miały cadillaki z lal pięćdziesiątych Oglądana z góry rafa była c Jama jak węgiel; dookoła niej śmigały, podobne do ptaków, małe, lśniące rybki. Na pustej plaży rosto kilka palm kokosowych.
Jeszcze jeden wstrząs i Brady włączył silnik. Spojrzałem na czarne, ostre szczyty w oddali Bliżej, ponad małymi, pobielonymi domkami i wąskimi diugami, które wiły się niczym poplątane sznurowadła, wznosiły sif łagodne brązowe wzgórza. Bardziej na północ kitka drewnianych magazynów i stacja benzynowa t pojedynczą pompa stanowiły centrum handlowe wyspy. W popołudniowym słońcu iSmły blaszane dachy. Jedyny napis, jaki zdołałem przeszyiać, głosił: PLACÓWKA HANDLOWA CIOTKI MAE. Ponad nim wisiał siary talerz telewizji satelitarnej.
Robi n położyła mi głowę, na ramieniu.
Jeden z majtków Brady'ego, chudy, czarnowłosy chłopak, przycumował łódź.
— Jesteśmy na miejscu — pawiedział-
Kdka sekund później pojawi* się Brady. Przesuwając czapkę na tył głowy krzyknął, żeby załoga zaczcła rozładunek. Ten krepy piećdziesiedolatek, o twarzy prawie tak płaskiej, jak pysk Spikeha, szczycił się swoim na wpół irlandzkim, na wpół wyspiarskim pochodzeniem i był gadatliwy niczym pracujący na nocną zmianę disc jockey. Podczas podróży kilkakrotnie powierzał koło sterowe jednemu z członków załogi i schodził na pokład, aby zrobić nam wykład na lemat Yeatsa* Joyce'a, witamin, nawigacji bez przyrządów, wędkarstwa sportowego, rzeczywistej głębokości Rowu Mariańskiego, geografii politycznej j historii wyspy. Przy każdej okazji wspominał też doktora Moru landa.
— Prawdziwy święty. Oczyścił wodę. Zaszczepił dzieci. Jak len Niemiec Schweitzer. Tylko, ze doktor Bili nie gra na organach i nie wyczynia żadnych takich głupot. Nie ma czasu n# nic poza pracą.
Teraz Brady przeciągał się ' uśmiechał do słońca, ukazując kilka żółtych zębów, które mu pozostały.
- Wspaniałe, co nie? Prawdziwy dar niebios. Nie przejmuj się, Ofsonl -Spojrzał na Spike'a. — Wie pant doktorze, kiedy pierwszy raz ujrzałem te mordę, pomyślałem, że to diabeł morski, A okazuje się, że to Też żeglarz Zaczyna siej upodabniać do hrrola Rynna. -~- Roześmiał si(. — Woda nawet trowc morska może zamienić w syrenę A olo wasze bagaże. Nie, 7-oslaw, Orson. udawajcie, że to wasz miesiąc miodowy. Wyładujemy je. Zaraz Itto-po was przyjedzie. Q. nic mówiłem?
Wskazał głową nadjeżdżającego ze wzgórza czarnego dżipa. Samochód zwolnił przy drodze, przepuścił przechodzącą kobicie, a polem podjechał do nas i zatrzymał się kilka metrów od miejsca, gdzie oprawiano rekina. To, co j niego pozostało, przedstawiało żałosny widok
Mciczyrna z no/cm oglądał zęby swojej zdobyczy. Ten Trzydziestoletni człowiek miał wielka, nalaną iwhtł żółle, słabe włosy opadające na czoło i tatuaże na ramionach. Przeciągając palcem wzdłuż dziąseł rekina, podał nóż
8
swemu towarzyszowi, niższemu* nieco starszemu mężczyźnie z ciemnym zarostem, o kretonych włosach barwy mosiądzu i owłosionym ciele, klóiy beznamiętnie zabrał si? do płetwy grzbietowej.
Brady wysiadł z lodzi i stanął na nabrzeżu. „The Madeleine" lekko kołysała sl« na falach.
Pomógł wysia&ć Robm, a ja wyniosłem 5pike'a. Znalazłszy się na lądzie, pies zadarł głowę, otrząsną) się, parsknął i zaczął ujadać na samochód.
Z dzipa wysiadł mężczyzna. Na jego ramieniu siedziało coś ciemnego i włochatego.
Rozjuszony Spilte szarpnął smycz. Włochate stworzenie obnażyło zęby i machnęło łapą Mała małpka Mężczyzna me zwracał na nią uwagi, usci&nąl dłoń Bradyhego, a polem Robm i moją.
- Jestem Ben Romero. Wiiamy na wyspie Aruk. -- Trzydzieści,mydziesci pięć lat, dość niski, krepy, o gładkiej brązowej twarzy i czarnych,krótkich, prostych włosach, rozdzielonych przedziałkiem dokładnie pośrodku.Na misie miał okulary lotnicze. Oczy barwy palonych migdałów Ubranyw niebieskie bawełniane spodnie i nieskazitelni c białą koszule, która jakimścudem nie nosiła siadów małpich slóp.
Małpka szwargolala i wskazywała na Spi!te'aL
- Uspokój się, KiKo, u> tylko pies. — Romero uśmiechnął 515.—Przynajmniej lak mi się wydaje.
— My także miewamy wątpliwości — powiedziała Robin. Romero zdjął małpką / ramienia i przytulił do policzka, głaszcząc ją po mordce
- Ty lubisz psy, KiKob prawda? Jak się wabi?
- Spike.
- Ma na imię Spike. KiKo. Doktor Moreland powiedział, ze len piesekjesi wrażliwy na upał, wiec umieściliśmy w waszym apaiiamencie przenośnyklimatyzator Wątpię jednak, by się oka/il potrzebny. Siyczeri jest jednymz najprzyjemniejszych miesięcy. Zdarzają się deszcze, ale temperatura nieprzekracza dwudziestu pięciu stopni Celsjusza.
- Jak tu pięknie — powiedziała Robin.
- Zawsze tu tak jest. Po zawietrznej stronie. Wezmę wasze bagaic.Brady i jego ludzie przynieśli nasze rzeczy i ustawili koło dżipa. Romero
ija zabraliśmy si£ za załadunek. Kiedy skończyliśmy, małpka stała na ziemi, głaszcząc Spike'a po głowie i szczebiocząc radośnie. Spike przyjmował te awanse z miną urażonej godności,
- JJobry pies — powiedziała Robin, klękając obok niego,Odwnkiliimy się, słysząc śmiech. Oprawcy rekina spoglądali w naszą
stronę. Robili miny i machali rękami. Niższy zatknął sobie nóż za pas i wspaH się f)d boki Miał zakiwawjone dłonie. Otarł je o szorty. Wyższy znów się roześmiał,
Spike zastrzygł uszami, a małpka zasyczala. Romero znów posadził ją Wbie na ramieniu i nachmurzył $ie.
KotylionM