Powołanie Snape 01-08.doc

(257 KB) Pobierz

HARRY POTTER

 

 

 

 

 

Powołanie Snape’a


Spis treści

Rozdział pierwszy              3

Rozdział drugi              12

Rozdział trzeci              24

Rozdział czwarty              35

Rozdział 5              44

Rozdział 6              50

Rozdział 7              62

Rozdział 8              71

 

 

 


Rozdział pierwszy

 

- Tatusiu! Sowia poczta przyszła! – zawołał podekscytowany Harry.

 

Snape odłożył papiery, podczas gdy Harry pobiegł do kuchni po torebkę sowich przysmaków. Otworzył okno i odsunął się, robiąc miejsce około połowie tuzina sów, które wleciały i zrzuciły listy na stół przy którym zazwyczaj jadali śniadania. Harry stanął przy oknie i ptaki po kolei siadały na szerokim parapecie, aby mógł im wręczyć przysmaki.

 

Pięciolatek zachichotał kiedy brązowawa sowa delikatnie dziobnęła go w palce i pokręciła głową, pohukując z zadowoleniem.

 

- Mądry ptak! – pochwalił Harry, podając kolejny kęs. Sowy pocztowe nie ociągały się i po kolejnej serii pohukiwań po kolei wyleciały przez otwarte okno. Snape sięgnął w stronę starej ramy okiennej, aby zamknąć okno, ale w tym samym momencie wleciała przez nie kolejna sowa, znacznie większa od pozostałych, lądując na parapecie z przywiązaną do nogi sporych rozmiarów przesyłką, owiniętą brązowym papierem.

 

Snape rozpiął miękki skórzany pasek, marszcząc brwi w zaciekawieniu. Jego zamówienia na eliksiry przychodziły regularnie, stąd zaznajomienie Harry’ego z sowią pocztą, ale to była dopiero druga paczka, którą otrzymał od kiedy tylko mógł sięgnąć pamięcią, więc z zaciekawieniem odczytywał adres nadawcy podczas gdy Harry skarmiał sowie całą garść przysmaków.

 

- Jesteś największą sową jaką kiedykolwiek widziałem – powiedział chłopiec z podziwem, gładząc nastroszone pióra ptaka. Sowa zahukała pyszałkowato i wyleciała z wieży, lecąc ponad ośnieżonym krajobrazem.

 

- Umyj ręce po odłożeniu przysmaków – przypomniał mu automatycznie Snape.

 

- Wiem – odparł zgodnie Harry, zsuwając się z okna i odbiegając.

 

Pan Harry Potter, widniało na liście.

Stara Wieża Mistrza Eliksirów.

Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart

 

A na odwrocie:

Pani Molly Weasley,

Nora

 

- Czy to prezent dla ciebie, tatusiu? – zapytał zaciekawiony Harry, wspinając się na krzesło stojące przy zastawionym śniadaniem stole i biorąc zimnego tosta.

 

Przez moment Snape czul pokusę, aby powiedzieć, że to paczka dla niego, ale nie mógł znaleźć dla takiego postępowania żadnego uzasadnienia, poza podpowiedziami instynktu, mówiącego mu, że nie chce, żeby żona Artura Weasleya miała jakiekolwiek związki z Harrym. Nie żeby z Weasleyami było coś nie tak, oboje byli członkami Zakonu Feniksa i przyzwoitymi czarodziejami.

 

Tyle tylko, że Molly Weasley była zawsze taka… radosna. Pełna życia, ciepła i przyjazna, i pełna tych wszystkich rzeczy, które nieodmiennie odrzucały Snape’a. I też miała dzieci, przypomniał sobie. Całe tuziny, a wszystkie rude i głośne, pozbawione manier, a za to obdarzone przenikliwymi głosami.

 

Zbyt długo zwlekał z odpowiedzią i Harry wykręcił głowę z ciekawością, czytając równy napis na papierze.

 

- Harry Potter – odczytał w zdumieniu. – To ja! Ten prezent jest dla mnie!

 

- Tylko upewniam się, czy jest od tej osoby, która jest tu podana – powiedział pospiesznie Snape. Szybkie zaklęcie lokacyjne potwierdziło tożsamość nadawcy i nie mając już żadnej wymówki, podał dziecku paczkę.

 

Harry wpatrywał się w brązowo opakowany tobołek z nabożnym podziwem.

- Od kogo to jest?

 

- Molly Weasley – poinformował go ojciec, usuwając z drogi miskę z płatkami owsianymi.

 

Harry zerknął na niego ciekawie.

- Czy ona jest naszą przyjaciółką?

 

- Była przyjaciółką twojej matki – wyjawił Snape bez entuzjazmu. – Otwórz to.

 

Trzęsącymi się paluszkami Harry rozdarł papier, a Snape’owi, ku jego zakłopotaniu, przypomniała się Wigilia, kiedy chłopiec z nadzieją otwierał prezent od ciotki, tylko po to, aby spotkało go rozczarowanie. To wspomnienie wzbudziło w nim nieco cieplejsze uczucia do nieobecnej Molly Weasley. Harry nie otrzymał wystarczająco prezentów w swoim młodym życiu i ta niewielka niespodzianka była jak najbardziej wskazana, choćby tylko ze względu na rumieniec zadowolenia na policzkach dziecka.

 

- To sweter – stwierdził zaskoczony Harry, wyciągając robione na drutach ubranie w kolorze rubinowym. Koperta spadła na stół, kiedy chłopiec rozwinął sweter, ale Harry ledwo to zauważył. – Zobacz, tatusiu! – wykrzyknął podekscytowany. – Smok! Złoty smok na przedzie!

 

W gryfońskich kolorach, zauważył kwaśno Snape, podnosząc kopertę i przesuwając po niej wzrokiem.

- Ach, tajemnica rozwiązana – powiedział dziecku. – Pani Weasley jest matką Charliego. Twojego piegowatego przyjaciela ze skrzydła szpitalnego.

 

- Charliego, który lubi smoki! – uświadomił sobie Harry, z szacunkiem przesuwając palcami po złotym, wyplatanym smoku. – Co tam jest napisane?

 

Drogi Harry, przeczytał Snape.

 

Mój syn Charlie powiedział mi, że lubisz smoki, wiec zrobiłam dla ciebie ten sweter. Mam nadzieję, ze będzie pasował, jest takiego rozmiaru jak ten należący do mojego syna, Ronusia, a on jest w tym samym wieku co ty. Do koperty włożyłam jeszcze jedną niespodziankę, mam nadzieję, że ci się spodoba.

 

Molly Weasley

 

- Jeszcze jedną niespodziankę? – Harry wyciągnął rękę po pergamin, ale jego ojciec zdążył już go otworzyć i wyciągnął z niego małą kartkę. Tylko dzięki swoim wyćwiczonym palcom udało mu się nie upuścić jej w szoku, kiedy postać na obrazku uśmiechnęła się prosto do niego. Harry zszedł ze swojego krzesła w zniecierpliwieniu i podbiegł do ojca, zerkając mu przez ramię.

 

- Co to jest? – domagał się odpowiedzi. – Och, to zdjęcie. To pani Weasley? Jest bardzo piękna.

 

- Nie – odparł Snape w odrętwieniu. – To Lily. Twoja matka.

 

Oczy Harry’ego rozszerzyły się za okularami i wciągnął gwałtownie powietrze.

- Moja matka?

 

Snape podał mu zdjęcie, patrząc jak kobieta uśmiecha się i macha do aparatu. Lily nosiła mundurek szkolny i wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętał. Jej ciemnorude włosy były ściągnięte do tyłu przy pomocy drewnianych grzebieni, a roziskrzone, zielone oczy zmrużone i roześmiane. Wydawała się pozować niechętnie, raczej z wrodzonej uprzejmości, uśmiechając się na wpół świadomie, po chwili pokazując szczerą radość.

 

- Moja mama – Harry ostrożnie trzymał zdjęcie, uważnie się w nie wpatrując. – Witaj, mamo.

 

Snape z trudem przełknął ślinę.

- Harry – powiedział zduszonym głosem. – Fotografie nie są takie, jak portrety. Nie mogą mówić.

 

Chłopiec zmarszczył brwi, patrząc na niego z rozczarowaniem.

- Nie mogą?

 

- Nie. – Snape położył pocieszająco dłoń na ramieniu dziecka. – To tylko obrazek, synu. Wspomnienie z odległej przeszłości schwytane na kliszę i przeniesione na kawałek papieru.

 

- Och. – Wciąż wpatrując się w obrazek, Harry przeszedł na drugą stronę pokoju i usiadł na swoim małym foteliku. Jednym mały, długim palcem przesuwał po śliskiej powierzchni fotografii, podczas gdy jego ojciec patrzył na to bezradnie.

 

Dlaczego nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby zdobyć dla Harry’ego zdjęcie jego matki? Oczywistym było, że chłopiec nigdy wcześniej jej nie widział. Trudno było mu też uwierzyć, że taki burak jak Molly Weasley miał wystarczająco dużo taktu, aby wysłać zdjęcie samej Lily, a nie takie, na którym jest ona z Jamesem. Snape w duszy jej za to podziękował.

 

Nie był pewny czy jest gotowy na pytania o Jamesa.

 

To i tak było wystarczająco trudne.

 

Biorąc ostatni łyk herbaty dla kurażu, Snape przeszedł przez pokój i usiadł naprzeciwko Harry’ego, w swoim własnym fotelu, pochylając się do przodu i łącząc ręce między kolanami.

 

- Wszystko w porządku, Harry?

 

- Ona jest piękna, prawda?

 

- Tak – zgodził się Snape. Była piękna, nawet za czasów szkolnych.

 

- Czy była miła?

 

Snape zastanowił się przez chwilę.

- Była miła dla mnie – odpowiedział ostrożnie. Nie, żeby się często spotykali, ale nigdy nie wchodziła mu w drogę, próbując narobić mu kłopotów, a niektórzy tak robili.

 

- Kochałeś ją?

 

Auu.

 

- Twoja matka była żoną Jamesa Pottera, Harry – zaczął z ostrożnością. – Pamiętasz?

 

- Och, tak – Harry przewrócił zdjęcie na drugą stronę i z powrotem. – Czy masz jego zdjęcie, tatusiu?

 

- Ja… eee…mogę zdobyć je dla ciebie. Jeśli chcesz.

 

- Tatusiu? – Harry marszczył brwi i jego ojciec przygotował się wewnętrznie na nieuchronne pytania.

 

- Tak, Harry?

 

- Czy mogę zawiesić to nad łóżkiem?

 

- Uch – Snape otworzył i zamknął usta. – Jeśli chcesz – w końcu udało mu się wykrztusić.

 

- W ramce?

 

- Oczywiście.

 

Harry uśmiechnął się z satysfakcją.

- To dobrze. Tatusiu?

 

Oto nadchodzi.

- Tak?

 

- Czy możemy się pobawić dziś na śniegu?

 

- Na śniegu? – powtórzył głupio Snape.

 

- Madam Pomfy powiedziała, że potrzebuję ćwiczeń – chytrze przypomniał mu Harry. – I teraz już mam szalik i rękawiczki.

 

- Madam Pomfrey – poprawił automatycznie Snape. – Ja… eee… myślę, że tak. – W zmieszaniu patrzył jak Harry podskoczył i pobiegł do pokoju, zatrzymując się w progu tylko na krótką chwilę, wystarczającą na wydanie rozkazu.

 

– Ubieraj się, tatusiu!

 

- Tak – zgodził się Snape, czując się tak, jakby przed chwilą otrzymał ułaskawienie. Ubierając się ciepło napomniał sam siebie, że to tylko chwilowe. Harry jeszcze nie skończył z tym tematem. Snape zaczął uczyć się, jak pracuje umysł jego syna. Chłopiec miał tendencję do powolnego przetrawiania czegoś, opracowując pytania tak długo, aż sprostają jego oczekiwaniom i zadając je bez ostrzeżenia.

 

Wciąż jednak Snape nie mógł zdusić tego uczucia lekkości, kiedy wychodzili na świeże powietrze późnego lutego. Harry miał na razie pięć lat. W chwili obecnej zaakceptuje proste odpowiedzi na skomplikowane pytania, a Snape martwił się tylko o tu i teraz. Jutro i tak nadejdzie wystarczająco szybko i wtedy będzie się o nie martwił.

 

888

 

Harry uwielbiał śnieg i zazwyczaj podczas ich spacerów nad jezioro biegał w kółko wokół swojego ojca. Snape uświadomił sobie, że jest weekend, kiedy zauważył tłumy ciepło ubranych uczniów biegających po śniegu, rzucających się śnieżkami, z których niektóre były zaczarowane tak, aby lecieć zygzakiem i dopadać ofiary nawet jeśli się kryły.

 

Intensywnie wpatrując się na zabawy i gry Harry zachichotał, kiedy śnieżka poleciała prosto w jego stronę i zatrzymała się tuż przed jego twarzą, opadając mu do stóp.

 

- Przepraszam, sir – Podbiegł do nich chłopiec, który rzucił kulkę. – Prawie mi uciekła.

 

- To ty ją rzuciłeś? – zapytał zachwycony Harry. – Myślałem, że trafi mnie po prostu w twarz.

 

- Prosto w twarz – poprawił automatycznie Snape. Nadbiegło kolejnych dwóch chłopców.

 

- Witaj, młody Harry – powiedział wesoły rudzielec z uśmiechem.

 

- Charlie! - powitał go z zachwytem Harry, podbiegając do niego. Charlie poklepał go po głowie urękawicznioną dłonią. – Skóra ci odrosła!

 

- Taa, razem z piegami – odparł Charlie, robiąc minę męczennika.

 

Harry zachichotał.

- Lubię je – wyznał. – Wiesz co, Charlie? Twoja mama wysłała mi sweter!

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin