45.doc

(30 KB) Pobierz

Poszedłem wzdłuż muru, mając nadzieje usłyszeć jakieś dźwięki strony. Panowała cisza. Kiedy przystanąłem, wróciło to samo wrażenie Oparłem się rękami o mur i oddychałem głęboko.

Pewnie miałem niski poziom cukru we krwi. Od śniadania nic nie jadW Zawróciłem. W sadzie podniosłem pomarańczę, obrałem ze skórki i zjadłem. Po brodzie spływał mi sok, jak wtedy, gdy byłem dzieckiem.

Wróciwszy do mego biura, zabrałem się za następny karton z tacjami medycznymi. Nic nadzwyczajnego. Jedynymi psychologicznym, diagnozami, jakie wystawił Moreland, było stwierdzenie napięcia nerwowca w wyniku dolegliwości fizycznych.

Zdjąłem ze sterty następne pudło i przeglądając je zacząłem się nuda; Dopiero leżąca na samym dnie teczka wzbudziła moje zainteresowanie.

Na okładce Moreland wymalował ogromny, czerwony znak zapytania.

Pacjentem był liczący pięćdziesiąt jeden lat robotnik Joseph Cristobal. który nigdy przedtem nie cierpiał na zaburzenia psychiczne. Nagle zaczęły $ prześladować halucynacje wzrokowe — „białe robaki" i „biali ludzie-robaki'. Okazywał oznaki podniecenia i paranoi.

Moreland leczył go środkami uspokajającymi i zanotował, że Cristobal „lubił sobie popić, ale nie był alkoholikiem". Symptomy nie ustępowały.

Po dwóch tygodniach Cristobal zmarł nagle w czasie snu, na skutek ataku serca. Sekcja wykonana przez Morelanda nie wykazała żadnego uszkodzenia mózgu, lecz odkryła utajoną chorobę wieńcową.

W końcu następowała uwaga wypisana tym samym czerwonym kolorem, co znak zapytania: „A. Tutalo"?

Pomyślałem, że to nazwa bakterii lub wirusa, ale żaden ze słowników medycznych nie zawierał takiego hasła.

Jakiś narkotyk? Nie występował w Spisie leków.

Przeszedłem do pokoju służącego za magazyn, przecisnąłem się stosami pudeł i przejrzałem półki.

Biologia, archeologia, matematyka, mitologia, historia, chemia, nawet zbiór starożytnych sprawozdań z podróży.

Cała półka poświecona owadom.

Inna pełna książek o patologii roślin i o roślinach trujących. Przejrzało* wszystkie bardzo uważnie.

Nigdzie wzmianki o „A. Tutalo".

W końcu, w ciemnym, omszałym kącie — książki medyczne.

Nic.

Pomyślałem o kobiecie-kocie. O Morelandzie, opowiadającym mi o tj1 przypadku zaraz po naszym pierwszym spotkaniu.

A teraz następny przypadek nagłej śmierci.

Przejrzałem pewnie z sześćdziesiąt teczek. Dwie spośród sześćdziesip" stanowi trzy procent.

94


Tzvżby wyłaniała się jakaś prawidłowość?

na następną koleżeńską pogawędkę zawodową.

Zbliżając się do domu spostrzegłem Jo Picker, która stała obok fontanny,

rowadzając wzrokiem odjeżdżający samochód policyjny Dennisa Laurenta.

oelki wody zrosiły jej twarz i włosy. Podszedłem do niej. Otarła policzek

Dojrzała na wilgotną dłoń. Woda nadal ją spryskiwała. Jo powoli odsunęła

L od fontanny.

— Wstąpił, żeby mi opowiedzieć, jak się przedstawiają sprawy.

przetarła oczy. Świeża opalenizna ustąpiła miejsca trupiej bladości.

__ Powiedział, że Ly spadł w bazie i jeszcze dzisiaj odeślą jego zwłoki... Pracując w Waszyngtonie, powinnam się była do tego przyzwyczaić. Kiedy jednak przydarza się to właśnie nam... Dzwoniłam do jego rodziny. — Zacisnęła dłoń. — Wcale nie stchórzyłam — powiedziała. — Chociaż miałam powody. — Spojrzała na mnie, a ja skinąłem głową. — Prawdopodobnie byłabym wystarczająco głupia, żeby polecieć, chociaż miałam złe przeczucia. Ale on... rozzłościł się na mnie, wymyślał mi od... Wiec powiedziałam, żeby dał mi spokój, i po prostu odeszłam. — Przybliżyła do mnie twarz. Jak do pocałunku, ale nie było w tym nic uwodzicielskiego. — Mimo wszystko pewno bym zawróciła. Jednak on nie ustąpił... Idąc miedzy tymi bambusami usłyszałam, jak zapala silnik, i omal nie zawróciłam. Zmusiłam się, żeby pójść na plażę. Znalazłam sobie przyjemne miejsce na skałach, usiadłam i patrzyłam na ocean. Już się odprężyłam, kiedy usłyszałam ten huk. — Nasze nosy nieomal się stykały. Miała nieświeży oddech. — Brakuje mi go — powiedziała jakby z niedowierzaniem. — Jak się jest z kimś tak długo... Powiedziałam jego matce, że może go pochować w New Jersey obok jego ojca. Nigdy nie robiliśmy takich planów — miał czterdzieści osiem lat. Kiedy wrócę, urządzimy jakąś uroczystość.

Skinąłem głową jeszcze raz.

Zauważyła plamę na spódnicy i zmarszczyła brwi.

-              Mój bilet z Guam jest ważny jeszcze dwa tygodnie. Powinnam pewnie
wiedzieć, że nie mogę się doczekać, kiedy stąd odjadę, ale, prawdę
iwiąc, równie dobrze mogę tu zostać i skończyć swoją pracę. — Pośliniła
sc i potarła plamę. — Wydaję się panu zimna, prawda?

Grunt, żeby dobrze się pani poczuła.

              Najbardziej pomoże mi praca. To zwieńczenie trwających trzydzieści
kta badań — dlaczego miałabym wszystko zaprzepaścić? — Cofnęła się

^prostowała. — Dość tego mazgajstwa. Wracam do komputera.

Chodziła piąta. Idąc przez ogród różany, patrzyłem na mężczyzn larkami, pozostawiającymi na trawniku szerokie pasy. Rozmyślałem na * P^ypadków nagłej śmierci.

95

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin