Rozdział 5.pdf

(62 KB) Pobierz
71789262 UNPDF
Autor: Katka
Beta: Ann!
Rozdział 5
Bella:
Właśnie wylądowałam we Florencji. Gdy weszłam do hali lotniska, która była
pełna ludzi, zdałam sobie sprawę, że dawno nie polowałam i że gardło pali mnie
coraz bardziej. Przyspieszyłam kroku, bo chciałam jak najszybciej opuścić to
miejsce. Wiedziałam, że muszę zostać jeszcze dwa dni w okolicach Florencji na
wypadek gdyby Cullenom przyszło do głowy, aby sprawdzić skąd dzwonię do
Alice. Po opuszczeniu lotniska wzięłam taksówkę i pojechałam do przeciętnego
hotelu. Z Kanady zabrałam ze sobą dość pieniędzy, żeby mi starczyło na
najbliższe dwa miesiące w eleganckich hotelach, ale wolałam przeciętny.
Taksówkarz zatrzymał się pod białym budynkiem i obrócił się do tyłu.
- To tutaj mała. – powiedział uprzejmie.
- Dziękuje. – zapłaciłam i miałam już wysiąść, gdy się do mnie odezwał.
- Dostane twój numer? – zapytał przymilnie.
- Wątpię. – odpowiedziałam zirytowana, jak szybko zmienia mi się nastrój, gdy
jestem głodna.
- No mała, nie udawaj takiej niedostępnej. Wiem, że też tego chcesz. –
powiedział i położył rękę na moim udzie.
- Ja za to wiem, że panu życie nie miłe. – warknęłam – Jestem mężatką. –
poinformowałam, po czym wysiadłam zabierając swoją torbę z bagażnika.
Szybkim krokiem weszłam do holu hotelowego. Od razu skierowałam się do
recepcji. Recepcjonistka zmierzyła mnie wzrokiem, jak by nigdy nie widziała
kogoś takiego jak ja. Jej mina wyrażała jak bardzo jest zdziwiona. Widocznie
nie widywała tu często tak eleganckich ludzi, a ja byłam elegancko ubrana, co
rzadko mi się zdarzało. Odezwałam się pierwsza, bo ona nie mogła wydusić
z siebie ani słowa.
- Dzień dobry. Czy jest wolny jakiś pokój jednoosobowy? – zapytałam słodkim
głosem.
- Tak. – odpowiedziała szybko i spuściła oczy na monitor. Po chwili poprosiła o
dowód, z którego spisała dane. Oddała mi go i wydała klucz. Wyjaśniła, jak
mam trafić do swojego pokoju. Pojechałam windą na trzecie piętro, a później
szłam korytarzem aż doszłam do pokoju. Przypominał mi salon Cullenów, był
jasny i przestronny. Skrzywiłam się i zamknęłam za sobą drzwi. Ściany były
białe. Na wprost drzwi wejściowych była kanapa i telewizor. Po prawej stronie
dwie pary drzwi, jedne z mlecznym szkłem drugie pełne. Po lewej były drzwi
balkonowe. Firanki były czerwone, tak jak dywan, a sofa brązowa. Dopiero po
chwili zobaczyłam, że przy drzwiach wejściowych stoi mała lodówka.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. W końcu nie była mi potrzebna. Zajrzałam
najpierw za pełne drzwi, za którymi była łazienka z prysznicem. Za drzwiami z
mlecznym szkłem była sypialnia z jednym łóżkiem i szafką nocną oraz lampką.
Śmieszyło mnie to, bo nie potrzebowałam ani snu, ani światła, ani niczego, co
było w tym pokoju. Musiałam tylko mieć gdzie zostawić swoje rzeczy.
Rzuciłam swoją torbę na łóżko i poszłam do łazienki się odświeżyć. Nie mogło
być w końcu przez trzy dni zerowe zużycie wody. Lubiłam uczucie ciepła na
mojej zimnej skórze. Prysznic sprawiał mi zawsze wielką przyjemność. Myślę,
że częściowo miało to powiązanie z tym, że jako człowieka prysznic mnie
odprężał. Umyłam włosy jak zwykle moim ulubionym truskawkowym
szamponem. Wyszłam owinięta ręcznikiem i z turbanem na głowie i poszłam do
sypialni. W torbie wyszperałam rybaczki, bluzkę z krótkim rękawkiem i bluzę,
w które ubrałam się, a do tego założyłam sportowe buty. Tak ubrana, wyszłam z
pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz i wyszłam z hotelu. Skierowałam się
na południe i spacerem przemierzałam ulice. Po godzinie spaceru weszłam do
jakiegoś sklepu, w którym kupiłam mapę miasta i jego okolicy. Zmartwiłam się
informacją, że w okolicy nie ma lasu. Chyba nie miałam innego wyjścia,
musiałam wytrwać jeszcze dwa dni bez pożywienia. Wróciłam do centrum
miasta i całą noc zwiedzałam miasto. Weszłam w jakąś ciemną uliczkę
pomiędzy dwoma kamienicami i doznałam déjà vu. Przede mną stało dwóch
mięśniaków, którzy mieli około dwudziestki i byli napakowani jak Em.
Odwróciłam się na pięcie, bo tak by zrobiła ludzka dziewczyna na moim
miejscu, ale za mną stało już dwóch następnych również napakowanych
prawdopodobnie w tym samym wieku co tamci. Sytuacja różniła się tylko
miejscem i faktem, że jestem od nich silniejsza. Najwyższy z mężczyzn
podszedł do mnie i pogłaskał po policzku.
- Co taka śliczna dziewczyna jak ty robi o tej porze w takim miejscu? – zapytał.
Dopiero teraz zauważyłam, że ma blond włosy.
- Spaceruje. – odpowiedziałam spokojnie.
- I na pewno chcesz się zabawić. – powiedział kładąc rękę na moim pośladku i
przyciskając mnie do siebie.
- Nie chcę. – wysyczałam uderzając jego rękę z ludzką siłą.
- Ostra. – skomentował jeden z zagradzających mi drogę.
Nagle, poczułam pod bluzką na brzuchu rękę blondyna, która wędrowała cały
czas w górę, drugą chwycił mnie za udo, a potem zaczął kierować ją w stronę
rozpięcia moich spodni. Wiedziałam, że nie mogę już dłużej grać, bo się zaraz
na nich rzucę i zabije. Najpierw przykopałam mu z siłą wampira mu w krocze, a
później zgiętego w pół pchnęłam z taką samą siłą na dwóch mięśniaków
zagradzających mi drogę, aż się we trzech przewrócili z wielkim hukiem.
Popatrzyłam groźnie na czwartego, który spanikował pod moim spojrzeniem i
mnie przepuścił. Poszłam sobie dalej, jakby nic się nie stało. Dopiero, gdy
zaczęło świtać wróciłam do hotelu. Cały dzień spędziłam w pokoju z powodu
świecącego tu słońca. Gdy w końcu zaszło, znów udałam się na zwiedzanie
nocą. Żałowałam, że ta pora tak szybko mi ucieka, bo nim się zorientowałam już
wschodziło słońce. Przygnębiona wróciłam do pokoju. Właśnie mijały dwa dni
jak tu przyleciałam i powinnam już zadzwonić do Alice. Wygrzebałam telefon z
torby, która była przy łóżku i wybrałam dobrze mi znany numer. Odebrała po
pierwszym sygnale.
- Bella. – zawołała w słuchawce uradowana.
- Hej Alice. – powiedziałam słodko. – To jak, mam przylecieć do Paryża na ten
pokaz mody czy pojedziesz z Rose? – zapytałam niewinnie. Z jednej strony
chciałam się z nią spotkać i to bardzo. Z drugiej jednak, było uczucie
obrzydzenia do pokazów mody. Moje rozmyślania przerwał uradowany głosik
mojej siostry.
- Jasne, że masz przyjechać. Przecież obiecałaś.
- No to się stawię. Kiedy i gdzie?
Możemy się spotkać za tydzień o dwudziestej na wieży Eiffla? Chciałabym
trochę więcej czasu móc się tobą nacieszyć. Tęsknię za tobą. – przy ostatnim
zdaniu załamał się jej głos.
-Ja też za tobą tęsknię, temu spotykamy się na wieży Eiffla. Muszę kończyć. Do
zobaczenia. – powiedziałam szybko.
- Ale … - chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnowała i usłyszałam tylko
smutny głos. – Do zobaczenia.
Rozłączyłam się i wyłączyłam telefon, po czym schowałam go głęboko do
torby. Wiedziałam, że teraz musze się udać w okolice Berlina. Niebawem
miałam przebyć ponad tysiąc kilometrów, żeby dotrzeć do Niemiec. Musiałam
też po drodze zapolować, co stanowiło mniejszy problem. Postanowiłam
wyruszyć, gdy tylko słońce schowa się za chmurami i zapolować dopiero w
górach w Austrii.
Tuż po zmierzchu zabrałam swoje rzeczy z pokoju i zeszłam do recepcji.
Oddałam klucz i zapłaciłam, po czym wyszłam na ulice. Udałam się na północ
skręcając lekko na wschód. Gdy tylko warunki mi na to pozwalały, puszczałam
się biegiem. Musiałam w trzy dni dotrzeć do celu, co niekoniecznie ułatwiało mi
słońce. Gdy dotarłam do Austrii był środek nocy. Wiedziałam, że muszę się
pożywić. Upolowałam cztery, albo pięć niedźwiedzi i ruszyłam w dalszą drogę.
Po dłuższej podróży udało mi się dotrzeć do Berlina. Polowałam jeszcze raz,
gdy byłam już na terenie Niemiec, ale znalazłam tylko roślinożerców, których
krew nie była tak dobra jak mięsożerców. Wiedziałam, że stąpam po kruchym
lodzie, bo na tym terenie mieszkały jakieś wampiry. Na szczęście był dziś
pochmurny dzień, więc nic nie stało na przeszkodzie, żebym zwiedzała w ciągu
dnia. Obejrzałam wszystkie ciekawe zabytki, jakie natrafiłam po drodze. Była
już noc, gdy spacerowałam po parku. Nagle coś się przemknęło za moimi
plecami. Odwróciłam się i odruchowo przyjęłam pozę obronną. Usłyszałam
ciche, lecz groźne warknięcie i natychmiast otoczyły mnie cztery postacie w
długich płaszczach z kapturem.
- No proszę. Co my tu mamy? Nowonarodzona. – powiedział melodyjny
kobiecy głos, po tonie wywnioskowałam, że jego właścicielka ma jakieś
dwadzieścia pięć lat.
- Cały dzień spacerowała po mieście wśród ludzi i nikogo nie zaatakowała, na
pewno ma za sobą lata doświadczenia. – powiedział głos dziewczynki.
- Mówisz, że pije ludzką krew temu ma szkarłatne oczy? – zapytała najwyższa
postać, był to melodyjny baron. – Ślicznotka z niej.
- Czy to ma znaczenie? – zapytała kobieta. – Wtargnęła na nasz teren, więc ją
zabieramy. Rodzeństwo Vandom zadecyduje o jej losie. – powiedziała oschle.
- Pójdziesz grzecznie? – zapytała mnie dziewczynka. Kiwnęłam twierdząco.
- Jak masz na imię? – zapytała.
- Bella. – odpowiedziałam.
Nikt nic już więcej nie powiedział. Jako pierwsza poszła dziewczynka, po mojej
prawej wampir, który ani razu się nie odezwał, po lewej mężczyzna, a za mną
kobieta.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin