144 Postscriptum Klarensa A wi�c ja, Klarens, musz� doko�czy� za niego. Zaproponowa� mi, by�my poszli odnale�� rannych i okaza� im pomoc. Protestowa�em usilnie, twierdz�c, �e jest ich tak wielu, �e nie b�dziemy w stanie okaza� pomocy, sk�din�d za� nale�y mie� si� przed nimi na baczno�ci. Ale Patron, skoro ju� raz postanowi�, nie da� si� przekona�. Wy��czyli�my pr�d ze wszystkich linii, wzi�li�my ze sob� stra�nik�w i pocz�li�my zwiedza� pole walki. Pierwszy ranny, kt�rego j�k us�yszeli�my, siedzia� opieraj�c si� plecami o zabitego. Patron pochyli� si� nad nim i przem�wi�, tamten za� poznawszy go doby� sztyletu i uderzy�. By� to rycerz, sir Meligrauks, gdy� pozna�em go po zdj�ciu ze� he�mu. No, ten ju� wi�cej nie wzywa� pomocy! Odnie�li�my Patrona do pieczary i opiekowali�my si� nim, zanim jego rana, zreszt� niegro�na, nie zagoi�a si�. Dopomaga� nam Merlin, aczkolwiek, ma si� rozumie�, o tym nie wiedzieli�my. Przebra� si� za kobiet� i wygl�da� na poczciw� wie�niaczk�. Dzi�ki g�adko golonej, smag�ej twarzy nie budzi� podejrze�, gdy zjawi� si� jako kobieta proponuj�c ugotowanie obiadu. Twierdzi�a, �e wszyscy m�czy�ni zaci�gn�li si� do nowo formuj�cego si� wojska, a ona sama nie ma co je��. Patron w tym czasie ju� przyszed� do siebie i by� zaj�ty wyko�czaniem swego dzie�a. Byli�my radzi, �e ta kobieta we�mie na siebie cz�� pracy domowej; wpadli�my w potrzask, kt�ry�my sami na siebie zastawili, pozostaj�c na miejscu nara�ali�my si� na niebezpiecze�stwo zarazy, mog�cej powsta� z powodu rozk�adaj�cych si� trup�w, wychodz�c za� st�d mogli�my wpa�� w r�ce wrog�w. Zwyci�yli�my � i byli�my zwyci�eni jednocze�nie. Patron zdawa� sobie z tego spraw�, jak i my wszyscy. Gdyby�my poszli do tych nowo formuj�cych si� wojsk, mo�e uda�oby si� nam nawi�za� z nimi przyjazny kontakt. Ale Patron nie m�g� chodzi�, ja r�wnie� nie by�em w stanie, gdy� pierwszy zapad�em na zdrowiu z powodu strasznego smrodu rozk�adaj�cych si� cia�. Zachorowali stopniowo inni. Jutro... przysz�o wreszcie to jutro, a z nim nasz kres. Oko�o p�nocy obudzi�em si� i zobaczy�em, �e wied�ma czyni r�kami jakie� dziwne ruchy nad obliczem Patrona. Nie zrozumia�em, co to ma oznacza�. Wszyscy pr�cz warty przy dynamo spali. Kobieta zaprzesta�a swych dziwacznych ruch�w i na palcach posun�a si� ku drzwiom. Krzykn��em: � Sta�! Co� tam robi�a? Zatrzyma�a si� i rzek�a ze z�o�liwym �miechem: � Zwyci�yli�cie i jeste�cie zwyci�eni! Tamci wszyscy zgin�li, lecz i wy zginiecie wszyscy. Umrzecie tu pr�cz niego. On �pi i b�dzie spa� przez 13 wiek�w. Jestem Merlin! Atak z�o�liwego, szale�czego chichotu wstrz�sn�� nim tak, i� ko�ysz�c si� jak pijany z�apa� za jeden z drut�w, by nie upa��. Jego usta pozosta�y otwarte, jakby wci�� jeszcze �mia� si�. S�dz�, �e ten skamienia�y �miech pozostanie na jego twarzy, zanim cia�o nie rozsypie si� w proch. Patron wci�� nie porusza� si�, le�a� jak kamie�. Je�eli dzi� si� nie obudzi, b�dziemy ju� wiedzieli, co oznacza ten sen. Jego cia�o odnie�li�my w najdalszy k�t pieczary, gdzie nikt go nie znajdzie i nie poha�bi. Co si� za� tyczy reszty, to�my postanowili, �e ten, kto pozostanie przy �yciu, zapisze wszystko, co si� stanie, i schowa r�kopis wraz z cia�em Patrona, naszego dobrego wodza, jako jego w�asno�� za �ycia i po �mierci. KONIEC ROZDZIA�U
Biluklb