Lee Miranda - Sprzedana szejkowi.pdf

(322 KB) Pobierz
144751824 UNPDF
Miranda Lee
Sprzedana szejkowi
Sold to the Sheikh
Tłumaczyła Hanna Walicka
P ROLOG
Przez całe popołudnie arogancko wlepiał w nią piękne, ciemne oczy. Odkąd ich sobie
przedstawiono, Charmaine przeczuwała, że przed końcem wyścigów jego wysokość Ali,
książę Dubaru, uczyni jej jakąś propozycję.
Gdy tylko spostrzegła, że się nią interesuje, natychmiast pożałowała, iż zgodziła się wejść
do jury oceniającego stroje pań podczas dorocznych wiosennych wyścigów konnych.
Przyjemność brania udziału w tej imprezie nie rekompensowała niedogodności sytuacji, w
której czuła się wydana na łup spojrzeń kolejnego playboya.
Musiała wytrwać do czwartej po południu, kiedy jury zakończy prace. Nie powinna
okazywać zdenerwowania, choć podejrzewała, że do tego czasu książę nie ograniczy się do
ścigania jej wzrokiem i przemówi. Myśli mężczyzny, które odgadywała, przejmowały ją
dreszczem. Nic bardziej nie budziło jej niechęci niż zadufani w sobie, przystojni bogacze,
którzy uważali, że mogą sięgnąć po każdą kobietę, która im się spodoba.
Ten zaś był więcej niż przystojny i zamożny. Charmaine nigdy w życiu nie spotkała kogoś
równie imponującego. Był wyższy i smuklejszy niż inni arabscy książęta, starannie ogolony i
ubrany w jasnoszary garnitur oraz śnieżnobiałą koszulę, która doskonale komponowała się z
oliwkową cerą i kruczoczarnymi włosami. Miał wyrazistą twarz, prosty nos i hipnotyzujące
oczy.
Wyglądał jakoś inaczej niż szejkowie, których widywała do tej pory. Jak każda
supermodelka, obracała się wśród najbogatszych ludzi świata. Zasobni i sławni lubią otaczać
się pięknymi dziewczynami.
Ani zaproszenie do prywatnej loży księcia Alego, ani to, że myślał o niej podczas całych
wyścigów, wcale jej nie zaskoczyło. Z doświadczenia wiedziała, iż arabscy multimilionerzy
przeceniają swój urok, a nie biorą pod uwagę moralności kobiet Zachodu. Bez wątpienia ten
Arab uznał ją za łatwą zdobycz. Miała wielką ochotę utrzeć mu nosa i dać nauczkę.
Nie myliła się. Płonącym wzrokiem obejmował jej sylwetkę w obcisłej jedwabnej sukience
i rozbierał spojrzeniem. Nie po raz pierwszy jej uroda wysokiej, długowłosej blondynki o
błękitnych oczach wywoływała takie wrażenie. Charmaine olśniewała już w wieku szesnastu
lat. Teraz, jako kobieta dwudziestopięcioletnia, zwracała uwagę wszystkich mężczyzn. Na
wybiegu i podczas sesji zdjęciowych występowała najczęściej w skąpych kostiumach
kąpielowych lub w eleganckiej bieliźnie sprzedawanej przez wytworne domy mody. Jako
fotomodelka zarobiła dzięki temu sporo pieniędzy.
Niestety, mężczyźni, oglądając ją na bilbordach w skąpym stroju, zakładali, iż ciało ma
również na sprzedaż. Wielu bogaczy sądziło, że można ją sobie kupić jako kochankę albo
żonę. Charmaine traktowała to jak perwersyjną zabawę, zdając sobie sprawę, iż gdyby znali ją
lepiej, zrozumieliby, że jest ostatnią kobietą, z którą chcieliby pójść do łóżka.
Książę Ali też pewnie przeżyłby rozczarowanie, gdyby zgodziła się na spełnienie którejś z
jego fantazji. Właściwie robiła mu uprzejmość, z góry je odrzucając.
Z lekkim uśmiechem zajęła miejsce w loży obok jego wysokości. Siedział tak blisko, że
czuła zapach wody kolońskiej i mogła dostrzec jego wyjątkowo długie rzęsy. Poza nimi w
loży nie było nikogo. Nawet ochroniarzy. Widać książę zadbał, by nikt nie zakłócał tego sam
na sam.
— Czekałem na panią z niecierpliwością — rzekł w sposób, który zdradzał, iż kształcił się
w najlepszych angielskich szkołach. — Czy skończyła pani dzisiaj sędziowanie?
— Tak. Nie myślałam, że aż tak trudno będzie wybrać zwyciężczynię. Dużo tu świetnie
ubranych kobiet.
— Gdybym ja zasiadał w jury, znalazłaby się tylko jedna kandydatka. Właśnie pani, moja
piękna.
Charmaine opanowała irytację, pozwalając mu mówić.
— Zastanawiałem się, czy zechciałaby pani towarzyszyć mi dziś przy kolacji?
Pewnie masz na mnie apetyt, pomyślała Charmaine i spojrzała nań chłodno.
— Proszę wybaczyć — rzekła — lecz jestem dziś zajęta.
Pierwsza porażka nie zniechęciła księcia.
— Może innym razem. Słyszałem, że mieszka pani w Sydney, a ja bywam w tym mieście
co tydzień.
Charmaine niewiele o nim słyszała. Jak większość szejków unikał rozgłosu. Lecz
organizatorzy wyścigów w Melbourne z dumą opowiedzieli jej o szczodrości, z jaką rodzina
królewska Dubaru wspierała ich przedsięwzięcie. Dowiedziała się, że Ali ma trzydzieści pięć
lat i jest właścicielem wielkiej stadniny koni w Hunter Valley na północny zachód od Sydney.
Ostatnio przynosiło mu to wielkie zyski. Jego rodzina uwielbiała wyścigi i posiadała stadniny
także w Wielkiej Brytanii oraz Stanach. Książę był odpowiedzialny za interesy w Australii.
Dyskretnie poinformowano ją również o reputacji, którą cieszył się wśród kobiet jako
mężczyzna i kochanek. Nie wiedziała, czy ma to traktować jako ostrzeżenie czy zachętę.
Uznała, iż jeśli w ten sposób chciał się jej zareklamować, to tracił czas.
Postanowiła szybko wyprowadzić go z błędu.
— Wracam do Sydney jutro po południu — ciągnął mężczyzna, nie spuszczając z niej
wzroku. — W każdy piątkowy wieczór grywam z przyjaciółmi w karty w swoim hotelowym
apartamencie, a w soboty bywam na wyścigach. W Melbourne jestem tylko ze względu na
gonitwę, w której brały udział moje konie. Niestety, żaden nie wygrał.
— To przykre — powiedziała bez cienia sympatii w głosie, lecz książę zdawał się tego nie
zauważać, jakby w ogóle nie brał pod uwagę, iż jakakolwiek kobieta może nie być
zainteresowana jego słowami.
Charmaine aż uśmiechnęła się na myśl, że jego wysokość po raz pierwszy zazna
odrzucenia.
— Znajdzie pani czas, by zjeść ze mną kolację w niedzielę wieczorem? — nalegał. — A
może jakieś zobowiązania zatrzymują panią w Melbourne?
— Nie. Lecę do Sydney jutro rano. Lecz i tego wieczoru nie będę towarzyszyć waszej
wysokości — odrzekła.
— Ma pani już inne plany?
— Nie.
— Kochanek nie pozwoli pani wybrać się ze mną na kolację? — spytał z rozbawieniem.
— A może tajny protektor?
Irytacja Charmaine sięgnęła zenitu. Rozgniewały ją te przypuszczenia oraz fakt, że książę
nie dopuszczał myśli, iż zwyczajnie może jej nie odpowiadać jego towarzystwo. Najbardziej
zdenerwowało ją, że śmiał sugerować, iż jest czyjąś utrzymanką.
— Nie mam kochanka ani protektora. Proszę przyjąć do wiadomości, że nigdy nie będę
miała czasu na kolację z mężczyzną pańskiego pokroju, więc proszę nie trudzić się
zaproszeniami.
Na twarzy księcia odmalowało się zdumienie. Gniewnie zmarszczył brwi.
— Mojego pokroju? — powtórzył. — Mogę spytać, co pani ma na myśli?
— Owszem — odparła zimno. — Lecz wasza wysokość nie otrzyma odpowiedzi.
— Mam prawo wiedzieć, czemu potraktowała mnie pani tak grubiańsko.
Charmaine ogarnęła jakaś blokowana latami wściekłość.
— Prawo? — rzuciła i zerwała się z miejsca. — Jakie prawo? Złożył mi pan propozycję, a
ja odmówiłam. Została powtórzona, więc wyraźnie stwierdziłam, że awanse z pańskiej strony
nie są mile widziane. Nie widzę w tym grubiaństwa. To ja mam prawo nie chcieć być
napastowana przez zepsutego aroganta, któremu nie wystarcza raz powiedziane „nie”. Moja
odpowiedź zawsze będzie negatywna, książę. Proszę to zapamiętać. Jeśli będzie mnie pan
nachodził, poproszę o pomoc policję.
Charmaine odwróciła się i wybiegła z loży. Trochę się obawiała, że ktoś zacznie ją ścigać.
Była wdzięczna, iż książę dał temu spokój, bowiem gdyby tylko jej dotknął, chybaby go
spoliczkowała. Zacisnęła palce na torebce aż do bólu, lecz to jej nie uspokoiło. Jeszcze kiedy
siadała za kierownicą auta, cała się trzęsła. Nagle ujrzała w myślach zdumione oblicze księcia
Alego i jęknęła. Tym razem posunęła się jednak za daleko.
Zwykle odmawiała mężczyznom znacznie uprzejmiej, ale ten człowiek uruchomił w niej
agresję. Może dlatego, że był bardziej atrakcyjny niż inni. Nie mogła zapomnieć jego oczu.
Pewnie uwiódł nimi wiele naiwnych Australijek. Ta myśl znów wznieciła jej gniew. Niewiele
brakowało, by, wyjeżdżając z parkingu, uderzyła w jakiś samochód. Z trudem nakazała sobie
spokój. Nie chciała przecież spowodować wypadku. W poniedziałek miała lecieć na Fidżi, ze
względu na udział w kolejnej sesji zdjęciowej.
Nie czuj się winna, nakazała sobie. Tacy jak on nie mają uczuć zwykłych ludzi. Kierują się
żądzami. Alemu nie udało się spełnić zachcianki. Wielkie rzeczy! I tak nie pójdzie sam na
kolację ani do łóżka. Jakaś inna głupia dziewczyna go zaspokoi.
Jednak nie mogła przestać o nim myśleć przez cały następny tydzień. Pewnie zdecydowało
o tym poczucie winy. Nigdy wcześniej nie dała się tak ponieść emocjom. Zwykle głęboko je
ukrywała. Sposób, w jaki potraktowała księcia, nie leżał w jej naturze.
W końcu jednak zapomniała o całym zajściu i zajęła się pracą. Miała wiele do zrobienia,
więc nie starczało jej czasu, by zajmować się mężczyznami podobnymi do księcia Alego. Z
milszymi od niego też dała sobie spokój.
Media byłyby zdziwione, gdyby odkryły, że modelka uznawana za najbardziej seksowną
na świecie żyje w celibacie. Charmaine zdawała sobie sprawę, iż takie informacje nie
posłużyłyby jej karierze. Występowała w prowokacyjnych strojach. Dbała o to, by widywano
ją w towarzystwie atrakcyjnych mężczyzn. Zwykle byli to koledzy po fachu, pracujący w
branży mody, najczęściej geje. Bez trudu utrzymywała opinię wampa i w ten sposób więcej
zarabiała.
Potrzebowała środków, by prowadzić swoją fundację pomocy dzieciom chorym na raka.
Badania nad tą chorobą i próby ulżenia cierpieniom małych pacjentów oddziałów
onkologicznych pochłaniały miliony.
Czasem popadała w depresję i traciła wiarę, że podoła zadaniu, lecz nie poddawała się i z
wielką determinacją kontynuowała swoją misję. Zrobiłaby wszystko, by zdobyć jeszcze
więcej środków na ten cel.
R OZDZIAŁ PIERWSZY
Jedenaście miesięcy później. Październik, czas wiosny w Sydney.
— Podziwiam twoją odwagę, Charmaine — powiedziała Renée, studiując jadłospis, by
wybrać coś na lunch. — Zastanawiałaś się, kto w przyszłą sobotę może wygrać aukcję, której
stawką jest kolacja z tobą?
— Mam nadzieję, że jakiś bogacz. Mój cel to wylicytowanie dziesięciu milionów dolarów
— roześmiała się Charmaine.
— A więc musiałby to być jakiś multimilioner lub nawiedzony wielbiciel.
Charmaine jeszcze raz uśmiechnęła się do przyjaciółki, która była nie tylko właścicielką
zatrudniającej ją agencji, lecz przede wszystkim miłą osobą. Jej przyjazny stosunek do świata
uwyraźnił się jeszcze bardziej, odkąd szczęśliwie wyszła za mąż, a teraz oczekiwała dziecka.
Charmaine musiała przyznać, że mąż Renée, Rico Mandretti, stanowił pozytywny wyjątek
wśród boga — tych i przystojnych facetów, których nie darzyła sympatią. Kto mógł
przypuszczać, iż taki playboy, król telewizyjnych programów kulinarnych, zamieni się w
przykładnego męża i dobry materiał na przyszłego ojca?
A jednak tak się stało. Gdy Charmaine poznała go jako telewizyjną gwiazdę, ani trochę z
nią nie flirtował, co uznała za dobry znak. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że Rico i Renée są
parą. Jej stosunki z Renée ograniczały się do spraw zawodowych. Nie dochodziło między
nimi do zwierzeń.
— Nie obchodzi mnie, co to za mężczyzna, jeśli tylko dobrze zapłaci za tę kolację. Nie
musisz się obawiać o moje bezpieczeństwo, choć miło, że się o nie troszczysz. Reguły gry
przewidują, że kolacja odbędzie się w restauracji hotelu Regency, a więc w miejscu
publicznym. Gdyby pojawiły się kłopoty, mogę się natychmiast wycofać.
Renée nie wątpiła, że Charmaine da sobie radę. Była znacznie silniejszą i bardziej
zdecydowaną osobą, niż pokazywały to zdjęcia, na których wyglądała jak uosobienie seksu, a
zarazem niewinności i wrażliwości. Trudno zgadnąć, na czym to polegało. Może sprawiały to
długie, jasne włosy, spływające falą aż do pasa, bo raczej nie pełne, namiętne usta ani
zachęcający do flirtu blask niebieskich oczu.
Osobowość Charmaine łączyła w sobie wiele sprzeczności. Zapewne nikt z jej otoczenia
nie wiedział, jaka była naprawdę. A już na pewno nie mężczyźni, z którymi się fotografowała,
lecz którzy nic dla niej nie znaczyli.
Odkąd Renée znała Charmaine, nigdy nie widziała jej z ukochanym mężczyzną. Pewnie
praca zawodowa i działalność dobroczynna nie zostawiały czasu na życie prywatne. Rico był
innego zdania. Uważał, że Charmaine w przeszłości musiała się zawieść na jakimś
mężczyźnie i stąd jej obecny cynizm w tych sprawach. Nie mógł uwierzyć, by jakakolwiek
kobieta pragnęła spędzić życie samotnie. Jego żona nie chciała ryzykować utraty przyjaźni
Charmaine, więc nie zadawała żadnych osobistych pytań. Była szczęśliwa, iż
najpopularniejsza australijska modelka podpisała kontrakt z jej agencją.
Wcześniej Charmaine miała własnego agenta, lecz zwolniła go, gdy okazało się, że
popełniał nadużycia. W sprawach finansowych była bezwzględna. Żądała wysokiej gaży i nie
marnowała pieniędzy. Dużą część dochodów przeznaczała na założoną przez siebie fundację
do walki z rakiem. Rok wcześniej leukemia zabrała jej małą siostrzyczkę. Po kilku miesiącach
żałoby postanowiła zacząć pomagać chorym dzieciom i stąd fundacja.
Wykazywała niespożytą energię w gromadzeniu funduszy. Każdego nagabywała o datki
lub ochotniczą pracę dla dobra małych pacjentów. Postarała się też, by Renée namówiła męża
do prowadzenia sobotniej aukcji. Ją samą zwolniła ze wszystkich obowiązków ze względu na
zaawansowaną ciążę. Renée spodziewała się bliźniaków. To był już siódmy miesiąc, lecz
zamierzała przybyć na tę imprezę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin