Winters Rebecca - Odnaleziony.pdf

(580 KB) Pobierz
7090488 UNPDF
REBECCA WINTERS
Odnaleziony
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Najpierw padał zwykły śnieg, ale regularna zadymka
zaczęła się, gdy samochód z hal górskich wyjechał na
drogę, która wspinała się zakosami przez pasmo
Sawatch w Kolorado.
Emmie Wakefield wydawało się, że szczyty maja­
czące w oddali wyglądają jak olbrzymi wartownicy.
Słońce zaszło za jeden z nich. Wskutek ciężkich,
niskich chmur już o piątej po południu było ciemno
jak w nocy.
Stephen Channing cicho gwizdnął.
- Jak byś się czuła, gdybyś się znalazła wśród tych
siedemnastowiecznych hiszpańskich odkrywców, którzy
brnęli przez takie zaspy i nie mieli nic, żeby się ogrzać?
- Zgiń, przepadnij! - wykrzyknęła żartobliwie
Emma. Do ust włożyła mu kolejną czekoladkę. Już
dawno przekroczyli linię wiecznego śniegu. Wróciła
myślami do drzemiącego z tyłu psa-bernardyna.
- Podtrzymuje mnie na duchu świadomość, że jest
z nami Dame.
- Kochanie - zaczął Stephen, rzucając Emmie
przelotne spojrzenie - czy chcesz przez to powiedzieć,
że moja obecność ci nie wystarczy?
Uśmiechnęła się przekornie. Stephen był wysokim,
potężnie zbudowanym mężczyzną, szczerym i delikat­
nym. Emma i jej siostra, Lorna, porównywały często
Stephena do bernardyna - wielkiego, ale nieszkod­
liwego i bardzo sympatycznego psa.
- Mając was przy sobie niczego się nie boję.
6
ODNALEZIONY
Zaśmiał się.
- Jesteśmy już prawie w klasztorze. Szkoda, że nie
widać dobrze opactwa. Powinienem się domyślić, że
kiedy przyjedziemy, będzie zadymka. Przez ostatnie
dziesięć lat pokonywałem tę trasę dziesiątki razy, ale
nigdy w listopadzie nie było tak paskudnej pogody.
Emma milczała. Kiedyś świetnie jeździła na nartach
i kochała się bardzo w instruktorze narciarskim,
Kanadyjczyku z Quebecu, tego jednak Stephen nie
wiedział. Nie wiedział również, że zamierzała przenieść
się do Quebecu, zaczęła nawet uczyć się francuskiego.
Wspomniała tylko kiedyś Stephenowi, że człowiek, za
którego dwa lata temu miała wyjść za mąż, tajemniczo
zniknął przed samym ślubem. Strata była tak bolesna,
że nie potrafiła mówić o niej z nikim spoza najbliższej
rodziny.
Od tego czasu z daleka omijała wszelkie ośrodki
sportów zimowych. Zima przypominała jej bolesne
sprawy. Zdecydowała się opuścić Denver tylko dlatego,
że jako lekarza weterynarii wezwano ją do chorego psa.
Gdy minęli ostatnie tereny narciarskie na wysokości
około trzech tysięcy metrów, zaczęła żałować, że
wybrała się ze Stephenem, chociaż do jej obowiązków
należały wizyty w górskiej hodowli psów.
Przytłaczały ją wspomnienia z przeszłości. Pod­
świadomie uchwyciła się mocno brzegu siedzenia.
Stephen spojrzał na nią zatroskanym wzrokiem.
- Jeszcze parę minut, Emmo. Jeden zakręt i odsap­
niesz sobie. Nie denerwuj się.
Emma nie wyprowadzała go z błędu. Jeżeli myśli, że
jest zdenerwowana ze strachu, tym lepiej. Gdy dostar­
czą Dame do psiarni, na pewno już się uspokoi. Praca
pozwalała jej trzymać w ryzach nieproszone myśli.
Dokonają rutynowych szczepień, obejrzą psa po­
dejrzanego o zwichnięcie stawu biodrowego i wrócą
7
do domu. A potem spędzą kilka dni w Puerto Vallarta
w Meksyku, gdzie będą się opalać. Nie mogła się tego
doczekać.
- Trzymaj się! - krzyknął Stephen biorąc wąski
zdradliwy zakręt. Silny powiew wiatru od przełęczy
uderzył w bok samochodu. - Zjeżdżamy z drogi!
Wszystko stało się tak szybko, że Emma nie zdążyła
nawet krzyknąć. Wóz zjechał na lewą stronę i utknął
w zaspie. Usłyszała zgrzyt metalu.
- Emmo? Nic ci się nie stało? - spytał Stephen
z niepokojem w głosie.
- Nic mi nie jest - powiedziała niepewnie. - Na­
prawdę. A co z tobą?
- Co tam ja! - Sięgnął, by odpiąć jej pas, i przyciąg­
nął ją do siebie. - Nie rozumiem, dlaczego to się
przytrafiło.
- To rzeczywiście bardzo dziwne - potwierdziła.
- Nie przejmuj się. Mogę wysiąść z twojej strony.
Objął ją mocno, mimo że przeszkadzała kierownica.
- Opactwo jest paręset metrów stąd. Pójdę spro­
wadzić pomoc. Jeżeli chcesz, to chodź ze mną, ale jak
zostaniesz, będzie ci cieplej. Emmo, bardzo mi przykro.
- Westchnął głęboko, jego oddech poruszył jej złociste
loki. - To przez ten podmuch wiatru. Straciłem
panowanie nad kierownicą.
- Nikt by sobie lepiej nie poradził. Nawet nie
przekoziołkowaliśmy. - Nie widziała jeszcze Stephena
tak zmartwionego. - Skończyło się raptem na paru
wgięciach blachy. Dame nadal śpi, więc nie masz
powodu robić sobie wyrzutów.
- Pójdę po pomoc. Nie będziesz się bała zostać tu
sama?
- W towarzystwie Dame? Chyba żartujesz. Nic
nam nie będzie.
- Dobrze - mruknął. Puścił ją i sięgnął za siedzenie,
ODNALEZIONY
8
ODNALEZIONY
gdzie włożyli bagaż i ekwipunek narciarski. Zapalił
latarkę i oświetlił klatkę Dame. - Nie wie o bożym
świecie. Pewnie nie obudzi się do jutra rana. Będzie ci
z nią ciepło.
Wycie wiatru się nasiliło. Otaczał ich biały obcy
świat. Na myśl o tym, że mogło im się przytrafić coś
poważniejszego, przeszedł ją dreszcz. W tym miejscu
i w tych warunkach przez wiele dni nikt by nawet nie
dowiedział się, że spadli z drogi.
Ślady opon pokrył śnieg. Raz jeszcze przeszedł ją
dreszcz. Bała się o Stephena.
- Uważaj tylko! Możesz zgubić drogę w takiej
zawiei.
- Nie zostałem drużynowym skautów bez powodu
- powiedział wkładając ocieplane rękawice. Emma
uśmiechnęła się blado. Był rozwiedziony, ale bardzo
wiele czasu spędzał ze swymi dwoma synami. Chodził
z nimi na wycieczki, jeździł na ryby. Wiedziała, że
dobrze orientuje się w lesie.
- Za piętnaście minut będę z pomocą! - Pochylił
się ku niej i musnął jej policzek ustami. - To na
szczęście - mruknął.
Kiedy poszedł, dotknęła delikatnie miejsca, gdzie
został ślad jego ust. Po raz pierwszy pozwolił sobie na
taką śmiałość. Pół roku temu wziął ją prosto ze
szkoły weterynaryjnej, kiedy w jego klinice w Denver
zwolniło się miejsce. Od tej pory zapraszał ją często
na kolacje, do kina, nie robił tajemnicy z tego, że
zamierza się z nią związać na stałe.
Może z czasem nauczy się go kochać. Ciążyła jej
myśl, że resztę życia miałaby spędzić samotnie. Może
cierpienie po stracie Raoula ustąpi.
Stephen przebolał już rozwód i znów garnął się do
życia. Garnąć się do życia! Lorna doradziła jej, żeby dla
własnego dobra spędziła ten tydzień ze Stephenem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin