Wdówka - Carlyle Liz.pdf

(1334 KB) Pobierz
Carlyle Liz - Wdówka
Liz Carlyle
Wdówka
Tytuł oryginału: A Woman Scorned
Prolog
Na Brook Street
spada złota siekiera *
Mimo swoich pięćdziesięciu ośmiu lat Henry Rowland,
markiz Mercer, wciąŜ był przystojnym męŜczyzną. Barczyste
plecy podkreślały siłę, haczykowaty nos zdradzał arogancję, a
zaciśnięte pięści świadczyły o uporze. Przede wszystkim jednak
wygląd jego lordowskiej mości potwierdzał jego majętność, gdyŜ
markiz Mercer naleŜał do ludzi niezwykle zamoŜnych. Gdyby
ktokolwiek miał co do tego wątpliwości, a Ŝaden z dwóch
obecnych z pewnością ich nie Ŝywił, problem ten rozstrzygnąć
mogło jedno tylko spojrzenie na jego smoking, który z pewnością
został uszyty na miarę przez najlepszego krawca.
Markiz mierzył ponad metr dziewięćdziesiąt, miał pięknie
ukształtowaną talię i umięśnione łydki. Doktor Greaves powiódł
spojrzeniem po owych łydkach i spoczął wzrokiem na obutych
stopach. Jak kaŜda inna część ubrania markiza pochodziły z
najlepszych zasobów Bond Street, a ich podeszwy niemal nie
nosiły śladów uŜytkowania. Doktor Greaves widział to dokładnie
ze swego nietypowego punktu widzenia.
- Naprawdę wspaniały męŜczyzna - orzekł powaŜnym,
donośnym głosem, po czym rzucając ukradkowe spojrzenie na
płaczącą kobietę siedzącą w przyległym salonie, trącił mocno
Mercera koniuszkiem buta.
Jego lordowska mość pozostał jednak równie niewzruszony
jak za Ŝycia.
* Legendarna złota siekiera to przedmiot poŜądania i symbol pokusy
(przyp. tłum).
2
- JuŜ widzę oznaki tego przeklętego rigor mortis - mruknął
- Na miłość boską, Greaves - syknął sędzia stojący u jego
boku. - Niech diabli wezmą ciebie i twoje chore plecy. Klęknij na
tym dywanie i zrób coś.
Doktor uniósł grube, ciemne brwi.
- A co mam niby zrobić, panie Lyons? Lord Mercer jest
zupełnie martwy, nie mam co do tego Ŝadnych wątpliwości.
- Diabli nadali, Greaves! - odparł sędzia i z udawaną troską
klęknął na dywanie. JuŜ po raz czwarty w ciągu godziny namacał
tętno i niczego nie znalazł. - Muszę mieć pewność, Ŝe Mercer
odszedł do lepszego świata z przyczyn naturalnych, gdyŜ w
przeciwnym wypadku Ministerstwo Spraw Wewnętrznych
starannie dopilnuje, abym ja równieŜ się tam przeniósł i to
znacznie szybciej, aniŜeli bym miał na to ochotę.
Greaves opadł z jękiem na podłogę luksusowej sypialni
Mercera i rozpoczął rutynowe badanie wspaniale ubranych
zwłok. Jego sprawne, choć pulchne dłonie naciskały i podnosiły,
szukając jakichkolwiek przyczyn śmierci jego lordowskiej mości.
Niczego jednak, zgodnie ze swymi przewidywaniami, nie znalazł.
- Atak serca - zawyrokował, próbując wstać z klęczek.
- Musi pan być o tym absolutnie przekonany
- ostrzegł sędzia złowieszczym szeptem. - Mimo ostatnich
kłopotów z woreczkiem Ŝółciowym Mercie cieszył się
wspaniałym zdrowiem.
- CzyŜby? - Greaves łypnął na niego spod oka.
- Teraz mi na to nie wygląda.
Lyons przysiadł na udach i przygarbił się. „Morderstwo w
Mayfair”. JuŜ słyszał okrzyki złaknionych zysku gazeciarzy
reklamujących nagłówki. Westchnął.
- Posłuchaj, Greaves, z tego, co mówi kamerdyner, wynika,
Ŝe markiz cierpiał wyłącznie z powodu drobnych dolegliwości.
Nie był otyły, nie naduŜywał alkoholu czy tytoniu.
- Ale dziwek, owszem - mruknął doktor, ledwo słyszalnym
szeptem.
3
krągły straszy pan. - Nie Ŝyje co najmniej od dwóch godzin.
siedzącą w salonie młodą parę przytuloną do siebie głowami. -
Czy mogę zaryzykować przypuszczenie, o co właściwie poszło?
- Ma pan jakieś dowody? - spytał Greaves, który zaczął go
teraz słuchać nieco uwaŜniej.
- Niezupełnie - najeŜył się Lyons. - Choć trochę się dziwię,
Ŝe lord Delacourt juŜ znalazł się na miejscu i pociesza pogrąŜoną
w Ŝałobie wdowę. Ten arogancki drań zjawił się tutaj pięć minut
po mnie i od razu zaczął zachowywać tak, jakby był właścicielem
tego domu. Na co z pewnością ma nadzieję.
- Nie bądź śmieszny, Lyons - powiedział doktor. - Ten dom
i wszystko inne naleŜy teraz do dziewięcioletniego dziecka. Lord
Stuart Rowland został nowym markizem Mercer.
- Hmm - mruknął Lyons, wpatrzony w kanapę.
Dokładnie w tej samej chwili lady Mercer zatkała głośno,
jakby jej Ŝycie właśnie się skończyło. Potem wpadła w objęcia
lorda Delacourt i wcisnęła piękny nosek w klapę jego surduta.
- Popatrz tylko, Greaves! Dla kogo ona właściwie odgrywa
tę komedię. PrzecieŜ wszyscy wiedzą, Ŝe nienawidziła swego
męŜa.
4
- Co?
Greaves popatrzył na niego ze smutnym uśmiechem.
- Wczoraj odbywała się tu kolacja noworoczna, prawda? A
tak na marginesie, czy niestrudzona panna Lanier brała w niej
udział? MoŜe ten stary drań wreszcie zaciupciał się na śmierć.
- Jest pan doprawdy obrzydliwy, Greaves! Poza tym on leŜy
przecieŜ na podłodze.
Doktor wzruszył ramionami gestem ludzi, którzy Ŝyją juŜ na
tym świecie bardzo długo i z niejednego pieca chleb jedli.
- Mercer nie był zbyt wybredny w wyborze osoby, miejsca i
czasu.
- Proszę posłuchać - przerwał zirytowany Lyons. - Wiem od
kamerdynera, Ŝe wczoraj na dole doszło do okropnej awantury.
Słyszał ją takŜe stróŜ nocny, który przechodził tamtędy około
jedenastej. Inni świadkowie równieŜ. I są to dobrze urodzeni
świadkowie, jeśli pan mnie rozumie. - Wskazał dyskretnie
- Być moŜe nie bez powodu - powiedział cicho doktor i
mocnym pociągnięciem ręki przeturlał ciało na bok w
poszukiwaniu ewentualnej rany wylotowej. Nie znaczy to jednak,
by mógł się jej spodziewać, gdyŜ otworu wlotowego takŜe
nigdzie nie było. Nie zauwaŜył nawet śladów krwi na głowie lub
nosie, jakie mogłyby powstać podczas upadku.
Najwyraźniej markiz miał równie twardą głowę, jak serce, z
czego słynął za Ŝycia.
- Nie ma Ŝadnych obraŜeń?
Greaves pokręcił głową.
- Nie. Kto jeszcze o tym wie? - Puścił zwłoki i markiz
Mercer opadł nieelegancko na podłogę.
- Nie wiem - odparł Lyons. - Z pewnością wszyscy
domownicy. Pokojówka weszła tu o wpół do czwartej, Ŝeby
podtrzymać ogień w kominku, przekonana, Ŝe jej pan jest na
dole. Trochę to podejrzane, ale tak czy inaczej, to ona właśnie
wszczęła lament i ktoś zawiadomił straŜnika, który schodził
wtedy ze słuŜby.
Greaves odsunął dolną wargę markiza i obejrzał kolor jego
dziąseł. - I co zrobił straŜnik? Dotykał czegoś? Ruszał coś?
Lyons popatrzył na niego z irytacją.
- BoŜe, Greaves! On kończył słuŜbę! Jak myślisz, co zrobił?
Zwalił ten cały bałagan na policjanta, który z kolei przekazał go
mnie. No i jestem. I mogę zdziałać dokładnie tyle samo, co ci
bezmózgowcy.
Greaves odsunął kciukiem jedną, potem drugą powiekę
Mercera, by obejrzeć źrenice trupa, próbując wzbudzić w sobie,
bez sukcesu, choć odrobinę współczucia. Niemniej jednak ten
człowiek nie Ŝył i trudno było ów drobny fakt przeoczyć. Ze swej
pozycji Greaves nie widział jednak, co się dzieje w salonie.
- Co robi lady Mercer? - zapytał Lyonsa, wskazując mu
dyskretnie głową pokój.
Lyons rzucił niespokojne spojrzenie na salon i pogardliwie
prychnął.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin