rozdział 15. Tysiąc Więcej.pdf

(222 KB) Pobierz
Tysiąc więcej
Jest coś upiornego w kwiecie;
Ten, zwiędły w mej dłoni, jest jednym z wielu
Które dał mi przed chwilą; nie dożyje godziny;
A jest ich tysiąc więcej; nie płaczesz po stracie róży.
— Charlotte Mew, In Nunhead Cemetery
Reszta dnia w Instytucie upłynęła pod znakiem dużego napięcia, gdy Nocni Łowcy
przygotowywali się na konfrontację z Nate’m tej nocy. Znów nie podano posiłków o
zwykłych porach ze względu na ogólny rozgardiasz, w trakcie którego czyszczono broń,
przygotowywano stroje i konsultowano rysunki na mapach, podczas gdy Bridget, nucąc pod
nosem ponure ballady, nosiła korytarzami tace z kanapkami i herbatą.
Gdyby nie Sophie i jej sugestie by „wrzucić coś na ząb”, Tessa nie jadłaby przez cały
dzień. Ściśnięte gardło i tak pozwoliło jej jedynie na kilka kęsów kanapki, zanim poczuła się
tak, jakby się dławiła.
Zobaczę się dzisiaj z Nate’m , pomyślała, wpatrując się w siebie w duże lustro między
dwoma oknami, gdy Sophie uklękła u jej stóp i zaczęła zawiązywać sznurówki jej butów.
Męskich butów ze schowka Jessamine pełnego męskich ubrań.
A potem go zdradzę.
Przypomniała sobie jak Nate położył jej głowę na kolanach w powozie gdy uciekali z
rezydencji de Quincey’a i sposób w jaki wykrzyczał jej imię i trzymał się jej kurczowo, gdy
pojawił się brat Enoch. Zastanawiała się ile z tego było prawdą, a ile przedstawieniem.
Prawdopodobnie jakaś część niego była wtedy przerażona – został porzucony przez
Mortmaina, znienawidzony przez de Quincey’a i w dodatku znajdował się w rękach Nocnych
Łowców, którym nie miał powodu ufać.
Oczywiście prócz tego kiedy powiedziała mu, że są godni zaufania. Ale jego to nie
obchodziło. Pragnął tego, co mógł mu zaoferować Mortmain. Pożądał tego bardziej niż jej
bezpieczeństwa. Bardziej niż czegokolwiek innego. Te wszystkie lata jakie ze sobą spędzili,
czas, który tak bardzo ich do siebie zbliżył, że uznała ich za nierozłącznych, nic dla niego nie
znaczył.
- Nie może panienka o tym rozmyślać – odparła Sophie, podnosząc się z podłogi i otrzepując
ręce z kurzu. – On nie jest… nie jest tego wart.
- Kto?
- Panienki brat. To chyba o nim panienka rozmyślała, prawda?
Tessa zmrużyła podejrzliwie oczy.
- Możesz powiedzieć o czym myślę bo posiadasz Wzrok?
Sophie wybuchła krótkim śmiechem.
761467254.001.png 761467254.002.png 761467254.003.png
- Dobry Boże, oczywiście, że nie. Wyczytałam to z twarzy panienki jak z otwartej księgi.
Zawsze ma panienka taki sam wyraz twarzy gdy myśli o paniczu Nathanielu. Tyle że on
przynosi same kłopoty, więc nie jest wart panienki myśli.
- Jest moim bratem.
- To nie znaczy, że jest panienka taka sama jak on – odparła stanowczo Sophie. – Niektórzy
po prostu rodzą się źli i nic nie można na to poradzić.
Jakiś diabelski podszept kazał Tessie spytać:
- A co z Willem? Nadal uważasz, że urodził się zły? Cudowny i jadowity jak wąż, jak to
kiedyś powiedziałaś.
Sophie uniosła swoje delikatnie zarysowane brwi.
- Panicz Will jest bez wątpienia dużą zagadką.
Zanim Tessa zdążyła odpowiedzieć, drzwi otwarły się, a w przejściu stanął Jem.
- Charlotte przysłała mnie, żebym dał ci… - zaczął i urwał natychmiast, wpatrując się w
Tessę.
Obejrzała się w lustrze. Spodnie, buty, koszula, kamizelka. Wszystko na miejscu. To z
pewnością przez osobliwe uczucie noszenia męskich ubrań – były obcisłe w miejscach, w
których nie była przyzwyczajona nosić obcisłych strojów, oraz luźniejsze w innych. I w
dodatku swędziały. Ale to zdecydowanie nie tłumaczyło wyrazu na twarzy Jema.
- Ja… - Zaczerwienił się okropnie. Rumieniec rozlał mu się od szyi po twarz. – Charlotte
przysłała mnie, żebym przekazał ci, że czekamy w salonie – powiedział. Potem odwrócił się
szybko i w pośpiechu opuścił pokój.
- Na litość boską – odezwała się wstrząśnięta Tessa. – O co mu chodziło?
Sophie zachichotała cicho.
- Cóż, niech panienka sama nie siebie spojrzy.
Tessa zrobiła to, zauważając, że na jej policzkach również wykwitły rumieńce.
Rozpuszczone włosy opadały jej swobodnie na koszulę i kamizelkę. Jej koszula
najwidoczniej została zaprojektowana z myślą o kobiecej posturze, ponieważ nie opinała jej
biustu tak bardzo jak się tego obawiała. Mimo to nadal była obcisła ze względu na drobne
kształty Jessie. Spodnie również były obcisłe, tak jak nakazywała moda, i opinały jej nogi jak
druga skóra. Przekrzywiła głowę w bok. W tym stroju było coś nieprzyzwoitego, prawda?
Mężczyzna nie mógł mieć możliwości zobaczenia kobiecych ud, a tym bardziej zarysu jej
bioder. W tym męskim przebraniu było coś co sprawiało, że nie wyglądała jak mężczyzna,
tylko raczej jakby była… rozebrana.
- Mój Boże – wykrztusiła.
- W rzeczy samej – zgodziła się Sophie. – Ale niech się panienka nie martwi. Ubranie będzie
pasować lepiej gdy się panienka Przemieni. Poza tym… on i tak panienkę adoruje.
- Ja… no wiesz… Wydaje ci się, że mu się podobam?
- Całkowicie – odparła niczym nie zrażona Sophie. – Powinna panienka widzieć wyraz jego
twarzy kiedy myśli, że niczego panienka nie widzi, lub gdy unosi wzrok kiedy otwierają się
drzwi i jest rozczarowany, że to nie panienkę w nich widzi. Panicz Jem nie jest taki jak panicz
Will. Nie potrafi ukryć tego o czym myśli.
- A ty nie… - Tessa szukała przez moment odpowiednich słów. – Sophie, czy ty się ze mnie
nie naigrywasz?
- A po cóż miałabym to robić? – Ton głosu Sophie utracił odrobinę swojej zwykłej
wesołości. Teraz brzmiała przezornie neutralnie.
Teraz albo nigdy, Tesso , pomyślała.
- Wydawało mi się, że istniał taki czas kiedy sama spoglądałaś na Jema z pewnym
uwielbieniem w oczach. To wszystko. Nie miałam na myśli niczego niewłaściwego, Sophie.
Sophie milczała tak długo, że Tessa była pewna, że wpadła w gniew lub co gorsza,
została zraniona. Odezwała się jednak w końcu.
- Był tak moment kiedy… kiedy rzeczywiście go uwielbiałam. Był taki delikatny i troskliwy.
Nie zachowywał się jak żaden z mężczyzn, których znałam. I w dodatku był tak przystojny,
że miło było na niego popatrzeć. A muzyka, którą tworzył… - Pokręciła głową, a ciemne
kędziory jej włosów podskoczyły do góry. – Ale nigdy mu na mnie nie zależało. Nigdy
żadnym gestem czy słowem nie dał mi po sobie znać, że odwzajemnia moje uczucia, choć
nigdy nie był w stosunku do mnie nieuprzejmy.
- Sophie – odezwała się łagodnym głosem Tessa. – Byłaś czymś znacznie więcej niż tylko
pokojówką od momentu kiedy się tu zjawiłam. Stałaś się dobrą przyjaciółką. Nie zrobiłabym
niczego co zraniłoby twoje uczucia.
Sophie spojrzała na nią.
- Zależy na nim panience?
- Wydaje mi się – odparła powoli i ostrożnie Tessa – że tak.
- To dobrze – odetchnęła z ulgą Sophie. – Zasługuje na to. Panicz Will zawsze był jaskrawo
płonącą gwiazdą przykuwającą uwagę – ale to Jem jest stałym płomieniem, niezachwianym i
szczerym. Może cię uszczęśliwić.
- A ty nie będziesz miała nic przeciwko temu?
- Przeciwko? – Sophie pokręciła przecząco głową. – Och, panienko Tesso. To takie w
panienki stylu dbać o to, co sobie pomyślę. Ale nie. Nie będę żywić żadnego sprzeciwu. Moja
słabość do niego – i to by było na tyle – zmieniła się w przyjaźń. Chciałabym żebyście oboje
byli szczęśliwi.
Tessa była zdumiona. Tak bardzo martwiła się uczuciami Sophie, a okazało się, że ona
nie miała nic przeciwko. Cóż takiego się zmieniło od momentu, kiedy Sophie rozpaczała z
powodu choroby Jema od czasu fiaska na Blackfriars Bridge? No chyba że…
- Czy spotykasz się z kimś ostatnio? Z Cyrilem lub…
Sophie przewróciła oczami.
- Dobry Boże, miej nas w swojej opiece. Najpierw Thomas, teraz Cyril. Kiedy panienka
przestanie wreszcie swatać mnie z każdym napotkanym mężczyzną?
- Ale musi być ktoś…
- Nie ma nikogo – odparła stanowczo Sophie, wstając i odwracając Tessę w stronę lustra. –
Gotowe. Wystarczy, że schowa panienka jeszcze włosy pod kapeluszem i już może służyć za
wzór przykładnego dżentelmena.
Tessa uczyniła to co jej kazano.
***
Gdy Tessa weszła do biblioteki, niewielka grupa Nocnych Łowców z Instytutu – Jem,
Will, Henry i Charlotte, wszyscy w bojowych strojach – stali wokół stołu i pochylali się nad
niewielkim podłużnym przyrządem z mosiądzu. Henry gestykulował żywo i mówił
podniesionym głosem.
- To – mówił – jest przedmiot, nad którym ostatnio pracowałem. Specjalnie na tą okazję. Jest
skalibrowany tak by funkcjonować jako broń przeciwko mechanicznym zabójcom.
- Mimo iż Nate Gray jest dość nieciekawą personą – powiedział Will – jego głowa nie jest
wypełniona metalowymi mechanizmami, Henry. Jest człowiekiem.
- Ale może przyprowadzić ze sobą te automaty. Nie wiemy czy nie będzie miał towarzystwa.
Ten mechaniczny stangret Mortmaina…
- Wydaje mi się, że Henry ma rację – powiedziała Tessa, a wszyscy odwrócili się w jej
stronę. Jem znów oblał się rumieńcem, choć tym razem nie tak mocno. Posłał jej krzywy
uśmiech. Will otaksował leniwym spojrzeniem jej ciało.
- W ogóle nie wyglądasz jak chłopak – powiedział. Wyglądasz jak dziewczyna w męskim
przebraniu.
Nie była w stanie stwierdzić czy mówi to z aprobatą, dezaprobatą czy neutralnym
tonem.
- Moim zamiarem jest wyprowadzenie w pole postronnego obserwatora – odparła gniewnym
tonem. – Nate zna Jessamine jako dziewczynę. Ubranie będzie na mnie lepiej leżało kiedy się
w nią Zmienię.
- Może powinnaś zrobić to już teraz – zasugerował Will.
Tessa rzuciła mu piorunujące spojrzenie, a potem zamknęła oczy. Przemiana w kogoś
kim się już było okazała się całkiem inna. Nie musiała już trzymać w dłoni należącego do
Jessamine przedmiotu czy być blisko niej. To było jak zamknięcie oczu i wyciągnięcie ręki w
stronę garderoby, rozpoznanie znajomego stroju samym dotykiem, i wyciągnięcie go na
zewnątrz. Sięgnęła po Jessamine w swoim wnętrzu i uwolniła ją, otaczając się jej postacią i
czując jak powietrze ucieka jej z płuc, gdy jej żebra się skurczyły. Jej włosy wyślizgnęły się z
węzła i opadły miękkimi jedwabistymi falami wokół twarzy. Wepchnęła je pod kapelusz i
otworzyła oczy.
Wszyscy gapili się na nią z wytrzeszczonymi oczami. Tylko Jem uśmiechnął się do
niej gdy zamrugała w jaskrawym świetle.
- Zadziwiające – mruknął Henry. Jego dłoń spoczywała lekko na przyrządzie na stole. Tessa,
nie czując się zbyt komfortowom, gdy oczy wszystkich były zwrócone ku niej, podeszła
bliżej.
- Co to takiego?
- To pewien rodzaj… piekielnej maszyny, którą stworzył Henry – odparł Jem. – Ma za
zadanie zakłócać działanie wewnętrznych mechanizmów - automatów, które umożliwiają im
poruszanie się.
- Przekręca się ją, o tak… - Henry udał, że przekręca połowę urządzenia w jedną stroną, a
drugą połowę w przeciwną - …a potem rzuca. Postaraj się trafić nią w miejsca styku
metalowych płyt lub tam gdzie da się je wbić. Maszyna ma zakłócić przebieg prądów w
ciałach automatów i powodować ich rozpadanie się na kawałki. Tobie również może
wyrządzić pewną szkodę nawet jeśli nie jesteś automatem, więc nie przebywaj w jej pobliżu
gdy już zostanie uruchomiona. Zrobiłem tylko dwie, więc…
Wręczył jeden Jemowi, a drugi Charlotte, która wzięła ją i bez słowa przytroczyła do
pasa z bronią.
- Wiadomość została wysłana? – spytała Tessa.
- Tak. Teraz czekamy tylko na odpowiedź twojego brata – poinformowała ją Charlotte.
Rozwinęła rolkę papieru na blacie, obciążając rogi miedzianymi kołami zębatymi, które
Henry musiał tu kiedyś zostawić. – To – powiedziała – jest mapa, która pokazuje gdzie
według tego co mówiła Jessamine, spotyka się zazwyczaj z Nate’m. To magazyn na Mincing
Lane, w dole Lower Thames Street. Dawniej była to siedziba przedsiębiorstwa zajmującego
się paczkowaniem herbaty do momentu, w którym nie zbankrutowało.
- Mincing Lane – powtórzył Jem. – Centrum handlu herbatą. Oraz opium. Posiadanie
magazynu przez Mortmaina w takim miejscu ma sens. – Przesunął smukłym palcem po
mapie, śledząc nazwy sąsiadujących ulic: Eastcheap, Gracechurch Street, Lower Thames
Street, St. Swithin’s Lane. – Dziwne miejsce spotkań dla Jessamine. Zawsze marzyła o
splendorze – o byciu przedstawioną na dworze i upinaniu wysoko włosów na bale. Nie było w
tym miejsca na sekretne spotkania w jakimś obskurnym magazynie w pobliżu doków.
- Zrobiła to co musiała – powiedziała Tessa. – Poślubiła kogoś, kto nie jest Nocnym Łowcą.
Usta Willa wykrzywiły się w półuśmiechu.
- Jeśli to małżeństwo jest legalne, Jessamine jest twoją bratową.
Tessa wzdrygnęła się.
- Ja… to nie jest tak, że żywię do niej jakąś urazę. Chodzi o to, że zasługuje na kogoś
lepszego niż mój brat.
- Każdy zasługuje na coś lepszego niż to. – Will sięgnął pod stół i wyciągnął stamtąd
zwinięty kawałek materiału. Rozłożył go na stole, omijając mapę. W środku znajdowało się
kilka cienkich sztyletów. Każdy miał wygrawerowaną lśniącą runę na powierzchni ostrza. –
Prawie zapomniałem, że parę tygodni temu kazałem zamówić Thomasowi kilka tych noży.
Właśnie je dostarczono. To mizerykordie – świetnie wbijają się w spojenia w metalowych
płytach tych automatycznych stworów.
- Pytanie tylko – powiedział Jem, podnosząc jedną z mizerykordii do oczu i przyglądając się
uważnie ostrzu – jak reszta z nas będzie obserwować spotkanie Tessy z Nate’m i nie da się
przy tym zauważyć? Musimy być gotowi wkroczy do akcji w każdej chwili, zwłaszcza jeśli
okaże się, że zaczął nabierać podejrzeń.
- Musimy przybyć tam pierwsi i ukryć się – odparł Will. – To jedyne wyjście. Będziemy się
przysłuchiwać czy Nate nie powie czasem czegoś użytecznego.
- Nie podoba mi się pomysł zmuszania Tessy do powtórnej rozmowy z nim – mruknął Jem.
- Świetnie sobie z tym radzi. Widziałem na własne oczy. Poza tym, prędzej coś powie jeśli
będzie mu się wydawało, że jest bezpieczny. Nawet gdy go pojmiemy, a Cisi Bracia
przenikną do jego umysłu, Mortmain by móc ochronić swoje plany przed ujawnieniem, mógł
nałożyć na jego myśli jakieś blokady, których rozbrojenie może zająć dużo czasu.
- Wydaje mi się, że Mortmain zrobił coś podobnego Jessamine – odezwała się Tessa. – Bez
względu na starania, nie mogę przeniknąć do jej myśli.
- W takim razie z pewnością zrobił to samo Nate’owi – dodał Will.
- Ten chłopak jest równie słaby co nowonarodzone kocię – wtrącił Henry. – Powie nam
wszystko co będziemy chcieli wiedzieć. A jeśli nie, to mam taki przyrząd…
- Henry! – zawołała poważnie zaniepokojona Charlotte. – Tylko mi nie mów, że pracowałeś
nad jakimś narzędziem tortur.
- Ależ skąd. Nazywam to Zakłócaczem. Emituje wibracje, które mają bezpośredni wpływ na
ludzki umysł, uniemożliwiając mówienie nieprawdy. – Henry z dumną miną sięgnął po
pudełko. – Powie nam wszystko nie zważając na konsekwencje…
Charlotte uniosła dłoń w geście protestu.
- Nie teraz, Henry. Jeśli będziemy musieli użyć… Zakłócacza na Nacie Grayu, zrobimy to
kiedy ściągniemy go z powrotem tutaj. W tej chwili musimy skoncentrować się na dotarciu
do magazynu przed Tessą. To w końcu nie tak znów daleko. Proponuję, żeby Cyril nas tam
zawiózł, a potem wrócił po Tessę.
- Nate rozpozna powóz należący do Instytutu – sprzeciwiła się Tessa. – Gdy widziałam jak
Jessamine wymyka się na spotkanie z Nate’m, chodziła na nie pieszo. Ja również wybiorę się
piechotą.
- Zabłądzisz – powiedział Will.
- Nie – odparła Tessa, wskazując na mapę. – To prosta trasa. Skręcę w lewo na Gracechurch
Street, pójdę dalej Eastcheap i dalej na Mincing Street.
Ku zaskoczeniu Tessy, między Jemem a Willem wywiązała się sprzeczka. Jem był
przeciwko pomysłowi by Tessa samotnie przemierzała ulice. W końcu zdecydowano, że
Henry pojedzie powozem na Mincing Street, a Tessa pójdzie piechotą. Cyril będzie jej
pilnował, zachowując bezpieczną odległość, na wypadek gdyby zgubiła się w zatłoczonym,
brudnym i hałaśliwym mieście. Zgodziła się na to ze wzruszeniem ramion. Uznała, że
zaoszczędzi jej to kłótni, a nie miała nic przeciwko obecności Cyrila.
- Rozumiem, że nikt nie wspomni o tym – dodał Will – że po raz kolejny zostawimy Instytut
pusty, bez żadnego Nocnego Łowcy, który mógłby ochraniać go od wewnątrz.
Charlotte zwinęła mapę jednym ruchem nadgarstka.
- A kto twoim zdaniem powinien zostać zamiast pomagać Tessie?
- Nie mówiłem ani słowa o pozostaniu w Instytucie. Tyle że Cyril będzie z Tessą, Sophie
otrzymała jedynie częściowe szkolenie, a Bridget…
Zgłoś jeśli naruszono regulamin