Holt Victoria - Córka oszustwa.pdf

(1302 KB) Pobierz
Daughter of deceit
Victoria Holt
CÓRKA OSZUSTWA
113860602.002.png
LONDYN
113860602.003.png
Desiree
Często rozmyślam o tym, że moje życie mogłoby ułożyć się
zupełnie inaczej, gdyby w tak dramatyczny sposób nie wkroczyła w
nie Lisa Fennell. Jeśliby pewni ludzie nie znaleźli się jednocześnie w
tym samym miejscu, mogliby nigdy nie poznać się, a ich życie
potoczyłoby się w całkiem inny sposób.
Nie wierzę, by w całym Londynie, a może nawet w całej Anglii,
dało się znaleźć drugi taki dom, jak nasz. Czułam się bardzo
szczęśliwa, że należę do naszej małej rodziny, w której prym wiodła
beztroska, żywiołowa, niepowtarzalna i bez reszty godna uwielbienia
Desiree.
W czasach, które wspominam, pozycja społeczna uważana była
przez wszystkie sfery za rzecz najwyższej wagi i wśród służby
przestrzegano etykiety równie skrupulatnie jak w wyższych kręgach
towarzyskich. Nie przestrzegała jej tylko Desiree. Carrie, pomoc
kuchenną, traktowała tak samo jak gospodynię - panią Crimp. Nie
zawsze spotykało się to z aprobatą tejże pani Crimp, ale Desiree
zupełnie nie zwracała na to uwagi.
- Jak się masz, Carrie kochanie? - pytała, natknąwszy się gdzieś
w domu na Carrie. Dla Desiree każdy był „drogi" albo „kochany".
Carrie nie posiadała się z radości.
- Dobrze, panno Daisy Ray - odpowiadała. - A pani?
- Możliwie, możliwie - odpowiadała z uśmiechem Desiree i jeśli
nawet pochwyciła krytyczne spojrzenie pani Crimp, udawała, że tego
nie zauważa.
Wszyscy w domu kochali Desiree - z wyjątkiem dwóch
guwernantek, które zamieszkały u nas, kiedy skończyłam pięć lat, i
miały zadbać o moje podstawowe wykształcenie. Jedna odeszła po
kilku miesiącach, gdyż trwające do późnej nocy zamieszanie w domu
zakłócało jej nocny wypoczynek; druga zaś opuściła nas, aby uczyć
córkę lorda, co bardziej odpowiadało jej aspiracjom.
Zazwyczaj jednak ludzie, kiedy już pogodzili się z faktem, że
nasz dom nie przypomina żadnego innego, poddawali się urokowi
Desiree - Martha Gee, z pewnego rodzaju szorstką czułością; pani
Crimp z różnymi „och" i „ach", z zaciskaniem ust i mruczeniem: „No,
ciekawe, co jeszcze się może zdarzyć?"; pokojówka Jenny z
najwyższą skwapliwością, bo w skrytości ducha marzyła, by stać się
drugą Desiree; Carrie z autentycznym zachwytem, ponieważ nigdy
113860602.004.png
dotąd nikt poza Desiree nie dał jej poczucia własnej ważności;
woźnica Thomas zaś był szczerze oddany i głęboko przekonany, że
ktoś tak sławny jak Desiree może zachowywać się nieco dziwnie, jeśli
tylko ma na to ochotę.
Dla mnie natomiast Desiree była całym światem.
Przypominam sobie pewne zdarzenie, mogłam mieć wtedy około
czterech lat. Późną nocą przebudziły mnie odgłosy śmiechu,
dobiegające z dołu. Usiadłam w łóżku i nasłuchiwałam. Drzwi łączące
moją sypialnię z pokojem niani były otwarte; podczołgałam się tam i
zobaczyłam, że niania smacznie śpi. Włożyłam szlafroczek i kapcie,
po czym zeszłam na dół. Śmiech dobiegał z salonu, stanęłam więc za
drzwiami i słuchałam. Po chwili nacisnęłam klamkę i zajrzałam do
środka.
Desiree siedziała na sofie, ubrana w powłóczystą, jedwabną
suknię koloru lawendy; złote włosy miała wysoko upięte i związane
przepaską z czarnego aksamitu, w której połyskiwały kamienie. Za
każdym razem, kiedy na nią patrzyłam, uderzała mnie jej uroda.
Przypominała bohaterki z moich ukochanych bajek. Na ogół jednak
wyobrażałam ją sobie jako Kopciuszka, kiedy był na balu i znalazł
swego księcia - tylko że Desiree miała ich kilku.
Dwaj mężczyźni siedzieli po obu jej stronach, a trzeci pochylał
się nad nią ze śmiechem. Ich czarne ubrania i białe koszule ładnie
kontrastowały z lawendowym jedwabiem. Kiedy weszłam, wszyscy
zamilkli i spojrzeli na mnie. Wyglądało to jak żywy obraz.
- Czy to jest przyjęcie? - zapytałam, sugerując, że chciałabym się
przyłączyć.
Desiree wyciągnęła ręce i znalazłam się w jej słodko pachnących
objęciach.
Przedstawiła mnie towarzystwu; dopiero wówczas uświadomiłam
sobie, że oprócz niej i trzech mężczyzn w pokoju byli jeszcze inni.
- Oto mój skarb - powiedziała. - Na imię ma Noelle, ponieważ
urodziła się w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia i jest
najwspanialszym prezentem, jaki kiedykolwiek dostałam.
Już wcześniej często mówiła mi:
- Urodziłaś się w święta, nazwałam cię więc Noelle, bo to
oznacza urodziny... urodziny w Boże Narodzenie. - Dodawała też, że
spotkał mnie szczególny zaszczyt, bo mam wspólne urodziny z
Jezusem.
113860602.005.png
Wtedy jednak głównie interesowało mnie przyjęcie i to, że mogę
wziąć w nim udział.
Pamiętam, że siedziałam u Desiree na kolanach, a ona, udając
powagę, przedstawiała mi niektórych gości.
- Oto Charlie Claverham, monsieur Robert Bouchere... a to
Dolly.
To byli ci trzej, którzy siedzieli obok niej, kiedy weszłam do
salonu. Przyglądałam im się uważnie, szczególnie owemu Dolly'emu,
ponieważ jego imię wydawało mi się dość dziwne dla mężczyzny. Z
postury był trochę kanciasty, miał jasne, rudawe wąsy i otaczał go
specyficzny, mocny zapach. Później, kiedy nabrałam w tych sprawach
doświadczenia, wiedziałam już, że jest to pomieszana woń drogich
cygar i whisky. Dowiedziałam się też, że to Donald Dollington,
menedżer teatralny, w kręgach artystycznych pieszczotliwie nazywany
Dollym.
Wszyscy się mną zajmowali, pytali o różne rzeczy, a moje
odpowiedzi zdawały się ich bawić, dzięki czemu czułam się tam
cudownie. W końcu zasnęłam i tylko niejasno zdawałam sobie
sprawę, że Desiree odnosi mnie z powrotem do łóżka. Pamiętam swe
rozczarowanie, gdy obudziwszy się nazajutrz, odkryłam, że przyjęcie
już się skończyło.
Nasz dom znajdował się przy Drury Lane, w pobliżu teatru, co
miało istotne znaczenie. Kiedy byłam jeszcze całkiem mała, wydawał
mi się olbrzymi i fascynujący; schody prowadziły tu do piwnicy, a z
parteru aż na czwarte piętro. Z okien dziecinnego pokoju zawsze
można było zobaczyć coś ciekawego, chociaż Desiree kazała
zainstalować w nich kraty, żebym przypadkiem nie wypadła.
Handlarze sprzedawali rozmaite towary, rozkładali je na wózkach
lub na tacach, które nosili przed sobą zawieszone na szyi. Oferowali
gorące paszteciki i bułeczki, owoce, kwiaty, lawendę, szpilki i
wstążki. Karety i powozy zawoziły ludzi do teatrów i odwoziły ich z
powrotem. Uwielbiałam się temu przyglądać.
Kiedy miałam sześć lat, zamieszkała u nas panna Matylda Grey,
żeby mnie uczyć. Było to wkrótce po tym, jak dwie poprzednie
guwernantki odeszły w poszukiwaniu bardziej odpowiedniego dla
siebie zajęcia. Na początku musiała być nieco oszołomiona i być może
poszłaby w ślady swych poprzedniczek, gdyby nie to, że Matylda
pragnęła zostać aktorką.
113860602.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin