Pomóż sobie daj światu odetchnąć - Eichelberger.doc

(1608 KB) Pobierz
NIEKTÓRE ZAGADNIENIA TERAPII GESTALT*

NIEKTÓRE ZAGADNIENIA TERAPII GESTALT*

Przeciwieństwa

Wojciech Eichelberger: Gestalt jest jedną z prób opisa­nia uniwersalnej zasady, że wszystko, co jest — ma swoje przeciwieństwo. Im większe jest to, co się jawi, tym wię­ksze jest jego nie ujawniane przeciwieństwo. Im większe jest twoje doświadczenie nie, tym większe doświadczenie tak \ odwrotnie. Wielu fiksuje się na nie, wielu fiksuje się na tak. Ale życie, energia i jednoznaczność pojawia się wówczas, gdy istnieje świadomość doświadczenia obu biegunów opozycji. Muszą być dwa bieguny. Właściwie cały pomysł Gestaltu zasadza się na tym, żeby badać te przeciwstawienia i przekraczać je.

Pomysł figury i tła w terapii Gestalt jest cudowny. Zawsze daje jakieś wyjście terapeucie (tym samym klien­towi). Kiedy jesteś w impasie możesz się na chwilę za­trzymać i zadać sobie pytanie: zaraz, zaraz, jeśli my się tym zajmujemy, to co jest po drugiej stronie? Co jest antytezę tego, czym się zajmujemy? Co jest tłem? I często przeniesienie świadomości klienta w tło, wydobycie tła na pierwszy plan jest właściwie całą pracą, jaką ma on do zrobienia w danej chwili.

Marcin: Czy to znaczy, że jego kłopotem jest po pro­stu przywiązanie do jednej strony świadomości czy jed­nego punktu widzenia?

·         Gestalt to szkoła psychoterapii stworzona przez Fryderyka Perls'a, późnego ucznia Freuda, skupiająca się na pracy nad procesem świadomości, którego „tu i teraz" doświadczamy. (Przyp. W.E.)

 

 

W.E.: Tak. Pamiętajcie o tym, że bardzo owocnym sposobem pracy jest ignorowanie spontanicznie tworzo­nej przez klienta figury. Czyni się milczącą, roboczą hi­potezę, że taka figura to pewien schemat, który ma głów­nie obronny charakter — zwłaszcza gdy człowiek jest neurotycznie zahamowany — a więc nie warto się nią zajmować. Trzeba na pierwszy plan wydobyć tło, sięgnąć do tego elementu doświadczenia klienta, do którego on zwykle nie sięga —- i to na ogół odblokowuje sprawę.

Krysia: Ale jak szukać tła? Przecież każdemu z nas mogłoby przyjść do głowy coś innego jako przeciwień­stwo figury tworzonej przez klienta.

W.E.: Nie za bardzo. Jest tu chyba skończona liczba możliwości. Jeśli klient ma dużo odczuć z ciała — to gdzie drugi biegun? Głowa, myśli. Jeśli odczuwa górę ciała — gdzie jest drugi biegun? Na dole. Jeśli uwagę skupia na sobie, to drugi biegun jest „na zewnątrz".

Typową sytuację, na której można tę sprawę pokazać jest praca z osobą o tendencjach samobójczych. Przycho­dzi do ciebie i mówi: Ja nie chce żyć. Wielu terapeutów wtedy odruchowo pomaga klientowi rozbudowywać je­szcze bardziej tę figurę, dopytując się: Właściwie to dlacze­go nie chcesz żyć? Powiedz, z czym ci tak ciężko? Z czym ci tak trudno? Ale można zrobić coś zupełnie innego. Znaleźć taki moment, w którym klient będzie otwarty na to, aby sięgnąć do antytezy — do tła. Bo jest oczywiste, że gdy człowiek do ciebie przychodzi i mówi: Ja nie chce żyć, stoi za tym ogromny krzyk: Ja chce żyć! Tylko że on nie chce żyć dalej tak, jak żyje.

Często w takich wypadkach mówię klientowi: Gdy słyszę twoje „chce się zabić", to dla mnie znaczy, że ty chcesz zabić to życie, którym żyłeś do tej pory — czy tego siebie, którego stworzyłeś żyjąc w ten, a nie inny sposób. Chętnie ci w tym pomogę. To pokazuje człowiekowi jakąś inną możli­wość, możliwość twórczego spożytkowania swojej de­strukcyjnej energii.

Gdy nastąpi umiejscowienie figury „ja nie chcę żyć" w szerszym kontekście, czyli pojawi się jakaś przestrzeń, chociażby jako tło jeszcze nie sprecyzowane, niewyraźne, to wówczas można zacząć mieć do tego jakiś stosunek. Obrazowo rzecz ujmując (Wojtek ustawia dwa krzesła naprzeciwko siebie w pewnej odległości), to jest właśnie tak: przychodzi do ciebie facet i mówi: Ja nie chcę żyć. On jest wtedy tylko „tu" (Wojtek siada na jednym z krzeseł), a ty mu pokazujesz przestrzeń, która jest poza tym, po­kazujesz tło. Dzięki temu może on dostrzec możliwość wyjścia z tego położenia (Wojtek przesiada się na drugie krzesło), przyjrzenia się tamtemu aspektowi siebie i stwier­dzenia na przykład: Aha, ty nie chcesz żyć, a ja chce. Albo: Czemu chcesz mnie zabić — czy cokolwiek innego.

Wtedy ten człowiek uzyskuje zaczątek wolności. Do­tychczas identyfikował się tylko z jedną z możliwości. Teraz ma dwie. Może przejść tu, może przejść tam (Woj­tek przesiada się z krzesła na krzesło). Co on zrozumie, co on takiego może zobaczyć, jak tak będzie raz tu, a raz tu? Zobaczy, że jest ruchem! Nie jest ani tym, ani tym, tylko jest ruchem, zmianą. Ale żeby doświadczyć siebie jako ruchu, jako zmiany, trzeba się sporo napracować. Na ogół następuje fiksacja. Jest się albo tym, albo tam­tym. Albo i tym, i tamtym.

Wyprowadzenie cierpiącej osoby poza jej schemat, ste­reotyp, jest właściwie celem terapii, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z człowiekiem, który jednostronnie przeży­wa swoje życie. Jeśli pomożesz mu wyjść poza schemat, otworzysz go na zupełnie nowy świat.

Świadomość człowieka jest w stanie to zrobić. Może zrobić wszystko, tylko przyzwyczaiła się płynąć określo­nym nurtem. Zmiana tego nurtu czy choćby rozlanie go szeroko jest tym, do czego się zmierza. To podstawowy cel wszystkich procedur pomagania, z jakimi się zetkną­łem. Przeorientowanie świadomości. Skierowanie jej tam, dokąd do tej pory nie sięgała.

Wiesiek: Teraz zrozumiałem, że kiedy pracuję z ludźmi, to jestem mało świadomy tego, co kolejny krok otwiera lub może otworzyć. Pamiętam, Wojtek, że kiedyś zrobiłeś w mojej grupie taką pracę: ktoś powiedział, że czuje się osaczony przez konsekwencje swoich decyzji i myśmy zaczęli te konsekwencje odgrywać, postawiliśmy go w środku i próbowaliśmy go „katować". A ty pozostałeś na zewnątrz kręgu. I wołałeś do niego: Chodź tutaj, tu jest dobrze, tu jest lepiej! Otóż ja bym nie wpadł na to, żeby otworzyć tę przestrzeń poza kręgiem, nie byłbym świa­dom jej istnienia. Stałbym w kółku, dalej bym go kato­wał, mając nadzieję, że sam się odbije.

W.E.: Nawet jeśli nie znasz tej przestrzeni, to możesz ją postulować, chociażby na podstawie zasady interakcji między tłem a figurą. Jeśli figurą dla tego człowieka było poczucie osaczenia przez konsekwencje własnych czy­nów, można sobie zadać pytanie: Co jest tłem dla poczucia osaczenia? No, co jest tłem dla poczucia osaczenia?

Wiesiek: Wolność

W.E.: Tak. Gdyby on, intuicyjnie przynajmniej, nigdy nie przeczuwał czegoś takiego, jak wolność albo gdyby kiedyś nie doświadczył poczucia wolności, nie mógłby czuć się osaczony. On gdzieś głęboko był świadomy tła. Tylko w interakcji między figurą „osaczenie" a tłem „wolność" możliwe było pojawienie się cierpienia, z któ­rym przyszedł. Więc takiemu człowiekowi można zapro­ponować działanie, które pomoże mu z tła uczynić wyraźną figurę, coś, ku czemu się dąży.

Szukanie tła to nie jest praca intelektualna. Raczej in­tuicyjna, oparta na bacznej obserwacji siebie i innych, na własnym doświadczeniu i zasymilowanych doświadcze­niach innych ludzi. Wielu terapeutów nietrafnie odczytu­je tło. Jeśli na przykład mówisz, że antytezę lęku stanowi poczucie bezpieczeństwa, to jest to psychologiczna nie­prawda. Antytezą lęku jest agresja. Tak to się w ludziach układa, choć chętnie temu zaprzeczają. Poczucie bezpieczeństwa natomiast jest wyjściem poza tę dwoistość, przekroczeniem opozycji „lęk — agresja".

Wiesiek: Czy mógłbyś opowiedzieć o takiej pracy, w której zaistniało przekroczenie opozycji? Chciałbym to zobaczyć na żywym przykładzie.

W.E.: Podczas jednej pracy następuje to dość rzadko, choć każdy dojrzały proces terapeutyczny powinien w tym kierunku zmierzać. Przypominam sobie jednak sytuację, w której się to udało. Pracowałem z klientem nad problemem ojca. Konflikt z rodzicem jest w ogóle dobrym przykładem opozycji. Na początku mamy do czynienia z silnym poczuciem odrzucenia i związaną z tym nienawiścią. Tłem dla nienawiści jest dziecięca po­trzeba bycia kochanym. Gdy w czasie psychoterapii uleje się z człowieka trochę nienawiści, zaczyna odkrywać w sobie potrzebę miłości. I wtedy jest w pułapce: wpraw­dzie odzyskał nieco swobody, ale jest to swoboda piłecz­ki pingpongowej — nienawidzi się rodzica, za chwilę potrzebuje się jego miłości, potem się go nienawidzi, bo tej miłości się od niego nie dostało, potem znowu potrze­buje... Są ludzie, którzy przyjeżdżają na kolejne treningi i na zmianę lecą albo w to, albo w tamto. Oczywiście, jeśli człowiek żył tylko nienawiścią, to gdy sobie uświa­domi stojącą za tym potrzebę miłości, już jest lepiej. Ale nie uwalnia to od cierpienia.

Otóż w tamtej pracy coś w zachowaniu mojego klien­ta obiecywało możliwość wyjścia z tej pułapki. Zaaranżo­wałem więc sytuację, w której mógł on wybaczyć ojcu. Okazało się, że trafiliśmy w dziesiątkę. W rezultacie w sposób niesłychanie ekspresyjny i rozładowujący roz­grzeszył on swojego ojca. Tak szczerze, że do dzisiaj tę pracę pamiętam. Nie był już ani tym, który nienawidzi, ani tym, który potrzebuje. Był tym, który kocha i potrafi wybaczyć. Poczuł się wolny. Mógł iść dalej.

Żeby klient mógł przekroczyć opozycję i dopracować się tego, że nie jest ani tym, ani tym, doprowadza się,

w klasycznej pracy gestaltowskiej, do maksymalnego na­pięcia między dwoma opozycjami. Wtedy dochodzi do eksplozji i świta możliwość przekroczenia jednowymiarowej przestrzeni konfliktu. Gdy osiągamy taki „trzeci punkt" i uwalniamy się od neurotycznego rozdwojenia, doznajemy jakby poczucia transcendencji. To jest cudowne — wydobyć sią z pułapki, jaką jest nienawiść i potrze-ba bycia kochanym! Gdy człowiek wybacza, doświadcza : tego, że jest wolny i dojrzały. Doświadcza prawdziwej przestrzeni.

Maciek: Z tego wynikało, że jest to poza obszarem psychoterapii?

W.E.: Nie. Myślę, że nie. Wybaczanie na pewno nie jest poza obszarem psychoterapii. Choć w jakiś sposób dotyka transcendencji.

„Tu i teraz"

Zróbmy sobie eksperyment. Siądźcie w dwójkach. Przez dwie, trzy minuty mówić będziecie wyłącznie o tym, czego teraz doświadczacie.

Wielu z was zapewne to ćwiczenie już robiło, ale może w tym kontekście zobaczycie je z nowej, twórczej strony. Jest to zresztą doskonała procedura diagnostycz­na, której możecie używać w pracy ze swoimi klientami. Zaczynamy.

(Po krótkiej rundzie:)

W.E.: Chciałbym, żebyście teraz opowiedzieli o wa­szych pracach.

Bogdan: Ja z jednej strony nie miałem ochoty mówić o tym, czego doświadczam, nie miałem też nic specjalne­go do powiedzenia, ale z drugiej strony myślałem: może i trzeba, należy coś mówić? To prowadziło do wymyślania ; czegoś.

Małgosia: Mnie zastopował fakt, że nie chciałam tutaj 'i wnosić moich ostatnich cierpień i smutków. Powiedziałam sobie, że to zawieszam, zostawiam. To mnie rzeczy­wiście zastopowało.

Beata: Ja się zastanawiałam: Powiedzieć? No tak, należy
powiedzieć, ale nie mam ochoty. A potem zaczęłam sobie
wyobrażać, jak to by wyglądało. I dopiero po jakimś
czasie odpuściłam sobie, przestałam kombinować co po­
wiedzieć.

W.E.: Uderza mnie wasza beradność w artykułowaniu odpowiedzi na pozornie proste pytanie: Czego teraz do­świadczasz? Chciałem wam na to zwrócić uwagę, ponie­waż cała terapia Gestalt obraca się wokół tego jednego pytania. Według założeń jej klasycznego kanonu — jeśli ktoś jasno, wyraźnie i zdecydowanie potrafi w każdej chwili powiedzieć sobie, czego właśnie teraz doświadcza, jest człowiekiem zdrowym, nic mu nie brakuje, poradzi sobie w każdej sytuacji. Jak widać, niewielu z nas, we­dług tego standardu, zasługuje na miano zdrowych.

Gdyby tu siedział Perls, powiedziałby tak: Wszyscy przynieśliście do tego miejsca różne bagaże, różne sprawy, które tu wcale nie są obecne. Jesteście nieprzytomni, śnicie. Na przykład Krysia. Jej palec w buzi, trzęsące się nogi i ... ja nie chce podnieść oczu... To był element całego syndromu lęku i mógł wskazywać na moment regresji w jej zacho­waniu. Przecież ona nie miała powodu przeżywać tutaj lęku! Można więc przypuszczać, że przeżycie lęku przy­niosła skądinąd, być może jeszcze z tego okresu, gdy się trzyma palce w buzi.

Albo Beata. Dlaczego, zamiast zająć się odpowiedzią na pytanie, zastanawia się, czy powiedzieć, czy nie po­wiedzieć? To jest ewidentny bagaż. Widać od razu pier­wszy blok w jej świadomości wzbudzany sytuacją, w której ktoś zadaje jej pytanie.

Perls podkreśla, że jeśli spojrzysz na człowieka z per­spektywy „tu i teraz" i gdy masz dobrze wyczulone oko i jasny umysł, widzisz, co w tym człowieku jest w tej chwili najważniejsze i najprawdziwsze. I w jaki sposób

próbuje on to od siebie odsunąć. Gdy na przykład pytasz klienta: Z czym do mnie przychodzisz?,, a on zaczyna ci opowiadać w egzaltowany sposób o swoich problemach, jednocześnie cały czas trąc ręce, to ty już wiesz, że on nie jest świadomy tego, co jest dla niego najważniejsze, nie łapie z tym kontaktu, nie łapie kontaktu ze sobą.

Pokonywanie obrony tego człowieka (tutaj obroną jest opowiadanie) polega na kierowaniu jego uwagi na to, w czym jest energia, czyli na figurę prawdziwą, a nie obronną. Klasyczny terapeuta gestaltowski zapyta go na­tychmiast: Co robią, teraz twoje ręce?, czyli, innymi słowy: Kim teraz jesteś? Co się teraz z tobą dzieje? Co teraz przeży­wasz? Tutaj, w tym momencie? Przestań mi opowiadać o przeszłości! Tego nie ma, jest tylko to, co teraz. Tu siedzisz ty, tu ja, trzesz ręce i masz ochotę opowiedzieć mi o swojej przeszłości. Reszta nie jest istotna.

Gdy kiedyś Perls zadawał ludziom z grupy superwizyjnej po kolei pytanie: Kim jesteś?, a jeden z uczestników zaczął bardzo długo opowiadać o sobie, jednocześnie uporczywie drapiąc się po tyłku, Perls przerwał mu, mó­wiąc: Czy nie wystarcza ci być w tej chwili po prostu drapią­cym się w tyłek? W ten sposób pokazał, z żartobliwą przesadą, jaka odpowiedź jest adekwatna dla zdrowo funkcjonującej świadomości. Zdrowej, a więc chwytającej to, co „tu i teraz" jest na pierwszym planie — nie obcią­żonej egocentryczną autorefleksją i autokreacją.

W terapii Gestalt zakłada się, że gdy świadomość człowieka funkcjonuje w sposób nie zahamowany, wolny od różnych meandrów, to jest on zawsze w harmonii z sytuacją, w dobrym kontakcie z otoczeniem i ze sobą i potrafi adekwatnie reagować na różne okoliczności swego życia. To wystarcza. Niezależnie od tego, jak trud­ne będą okoliczności, ten człowiek sobie z nimi poradzi.

Dlatego klasyczni gestaltyści zajmują się przede wszy­stkim usprawnieniem funkcjonowania świadomości klienta, badaniem procesu kontaktowania się klienta

 

z rzeczywistością, uświadamianiem tego procesu kliento­wi. Nie próbują dociec, co się kryje za jakimś objawem — czy na przykład klient obsesyjnie myje ręce dlatego, że czuje się zbrukany, czy że ma problem seksualny, czy że chce kogoś zamordować — bowiem w trakcie pracy nad procesem świadomości sprawa, która stała za objawem, z reguły ujawnia się sama. Tą sprawą natomiast, tą prze­szkodą, uniemożliwiającą klientowi przeżywanie rzeczy­wistości w sposób zgodny z okolicznościami, gestaltyści zajmują się tylko w takim stopniu, jaki jest niezbędny do tego, by proces uświadamiania sobie „tu i teraz" mógł dalej toczyć się gładko.

Używa się metafory, że nie załatwiona sprawa to, jak gdyby, stojąca woda. Wszystko, co trzeba zrobić, to małą dziurkę w brzegu, tamie czy w dnie. Woda sama zacznie szukać ujścia, popłynie coraz szerszym strumieniem. Dla­tego zajmowanie się tym, żeby tę wodę wybrać do końca jest stratą czasu, dowodem braku wiary w możliwości człowieka i wyrazem niezrozumienia sposobu, w jaki ludzka świadomość działa.

Jeśli będziecie pamiętać o tym i uwierzycie, że podsta­wową sprawą jest uruchomienie procesu świadomości, doprowadzenie do tego, by wytwarzała jasne, czyste fi­gury, które uruchamiają energię do działania i znikają otwierając przestrzeń dla następnego doświadczenia — to tak częsta, nadmierna troska o treść tego, co klient wnosi w proces terapeutyczny, nie będzie miała racji bytu. To ślepy zaułek psychoanalityków, którzy bez koń­ca zajmują się treścią, a nie procesem — i w dodatku czynią z tego cnotę.

Mówię o tym tak dużo, ponieważ jest to sprawa rzad­ko rozumiana przez ludzi, którzy próbują uczyć się tera­pii Gestalt. Często koncentrują się na technicznym aspe­kcie terapii, nie rozumiejąc, co za tym stoi.

Michał: Mam duży kłopot z wyborem: czy prowadzić pracę w kierunku, w którym idzie proces świadomości

klienta, czy też pamiętać o jakimś założonym celu tej pracy?

W.E.: Nie widzę tu sprzeczności. Jeśli na pierwszym planie w twojej świadomości jest proces, to idziesz za procesem. Skoro proces został uruchomiony przez jakąś strukturę czy pytanie, to się jakoś ma do tego pytania. Z reguły jest związek między przebiegiem procesu a sy­tuacją, która go uruchamia.

Istnieje pokusa, żeby zdać się całkowicie na proces klienta: Prędzej czy później gdzieś on tam dopłynie, ja mu tylko będę towarzyszył.... To tak nie jest. Na ogół proces naszych klientów ma charakter neurotyczny. Jest podob­ny raczej do wiru niż płynięcia. Jego przebieg ma to do siebie, że energia krąży w kółko. Są w nim oczywiście elementy, które dają możliwość wyjścia poza to zapętlenie, poza neurotyczne błędne koło. I twoim zadaniem jako terapeuty, jest wydobywanie z tła świadomości klienta tych elementów. Gdy jesteś czujny i uważny, in­tuicyjnie wiesz, w którą stronę proces zmierza, wychwy­tujesz to, co go popycha, co stanowi drogę ku rozwiąza­niu. Wyprowadzasz człowieka poza jego schemat, często w obszary bardzo dla niego trudne, bardzo zagrażające.

 

Dla uważnego terapeuty, dążącego do optymalizacji procesu klienta bardzo interesujące jest pytanie: Według jakiego klucza klient organizuje swój świat, swoje przeżywa­nie? Co wybiera z tego wibrującego tła, z tego mnóstwa róż­nych możliwości? Takie pytanie można też zadać samemu sobie. Nasza niepowtarzalność bowiem zasadza się na tym, czego przed chwilą byliśmy tu świadkami — na odmiennych sposobach doświadczenia siebie i świata w każdej kolejnej chwili.

Każdemu z nas jest dostępna ta sama rzeczywistość. Każdemu z nas jest dostępne to samo „tu i teraz". A jed­nak każdy z nas żyje w innym świecie.

Na czym, w tych kategoriach, polega kontakt? W jaki sposób dwie osoby mogą się spotkać? — Wtedy, kiedy wybierają z tła te same rzeczy, znajdą się w tej samej przestrzeni. Albo, jak ktoś powiedział, patrzą w tę samą stronę. Wtedy się spotykają. Inaczej, żeby nie wiem jak blisko siebie siedziały i jak mocno się obejmowały — nic z tego nie wyjdzie.

Jeszcze tylko kilka refleksji na marginesie waszych prac.

Czy zauważyliście, jak inaczej przebiegał każdy z wa­szych procesów w tych pracach? Gdyby popatrzeć na nie jak na obraz czy na krótką etiudę filmową — każdy miał inny sposób wyrazu, inną zawartość. Różne światy.

Każdy z nas jest takim światem. W każdej chwili każ­dy z nas doświadcza niesłychanej ilości doznań, wrażeń, spostrzeżeń, myśli, uczuć. Ale istnieje jakiś tajemniczy klucz, który każe i pozwala poruszać się w tym chaosie według określonego wzoru — i to właśnie, a nie co innego wydobywać z tła. Klucz ten nazywa się osobą. Tak właśnie przejawia się i tworzy zarazem „osoba".

PROBLEMY TERAPEUTY

Wymagania

Jakie wymagania musi spełniać terapeuta, który pra­cuje w konwencji Gestalt?

Gd...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin