Opowiedziałem o przebiegu rozmowy w więziennej celi. Nic nie odpowiedział. W spisie treści na okładce czasopisma Morel zakreślił artykuł „Dowód z plam krwi".
— Poszukujesz linii obrony? — spytałem.
— Wezwano go do nagłego wypadku? Ktoś o głosie podobnym do Cari •>
— Tak mi powiedział.
Jego palce były cienkie jak pazurki wróbla. Zatrzeszczały, kiedy zioivł
je razem.
— Czy to oznacza, że mu nie wierzysz?
— To oznacza, że historia jest niezbyt prawdopodobna, Bili.
Zapanowała cisza.
— Czy nie wydaje ci się, że to właśnie świadczy o jego niewinności? -.zapytał wreszcie. — Przecież mógł wymyślić lepszą historyjkę.
— Ben jest inteligentny, ale wykazuje również poważne zaburzeniapsychiczne. Miał kiedyś problemy z alkoholem i nadal silnie na niegoreaguje. I co najmniej raz dopuścił się ekshibicjonizmu. Ten wypadek
w Hawaii...
— Wiem o tym — przerwał mi Moreland. — To bzdura. Zająłem się tym.
Milczałem.
— Wiec po tej rozmowie nadal uważasz go za winnego?
— Sprawy wyglądają kiepsko, ale próbuję go nie osądzać.
— Tak, tak, oczywiście. Jesteś psychologiem.
— Kiedy widzieliśmy się poprzednio, Bili, właśnie dlatego chciałeś,
abym z nim porozmawiał.
— Wybacz mi, synu — powiedział, mrugając powiekami. — Jestemu skraju wytrzymałości. Masz oczywiście prawo do własnego zdania, chociażwolałbym, żebyś doszedł do innych wniosków.
— Chętnie zmienię zdanie, Bili. Jeżeli masz jakieś informacje,podziel się nimi. A przede wszystkim przekaż je adwokatowi, któregowynająłeś.
Skulił się w fotelu.
— Zrobiłeś już wszystko, co było możliwe — powiedziałem. — Możepowinieneś zadbać o własne interesy? W miasteczku aż kipi od wrogich
nastrojów.
— Alfred Landau jest najlepszy — powiedział cicho. — Jego firma byławykonawcą testamentu Barbary... To, co mi zostawiła, pozwoliło na kupnokilku działek. Alfred był mi... bardzo pomocny.
— Czy to on zajął się sprawą Bena w Hawaii?
— W minimalnym stopniu. To należało do sądu wojskowego. Z*"dzwoniłem tu i ówdzie, powołując się na mój stopień wojskowy. — Wstał. -Masz rację, lepiej zadzwonię do niego od razu.
— Nie obchodzi cię to, co przed chwilą powiedziałem o wrogi
nastrojach?
— To minie,
212
Opowiedziałem o czterech wyrostkach i o tym, jak powstrzymała ich
Przykro mi, że do tego doszło. Dzięki Bogu, że nic ci się nie stało.
___ Jednak tobie może się stać, Bili. Rodzina Betty jest rozwścieczona. indzie opowiadają o tobie różne dziwne rzeczy.
To go poruszyło.
_ Jesteś tu bogaczem pośród nędzarzy, Bili.
__ Zawsze się z nimi dzieliłem.
__ Mimo to jesteś dla nich dziedzicem we dworze. A chłopom pańszczyźnianym nie wiedzie się dobrze.
— Nie żyjemy w systemie feudalnym...
— Nie? Zamordowanie Betty jest iskrą zapalną. A widzę, że jużpjzedtem bywało tutaj gorąco.
Potrząsnął głową.
— Nic nie można zarzucić tym ludziom.
— Ich życie wali się w gruzy, Bili. Cała społeczność zamiera. Kiedyostatnio była czynna stacja benzynowa?
— Poleciłem racjonować paliwo.
— Ona także należy do ciebie?
— Tak. Sam także stosuję się do tych zasad. Oni wiedzą, że...
— Wiedzą także, na jakiej stopie żyjesz, i porównują to z własnympoziomem życia. Większość ludzi opuściła wyspę. Betty i jej mąż takżeplanowali wyjazd. Doskonały klimat dla prowokatorów. I macie tu kilkutakich, Skip Amalfi doskonale się bawił, podburzając tłumek. I wcale bym sięnie zdziwił, gdyby Tom Creedman zaczął być bardziej aktywny. Byłemu niego w domu po wizycie u Bena i...
— Mam nadzieję, że nic mu nie powiedziałeś — przerwał zaniepokojony.
— Nie — odparłem, usiłując zachować cierpliwość. — Dopytywał się,ale udawałem niemowę.
— O co się dopytywał?
— Czy Ben powiedział mi coś ważnego; nad czym z tobą pracujemy.Chciał mnie również przekonać do wyjazdu, co nie jest dziwne, jeżeli pracujefla firmy Stasher — Laymana, która chce przejąć Aruk. Widziałeś wnętrzeJego domu?
Pokręcił głową.
— Pełne nowiuteńkich mebli, komputer, kosztowne urządzenia.
— Tak, pamiętam, że zaraz po jego przyjeździe przyszła duża dostawa."Krotce potem, jak go stąd wyprosiłem.
~— Co oznacza, że od początku planował zamieszkać we własnym
a tutaj zatrzymał się tylko po to, żeby węszyć. Czego on szukał, Bili?
—- Powiedziałem ci już, że nie wiem. •"- Nie domyślasz się? * Ani trochę. — Wziął czasopismo, zwinął je i znowu odłożył.
213
KotylionM