Jane Silverwood - Perły w głębinach.pdf

(992 KB) Pobierz
13444110 UNPDF
JANE SIVERWOOD
PERŁY W GŁĘBINACH
PROLOG
Jake Caine popatrzył uważnie na
swoją współpracowniczkę.
- Czego dowiedziała się pani o naszej kolejnej ta­
jemniczej sierotce?
Promień słońca wpadający przez okno biura zalśnił
na jasnych włosach Susan Bonner.
- Koleżanka, z którą wynajmuje mieszkanie, mó­
wi, że sierotka pojechała wypocząć na Barbados
i wróci za dwa tygodnie.
- Hmm... Owen nie będzie zachwycony - mruk­
nął.
Owen Byrnside, bogaty osiemdziesięciodwulatek,
założyciel Byrnside Enterprises, zatrudnił jego firmę
do skomplikowanego dochodzenia.
Jake otworzył teczkę Maggie Murphy i kolejno
przeglądał informacje, które udało im się zebrać na
temat dziewczyny.
Raporty nie zawierały nic niezwykłego. Wyglądało
na to, że Maggie Murphy jest najzupełniej przeciętną
postacią. Dla Jake'a jedyny interesujący szczegół sta­
nowił fakt, iż była drugim z trojga dzieci, podrzuco­
nych przed dwudziestu sześciu laty do domu dziecka,
który spłonął potem w tajemniczych okolicznościach.
Dzięki temu mogła być uważana za zagubioną wnucz­
kę Owena Byrnside'a i zarazem dziedziczkę koncernu
wydawniczego wartego miliony dolarów - co automa­
tycznie czyniło ją osobą godną zainteresowania.
Jake zdążył już odnaleźć jedną z trzech młodych
kobiet, ewentualnych spadkobierczyń fortuny - prze­
wrażliwioną rudą pianistkę, Kate Humphrey. Starszy
pan bardzo ją polubił. Tak bardzo, iż nie wymagał, by
przeszła skomplikowane testy, które pozwoliłyby
udowodnić prawdziwe pokrewieństwo. Pomimo cięż­
kiego schorzenia serca, które przykuło go na stałe do
inwalidzkiego wózka, postanowił, że dopiero wtedy,
kiedy wszystkie trzy nieznane wnuczki zjawią się pod
jego dachem, zostaną poddane testowi, w wyniku któ­
rego miała być wyłoniona prawdziwa dziedziczka.
Jake złożył akta i sięgnął po słuchawkę. Po chwili
rozległ się szorstki głos Owena.
- Caine, znalazłeś następną dziewczynę?
- Itak, i nie.
W słuchawce zatrzeszczało.
- Słuchaj, Caine, tkwię w wózku inwalidzkim,
a pielęgniarka usiłuje mi wepchnąć kolejną porcję
ohydnego zielonego lekarstwa. Sam rozumiesz, że nie
mam czasu na kolejne „tak" i „nie". Jeśli gdzieś żyje
moja wnuczka, muszę ją znaleźć - i muszę się pospie­
szyć.
Jake przytaknął i wytłumaczył, iż Maggie Murphy
wyjechała na urlop, po czym obiecał, że zaraz po
powrocie szybko ją sprowadzi.
Stary człowiek westchnął z powściąganą niecier­
pliwością.
- W porządku, ale złap ją, kiedy tylko wyjdzie
z samolotu. A jeśli nie pojawi się za dwa tygodnie,
chcę wiedzieć, dlaczego. Bez względu na to, czy ma
urlop czy nie, pojedziesz wtedy na Barbados i tam ją
odszukasz. Słyszysz?
- Słyszę, Owen, słyszę. Nie martw się. Maggie
Murphy nam nie ucieknie. Wierz mi, że lada chwila
przedstawię ci tę dziewczynę. To tylko kwestia czasu
- niedługiego czasu.
1 Siwowłosa siostra Bainter popa­
trzyła na wysokiego mężczyznę, który właśnie wkro­
czył do kliniki.
- Nareszcie. Już prawie pora.
- Spóźniłem się tylko dwadzieścia minut - niski
głos Fitcha Marlowe'a zadudnił spod złotorudej bro­
dy. Pasemka siwizny nadawały jeszcze jaśniejszy od­
cień niesfornej czuprynie. Pomimo to trudno było od­
gadnąć jego wiek. Ten wysoki, potężnie zbudowany
mężczyzna trzymał się prosto jak młodzieniec, a miał
trzydzieści dziewięć lat. Jednocześnie było w nim coś,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin