dla mnie wystarczy«. Gdy dziecię słodkim snem na jej łonie zasnęło, podniosła Genowefa oczy w niebo i ciężko westchnęła: - »0 Boże, zmiłuj się nad tą biedną dzieciną! W tym ciemnym i zimnym lochu bez życiodajnego słonecznego światła, bez pokrzepiającego powietrza wnet by kwiatek zwiędnąć i zmarnieć musiał, - a jakże zdoła się wypielęgnować tak słaba i delikatna istota! O Boże wszechmogący! Nie dajże jej marnie zwiędnąć, zachowaj przy życiu ten mój najdroższy skarb na świecie, który stokroć wyżej cenię, niż własne życie. Ale Ty, najmiłościwszy Ojcze, jeszcze je bardziej miłujesz, niż ja, bo Ty najgorętszą miłością ogarniasz wszystkich ludzi. - Tak jest, dodała z rozczuleniem, wszakże Sam wyrzekłeś: »A choćby matka zapomniała o swym dziecięciu, ja przecie o nim nie zapomnę«. Gdy Genowefa głośno wymawiała te słowa, dziecię ocknęło się i pierwszy raz uśmiechnęło do matki. Genowefa uśmiechnęła się także pierwszy raz w swym więzieniu, mówiąc: »Śmiejesz się, kochana dziecino, nie znając okropności twego losu! Ach, uśmiechasz się, drogie dziecię! Twój uśmiech wymowniej do mnie przemawia, niż tysiąc słów.

15

 

Z twych uśmiechających się oczu wyczytuję te słowa:» Nie płacz, mamo, rozwesel zapłakane lice: jesteś wprawdzie nędzną, ale Bóg jest Wszechmocny; jesteś słabą, ale Bóg jest potężny. Ty mnie szczerze kochasz, ale Bóg kocha mnie jeszcze goręcej«. »Ach, uśmiechnij się tylko, luba dziecino! Dopóki ty się śmiejesz, twoja matka płakać nie

może«.

Po kilku dniach znowu wszedł do więzienia Goiło, ale tym razem

daleko jeszcze straszniejszy, niż dawniej, i rzekł piorunującym głosem »Już dosyć tych korowodów! raz przecie musi być koniec. Jeżeli jesteś tak nierozsądna, że za nic cenisz sobie życie, to się przynajmniej ulituj nad tym dziecięciem, gdyż ci przysięgam, że jeżeli nie ulegniesz mej woli

zginiesz ty i twoje dziedę«.

Na tak straszliwą pogróżkę Genowefa odpowiedziała spokojnie:

»Wolę tysiąc razy śmierć ponieść, niż zezwolić na grzech i stać się winną w obliczu Boga, moich rodziców, małżonka i wszystkich ludzi!« Goiło w zapalczywym gniewie rzucił na nią wzrokiem pełnym wściekłości i z takim hukiem zatrzasnął drzwi więzienia, że przeraźliwy łoskot długo rozlegał się po sklepieniach więzienia i w sercu strapionej Genowefy.

Genowefa dowiaduje się o wyroku śittierci

Około północy zastukał ktoś w małe okienko więzienia i zawołał stłumionym głosem: »Śpisz kochana hrabino? Uzbrój się męstwem, gdyż okropną niosę ci nowinę! O Boże, me mogę mówić od płaczu! Ach, niegodziwy Goiło, żeby przepadł na dno piekła!«

»Któż jesteś?« - zawołała Genowefa, i wstawszy zbliżyła się do żelaznej kraty w okienku. »Jestem Berta, córka dozorcy więzienia, odpowiedziała; przypomnij sobie, droga hrabino, ową dziewczynkę, coś ją w tak długiej i ciężkiej chorobie czule pielęgnowała. Ach, jakże cię nie kochać, najdroższa pani! O gdybym cię tylko mogła ratować! Ach ale ja ci przynoszę straszną nowinę! Tej jeszcze nocy chcą cię zamordować! Hrabia wydał taki wyrok, bo istotnie uważa cię za taką, jaką Goiło przed nim opisał. Kat już jest na dzisiejszą noc zamówiony i ma ci wydrzeć twe drogie życie. Słyszałam na własne uszy, jak niecny Goiło wydawał rozkazy. O litościwy Boże! I niewinne dziecię pani ma także być stracone, bo go hrabia za

16

 

swoje uznać nie chce. Trwogą i żalem przejęta, nie mogąc oka zmrużyć, gdy się już wszystko uciszyło w zamku, wstałam z łoża, na którym chorobą tak długo byłam złożona, i zawlokłam się tutaj, aby cię przestrzec. Może mi masz co do zlecenia, może masz co na sercu, powierz mi, najdroższa pani, a może znajdę sposobność okazania twej niewinnością Genowefa tak się przelękła, że długo ze strachu słowa wymówić nie mogła. Dopiero po niejakiej chwili, zebrawszy ostatnie siły rzekła: »Kochane dziecię wyświadcz mi tę łaskę, przynieś mi światło, atrament, papier i pióro«. Co gdy jej dziewczynka przyniosła, Genowefa zaczęła pisać schylona na posadzce bo nie miała stolika, list następującej treści:

Najdroższy mężu!

Tu, w moim więzieniu, na kamiennej posadzce, piszę ostatni raz do Ciebie! Gdy to pismo czytać będziesz, już mnie nie będzie na świecie! Za kilka godzin stanę przed tronem sprawiedliwego Sędziego. Jestem jako występna na śmierć skazana, ale Bóg wszystko wiedzący widzi, że umieram niewinnie! Wierz, drogi Mężu, jak Bóg żywy na niebie, że twoja żona nie skalała się nigdy kłamstwem;

i teraz w chwili tak stanowczej, powtarzam Ci najuroczyściej, że niewinną umieram!

Ach, najdroższy Mężu! Tylko mi Ciebie żal; wiem, żeś został haniebnie oszukany, bo inaczej nigdy byś nie zezwolił na stracenie twej Genowefy i twego dziecięcia. A gdy się w czasie przekonasz, żeś podejściem został oszukany, nie rozpaczaj zbytecznie. Wiem, żeś mnie szczerze kochał, przeto nie jesteś winien mej śmierci. Jest to oczywiste dopuszczenie Boskie.

Proś przeto Boga, żeby Ci Twoją porywczość odpuścić raczył, a odtąd nie potępiaj nikogo, póki sam najpierw nie wysłuchasz. Ta pierwsza w życiu twoim niesprawiedliwość niechaj będzie ostatnią;

winieneś ją nagrodzić tysiącem szlachetnych i miłosiernych uczynków. Rozpaczać i martwić się na nic się nie przyda; wspomnij na to, że w niebie znów twoją wierną Genowefę zobaczysz, tam ją poznasz i przekonasz się o jej niewinności i stałym do Ciebie przywiązaniu. Tam zobaczysz także drogie nasze dziecię! Tam już nikt nas nie rozłączy!

17

 

Chwile mego życia już są bardzo krótkie; dopełniam mego ostatniego obowiązku, aby Cię wyprowadzić z błędu. Dziękuję Ci także za twą miłość, którąś mi przedtem okazywał. Ja niezachwianą miłość ku Tobie zabieram z sobą do grobu.

Zajmij się mymi nieszczęśliwymi rodzicami, pocieszaj ich w tym strapieniu; ja już do nich pisać nie mogę, bo się zbliża moja ostatnia godzina. Zapewnij ich więc ode mnie, że ich córka nie była występną, że niewinnie stracona, że w godzinę śmierci jeszcze o nich pamiętała, że im dziękuję za wszystko dobre, co dla mnie w życiu uczynili.

Co się zaś tyczy Goiła, tego zaślepionego szaleńca, nie zabijaj go w swym gniewie. Przebacz mu tak, jak ja mu przebaczam. Słuchaj kochany mężu! Ja, twoja Genowefa błagam Cię o to, nie chcę bowiem brać zemsty z sobą do grobu, ani dopuścić, aby choć jedna kropla krwi z mojej przyczyny była przelana.

I na tych, którzy mi mają życie odebrać, nie chciej wywierać zemsty twojej, że mnie niewinnie zabili; owszem, winieneś im dobrze czynić. Oni temu nie winni i z pewnością niechętnie wykonają wyrok.

Poczciwy i niewinnie zamordowany Drako był najwierniejszym twym sługą. Miej więc pieczę o pozostawionej wdowie i osieroconych dzieciach, abyś im miejsce ojca zastąpił. Winieneś to uczynić, gdyż przywiązanie jego do Ciebie było przyczyną jego śmierci! Jest więc twoim obowiązkiem, abyś go jawnie ogłosił niewinnym.

To dobre dziecko, które Ci ten list odda, nagródź. Ona jedna pozostała wierną mi do końca, gdy mnie wszyscy opuścili, albo raczej, gdy z obawy ściągnięcia na siebie zemsty zarządcy zamku nikt się za mną ująć nie odważył.

Dla poddanych okaż się zawsze łaskawym panem; nie uciskaj ich zbytecznymi ciężarami; staraj się, aby mieli sprawiedliwych i wyrozumiałych przełożonych, przykładnych kapłanów i troskliwych lekarzy, i sam każdego, gdy który przyjdzie *z jakim zażaleniem cierpliwie wysłuchaj. Nade wszystko zaś bądź litościwym i miłosiernym dla ubogich i nieszczęśliwych. Ach, ja pragnęłam tak gorąco być ich troskliwą matką! Czyń teraz dobrze i za mnie. Masz podwójny obowiązek, abyś był ich ojcem.

Już kończę to pismo i ostatni raz na tej ziemi żegnam się z Tobą, najdroższy Mężu! błagam Cię najusilniej o to, abyś się zbytecznie

18

 

z mojej przyczyny nie trapił. Wszakże ja chętnie umieram, bo to życie jest znikome, pełne goryczy i nędzy. A choć byłam ułomną i grzesznicą, przecież w tym, o co mnie obwinił Goiło, byłam zupełnie niewinną, jak nasz Zbawiciel na krzyżu. On także raczy być miłościw dla duszy mojej.

Jeszcze raz bądź zdrów, o najukochańszy Mężu, módl się za duszę moją! Schodzę z tego świata z sercem pojednanym!

Twoja wierna żona, Genowefa

List ten pisała Genowefa wśród strumieni łez. Cały był skropiony jej łzami, tak, że go z trudnością można było czytać. Oddała go dziewczynie, mówiąc: »Schowaj to pismo i nie pokazuj nikomu. Gdy zaś mąż mój powróci z wojny, oddasz mu go sama«. Tu Genowefa zdjęła z szyi sznurek pereł i, oddając je Bercie, rzekła:

»Przyjmij, kochane dziecię, tę jedyną po mnie pamiątkę za twoje przywiązanie i za łzy, któreś za mnie wylała; one były moim ślubnym wianem, i od tej chwili, jak otrzymałam je z rąk męża, nie schodziły nigdy z mej szyi. Niechże teraz będą twym ślubnym ubiorem. Choć te perły są warte kilku tysięcy, jednakże nie chciałabym, abyś z posiadania ich wzbiła się- w pychę. O, pomnij, kochane dziecię, że twoja pani nosiła te perły na szyi, którą niezadługo miecz katowski przetnie. Ucz się z mego losu, że na świecie wszystko znikome; w Bogu więc tylko samym pokładaj nadzieję! A teraz wracaj z Bogiem do domu, bądź dobrą i pobożną. Dla mnie najwyższy czas zwrócić myśli do Boga i przygotować się na drogę do wieczności. Bądź zdrowa, poczciwa Berto; zobaczymy się na tamtym świecie«.

Genowefa wyprowadzona na stracenie

Zaledwie Berta odeszła od okienka, gdy otworzyły się z łoskotem drzwi więzienia i dwaj uzbrojeni pachołkowie weszli do niego. Jeden z nich trzymał w ręku zapaloną pochodnię, a drugi niósł szeroki goły miecz. - Genowefa klęczała na ziemi, trzymając dziecię na ręku, i modliła się gorąco do Boga.

19

 

»Wstań, hrabino, rzekł grubym głosem ten co trzymał miecz w ręku i miał być jej katem; wstań natychmiast, weź twoje dziecko i chodź z nami«. Genowefa zawołała: »Boże, bądź mi miłościw, jestem w Twoich rękach«. Wstała i szła za nimi chwiejącym się krokiem. Prowadzili ją długim podziemnym gankiem, który prawie nie miał końca. Pachołek, niosący pochodnię, szedł przodem, hrabina za nim w środku, a za nią ów z mieczem postępował; obok nich biegł pies, brytan. Gdy przybyli do drzwi żelazem okutych, ten, co niósł pochodnię, dobył klucza, otworzył je i zagasił pochodnię. Wyszli z ganku i ujrzeli się pod gołym niebem niedaleko lasu. Było to późno w nocy; niebo iskrzyło się gwiazdami, a księżyc chylił się ku zachodowi. Żaden z tych dwóch oprawców ani słowa do hrabiny nie przemówił, prowadząc ją wśród lasu w ponurym milczeniu. Zaprowadzili Genowefę w głąb lasu, aż wyszli na goły plac w kniei, którą otaczały ciemne świerki i ponure jodły. Tu odezwał się groźnie ten, co niósł miecz w ręku: »Teraz stój, Genowefo, i klęknij«. Genowefa uklękła. »0ddaj tu twoje dziecko, dodał, a ty, Hincu, zawiąż jej tymczasem oczy«. To mówiąc, ujął dziecię za rączkę i podniósł w górę goły miecz. Tu zadrgały wszystkie macierzyńskie wnętrzności Genowefy; wyrwała dziecko z rąk oprawcy, a tuląc je z całej siły do łona, spojrzała w niebo i zawołała głosem, zdolnym zmiękczyć najtwardsze głazy: »0 wszechmocny Boże! Niech ja umrę, tylko ratuj biedną dziecinę«.

»Nie spieraj się, rzekł strażnik surowo; co być musi, to się stanie;

oddaj twoje dziecko«. Lecz Genowefa, zbierając wszystkie siły, zawołała głosem rozdzierającym najtwardsze serca: »Zaklinam was na ukrzyżowanego Zbawiciela, który wam w dzień śmierci ma być miłościw! Nie zabijajcie tej niewinnej dzieciny! zabijcie mnie raczej, wszak chętnie umieram, ale mojego kochanego dziecięcia nie zabijajcie! Zanieście do moich rodziców, albo, jeżeli tego uczynić nie chcecie, i mnie dla tego niewinnego dziecięcia darujcie życie, a ja tu pozostanę w tym odludnym lesie i więcej pomiędzy ludzi nie wrócę. Ach, wysłuchajcie błagania matki i dawniejszej pani, która u nóg waszych żebrze miłosierdzia. Gdybym była występna, moglibyście mnie zabić z lekkim sumieniem, ale wy drodzy ludzie, wiecie dobrze, że jestem niewinna. Ach! przyjdzie czas, gdy żałować będziecie, żeście się nie dali zmiękczyć moimi łzami. Okażcie miłosierdzie nade

20

 

mną, a Bóg okaże je wam w godzinę sądu. Nie dajcie się doczesną nagrodą nakłonić do bezbożnego czynu, za który wieczna czeka was kara. Bójcie się więcej Boga, niż ludzi; nie przelewajcie krwi niewinnej i nie stawajcie się mordercami, bo krew niewinna woła o pomstę do Boga, a zabójca nie ma pokoju ani na tym, ani na

tamtym świecie«.

»Ja robię, co mi kazano, odparł ten, co trzymał miecz. Czy to słuszne, czy to niesłuszne, ja w to nie wchodzę; za to odpowiedzą Goiło i hrabia«.

Ale Genowefa nie przestała ich błagać i zaklinać: »Ach! spójrzcie tylko w niebo; nie widzicie, jak ten księżyc kryje się pomiędzy jodły, aby nie być świadkiem waszego bezbożnego czynu; patrzcie, jak krwawo zachodzi: ilekroć w życiu ujrzycie czerwoność zachodzącego księżyca, zawsze wam stanie przed oczami krew niewinnie przelana. Tak jest, odtąd to koło miesięczne, dla innych ludzi łagodnym i miłym przyświecające blaskiem, na was krwawym spoglądać będzie obliczem. Czy nie słyszycie, jak smutnie wiatr zajęczał po wierzchołkach drzew, jak z drżeniem i ponuro szeleści listek? Ach, zlitujcie się, ludzie kochani! Jest to głos, przemawiający do waszego serca, abyście nie obciążali sumienia waszego morderstwem, na które wzdryga się cała natura, albowiem każdy szum wiatru, każdy szelest liści napełni trwogą wasze serca. - Wznieście tylko oczy do nieba, ilu to tysiącami oczu niebo na was spogląda! Moglibyścież więc w jego obliczu dokonać tak okropnego czynu? Przypomnijcie sobie, że nad tymi gwiazdami jest Bóg, sprawiedliwy Sędzia, pr...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin