Scott Kieran (Brian Kate) - Idealny chłopak.pdf

(708 KB) Pobierz
299242746 UNPDF
KATE BRIAN
IDEALNY CHŁOPAK
Mattowi,
Mojemu chłopcu, na zawsze
1
Kto by coś takiego kupił? - Vivi Swayne wyrwała przyjaciółce. Lane Morris,
czasopismo „Lucky”.
Było otwarte na stronie z czarno - białymi sukienkami, które wyglądały jak z sennego
koszmaru. Wszystkie miały wzór w szachownicę i idiotycznie rozkloszowany dół. Został
tylko miesiąc do balu maturalnego, a żadna z dziewczyn nie miała jeszcze kreacji. Jeśli
jednak świat mody proponuje tylko takie paskudztwa, to Vivi uznała, że może lepiej w ogóle
nie kupować sukienki.
- Nie włożyłabym czegoś takiego, nawet gdyby szło o zakład.
- Daj spokój, ty nigdy w życiu o nic się nie założyłaś - wypomniała jej Lane, rozparta
wygodnie na ławeczce z zielonego plastiku w kawiarence U Lonnie.
Sączyła herbatę z mlekiem. Wokół nich dzieciaki z liceum Westmont High gawędziły,
popijały kawę i opychały się słynnymi czekoladowymi deserami Lonnie. Kafejka była jasno
oświetlona, pełna chromowanych wykończeń, jarzeniówek, blatów w starym stylu i ławek ze
stolikami, ale mimo to prezentowała się przytulnie. W czasie porannego szczytu pokrzepiali
się tu kawą ludzie pędzący do pracy, przed wskoczeniem do pociągu do Nowego Jorku. W
porze lunchu miejscowi wpadali do lokalu na kanapki. Ale wieczorami stawał się ulubionym
miejscem dzieciaków z Westmont High. Oferowano tyle rodzajów kawy i deserów, że można
się było opychać słodyczami przez cały wieczór.
- To prawda - dodał siedzący po drugiej stronie stołu Curtis Miles.
Wymachiwał widelcem, na którym tkwił kawałek wręcz nieprzyzwoicie
czekoladowego ciasta.
Lane zaczerwieniła się pod piegami. Przerzuciła sobie przez ramię pasmo długich,
rudych włosów i zajęła się ich skubaniem. Vivi już wiedziała, że tak objawia się
zdenerwowanie jak zwykle spowodowane obecnością Curtisa. Chociaż ci dwoje mieszkali po
sąsiedzku, odkąd jeździli na trzykołowych rowerkach, Lane od kilku lat skrycie podkochiwała
się w Curtisie. On z kolei nie miał zielonego pojęcia, jakie emocje wzbudza w Lane.
- Właśnie że się założyłam! - zaprotestowała Vivi, wyrywając Curtisowi widelec z
ręki.
Wzięła wielki kęs ciastka i z powrotem odsunęła talerz.
- A pamiętacie, jak w dziesięć minut zjadłam cały kubełek lodów Chubby Hubby?
- Ale i tak byś to zrobiła - odparła Lane.
Vivi straciła rozpęd.
- No dobrze. Więc nie lubię, kiedy ludzie mówią mi, co mam robić. Wielka nowina.
Podkurczyła długie nogi pod ławką, na której siedziała. Odsunęła pisemko na bok i
zabrała się do swojego czarno - białego ciastka. Mościła się chwilę obok Lane, kręcąc głową,
aż znalazła wygodną pozycję taką, w której gumka trzymająca gęsty blond kucyk nie wbijała
jej się w tył głowy.
- Gdzie do diabła podziewa się Isabelle?
Isabelle i Vivi były najlepszymi przyjaciółkami od pierwszej klasy, kiedy razem
korzystały z komputera w szkole. A gdy poznały Lane i Curtisa, stworzyli idealną,
czteroosobową paczkę. Chociaż teraz Curtis nie zawsze spędzał wolny czas z dziewczynami,
nadal trzymali się naprawdę blisko. Obiecali Izzy, że spotkają się, żeby pogadać o balu. bo -
rzecz jasna - wybierali się tam razem.
- Powiedziałeś, że czekamy U Lonnie, prawda? Nie w Starbucks?
- Dlaczego miałbym mówić jej o Starbucks? Nigdy tam nie chodzimy. To nieciekawa
buda - odparł Curtis, piorunując wzrokiem nową kafejkę, którą zeszłej zimy zbudowano po
drugiej stronie ulicy.
- Daruj sobie, przecież jesteś uzależniony od ich frappuccino - wytknęła mu Vivi.
- Robią naprawdę zabójcze frappuccino - przyznał Curtis, gapiąc się na swoją zwykłą
kawę.
- Curtis! Boże! - Vivi uderzyła go w rękę. - Lonnie stoi tuż obok.
Wszyscy zerknęli na właścicielkę, starszą kobietę za ladą. Mieli wrażenie, że Lonnie
praktycznie mieszka w kawiarence. Właśnie odliczała resztę Kim Wolfe, ich koleżance z
klasy. Zwykle głośna i nieuprzejma Kim czekała cierpliwie, strzelając gumą, aż Lonnie
obejrzy każdą monetę z osobna. Wszyscy mieli cierpliwość do Lonnie. Ta kobieta to
instytucja.
- Myślicie, że mogła usłyszeć? - spytała Lane, zniżając głos.
- Wyjmuje aparat słuchowy, kiedy jest taki ST - wyjaśnił Curtis, odgarniając
przydługą ciemnoblond grzywkę z wielkich, brązowych oczu.
- ST? - niecierpliwie zapytała Vivi.
- Straszny tłum - wyjaśnił, wzruszając ramionami.
- No dobra, ta zabawa z robieniem skrótów ze wszystkiego zaczyna być irytująca -
uznała Vivi.
- Powiedz mi, co naprawdę czujesz - odgryzł się Curtis, znowu odgarniając grzywkę.
I wtedy właśnie otworzyły się frontowe drzwi i weszła Isabelle Hunter. Wyglądała jak
zawsze świetnie w różowym golfie, obcisłych dżinsach i czarnych butach za kostkę. Jej cera
w kolorze kakao była nieskazitelna. Proste włosy Izzy przytrzymywała biała opaska. A w jej
uszach połyskiwały drobniutkie brylanciki.
- O mój Boże! Będziecie mnie nosić na rękach! - pisnęła Isabellce podbiegając do
nich.
Rzuciła na stolik różowy segregator z wypisanym wielkimi, błyszczącymi literami
słowem „bal” na okładce.
- Chcesz to wystawić na widok publiczny? - zapylała ją Vivi, kiedy Izzy wskoczyła na
miejsce obok Curtisa. To był Planer balowy Isabelle, nad którym pracowała od pierwszej
klasy.
- Yhm, tak, ponieważ w środku jest...
Isabelle Przekartkowała kolorowe strony z pozaginanymi rogami pełne zdjęć
sukienek, bukietów, limuzyn, biżuterii, butów, torebek i innych przypadkowych fotek, które
wycięła z czasopism w ciągu kilku lat. W końcu wyszarpnęła żółtą kartkę.
- Hokus - pokus! powiedziała z uśmiechem, podnosząc papier. - Rachunek za
wynajęcie białej limuzyny mercedesa!
- Co?! - Vivi aż zatkało.
Chwyciła rachunek.
- Zarezerwowałam ją dziś po południu. Jest idealna i cala nasza - ekscytowała się
Isabelle. Zmieszczą się cztery pary, więc pojedziemy wszyscy!
- Iz, to jest PO! - Curtis był zachwycony.
- Pełen odlot? - odgadła Isabelle.
Vivi zobaczyła na dole kartki opłatę za wynajem i gwizdnęła pod nosem.
- Cena jest wysoka jak Mount Everest.
- Już zapłacone. - Isabelle machnęła ręką. - Dostałam od dziadków pieniądze na
zakończenie szkoły i jest tego jakieś cztery razy więcej, niż myślałam.
- Żartujesz! - zdziwiła się Lanc.
Dziadek Isabelle był dawną gwiazdą NBA i zawsze obsypywał wnuki niesamowitymi
prezentami.
- Isabelle, to cudownie.
- To może zapłacisz też za mój smoking? zażartował Curtis, żłopiąc kawę.
- Czemu nie? Skoro płacę za smoking Shawna. - Isabelle złapała nieużywany widelec
Lane i dobrała się do ciastka Curtisa.
Lane, Vivi i Curtis wymienili się chmurnymi spojrzeniami.
- Chyba żartujesz - odezwała się Vivi.
Isabelle wzruszyła ramionami.
- Tak właśnie robią ludzie, gdy łączy ich dojrzały związek - odparła tonem
przedszkolanki.
- Aha, albo kiedy tkwią w związku, gdzie jedna strona wykorzystuje drugą na
wszystkie możliwe sposoby - mruknęła Vivi.
Isabelle jak zwykle zignorowała ten komentarz.
Vivi jednak wściekła się na serio. Isabelle była najlepszą uczennicą na roku, która
miała wygłaszać mowę pożegnalną, kapitanem żeńskiej reprezentacji koszykarskiej, nie piła,
nie paliła ani nie przeklinała i ostatnio otrzymała pochwałę od burmistrza maleńkiego New
Jersey za wolontariat przy rozdawaniu posiłków ubogim. Przyjęto ją wcześniej na uniwersytet
Stanforda. Była perłą ich roku. Za to jej chłopak, Shawn Littig, to klasowy bumelant.
Wiecznie się spóźniał, urywał z lekcji na papierosa, pyskował nauczycielom, żeby się
popisać. Każdy wiedział, że to ostatni palant, ale Isabelle upierała się, że nikt go nie rozumie i
nikt nie zna go tak, jak ona. Niestety, Vivi miała wrażenie, że jest na odwrót: wszyscy na
świecie czytali w Shawnie jak w otwartej księdze - a ściśle mówiąc jak w wyjątkowo
tandetnej książczynie - i tylko Isabelle miała klapki na oczach.
- Właśnie wydał wszystkie pieniądze na samochód, więc jest spłukany - wyjaśniła
Isabelle. - A mój chłopak nie pójdzie na bal w dżinsach i T - shircie.
- Powinien mieć trochę zaskórniaków. Wszyscy wiedzą, jaki ważny jest dla ciebie ten
bal - powiedziała Vivi. - A może Shawn to jedyna osoba, której nie zabrałaś na wycieczkę
strona po stronie? - zapytała, wskazując na segregator.
- Ej! Okaż książce trochę szacunku - napomniała ją Isabelle, w obronnym geście
kładąc dłoń na okładce. - Owszem, oglądał to. Więcej, będzie miał dokładnie taki smoking,
jaki mu wybrałam na drugim roku w specjalnym wydaniu „Teen Vogue” - dodała z dumą. - A
skoro o tym mowa, Jeffrey już wypożyczył smoking?
Vivi głęboko zaczerpnęła powietrza. Miała nadzieję, że ominie ją ta rozmowa, ale nie
powinna była się łudzić.
- Ehm... Zerwaliśmy ze sobą. - Vivi zaczęła drapać przypadkową rdzawą plamkę na
zielonym plastiku.
- Co? Jak? - dopytywała się Isabelle.
- Wiedziałeś? - zapytała Curtisa Lane i uderzyła go w rękę.
- Ehm... rozmawiałem dziś rano z Jeffem - odparł chłopak, rozcierając ramię i rzucając
jej zranione spojrzenie.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - dopytywała się Lane.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin