MOJE PISANKI nr2.pdf

(2908 KB) Pobierz
strony06.indd
Autoportret
twością, również w robionych przez
innych fotografiach. Artyści malarze
do wieku XIX, znali tylko swoje lus-
trzane odbicie, zawsze widziane przez
siebie samego.
najintymniejsza, najczęściej
oglądana, znana na pamięć. Pod-
dana działaniu czasu, z zapisanymi
na niej zmartwieniami, radościami,
kłamstwami, gniewem – wciąż
zmieniająca się, ale zawsze nasza
własna.
Czy widzimy siebie wyraźnie?
A może to inni widza nas lepiej?
Gdy malarz zabiera się do malo-
wania własnej twarzy, ma już swoje
przemyślenia, bo autoportret to coś
bardzo szczególnego, to osobiste
wyznanie dotyczące własnej osoby,
swojego charakteru, marzeń i lęków.
Artysta może nam chcieć powiedzieć
o sobie prawdę, ale może nas też
oszukiwać.
A jak maluje się autoportret?
Oczywiście potrzebne jest lustro.
Ale przecież w lustrze cały świat jest
odwrócony, więc jeżeli malarz chce
namalować siebie w rzeczywistym
świecie, musi obraz, który widzi w
lustrze odwrócić. To wcale nie jest
proste - namalować swoją twarz tak,
jak widzą ją inni i tak, jak nigdy nie
widział jej artysta. Twarz ludzka jest
mniej lub bardziej niesymetryczna
- jej odwrócenie bardzo ją zmienia.
Dziś rozpoznajemy swoje twarze z ła-
Michał Anioł
Pi´kno, które nas otacza
W łasna twarz - najbliższa nam,
4354631.008.png
Pi´kno, które nas otacza
Diego Velazquez
go Velazquez, z wysoką pozycją na
hiszpańskim dworze królewskim.
Stoi w swojej pracowni, przy szta-
ludze z ogromnym blejtramem, z
paletą w dłoni (mamy okazję zobaczyć
jak niewielu kolorów używano w
baroku) i maluje najważniejsze w
państwie osoby – w lustrze odbijają
się król i królowa, razem z dziećmi,
boną, służbą, psem i karlicą dla
rozśmieszania towarzystwa.
Gdy spojrzymy na autoportret Albre-
chta Durera od razu wiemy, że jest to
człowiek pełen
poczucia włas-
nej wartości. I
kochał swoją
twarz! Na-
malował siebie
na sposób, w
jaki przed-
stawiano Jezusa.
Uduchowiona,
w y d ł u ż o n a
twarz pełna
powagi, pię-
kna i łagodności, okolona jasnymi
fryzowanymi lokami. Wszystko w
idealnej symetrii, podkreślającej
doskonałość oso-
by wykonującej
tajemny gest
wskazujący swo-
je serce. Czy taki
był? Mało praw-
dopodobne, ale
tak chciał być
Popatrzmy na kilka różniących się
bardzo autoportretów. Czego można
się z nich dowiedzieć o Artyście, o
Człowieku, o Sztuce?
Ten dziwny autoportret pozostawił
nam Michał Anioł w swoim Sądzie
Ostatecznym, namalowanym w Ka-
plicy Sykstyńskiej. Schował siebie
pomiędzy tymi, którzy znaleźli się
po lewicy gniewnego Zbawiciela.
Jeden z aniołów trzyma w ręku skórę
nożem zdartą z Michała i pytająco
spogląda na Jezusa. Jakiej odpowie-
dzi spodziewał się Michał Anioł? Czy
niepokoił się o swoje zbawienie? W
młodości był dumny. Czy starzejąc się
stracił pewność siebie? Spokorniał? A
może przewrotnie - cieszył się swoim
pomysłem i tym, że w Watykanie
po wsze czasy pozostanie jego wize-
runek?
A ten wysoki, dobrze ubrany
mężczyzna? Wygląda na człowieka
szanowanego i poważnego. To Die-
Albrecht Durer
40 Gazeta Kuracjusza
40 Gazeta Kuracjusza
4354631.009.png 4354631.010.png
Pi´kno, które nas otacza
widziany. I
taki pozostał
na zawsze w
historii sztu-
ki
A tutaj ktoś
zupełnie in-
ny - malarz
z okresu
rokoka - Jean
C h a r d i n .
Namalował
siebie z
głową owi-
niętą chustką (cierpiał na migreny) i
z daszkiem chroniącym od światła,
nasuniętym na czoło. Skromny, osten-
tacyjnie „bylejaki” autoportret. A może
zażartował sobie i z siebie i z nas?
A Van Gogh? Czy musiał aku-
rat malować autoportret wtedy, gdy
nosił zakrwawiony opatrunek na
obciętym uchu? Obciął je w ostrym
ataku choroby psychicznej, zapakował
i wysłał do jedynej według niego
bliskiej osoby - lokatorki burdelu.
Choroba wyniszczała go, wyrzucała
poza społeczność miasteczka, a
jednocześnie karmiła jego sztukę.
Kierowała jego oczy tam, gdzie my
nie widzimy nic ciekawego, kazała
mu czuć to, czego my „normalni” nie
czujemy, pokazywała kolory, których
nie widzimy. Autoportret prosty i
szczery, malowany dla siebie. Płakał
nad samym sobą. Niedługo potem
zastrzelił się.
Jean Chardin
Van Gogh
A oto ktoś inny – Jacek Malcze-
wski. Namalował wiele swoich por-
tretów. Lubił się do nich przebierać,
aranżować niezwykłe sytuacje.
Dodawał towarzystwo aniołów lub
nieistniejących stworów, wpisywał
w swoje obrazy rebusy i szyfry,
przeznaczone do odczytywania przez
Francis Bacon
Gazeta Kuracjusza 41
Gazeta Kuracjusza 41
4354631.011.png 4354631.001.png
Pi´kno, które nas otacza
wtajemniczonych. Obejrzyjmy jego
autoportret jako rycerza ubranego w
średniowieczną zbroję. Chciał, abyśmy
zapamiętali go jako ekscentrycznego,
niezwykłego artystę. Nawet w trum-
nie życzył sobie być innym niż wszyscy
– kazał pochować się w białych za-
konnych szatach.
A cóż pomyśleć o kimś, kto widzi
siebie tak jak Francis Bacon? Ileż cier-
pienia, niechęci i lęku wzbudza w
nim jego własna twarz poszarpana,
opuchnięta, zniekształcona w walce
ze światem? Ludźmi? Sobą? Takie
też było jego życie - chaotyczne, de-
strukcyjne, pełne zafascynowania
przemocą fizyczną
i psychiczną. Jego
własna, namalo-
wana twarz mówi
nam o tym. Tak
zdeformowana, a
jednak podobna,
prawda?
I wreszcie Kazi-
mierz Malewicz.
Ten artysta wcale nie zajmuje się
sobą, ani swoim życiem. Interesuje go
tylko sztuka i malowanie. Obraz jest
bardziej dekoracją niż wyznaniem.
Namalował siebie w mocnych ko-
lorach i geometryzującym stroju
renesansowym, który podkreśla
symetrię obrazu. A ten gest ręki? Cze-
rwony beret? To coś znaczy dla tych
którzy znają malarstwo - to cytat z
„Portretu Młodzieńca” Sandro Bo-
tticellego, a więc znów chodzi tylko o
Sztukę.
A wszystko zaczęło się od Fidiasza.
Gdy rzeźbił posąg Ateny przeznaczony
dla Akropolu, podobno umieścił swój
profil ukryty sprytnie wśród zdobień
na tarczy bogini .Ten świętokradczy
akt wzbudził tak wielkie oburzenie
wśród Ateńczyków, że ukarany Fidiasz
musiał na kilka lat opuścić Ateny.
Zastanówmy się nad własną twarzą!
Przyjrzyjmy się jej. Co mówi do nas,
gdy spoglądamy na nią w lustrze? A co
czytają z niej inni? Nasze tajemnice są
być może w niej zapisane!
Kazimierz Malewicz
Jacek Malczewski
Senka Jevtić
42 Gazeta Kuracjusza
4354631.002.png 4354631.003.png
Pi´kno, które nas otacza
Impresjoniści
D o XIX wieku malarze
nie mieli wątpliwości, co
malują: bogów, ludzi, przed-
mioty, przyrodę… Na obrazach
było widać konkretne kształty,
stałe kolory, światłocień.
Przedmioty obiektywnie miały
takie cechy, jakie obserwował
i malował artysta. I oto się
okazało, że przedmioty nie
mają swojego stałego koloru,
tylko odbijają światło, które na
nie pada. A to odbite światło
dopiero wówczas staje się
kolorem, gdy wpada w nasze
oko. Dzięki fizykom malarze ze
zdumieniem też się dowiedzieli , że nie istnieje kolor czarny (po prostu czasem
odbija się bardzo mało światła) ani biały (jest wiązką wszystkich kolorów). Dzi-
wne! Co w takim razie maluje artysta? Wcale nie przedmioty realne, lecz jedynie
światło wpadające do jego oczu, czyli wrażenie wzrokowe, impresję. A gdzie te-
go światła najwięcej? Oczywiście na otwartej przestrzeni. Malarze opuścili więc
zamknięte pracownie i nagle
się znaleźli w pełnym słońcu!
Wszystko wokół zamigotało
kolorami. Światło wirowało,
padało z błękitnego nieba na
zieloną trawę, odbijało się od
niej, potem od czerwonej su-
kni damy w parku, z sukni re-
fleks w locie dotykał jej twarzy
rumieńcem, a z twarzy mi-
mochodem zahaczał o białą
Gazeta Kuracjusza 57
impresja – wrażenie
4354631.004.png 4354631.005.png 4354631.006.png 4354631.007.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin