BOGDAN ROGATKO Między wieżą a wulkanem. Gustawa Herlinga-Grudzińskiego monolog o sobie samym.doc

(77 KB) Pobierz
BOGDAN ROGATKO Między wieżą a wulkanem

BOGDAN ROGATKO Między wieżą a wulkanem. Gustawa Herlinga-Grudzińskiego monolog o sobie samym

DL 2000, nr 6-8 (164-166)
Kim był, i kim jest On dzisiaj dla nas? Syn młynarza z Suchedniowa, wcześnie osierocony przez matkę, uczeń kieleckiego gimnazjum im. S. Żeromskiego, absolwent warszawskiej polonistyki, uczeń i przyjaciel Ludwika Frydego, jednego z najwybitniejszych krytyków dwudziestolecia międzywojennego, dobrze zapowiadający się jeszcze przed wojną krytyk literacki, więzień sowieckich łagrów, który po rozejmie Sikorski-Majski heroicznie podjętą decyzją o głodówce wywalczył sobie miejsce w armii Andersa, bohaterski uczestnik bitwy o Monte Cassino, emigrant szlifujący londyńskie bruki w poszukiwaniu pracy, pracownik Radia Wolna Europa, mieszkaniec Neapolu, przyjaciel i bliski współpracownik Jerzego Giedroycia, współtwórca „Kultury” i wieloletni jej autor, autor licznych opowiadań, esejów, „Dziennika pisanego nocą”.

W telegraficznym skrócie podane fakty z życia jednego z najwybitniejszych pisarzy polskich mijającego stulecia kryją w sobie tajemnice jego wielkości. Próbowali je odsłonić i opisać, z mniejszym czy większym powodzeniem, krytycy i recenzenci, eseiści i publicyści. Najlepiej jednak, co przy skromności Herlinga może wydać się paradoksalne, udało się to jemu samemu.

Słusznie zauważył Michał Głowiński, że w nowelach Herlinga zawsze jest wyraźnie zarysowana postać narratora, ale nawet w „Dzienniku pisanym nocą”, który stał się formą niezwykle pojemną, ogarniającą prawie całą twórczość autora „Piętna”, pisarz unika akcentów autobiograficznych; biorąc udział w opisywanych wydarzeniach stoi zwykle na uboczu świata przedstawianego, co sam określił najtrafniej charakteryzując rodzaj swojego dziennika:

„Przesuwa się w nim raz szybciej, raz wolniej, raz na scenie, raz w tle, »historia spuszczona z łańcucha«, jak nasze czasy znakomicie określił Jerzy Stempowski. A w lewym dolnym rogu autoportret obserwatora i kronikarza”.

Na kilka lat przed śmiercią, której czas sam zresztą przepowiedział, z inicjatywy Włodzimierza Boleckiego, krytyka niewątpliwie najlepiej rozumiejącego pisarstwo Herlinga-Grudzińskiego, zgodził się na rozmowę o swojej twórczości. Zgodził się może dlatego, że jak zanotował kiedyś w „Dzienniku”: „Tekst Boleckiego uprzytomnił mi raz jeszcze, jak dalece wrażliwość krytyka odsłania przed samym pisarzem nie w pełni uświadomione cechy jego pisarstwa. Wszystko układa się naraz w pewien wzór, drobne płytki wpadają na swoje miejsca, co było owocem niejasnej intuicji, cichego podszeptu, staje się częścią wyraźnego, przez pisarza jedynie (i dość mgliście) przeczuwanego, rysunku”.

I w taki oto sposób narodziły się dwa obszerne tomy: „Rozmowy w Dragonei”, 1997, oraz „Rozmowy w Neapolu”, 2000 (symboliczna to dla Herlinga, pod wieloma względami, data) stanowiące wprost niezwykły w swej dociekliwości autokomentarz, obejmujący całe pisarstwo autora „Innego Świata”. To bez wątpienia zasługa Boleckiego, którego pytania stały się dla pisarza doskonałą inspiracją do, rzec można śmiało, monologu o sobie samym, wyzwalając tłumiony przez tyle lat żywioł auto-biografizmu. Monologu, krytyk bowiem i pisarz jednym mówią na ogół głosem, uzupełniając się znakomicie.

Gustaw Herling-Grudziński i jego twórczość zajmują tu już miejsce centralne. Postać z lewego dolnego rogu obrazu epoki sama stała się tematem.

KSIĄŻĘ NIEZŁOMNY

Powinnością pisarza: „rozdrapywanie ran, aby nie zarosły błoną podłości”

Herling-Grudziński, demonstrujący otwarcie i bezpardonowo swój antykomunizm od czasów II wojny światowej, był przez wiele lat persona non grata w Polsce, a na Zachodzie czuł się jak „trędowaty”, ignorowany – aż do roku 1989 – przez włoskich intelektualistów. Nie szczędził więc inteligencji – polskiej i zachodniej – gorzkich słów. Pisze o jej „spaskudzeniu”, zaczadzeniu komunistyczną ideologią, a przede wszystkim o zgubnym przekonaniu, że „bieg historii jest nieodwołalny i nieodwracalny”. Z kolei różnica między Herlingiem i jego przyjaciółmi z kręgu „Kultury” a tzw. emigracją londyńską polegała m.in. na tym, że ci pierwsi nie liczyli na zagładę komunizmu w wyniku II wojny światowej, lecz wierzyli w jego stopniowy, aczkolwiek powolny upadek.

„Wierzyliśmy, że w historii jest coś znacznie więcej niż tylko fakty, programy, statystyka. Wierzyliśmy, że istnieją postawy nie tylko społeczeństwa, ale i władzy, których nie można przewidzieć, które nie tylko zależą od konkretnych czynników gospodarczych i społecznych, ale od rzeczy trudnych do uchwycenia, tajemniczych, nieprzewidywalnych”.

Ale żeby pielęgnować takie przekonanie, taką wiarę, trzeba mieć świadomość istnienia w człowieku duszy, czy, jak określał to Kafka, „twardego jądra, którego nikt i nic nie potrafi zniszczyć” – ani łagier, ani pokusa życia ułatwionego, ani zaszczyty i sława!

Napisany na początku lat osiemdziesiątych „Cud”, opowiadający o rewolcie ludu neapolitańskiego pod wodzą prostego rybaka, Masaniella, staje się pretekstem do refleksji na temat „cudu” „Solidarności”, na który – wbrew uczonym rozprawom politologów i historyków - czekał Herling-Grudziński. Cudem, czyli tajemniczym, nie dającym się w sposób wyłącznie racjonalny wyjaśnić, zbiegiem okoliczności było powstanie „Solidarności” i jej odrodzenie po kataklizmie stanu wojennego, co doprowadziło do upadku komunizmu w całym prawie bloku sowieckim.

Dalszym ciągiem „Cudu” jest „Dżuma w Neapolu”, opowiadanie nawiązujące w metaforyczny sposób do stanu wojennego w Polsce, którego skutki okazały się bardziej trwałe i niszczące, niż wydawało się to wielu politykom, również solidarnościowym.
    
„Jestem pewien – ubolewał Herling – że skutki dżumy stanu wojennego trwają nadal, a ja dla celów literackich przedłużyłem je w tym opowiadaniu na pokolenia, aż do prawnuków. (...) Bo stan wojenny dla życia społecznego był procesem strasznym i jeszcze długo (...) będziemy się z niego w Polsce otrząsać. Stan wojenny był po prostu ponownym procesem intensywnej sowietyzacji...”

Pomimo więc chwilowego odrodzenia „Solidarności”, pomimo fenomenu Okrągłego Stołu, legenda „Solidarności” legła w gruzach, a to jej „rozpaprywanie” zaczęło się już na progu III Rzeczypospolitej, kiedy generał Jaruzelski dzięki taktyce kilku posłów solidarnościowych został prezydentem. Ten proces trwa. Dlatego „Dżuma w Neapolu” w porównaniu do „Cudu” jest opowiadaniem bardzo pesymistycznym, nawet bardziej niż „Inny Świat”, który był utworem osobistym, takim Bildungsroman, utworem o walce w imię zachowania godności, i w tym znaczeniu budzącym nadzieję.

A jednak... Herling-Grudziński i teraz, w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, czyli w czasie prowadzenia rozmów, nie chce stracić nadziei. Wierzy więc w możliwość odrodzenia legendy, wierzy w moż...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin