Bobby Hutchinson - Rycerze północy.pdf

(637 KB) Pobierz
465003240 UNPDF
BOBBY HUTCHINSON
Rycerze północy
Tytuł oryginału: Northern Knights
Przekład: Urszula Pióro
1
Ostry dzwonek telefonu rozdarł ciszę. Quinn spojrzał na tarczę
staroświeckiego zegara. Kwadrans po siódmej. Właśnie zrzucił z patelni na talerz
jaja na bekonie i wyjął z opiekacza spaloną grzankę. Filiżanka czarnej, jak smoła,
kawy wypełniała kuchnię smakowitym aromatem.
Gdzież, u licha, podziała się Maisie? Był wtorek i dawno już powinna być w
pracy. Po cóż, u diabła, policja zatrudnia sekretarkę, jeżeli on sam musi odbierać
telefony?!
W pośpiechu przełknął kęs bekonu i popił kawą. Telefon nie przestawał
dzwonić.
– Maisie! wrzasnął, ile sił w płucach, ale nikt nie zareagował na jego
wołanie. Telefon dzwonił nadal.
To właśnie są uroki mieszkania w tym samym budynku, w którym mieści się
posterunek policji w Dawson! - zaklął w duchu. Kiedyż w końcu Królewska
Kanadyjska Policja Konna zrozumie, że nawet kawalerowie pracujący w jej
szeregach, potrzebują samodzielnego mieszkania, z dala od biur i tego całego
rozgardiaszu?!
Wiercący w uszach dźwięk dzwonka powtarzał się z uporczywą
regularnością. Quinn, chcąc nie chcąc, sięgnął po słuchawkę.
– Komisariat w Dawson. Kapral Quinn warknął.
– Whitehorse, sierżant Staff Billings przedstawił się rozmówca, po czym, jak
zwykle, zażartował: Jeszcze tam jesteś, Quinn? Te okropne muchy i komary nie
wygnały cię stamtąd?
Ten to ma zdrowie! skrzywił się Quinn. Dopiero siódma, a jemu zachciewa
się żartów!
– Obawiam się, że nie wstają tak wcześnie, sierżancie zamruczał w
słuchawkę. Ja za to od świtu jestem na nogach. Mamy tu sporo roboty. Dawson to
główna atrakcja turystyczna o tej porze roku. Nie to co wasze zapyziałe Whitehorse
wysilił się na dowcip.
– Właśnie w tej sprawie dzwonię roześmiał się Billings. Mam dla ciebie
dobrą wiadomość. Wysyłam ci pomocnika Chris Johnstone. Przyleci około
dziesiątej naszym służbowym samolotem. Papiery będą później. To była dość
nieoczekiwana decyzja. Sam dowiedziałem się zaledwie wczoraj.
Quinn uśmiechnął się cynicznie pod wąsem.
– Chris Johnstone, mówisz? Jeszcze jeden maminsynek z dyplomem, co?
Spodziewam się, że ma trochę więcej krzepy od tego ostatniego cherlaka, którego
przysłaliście mi w zeszłym roku.
Sierżant Billings westchnął ciężko. Z biegiem lat coraz bardziej utwierdzał
się w przekonaniu, że współpraca z Michaelem Quinnem zdecydowanie mu nie
służy. Doskonale wiedział, jaka będzie reakcja rozmówcy na wiadomość, którą
miał mu przekazać. Postanowił więc odwlec tę chwilę, ile się tylko da.
– No cóż, policja nie jest już taka jak w dawnych, dobrych czasach, kiedy ty i
ja zaczynaliśmy służbę zaczął delikatnie. Powinieneś mieć dla tych młodych trochę
więcej zrozumienia, Quinn. Kramer po prostu nie potrafił się zaaklimatyzować. Nie
każdemu służy arktyczne powietrze. To jakby inny świat, przyjacielu.
Cóż ten Staff, u licha, plecie?! pomyślał Quinn.
– Czy ten Chris jest przynajmniej silny? warknął do słuchawki. Mam
nadzieję, że nie przysyłasz mi znowu jakiegoś cherlaka.
Na linii rozległy się trzaski i szumy.
– Halo? Jesteś tam, Staff? niecierpliwił się Quinn.
Dopiero po dłuższej chwili dotarł do jego uszu znajomy, nosowy głos
sierżanta Billingsa.
– …to będzie dla ciebie zupełnie nowe doświadczenie, Quinn. Dla ciebie i
dla posterunkowej Johnstone. Hm, nie muszę chyba dodawać, że to kobieta. Chris
to zdrobnienie od Christine.
Quinn gwałtownie odsunął słuchawkę od ucha, jakby go nagle ugryzła, i
przez chwilę przyglądał jej się zaskoczony.
– Kobieta? Kobieta w Dawson? Przysyłasz mi kobietę? powtarzał zdumiony.
Z drugiej strony linii doleciał go cichy śmieszek Billingsa.
– Nie irytuj się tak, Quinn. Nie ma powodu. Nie masz chyba żadnych
uprzedzeń co do płci? Nie zapominaj, że dawno już minęły czasy, kiedy kobieta
przez cały dzień krzątała się po kuchni w otoczeniu gromadki dzieci. Samolot
przylatuje o dziesiątej, pamiętaj. I żadnych grymasów. Do usłyszenia wkrótce!
Quinn powoli odłożył słuchawkę i z ciężkim westchnieniem opadł na
krzesło. Ponurym wzrokiem obrzucił błękitno-złoty poranek za oknem, który
jeszcze niedawno napawał go taką radością.
Był piękny czerwcowy dzień. Pozna wiosna. Tę porę roku lubił najbardziej.
Kiedy świat budzi się do życia już o trzeciej nad ranem, a stali mieszkańcy
miasteczka rozpoznają się po twarzach i sylwetkach, a nie po kolorach ciepłych,
puchowych kurtek. Pora, kiedy do Dawson ściągają setki turystów, którym
nierzadko trzeba przypominać, że za sześćdziesiątym równoleżnikiem też należy
przestrzegać prawa. Nad tym właśnie czuwa on, kapral Quinn, i gdyby nie głupie
dowcipy góry, miałby teraz do pomocy jakiegoś rosłego młodzika, z którym
mógłby podzielić się swoim doświadczeniem.
Tak, właśnie! Silnego, barczystego młodzika! –westchnął ciężko. Czy oni,
tam na górze, już do cna zgłupieli? W jaki sposób słaba kobieta ma poradzić sobie
z bandą pijanych rozrabiaków, którzy chcą się pozabijać butelkami po piwie?!
Nie! Chris Johnstone w żadnym razie nie może tu zostać! postanowił twardo.
Wsadzi ją do pierwszego powrotnego samolotu, a dalej… Dalej niech już sobie
Staff Billings jakoś radzi z tym wszystkim.
Dziesiąta, powiedział Billings. Quinn raz jeszcze ciężko westchnął i napełnił
filiżankę gorzkim, aromatycznym płynem.
I pomyśleć, że ten dzień tak ładnie się zapowiadał…
Była dokładnie dziesiąta czterdzieści, gdy mały policyjny dwupłatowiec
wylądował na niewielkim lotnisku w Dawson. Chris uśmiechnęła się wdzięcznie do
wpatrzonego w nią z zachwytem młodego pilota, po czym zgrabnie zeskoczyła na
płytę lotniska.
– Dziękuję, sierżancie. To był bardzo przyjemny lot.
– Cała przyjemność po mojej stronie odwzajemnił jej uśmiech chłopak.
Chris rozejrzała się dookoła, z radością wciągając w płuca zdrowe, rześkie
powietrze. Wiedziała już, że spodoba jej się ta północna kraina, pomimo niezbyt
przyjemnych okoliczności, jakie sprawiły, że znalazła się tu, w mundurze, w roli
zwykłego, szeregowego policjanta.
Oczywiście, praca, jaką wykonywała ostatnio dla wydziału do zadań
specjalnych, była bez porównania ciekawsza i o wiele bardziej ekscytująca, aniżeli
przymusowy pobyt w Dawson City na dalekiej północy. Chris niezbyt chętnie
włożyła mundur. Rola agentki do zadań specjalnych była o wiele bardziej
romantyczna, pełna czyhających na każdym kroku niebezpieczeństw. Taką pracę
sobie wymarzyła.
Ona i jej koledzy rozpracowali właśnie największą na wschodnim wybrzeżu
szajkę przestępczą, specjalizującą się w kradzieży samochodów, kierowaną przez
słynną rodzinę Andollinich. Szefowie gangu stanęli przed sądem.
Chris zadrżała lekko na wspomnienie głośnej w całym kraju rozprawy. Trzy
tygodnie spędzone za barierką dla świadków, zza której zeznawała przeciwko
wyrachowanym, groźnym bandytom, należały chyba do najgorszych w jej całym
dotychczasowym życiu. Chciała wymazać z pamięci wykrzywione wściekłością
twarze Louisa i Franka Andollinich i pełne jadu groźby, jakie rzucali, kiedy
wyprowadzano ich z sali po ogłoszeniu wyroku.
Trzeci z braci, Angelo, zdołał wykręcić się od kary, choć był równie winny
jak pozostała dwójka.
– Dostanę cię, suko! zagroził, opuszczając gmach sądu.
Szefowie Chris postanowili nie lekceważyć tych gróźb. Właśnie dlatego
znalazła się tu, w Dawson.
– Odwaliłaś kawał dobrej roboty, Chris pochwalił ją przełożony. Ale byłoby
wielką lekkomyślnością, gdybyś została w mieście. Sprawa Andollinich nabrała
zbyt dużego rozgłosu, a ponieważ nie udało nam się wsadzić za kratki Angela,
powinnaś jak najszybciej wyjechać z miasta. Znaleźliśmy dla ciebie świetną
kryjówkę. Najspokojniejsze miejsce pod słońcem.
To zaś nieodmiennie kojarzyło się Chris ze środkową Kanadą, gdzie się
wychowała. Mogłaby tam od czasu do czasu odwiedzać rodziców. Ale kiedy
wysłano ją na specjalne szkolenie, przygotowujące dożycia w surowych warunkach
Arktyki, wiedziała, że musi pożegnać się z marzeniami o łagodnym klimacie
środkowej Kanady.
Wkrótce też okazało się, że ani ona, ani jej najbliżsi nie będą mogli
kontaktować się ze sobą. Wszelkie wiadomości będą przekazywane przez Ottawę,
a rozmowy telefoniczne zostały całkowicie wykluczone.
No cóż, nie miała innego wyjścia, jak tylko bez grymasów podporządkować
się rozkazom.
Odetchnęła głęboko i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę
zaparkowanego nie opodal policyjnego dżipa. Przy samochodzie dostrzegła
wysokiego, barczystego mężczyznę w mundurze. To pewnie ten słynny Quinn, o
Zgłoś jeśli naruszono regulamin