Artur18.txt

(13 KB) Pobierz
76






























  Podziemia kr�lowej
  Uda�o mi si� wreszcie uwolni� wi�nia. Mia�em natomiast gor�c� ch�� skazania kata na
  tortury. Nie za to, �e spe�nia� sw�j obowi�zek gorliwie m�cz�c przest�pc� � nie mo�na przecie�
  kara� za spe�nienie obowi�zku. Lecz chcia�o mi si� odp�aci� mu za okrutne obchodzenie
  z biedn� kobiet�, za jego naigrywania si� z niej. O tym donie�li mi i gor�co mnie prosili, bym
  go ukara�, obecni przy tym duchowni.
  Niekt�rzy z tych ludzi, trzeba przyzna�, byli zdolni do szlachetnych uczynk�w. P�niej
  nawet miewa�em niejednokrotnie sposobno�� stwierdzi�, �e nie tylko wszyscy duchowni nie
  s� oszustami i samolubami, lecz nawet �e wi�kszo�� z nich, szczeg�lnie duchowni ch�opskiego
  pochodzenia, jest bezinteresowna, dobra i po�wi�ca ca�e swe �ycie, aby nie�� ulg� swym
  bli�nim. Wracaj�c do poprzedniego, z jednej strony, nie mog�em skaza� kata na tortury ze
  wzgl�du na kr�low�, z drugiej za�, nie mog�em nie spe�ni� zupe�nie s�usznych ��da� duchownego.
  Tak czy inaczej, oprawca powinien by� zosta� ukarany; wym�wi�em mu wi�c dotychczasowe
  miejsce i mianowa�em go kapelmistrzem nowej orkiestry. Skazaniec prosi� mnie o
  �ask� zaklinaj�c si�, i� nie ma poj�cia o muzyce; ale by� to pow�d, kt�ry tylko w bardzo nieznacznym
  stopniu mo�na by�o wzi�� pod uwag�: w ca�ym kraju nie by�o bowiem muzykanta
  maj�cego jakie takie poj�cie o muzyce.
  Na drugi dzie� kr�lowa czu�a si� ogromnie ura�ona dowiedziawszy si�, �e nie b�dzie mog�a
  zabra� Hugonowi ani �ycia, ani maj�tku. Lecz powiedzia�em jej, �e musi si� pogodzi� z
  losem i cierpliwie d�wiga� sw�j krzy�. Cho� zgodnie z prawem i zwyczajem mia�a ona prawo
  do �ycia i maj�tku przest�pcy, lecz w tym wypadku zachodzi�y �agodz�ce okoliczno�ci. Przebaczy�em
  mu win� w imieniu kr�la Artura. Jele� stratowa� pola Hugona i ten uniesiony gniewem
  zabi� go nie my�l�c bynajmniej o przyw�aszczeniu zwierz�cia sobie. Odni�s� nawet jelenia
  do kr�lewskiego lasu maj�c nadziej� ukry� tym sposobem zbrodni�. Nie mog�em jej w
  �aden spos�b wyt�umaczy�, �e stan podniecenia jest uwa�any za �agodz�c� okoliczno�� nie
  tylko w razie zab�jstwa zwierz�cia, ale i cz�owieka. Zostawi�em j� przy swoim zdaniu nad�san�.
  My�l�c jednak, �e j� przekonam, gdy przypomn� jej w�asne za�lepienie gniewem przy
  zab�jstwie pazia, nawi�za�em do tego rozmow� m�wi�c o jej czynie jako o zbrodni.
  � Zbrodnia! � krzykn�a z oburzeniem. � Jak mo�esz tak m�wi�! Przecie� ja p�ac� za pazia!
  Zrozumia�em, �e nonsensem by�oby �ywi� jak�kolwiek nadziej�, i� zmieni kiedy� sw�j
  punkt widzenia.
  � Madame � powiedzia�em � nar�d z pewno�ci� b�dzie ci� wielbi� za twe mi�osierdzie. �
  Niemniej pewne by�o to, �e z przyjemno�ci� powiesi�bym j� za to mi�osierdzie na pierwszym
  lepszym s�ku.
  Zebrawszy si� na odwag� postanowi�em zwr�ci� si� ze swoimi sprawami do Jej Kr�lewskiej
  Mo�ci. Opowiedzia�em jej, �e oswobodzi�em wszystkich wi�ni�w w Camelocie i kilku
  s�siednich zamkach. Za jej zezwoleniem chcia�em r�wnie� obejrze� kolekcj� jej klejnocik�w,
  je�li mo�na si� tak wyrazi� o jej wi�niach. Kr�lowa protestowa�a; lecz ja obstawa�em przy
  swoim. Wreszcie pr�dzej, ni� na to mog�em liczy�, wyrazi�a sw� zgod�. Tym sposobem moje
  zabiegi zosta�y uwie�czone powodzeniem. Morgan la Fay zawo�a�a stra� z pochodniami i
  wyruszyli�my do podziemi. Podziemia znajdowa�y si� w fundamentach zamku i po wi�kszej
  cz�ci by�y to niewielkie zag��bienia w ska�ach. Do niekt�rych zupe�nie nie dochodzi�o �wiat�o.
  W jednej z takich nor ujrzeli�my istot� w brudnych cuchn�cych �achmanach siedz�c� na
  ziemi ze spuszczon� g�ow�. Nie wyda�a ona ani d�wi�ku w odpowiedzi na nasze zapytania,
  spojrza�a jedynie par� razy poprzez kosmyki w�os�w opadaj�ce na twarz, jak gdyby chc�c si�
  dowiedzie�, co to si� wdar�o wraz z d�wi�kiem i �wiat�em w bezmy�ln�, t�p� drzemk�, w
  jak� zmieni�o si� jej �ycie. Potem znowu opu�ci�a g�ow� i siedzia�a schylona z r�kami opadaj�cymi
  na kolana. Ten nieszcz�sny p�ywy szkielet wyobra�a� widocznie kobiet�. Jak si�
  dowiedzia�em, by�a ona jeszcze niestara, trafi�a tu, maj�c lat osiemna�cie, a przebywa�a w
  ciemno�ci od dziewi�ciu lat. By�a to kobieta ze wsi i osadzona tu zosta�a w sw� noc po�lubn�
  za to, �e odm�wi�a swemu panu, sirowi Breuse Sans Piti�, tego, co si� nazywa�o w�wczas �le
  droit de seigneur� lub �lex primae noctis�. Opieraj�c mu si�, odchodz�c od zmys��w ze strachu
  i rozpaczy przela�a kilka kropel jego drogocennej krwi. Nowo�eniec s�dz�c, �e �ycie jego
  m�odej �ony jest w niebezpiecze�stwie, wdar� si� do komnaty i wyrzuci� stamt�d swego pana
  do komnaty obok, ku dr��cym ze strachu go�ciom. Tam te� go pozostawi� zdumionego dziwnym
  zachowaniem si� swych wasal�w i naturalnie rozw�cieczonego na nich do ostateczno�ci.
  Poniewa� lord nie posiada� w�asnych loch�w, wi�c zwr�ci� si� z pro�b� do kr�lowej, by da�a
  u siebie schronienie obojgu przest�pcom. I od tego czasu, gdy zosta�a dokonana �zbrodnia�,
  od tej nieszcz�liwej godziny, byli oni zamurowani oboje w tych strasznych podziemiach, o
  pi��dziesi�t krok�w od siebie i jedno nie wiedzia�o nawet, czy drugie �yje. Pierwsze lata ze
  �zami pytali si� jeszcze: �czy �yje?� Ich pro�by zapewne by�yby w stanie wzruszy� kamienie,
  lecz widocznie serca stra�nik�w twardsze by�y od kamieni. Nigdy nie otrzymali odpowiedzi i
  wreszcie przestali zadawa� pytania nie tylko te, ale w og�le wszelkie.
  Wys�uchawszy t� histori� wyrazi�em ch�� zobaczenia m�a. M�czyzna, maj�cy dopiero
  34 lata, wygl�da� jak siedemdziesi�cioletni starzec. Siedzia� na bryle kamiennej z opuszczon�
  na r�ce g�ow�, d�ugie w�osy spada�y mu na oczy. Patrz�c t�po w jeden punkt bez przerwy co�
  be�kota� do siebie. Spojrza� przez chwil� na pa�aj�c� pochodni�, znowu opu�ci� g�ow� be�kocz�c
  i nie zwracaj�c na nas najmniejszej uwagi.
  Oswobodzi�em ich oboje i odes�a�em do krewnych i przyjaci�. Kr�lowa nie by�a tym zachwycona,
  nie dlatego, �e by�a osobi�cie dotkni�ta mym czynem, lecz dlatego, �e nie chcia�a
  obrazi� sira Sans Piti�. Zapewni�em j�, �e je�eli zacznie wyra�a� niezadowolenie, potrafi� go
  uspokoi�.
  Og�em uwolni�em z tych strasznych nor czterdzie�ci siedem os�b, zostawiwszy tam tylko
  jednego cz�owieka. By� to lord, kt�ry zamordowa� jakiego� pobratymca kr�lowej. Krewniak
  ten przygotowa� dla� pu�apk�, by go zabi�, lecz ten okaza� si� sprytniejszy i poder�n�� mu
  gard�o. Naturalnie, �e nie za to chcia�em zostawi� go w lochu, lecz za to, �e zrujnowa� ca��
  wie� w swych posiad�o�ciach. Kr�lowa mia�a ch�� powiesi� go za zab�jstwo krewnego. Lecz
  obja�ni�em jej, �e nie mo�na uwa�a� za zbrodni� zab�jstwa mordercy. Za zrujnowanie wsi
  natomiast godzi�em si� go powiesi� natychmiast. Kr�lowa po kr�tkim namy�le ust�pi�a.
  M�j Bo�e, za jakie drobiazgi rzucono tu do tych okropnych loch�w owych czterdzie�ci
  siedem os�b, m�czyzn i kobiet. Niekt�rzy trafiali tu bez najmniejszej winy a wprost na skutek
  czyjej� urazy i nienawi�ci, nie tylko kr�lowej, ale tak�e i jej przyjaci�. Jeden z najd�u�ej
  przebywaj�cych tu zbrodniarzy zosta� uwi�ziony za wypowiedzenie nieostro�nej uwagi o
  tym, �e wszyscy ludzie s� jednakowi i �e gdyby rozebra� ca�y nar�d do naga i wpu�ci� do
  kraju cudzoziemca, to nie odr�ni�by on kr�la od pierwszego lepszego ryba�ta a ksi�cia od
  w�asnego s�ugi. Widocznie umys� tego cz�owieka nie uleg� ca�kowitej atrofii nie bacz�c na
  idiotyczne wychowanie i �rodowisko. Oswobodzi�em go i odes�a�em do swojej fabryki.
  Niekt�re z nor wyr�banych w skale le�a�y tu� nad przepa�ci� i poprzez w�sk� szczelin�
  uwi�ziony m�g� widzie� promie� b�ogos�awionego s�o�ca. Klatka jednego z tych nieszcz�nik�w
  by�a urz�dzona ze specjalnie wyrafinowanym okrucie�stwem. Z ciemnego i ponurego
  swego gniazda skalnego, znajduj�cego si� na olbrzymiej odleg�o�ci, m�g� widzie� poprzez
  w�sk� szpar� sw�j dom w dalekiej dolinie. W ci�gu dwudziestu lat rozdziera� sobie serce widokiem
  rodzinnego utraconego ogniska. Widzia� ognie migoc�ce w oknach wieczorami, a w
  dzie� wpatrywa� si� w postacie przychodz�cych i wychodz�cych os�b, �ony i dzieci, jak m�g�
  przypuszcza� � przypuszcza�, gdy� rozr�ni� poszczeg�lne osoby z takiej odleg�o�ci by�o
  naturalnie niespos�b. W ci�gu d�ugich lat widzia� uroczysto�ci i stara� si� odgadn��, czy to
  nie �lub kt�rego� z doros�ych syn�w lub c�rek. Widzia� i pogrzeby, kt�re rozdziera�y mu serce.
  Rozpoznawa� trumn�, lecz nie rozr�nia� wielko�ci jej i nie wiedzia�, kogo traci: �on� czy
  dziecko. Ca�a smutna procesja z odprowadzaj�cymi trumn� krewnymi i duchowie�stwem
  przechodzi�a przed jego oczyma zabieraj�c ze sob� tajemnic�. Id�c do wi�zienia zostawi� on
  w domu �on� i pi�cioro dzieci, a w ci�gu dziewi�ciu lat widzia� pi�� �a�obnych procesyj wychodz�cych
  z jego domu. Ze wspania�o�ci orszaku m�g� s�dzi�, �e umar� kto� z rodziny, nie
  ze s�u�by, i �ama� sobie g�ow� nad tym, kogo porwa�a �mier�. Pi�� swoich skarb�w ju� straci�.
  A wi�c jeszcze z drogich mu istot przy �yciu zosta�a tylko jedna, szczeg�lnie teraz droga i
  kochana.
  Ale kto? �ona czy dziecko? I kt�re?
  W dzie� i w nocy, we �nie i na jawie dr�czy�o go natr�tne pytanie. Promie� s�oneczny i
  niedaj�ce mu spokoju zainteresowanie si� �yciem jego najbli�szych mia�y jedn� dobr� stron�;
  uchroni�y umys� jego przed ostateczn� katastrof�, przed zwierz�cym st�pieniem.
  Gdy opowiedzia� swe fantastyczne dzieje, przej��em si� nimi tak, �e opanowa�a mnie
  prawdziwa gor�czka hazardu, �e niemal nie mniej od niego pragn��em dowiedzie� si�, kto
  zosta� �ywy z jego rodziny. Sam odprowadzi�em go do domu i by�em �wiadkiem nami�tnych.
  burzliwych przejaw�w rado�ci i szcz�cia. By�y to wybuchy rado�ci podobne do wulkan�w i
  potoki �ez przypominaj�ce Niagar�. I jak�e wielkie by�o nasze zdziwienie! Spotka�a nas siwa,
  czerstwa jeszcze matka jego; i �ona otoczona m�odymi m�czyznami i kobi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin