Konferencja o Duchu Świętym_KAJFASZ HARYZMATYK.doc

(45 KB) Pobierz

Konferencja o Duchu Świętym

KAJFASZ HARYZMATYK

rafał skibińskiop

 

Nasze życiowe budowanie przypo­mina budowanie domu. Jest to może obraz trochę dziecinny, ale pomoże nam rozpo­znać, na czym się w życiu opieramy. Bu­dować musimy z czegoś trwa­łego i szlachet­nego, z jakie­goś cennego kruszcu, ze złota. Dla­czego? Dlatego, że ten dom, jak mówi Pismo Święte, będzie przechodził próbę ognia. Jeżeli zbudujemy go z tektury, ze słomy czy z innych materiałów zastępczych - spłonie i my także w jakiś sposób zostaniemy nadpaleni, nam także stanie się krzywda. o więc budować? Skąd brać te cegły? Najszlachetniejszy taki człowiek może wykonać, to czyn miłości. To jest to w tyglu wypalone, już tu, za życia. Ale miłość kosztuje, poświęcenia i ofiary...

 

litość każe budować

budowanie domu zaczyna się od rysowania planów. Dom ma być rozległy, przestronny, wszyscy w nim powinni się zmieścić, wszyscy powinni się tu czuć dobrze, bezpiecznie, wszyscy powinni się ogrzać i posilić. Ale zdarza się, że kiedy w ten sposób zaczynamy budowanie, kiedy bryła budowli jest ogromna i wy­siłek także, dzieje się coś dziwnego: ry­sują się mury, widoczne stają się pewne pęknięcia. Oto moje dawne zobowiąza­nia już mi dzisiaj nie „leżą", dawne decy­zje nie stanowią już czegoś zwartego, na moich oczach kruszą się i rozpadają. Mam wrażenie, że to, co skonstruowa­łem, jest sztucznie posklejane, że nie da się tego opanować. W moim domu za­czyna być niebezpiecznie. W niektóre korytarze już nie wchodzę, bo czuję, że coś może się zawalić.

 

wiara daje fundament

Wszyscy przeżywamy podobny dramat. Każdy z nas najpierw coś pla­nuje, a potem próbuje to zbudować. Kiedy nadchodzi moment, w którym dom zaczyna się kruszyć, część osób dużo energii poświęca na podstawianie stempli, podpórek, zabezpieczeń, na ukrywanie szpar i pęknięć. W rezultacie budowla przypomina raczej najeżone niesympatyczne zwierzę niż dom.

Czy te podpórki i zabezpieczenia le­czą przyczyny? Nie, one leczą objawy, maskują i podtrzymują pozory. Trzeba sobie otwarcie powiedzieć: dom pęka. Mądry człowiek schodzi w takiej sytu­acji do fundamentów. Naszym funda­mentem jest wiara - to jest ta skała, na której budujemy. Może się okazać, że fundament nie rósł stosownie do planu budynku i ma wymiary: metr na metr, a dom zaplanowaliśmy: sto na sto. Jest wprawdzie kawałek twardego gruntu, od którego zaczęliśmy budowanie, ale zbyt mały. O fundament trzeba dbać na bieżąco. Tak jak w/nosimy ściany, coraz wyżej i szerzej, tak samo, w tym samym czasie a nawet wcześniej, trzeba zadbać o fundament. Może się również zda­rzyć, że pęknięcia pojawiające się stale w jednym miejscu, ciągłe kruszenie się i załamywanie ścian, są wynikiem tego, że Bóg wyznaczył nam fundament od­tąd na lewo, a my budujemy odtąd, ale na prawo.

 

nadzieja pozwala przetrwać

Mamy już wiarę, mamy miłość, bra­kuje nam trzeciego elementu, trzeciej cnoty zdolności i sprawności, która prowadzi prosto do Boga, czyli nadziei, spodziewania się. Gdzie w tym obrazie budowania domu jest nadzieja? Nadzie­ja jest w tym, że mogę budować w każ­dych warunkach. Być może okoliczno­ści są trudne, być może moje życiowe perspektywy zamykają się jedna za dru­gą. Może nawet zamykają się do tego stopnia, że znajdę się, jak Maksymilian Kolbe, w celi śmierci, gdzie żadnych perspektyw nie ma. On nie mógł działać zawodowo, nie mógł nic tworzyć, nie mógł rozmawiać z ludźmi, nie mógł na­wet spowiadać - mógł się tylko modlić. W takich warunkach, kiedy już nie po­zostaje nic innego, kiedy człowiek jest zamknięty w celi śmierci albo w bagaż­niku samochodu jak ks. Jerzy Popiełuszko, istnieje jeszcze jedna możli­wość, jedna perspektywa nie zamknię­ta, taka, która się zamknąć nie da, bo zawsze jest nieskończona. Ta perspek­tywa to perspektywa czynienia dobra. Zawsze, w każdej sytuacji, mogę coś dobrego uczy­nić. Zawsze mogę się modlić za nieprzyjaciół: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią, l kto wie, czy nie jest to naj­mocniejsza modlitwa na świecie.

Spójrzmy, jak dziwny gmach wznosi­my. Jest nieskończony, nie ma zwień­czenia, nie ma dachu. To jest niezwykłe, że mamy możliwość budowania w nie­skończoność! Trzeba jednak umieć od­naleźć tę życiową perspektywę, która w każdych warunkach pozwala nam uczy­nić coś dobrego.

 

cud Kościoła

Chciałbym teraz powiedzieć o czymś, czego teologowie nie nazwą cu­dem, ale cudem jest to w oczach moich, mam nadzieję, że i w oczach waszych. Ten cud to działanie Ducha Świętego w Kościele. Tego Ducha, który został po­słany na świat, aby przedłużyć działal­ność Chrystusa.

Działanie Ducha Świętego we wszystkich Jego wymiarach: niezmie­rzonych, nieskończonych i niezbada­nych, rzeczywiście wygląda na cud. Bo oto w świecie, w którym zagraża nam destrukcja i atomizacja, pojawia się Boża siła, która scala, syntetyzuje i łą­czy. Już nie panuje nad nami śmierć ani rozbicie, ale oto bierzemy udział w wiel­kim syntetyzowaniu. Duch Święty działa w pewnej At­mosferze („atmosferze" pisanej z dużej litery), można powiedzieć, że Duch Święty wprowadza pewną atmosferę. Ale ta atmosfera to coś więcej niż zwy­kły nastrój, to raczej przestrzeń, prze­strzeń ludzkiego serca i całego świata, w której On tchnie. Tam, gdzie jest obecny Duch Święty, ludzie łączą się między sobą. Tyle spraw nas różni, tyle spraw nas dzieli; jeżeli ukażemy nasze wnętrza, to będzie nas dzieliło jeszcze więcej, bo naprawdę każdy z nas jest inny. A tymczasem przychodzi Duch Święty, łączy, scala, syntetyzuje i czyni z nas jedno, choć jest nas tak wielu, tak jesteśmy różni i ciągle się zmieniamy. Wszystko jest płynne, wszystko się zmienia, a jednak On cały czas działa i tworzy Kościół, którego bramy piekiel­ne nie przemogą. Niby słaby, a przecież najsilniejszy, bo więź duchowa jest wię­zią najsilniejszą i decydującą.

Każdy z nas buduje swój dom, swo­je dzieło miłości. Aż nagle przychodzi On i suma tych domów, tych wszyst­kich prac i wysiłków, tworzy coś więk­szego. To już nie jest dom, gdzie można mieszkać, to świątynia - miejsce, gdzie oddaje się Bogu cześć. W świątyni domy sanie po to, żeby ze sobą walczy­ły, ale żeby się scalały, by powstawała jedna rodzina.

 

cud jeżyków

W taki właśnie sposób pokonywa­ne są bariery na oko nie do pokonania, np. różnica języków. My tutaj między sobą mówimy różnymi językami, bo każdy z nas ma inne doświadczenie, inny los, inną przeszłość - wszystko to nadaje naszym językom inny wymiar. Nasze języki są różne, a jednak przecho­dzimy ponad tym i potrafimy, jak Apostołowie po Zesłaniu Ducha Świętego, słyszeć nawzajem swoją mowę. Języki nie dzielą nas, ale na nowo łączą.

 

cud „sukcesu"

Jest jeszcze ten cud, który polega nie tyle na łączeniu ludzi między sobą, ale na scalaniu ich w sobie, na integracji wewnętrznej, na nowym narodzeniu. Jest to cud zaszczepienia Bożego ziarna w nas, tak żeby się rozwijało. Owoce, które potem przynoszę, przynoszę rze­czywiście ja, bo one są we mnie, w moim życiu, w mojej aktywności, ale też, w ja­kiś sposób, są one całkowicie Boże. Cud połączenia aktywno­ści ludzkiej z Boską to jest cud Ducha Świętego, który pozwala mi powie­dzieć: tak, to rzeczywiście jest moje, ja to zrobiłem; a z drugiej strony, żeby być w zgodzie z prawdą, muszę również powie­dzieć: to jest dzieło Boże. Bo co mam z łaski, to mam darowane przez Boga.

 

cud Pisma Świętego

W tej atmosferze, w której żyjemy, poruszamy się i zbawiamy, żyje również Pismo Święte. Pamiętamy, że kiedy Chrystus zakłada Kościół, Pismo Świę­te w całości jeszcze nie istnieje, Nowy Testament dopiero zostanie napisany. I zostanie napisany w Kościele. To wła­śnie w Kościele, w tej atmosferze, w tej przestrzeni, którą tworzy Duch Święty, Pismo św. żyje. Do czego to można po­równać?

Żywe jest słowo Boże i skuteczne — czytamy. Wyobraźmy sobie, że rzeczy­wiście trzymam oto w ręku żywy orga­nizm i chcę z tego organizmu zaczerp­nąć życia dla siebie. Każdy żywy orga­nizm potrzebuje właściwej atmosfery do życia, tak jak ryba potrzebuje wody, a człowiek po wietrzą i przestrzeni. Jeżeli Bóg jest autorem Pisma Święte, to do­maga się, aby było ono czytane i wchła­niane w takim duchu, w jakim zostało napisane. Każdy autor ludzki ma prawo się tego domagać, więc również Bóg ma prawo  domagać  się,  aby czytelnik wczuł się w ducha, a nie w literę, bo lite-rajest martwa i powoduje śmierć. Duch Święty działa w Kościele, dlatego Pi­smo Święte, ten żywy organizm, powi­nien być czytany w nurcie Kościoła. Źle się dzieje, kiedy Pismo Święte zostaje wyciągnięte na brzeg, poza właściwą sobie atmosferę. Wtedy ludzie wyczytują z niego różności i błądzą. Mówią, że badaj ą Pismo Święte, ale to jest raczej sekcja zwłok. Wyciągnięte poza Kościół, Pismo Święte umiera i nie może dać życia. Trzeba wejść z nim na po wrót w nurt Kościo­ła.

Mamy przed sobą żywy orga­nizm - Pismo Świę­te, które, jeżeli czy­tane będzie w Du­chu i prawdzie, w tej atmosferze ducho­wej, w jakiej po­wstało, będzie mó­wiło o Bogu i zba­wieniu. A to jest rzecz najważniejsza.

 

cud jedności, a nie walka o miejsce

Kiedy Chrystus idzie na mękę do Je­rozolimy, dwaj jego uczniowie doświadczają pokusy, żeby zawalczyć o miejsca po prawicy i po lewicy Chrystusa. Dzie­sięciu pozostałych, którzy to usłyszeli, oburzyło się. Czym jest walka o miej­sca? To jest zjawisko opozycyjnego traktowania tego, co składa się na Ko­ściół. Jest Kościół, jest w nim ta atmos­fera, o której mówiliśmy, i nagle ktoś za­czyna mówić w dziwny sposób, np. o jakiejś opozycji panującej pomiędzy księżmi a ludem Bożym. To jest właśnie początek walki o miejsca. Kiedy trwamy w Duchu Bożym, nie musimy się ścigać czy nawet niszczyć w walce o lepsze pozycje. Taka walka byłaby podejściem nie-Bożym, bezdusznym. Podobnie niebezpieczne i nie na miejscu jest sztuczne podkreślanie opozycji pomię­dzy pokoleniem starszym a młodszym, pomiędzy jednym rodzajem powołania a drugim. Takie zachowanie wyciąga te to rozdyskutowane towarzystwo gdzieś poza Ducha Świętego. A co tam: może się dziać? - nie wiem.

 

Kajfasz charyzmatyk

Często myślę o takim ostrzeżeniu, zawartym w historii Kajfasza, kiedy proces Chrystusa był w toku i kiedy zapadały decyzje o skazaniu, Kajfasz wypowiedział proroctwo: lepiej, gdy jeden człowiek umrze za naród, niż miałby zginąć cały naród. Tego jednak nie powiedział sam od siebie, ale, jako najwyższy kapłan w tym roku, wypowiedział proroctwo. Kajfasz w jakimś sensie był charyzmatykiem. Charyzmat czasami działa na powierzchni i w taki sposób, człowiek nie jest go świadom. Kajfasz nie wiedział, że powiedział proroctwo, dopiero św. Jan, czyli Kościół, orzekł, że to było proroctwo. Charyzmat może być tylko zewnętrzną strukturą, czymś, co widzimy, ale w środku czło­wieka może kryć się jakaś nieprawość. Ilekroć proszę Boga o jakieś szczególne dary - czy to jest prosta modlitwa przed mówieniem homilii, czy przed spowie­dzią, czy przed rozmową albo jakimś ważnym zadaniem - tylekroć staram się modlić o fundament: Panie, ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin