Iggulden Conn - Imperator 01 - Bramy Rzymu.txt

(704 KB) Pobierz
MBP Zabrze
nr inw.: K20 - 17457
F20 82-312.6A/Z

I
68
'   3>   ^ OJ   O
-     CL h-i OJ
� I
51
1  4  03. 2006
2  8. 03. 2007
10. 09. 2007

BRAMY RZYMU

IMPH
BRAMY RZYMU

W przygotowaniu kolejny tom cyklu
�MIER� KR�L�W


CONN   IGGULDEN
BRAMY RZYMU
Przek�ad Bogumi�a Malarecka
DOM WYDAWNICZY REBIS Pozna� 2003
Tytu� orygina�u Emperor. The Gates ofRome
Copyright � Conn Iggulden 2003 Ali rights reserued
Copyright � for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd., Pozna� 2003
Redaktor Ma�gorzata Chwa�ek
Projekt ok�adki Zbigniew Mielnik
Fotografie na ok�adce BE&W
1BBJSKJ BIBLIOTEKA PUBLICZNA w Zabrzu &~3/	
	ZN. KLAS.
	NR INW.
Wydanie I ISBN 83-7301-442-X
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. �migrodzka 41/49, 60-171 Pozna�
tel. 867-47-08, 867-81-40; fax 867-37-74
e-mail: rebis@rebis.com.pl
www.rebis.com.pl
Synowi Cameronowi i bratu Halowi, drugiemu cz�onkowi Klubu Czarnego Kota
PODZI�KOWANIA
Jjez pomocy i wsparcia wielu os�b ta ksi��ka nigdy by si� nie zacz�a ani nie sko�czy�a. Chcia�bym podzi�kowa� Viktorii, kt�ra by�a mi sta�ym �r�d�em pomocy i zach�ty. Tak�e redaktorom z Har-perCollins, czuwaj�cym, by powie�� powstawa�a bez wielkiego b�lu. Jakiekolwiek omy�ki s� niestety moje.
R�wnie� Richardowi, kt�ry pom�g� mi ugotowa� kruka i uwiarygodni� Marka. I wreszcie mojej �onie Elli, pe�nej wiary we mnie i w moje pisanie.
ROZDZIA� I
.Dwaj ch�opcy w�drowali �cie�k� przez las. Obaj byli jednakowo oblepieni b�otem i �aden nie przypomina� istoty ludzkiej. Wy�szy ni�s� sk�rzany worek rzecznych kamyk�w. Mia� niebieskie oczy, kt�re na tle br�zowej skorupy b�ota wydawa�y si� nienaturalnie jasne.
- Zobaczysz, zabij� nas za to, Marku - odezwa� si� do ni�szego i wyszczerzy� z�by w szerokim u�miechu.
-To twoja wina, Gajuszu, ty mnie pierwszy popchn��e�. Nie wierzy�e�, jak ci m�wi�em, �e dno jeszcze nie wysch�o?
Ni�szy za�mia� si�, pchn�� przyjaciela w krzaki i z radosnym wrzaskiem pop�dzi� przed siebie. Gajusz wygramoli� si� na �cie�k� i rzuci� w pogo�, wymachuj�c sk�rzanym workiem jak dyskiem.
- Wypowiadam ci bitw�! - krzykn�� wysokim, ch�opi�cym g�osem.
Lanie, jakie mogli oberwa� za zniszczenie tunik, by�o jeszcze wieki przed nimi, i obaj umieli wykr�ca� si� od k�opot�w - liczy� si� tylko p�d le�nymi �cie�kami, do utraty tchu, i p�oszenie ptak�w. Obaj byli na bosaka i obaj mieli stwardnia�e pi�ty, cho� dla ka�dego by�o to dopiero �sme lato.
- Tym razem go dopadn� - wysapa� Gajusz w biegu. Wci�� nie rozumia�, jak Marek, kt�ry mia� tyle samo r�k i n�g, potrafi porusza� nimi szybciej. Jak si� jest ni�szym, powinno si� stawia� kr�tsze kroki, to oczywiste.
Roztr�cane li�cie smaga�y go po ramionach i w piersi zaczyna�o piec niezno�nie, ale ju� s�ysza� kpi�cy g�os Marka, tu� przed sob�.
10
Imperator
Zziajany wypad� na le�n� polan� i stan�� jak wryty. Marek le�a� na ziemi, trzyma� si� za g�ow� i nieporadnie pr�bowa� usi���, a nad nim pochyla�o si� trzech starszych ch�opc�w.
Gajusz j�kn��. Zap�dzili si� z Markiem za daleko, przekroczyli granice posiad�o�ci ojca i wpadli do lasu s�siad�w. Powinien zauwa�y� �cie�k� graniczn�, ale poch�on�a go ch�� z�apania Marka, cho� raz.
-1 co my tu widzimy, przyjaciele? Jak�� par� b�otnych rybek, kt�re wype�z�y z rzeki, tak?
To Swetoniusz, najstarszy syn w�a�ciciela s�siedniego maj�tku. Czternastolatek zabija� czas przed p�j�ciem do wojska. Dwaj m�odsi ch�opcy mogli tylko pomarzy� o tak wy�wiczonych musku�ach. Mia� szop� jasnych w�os�w, policzki i czo�o obsypane krostami o bia�ych czubkach, czerwone, gro�nie wygl�daj�ce wypryski w wyci�ciu ozdobnej tuniki i d�ugi prosty kij w r�ku. No i przyjaci�, by im imponowa�, oraz wolne d�ugie popo�udnie.
Gajusz by� przestraszony, wiedzia�, �e pewno�� siebie nic nie pomo�e. Weszli z Markiem na cudzy teren, najlepsze, co ich czeka�o, to kilka kij�w, najgorsze - po�amanie ko�ci. Zerkn�� na Marka i zobaczy�, �e ch�opiec niezdarnie usi�uje stan�� na nogi. Na pewno oberwa� czym� porz�dnie, kiedy wpad� na starszych ch�opc�w.
- Pozw�l nam odej��, Toniuszu, czekaj� na nas w domu. -Gadaj�ca b�otna ryba! Zbijemy maj�tek, ch�opaki! Trzymajcie
ich, mam sznurek do wi�zania wieprzk�w, w sam raz przypasuje b�otnym rybkom.
Nie zanosi�o si� na zabaw�. Ucieczka, przy takim stanie Marka, nie wchodzi�a w rachub�. Napastnicy byli okrutni i nale�a�o obchodzi� si� z nimi ostro�nie, jak ze skorpionami.
Dwaj przyjaciele Swetoniusza trzymali sw�j sprz�t w pogotowiu. Gajusz nie zna� ich. Jeden zaj�� si� Markiem, a drugi, przysadzisty, o t�pej twarzy, wbi� sw�j kij w jego �o��dek. Ch�opiec zgi�� si� wp�, a jego j�ki najwyra�niej roz�mieszy�y oprawc�.
- O, tu jest mocna ga��� - powiedzia� Swetoniusz. - Zwi��cie im nogi i powie�cie obu, niech si� hu�taj�. Urz�dzimy sobie zawody w rzucie oszczepem i ciskaniu kamieniami.
-Tw�j ojciec zna mojego. - Gajusz, wci�� trzymaj�c si� za brzuch, zaczyna� si� broni�.
Rozdzia� 1
11
-To prawda, chocia� go nie lubi. M�j jest prawdziwym patry-cjuszem. Nie tak jak tw�j. Gdyby zechcia�, twoja rodzina mog�aby by� u niego na s�u�bie, a ja bym kaza� twojej pomylonej matce szorowa� pod�ogi.
Przynajmniej wdaje si� w dyskusj�, pomy�la� Gajusz. Tymczasem jego oprawca ju� zwi�za� mu stopy sznurkiem z ko�skiego w�osia i by� gotowy podci�gn�� go w powietrze. Co m�g�by powiedzie�, czym zastraszy� Swetoniusza? Jego ojciec nie mia� �adnej realnej w�adzy w mie�cie. Z rodziny matki wysz�o kilku konsul�w - w�a�nie, to by�o co�. Wujek Mariusz by� szanowan� osobisto�ci�, tak m�wi�a matka.
-Jeste�my nobilitas... m�j wujek Mariusz to nie byle...
Przerwa� mu kr�tki piskliwy krzyk - na przerzuconym przez ga��� sznurku hu�ta� si� Marek, nogami do g�ry.
- Przywi�� ko�ce sznurka do tamtego pnia. Nast�pna rybka � powiedzia� Toniusz, �miej�c si� od ucha do ucha.
Gajusz zauwa�y�, �e obaj przyjaciele Toniusza pos�usznie wykonuj� jego rozkazy. Odwo�ywanie si� do kt�regokolwiek by�o bezcelowe.
-Pu�� nas, ty pryszczaty zaropialcze! - wrzasn�� Marek, z pociemnia�� od uderzenia krwi twarz�.
Gajusz j�kn��. Teraz ich zabij�, to pewne.
- Idioto, po co wspominasz o krostach, nie rozumiesz, �e jest czu�y na ich punkcie?!
Przysadzisty, kt�ry w�a�nie przerzuca� jego sznurek na ga��� Marka, zastyg� z wra�enia. Swetoniusz uni�s� brew.
- Och, pope�ni�a� b��d, rybko - wysycza�. - Decjuszu, podci�g-nij�e go w ko�cu. Puszcz� mu troch� krwi.
Nagle �wiat przechyli� si� obrzydliwie. Gajusz us�ysza� skrzypienie sznurka i cichy szum w uszach, kiedy krew sp�yn�a mu do g�owy. Obr�ci� si� powoli wok� w�asnej osi i zobaczy� Marka w tej samej niewygodnej pozycji. Nos przyjaciela by� zakrwawiony od oberwanych na ziemi raz�w.
-My�l�, �e w tej pozycji przestan� krwawi� z nosa, Toniuszu. Dzi�kuj� ci bardzo. - G�os Marka dr�a�, lecz brawura przyjaciela doda�a Gajuszowi ducha.
Kiedy Marek zjawi� si� w ich domu, by� nerwowy z natury i na

12
Imperator
sw�j wiek troch� za ma�y. Gajusz oprowadzi� go po maj�tku ojca i na koniec obaj wyl�dowali w stodole, na samej g�rze �wie�o zwiezionego siana. Popatrzyli w d�, na klepisko, na jak�� pojedyncz� kopk� i Gajusz zauwa�y�, �e Markowi trz�s� si� r�ce.
-Zje�d�am pierwszy. Zobaczysz, jak to si� robi - powiedzia� i z g�o�nym wrzaskiem zjecha� na d�.
Przez kilka sekund, zadzieraj�c g�ow�, czeka� na pojawienie si� Marka. I kiedy ju� zw�tpi� w odwag� ch�opca, drobna figurka wystrzeli�a wysoko w powietrze. Gajusz odskoczy� na bok, a Marek, zach�ystuj�c si� w�asnym oddechem, wpad� w sam �rodek kopki.
- My�la�em, �e nie zjedziesz. �e za bardzo si� boisz - powiedzia� Gajusz do le��cego plackiem i przecieraj�cego podra�nione py�em oczy ch�opca.
- Ba�em si� - odpar� Marek spokojnie � ale wi�cej nie b�d�. Po prostu nie b�d�.
Chropawy g�os Swetoniusza sprowadzi� go na ziemi�.
- Panowie, mi�so nale�y zmi�kczy� t�uczkiem. Zajmijcie odpowiednie pozycje i przyst�pcie do obr�bki, o tak.
Zamachn�� si� kijem i trafi� Gajusza w skro�. �wiat pobiela�, potem poczernia�, a kiedy Gajusz otworzy� oczy, wszystko wok� wirowa�o razem z wiruj�cym sznurkiem. Jeszcze przez chwil� czu� ciosy i s�ysza�, jak Swetoniusz wykrzykuje: raz-dwa-trzy, raz-dwa--trzy...
Zdawa�o mu si� jeszcze, �e s�yszy p�acz Marka, a potem zemdla� przy akompaniamencie drwin i �miechu.
Odzyska� przytomno�� jeszcze za dnia, ale nim do ko�ca u�wiadomi� sobie, co si� sta�o, zapad� zmierzch. Jego prawe oko by�o niewidoczne pod wielk� bry�� zakrzep�ej krwi, a twarz na-puchni�ta i okryta lepk� pow�ok�. Obaj wci�� wisieli g�owami w d� i obracali si� powoli w podmuchach wiej�cego od wzg�rz wiatru.
- Marku, obud� si�. Marku!
Marek si� nie poruszy�. Wygl�da� potwornie i mo�na go by�o wzi�� za nieziemsk� zjaw�. Twarz, z kt�rej odpad�a skorupa b�ota, pokrywa�y smugi kurzu i purpury. Na skroni stercza� guz. Szcz�ka by�a spuchni�ta. Lewa r�ka te�, i w miar� jak gas�o �wiat�o dzienne,
Rozdzia� 1
13
robi�a si� coraz bardziej fioletowa. Ale przecie� on �yje, pomy�la� z przera�eniem Gajusz. On musi �y�, musz� go ratowa�! Musz� stan�� na ziemi! Spr�bowa� poruszy� r�kami; by�y zdr�twia�e. Gajusz zignorowa� now� fal� b�lu i zacz�� si� mocowa� ze sznurkiem, kt�ry je opl�tywa�.
Najpierw uwolni� jedn�. Si�gn�� do ziemi i zacz�� grzeba� palcami w zwi�d�ych li�ciach. Na pr�no. Kiedy uda�o mu si� uwolni� drug�, zataczaj�c cia�em powolny kr�g, poszerzy� teren poszukiwa�. Jest. Ma�y kamie� z ostr� kraw�dzi�. Teraz trudniejsze zadanie.
-Marku! S�yszysz mnie?! Urwiemy si� z tej ga��zi, nic si� nie martw. A wtedy zabij� i Swetoniusza, i tych jego t�u�cioch�w.
Marek hu�ta� si� w milczeniu. Usta mia� otwarte i obwis�e. Gajusz wzi�� g��boki oddech i przygotowa� si� na now� porcj� b�lu. Przeci�cie grubego sznurka kawa�kiem kamienia jest trudne, ale kiedy zamiast brzucha ma si� mas� poobijanego cia�a, kt�r� na dodatek trzeba d�wign�� do g�ry, sprawa wygl�da na niewykonaln�.
No, dalej.
Uda�o si�! Zgi�� si� wp� i chwyci� r�kami za ga���. Poczu� przeszywaj�cy b�l w brzuchu. Zrobi�o mu si� czarno przed oczami i by� bliski torsji. Przez kilka chwil kurcz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin