obrona wiary nie kture zarzuty.doc

(66 KB) Pobierz

W oczach Kimberly Gerry był „rycerzem w lśniącej zbroi”, posłanym przez Boga, by ocalić jej męża od herezji. Zdecydowanie miał wszelkie ku temu kwalifikacje. Jako laureat wysokich wyróżnień naukowych był członkiem prestiżowego Towarzystwa Phi Beta Kappa, specjalizował się w starożytnej grece i łacinie, znał hebrajski i aramejski. Był aż nadto przygotowany do przyjęcia pojedynku.

 

W trakcie rozlicznych rozmów międzymiastowych próbowaliśmy wspólnie ustalić, w czym błądzi Kościół katolicki. W czymś przecież błądzić musiał – to było nie do podważenia. Ale jak tego dowieść? Za każdym razem gdy czuliśmy, że już już odkrywamy jego „piętę Achillesa”, nie tylko znajdowaliśmy odpowiedź, ale była to odpowiedź nie do obalenia. Sytuacja stawała się poważna.

 

Różaniec i Maryja

 

 

Byłem zaszokowany własną ślepotą i niewdzięcznością. Natychmiast podziękowałem Bogu za Jego miłosierdzie, wróciłem do Różańca i od tej pory odmawiam go codziennie. Jest to potężna modlitwa – niewiarygodna broń, czerpiąca moc z faktu Wcielenia. Bóg wybrał pokorną, wiejską dziewczynę i wyniósł ją do godności Tej, która dała bezgrzeszną naturę ludzką Drugiej Osobie Trójcy Świętej, aby mógł stać się naszym Zbawicielem.

 

Zacząłem po prostu mówić to, co w danym momencie przychodziło mi do głowy:

– To bardzo proste, Chris. Przypomnij sobie tylko dwie podstawowe zasady biblijne. Po pierwsze, jak ci wiadomo, Chrystus będąc człowiekiem idealnie wypełnił prawo Boże, łącznie z przykazaniem „czci ojca swego i matkę swoją”. Hebrajskie słowo „czcić” – kabodah dosłownie znaczy „oddawać chwałę”. Chrystus czcił nie tylko swego Ojca Niebieskiego, ale także doskonale uczcił swoją ziemską matkę, Maryję, obdarzając ją swoją własną, boską chwałą. Druga zasada jest jeszcze prostsza – naśladowanie Chrystusa. Naśladujemy Go nie tylko czcząc nasze ziemskie matki, ale i oddając cześć Tej, której On oddaje cześć – oddając Jej taką samą chwałę, jaką On Jej oddaje.

Po długiej chwili ciszy usłyszałem głos Chrisa:

– Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś mówił o tym w taki sposób.

Szczerze mówiąc, ja również nie słyszałem.

– Chris, to po prostu skrót tego, co mówią od wieków kolejni papieże na temat kultu maryjnego. Rozpoczął nowy atak:

– No dobrze, papieże papieżami, ale gdzie masz to w Biblii?

Niewiele myśląc odpaliłem:

– Chris, Łk 1,48 brzmi: „Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia”. Tym właśnie jest Różaniec, Chris, spełnieniem tego Słowa.

 

Papież 

 

– Doktorze Gerstner, jak pan wie, Ewangelia Mateusza uwypukla rolę Jezusa jako syna Dawida i króla Izraela, posłanego przez Ojca, by zapoczątkować królestwo niebieskie. Sądzę, że Mt 16,17-19 pokazuje, jak Jezus to czyni. Dał On Szymonowi trzy rzeczy: po pierwsze – nowe imię „Piotr” (czyli Skała); po drugie - obietnicę, że zbuduje na nim swój Kościół; po trzecie – klucze królestwa niebieskiego. Szczególnie ten trzeci element wydaje się bardzo zastanawiający. Mówiąc o „kluczach królestwa” Jezus nawiązuje do ważnego starotestamentowego fragmentu z Księgi Iząjasza 22,20-22, gdzie król Ezechiasz, spadkobierca tronu Dawida, mianuje Eliakima nowym zarządcą pałacu, zastępując nim dotychczasowego zarządcę, Szebnę. Każdy może łatwo rozpoznać, który z dotychczasowych członków rady królewskiej został nowym zarządcą, gdyż otrzymuje on „klucze królestwa”. Zawierzając „klucze królestwa” Piotrowi, Jezus ustanowił urząd zarządcy, kierującego sprawami Kościoła będącego Jego królestwem na ziemi. „Klucze” są więc symbolem urzędu i prymatu Piotra, przekazywanego kolejnym następcom, jak to miało miejsce w ciągu wieków.

 

Zacząłem więc wykazywać, że ideą nadającą sens całej wierze katolickiej jest koncepcja Bożej rodziny przymierza. Wyjaśnia to rolę Maryi jako matki, papieża jako ojca, świętych jako naszych braci i siostry, świąt jako uroczystości rodzinnych takich jak rocznice czy urodziny.

– Doktorze Gerstner, wszystko zaczyna mieć sens, jeśli widzi się, że w centrum Pisma Świętego stoi przymierze. Kiedy na moment zostaliśmy sami, powiedziałem: – Gerry, czuję się oszukany przez naszą reformacyjną tradycję. Przyszedłem tu z myślą, że wreszcie ktoś wydobędzie mnie z toni. Tymczasem katolicy znowu zdobyli wszystkie punkty.

Dlatego nasi Ojcowie założyciele dali nam coś jeszcze prócz konstytucji – dali nam rząd, składający się z Prezydenta, Kongresu i Sądu Najwyższego, których zadaniem jest interpretowanie konstytucji i wcielanie jej w życie. A jeśli coś takiego jest niezbędne dla potrzeb takiego kraju jak nasz, to o ile bardziej dla zarządzania Kościołem o zasięgu światowym. Dlatego właśnie ja osobiście zaczynam podejrzewać, że Chrystus pozostawił nam coś więcej niż Księgę i swego Ducha. Prawdę mówiąc, w Ewangelii nie znajdziemy nawet wzmianki o tym, aby On sam pisał cokolwiek do swoich apostołów; zresztą także wśród nich liczba autorów ksiąg włączonych do Nowego Testamentu nie sięga nawet połowy. Znajdziemy natomiast słowa Chrystusa, wypowiedziane do Piotra: „Na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18). Wydaje mi się więc logiczne, że Jezus pozostawił nam Kościół – złożony z papieża, biskupów i soborów – którego zadaniem jest interpretowanie Pisma Świętego i wcielanie go w życie.

– Doktorze Gerstner, sądzę, że sprawą najistotniejszą jest to, co o Słowie Bożym mówi Biblia, gdyż nigdzie nie ogranicza ona Słowa Bożego jedynie do Pisma Świętego. Wręcz przeciwnie, w wielu miejscach poucza nas, że autorytatywne Słowo Boże można znaleźć w Kościele: w jego tradycji (2 Tes 2,15; 3,6), przepowiadaniu i nauczaniu (l P 1,25; 2 P 1,20-21; Mt 18,17). Dlatego uważam, że Biblia potwierdza katolicką zasadę sola verbum Dei: „samo Słowo Boże”, a nie protestanckie sola scriptura: „samo Pismo”.

Doktor Gerstner w odpowiedzi zapewnił mnie kilkakrotnie, że nauczanie tradycji katolickiej, papieży i soborów ekumenicznych jest sprzeczne z Pismem Świętym.

– To znaczy z czyj ą interpretacją Pisma Świętego? – uściśliłem. – Poza tym wszyscy specjaliści od historii Kościoła zgodnie twierdzą, że skład Nowego Testamentu został ustalony na synodzie w Hipponie, w roku 393, i na synodzie w Kartaginie, w roku 397, przy czym oba te synody posłały swoje werdykty do Rzymu, celem uzyskania aprobaty papieża. Zgodzi się pan ze mną, że od roku 30 do 393 upłynęło trochę zbyt dużo czasu, by można było obyć się bez Nowego Testamentu? Prócz tego, istniało wiele innych ksiąg, które w tamtych czasach można było uznać za natchnione. Na przykład List Barnaby, Pasterz Hermasa, czy Dzieje Pawła. Nowy Testament zawiera natomiast takie księgi jak Drugi List świętego Piotra, List świętego Judy, czy Apokalipsa, które zdaniem niektórych powinny zostać z niego wykluczone. Czyją decyzję uznamy więc za godną zaufania i ostateczną, jeśli odrzucimy nieomylny autorytet Kościoła?

Papieże, biskupi i sobory mogą popełniać błędy. Na jakiej podstawie twierdzisz, Scott, że Bóg zapewnił Piotrowi nieomylność?

Zastanowiłem się chwilę:

– Cóż, doktorze Gerstner, protestanci i katolicy zgadzają się co do tego, że Bóg ewidentnie zapewnił Piotrowi nieomylność co najmniej w kilku wypadkach, na przykład, gdy pisał Pierwszy i Drugi List świętego Piotra. Skoro więc Bóg zapewnił mu nieomylność w jego nauczaniu na piśmie, dlaczego nie miałby zachować go od błędów, gdy osobiście występował jako autorytet? Pójdźmy dalej – jeśli Bóg uczynił to dla Piotra (i pozostałych autorów Pisma Świętego), dlaczego nie mógłby zrobić tego samego dla jego następców? Zwłaszcza że mógł przewidzieć anarchię, która nastąpiłaby w wypadku przeciwnym. Poza tym, doktorze Gerstner, jak możemy być pewni, że dwadzieścia siedem ksiąg tworzących Nowy Testament rzeczywiście stanowi nieomylne Słowo Boże? Ich lista została przecież sporządzona przez omylne sobory kościelne i papieży.

Nigdy nie zapomnę jego odpowiedzi.

– Scott, znaczy to po prostu tyle, że dysponujemy jedynie omylną kolekcją nieomylnych dokumentów!

NOWO narodzi

Biblia nie mówi nigdzie: „Musisz przyjąć Jezusa jako swojego osobistego Pana i Zbawiciela”. Jest to bardzo ważne, ale nie o tym mówi Pan, tłumacząc Nikodemowi w Ewangelii św. Jana 3,3, że musi się „na nowo narodzić”. Jezus sam wyjaśnia sens tego zwrotu dwa wiersze dalej, gdy mówi: „Jeśli ktoś się nie narodzi z wody i z ducha”, nawiązując tymi słowami do chrztu. Jan nie pozostawia czytelnikowi wątpliwości pod tym względem. Bezpośrednio po opisie rozmowy Jezusa z Nikodemem (wiersze 2-21) zaczyna następny wiersz od słów: „Potem Jezus i uczniowie Jego udali się do ziemi judzkiej. Tam z nimi przebywał i udzielał chrztu”. Kolejne kilka wierszy dalej Jan opisuje, jak „faryzeusze usłyszeli, iż Jezus pozyskuje sobie więcej uczniów i chrzci więcej niż Jan”. Innymi słowy, Jezus mówiąc, że musimy się „na nowo narodzić”, miał na myśli chrzest.

że fundamentaliści nie mają prawa twierdzić, jakoby katolicy nie byli prawdziwymi chrześcijanami. I to tylko dlatego, że nie używaj ą pewnych fraz biblijnych w określony sposób. Natomiast oni sami nie potrafią nawet poprawnie zinterpretować tych fraz w ich oryginalnym kontekście.

doktryny czyśćca.

Biblia ukazuje, jak wiele razy Bóg objawiał się swemu ludowi w ogniu, by odnowić z nim swoje przymierze. Jako „dym […] wydobywający się z pieca i ogień niby gorejąca pochodnia” Abrahamowi w Księdze Rodzaju 15,17; w płonącym krzewie Mojżeszowi w Księdze Wyjścia 3; w słupie ognistym Izraelowi w Księdze Liczb 9; w ogniu niebieskim spalającym ofiary na ołtarzu Salomonowi i Eliaszowi w Pierwszej Księdze Królewskiej 8 i 18; w Językach jakby z ognia” Apostołom w dzień Pięćdziesiątnicy w Dziejach Apostolskich 2,3… Po prostu o to, że gdy List do Hebrajczyków 12,29 opisuje Boga jako „ogień pochłaniający”, niekoniecznie dotyczy to Jego gniewu. Istnieje ogień piekielny, ale nieskończenie gorętszy ogień płonie w niebie – jest nim sam Bóg. Ogień wyraża więc nie tylko wieczny gniew Boga, ale o wiele bardziej Jego nieskończoną miłość. Natura Boga jest jak szalejąca otchłań ognistej miłości. Innymi słowy, w niebie musi być o wiele goręcej niż w piekle.

– Nic dziwnego, że Pismo Święte określa aniołów najbliższych Bogu mianem serafinów, co po hebrajsku znaczy dosłownie „ci, którzy płoną”. Dlatego też św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian 3,13 pisze, że wszyscy święci muszą przejść przez próbę ognia, w której Jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień [Pański]; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest…”

– Paweł nie może mówić tu o ogniu piekielnym, ponieważ to święci są tu sądzeni. Mówi o ogniu, który ma ich przygotować do wiecznego życia z Bogiem w niebie; cel ognia jest więc oczywisty: objawić, czy ich uczynki to czyste „złoto i srebro”, czy też nieczyste „drzewo, trawa lub słoma”.

– Wiersz 15 stwierdza jednoznacznie, że niektórzy przeznaczeni do nieba święci przejdą przez cierpienie ognia: „Ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień”. Ogień ma więc na celu oczyszczenie świętych. Dlatego też nazywa się ogniem czyśćcowym. Takim, który wypala brud i przygotowuje świętych, by mogli przebywać na wieki w pochłaniającym ogniu miłującej obecności Boga.

 

 

Kult eucharystyczny

czy Żydzi mieliby o co tak się obrażać, gdyby Jezus mówił jedynie o wierze i symbolicznym obrzędzie upamiętniającym ofiarę Jego Ciała i Krwi? Odeszli zgorszeni myśląc, że mówi o kanibalizmie. Dlaczego Jezus miałby pozwolić na to, by wielu z Jego uczniów opuściło Go z powodu zwykłego niezrozumienia? I nawet swoim najbliższym Apostołom nie wyjaśnił, że mówił jedynie o wierze, posługując się symboliką swojej zbliżającej się Ofiary. W innych fragmentach Pisma Świętego wyjaśniał przynajmniej na użytek swoich najbliższych uczniów to, czego nie rozumieli z Jego nauczania.

 

Wydawało mi się to jednak zbyt prostym wyjaśnieniem, dopóki nie skojarzyłam go ze znajdującym się w pierwszej części szóstego rozdziału Ewangelii św. Jana opisem cudu rozmnożenia chleba i ryb. Rozmnożenie pokarmu było przygotowaniem do cudownego rozmnożenia Ciała i Krwi Jezusa dla życia świata. I chociaż Jezus jako człowiek nie mógłby oddzielić w Wieczerniku swego Ciała i Krwi, by dać je uczniom, to przecież był On nie tylko człowiekiem. Będąc w pełni Bogiem, podobnie jak był w pełni człowiekiem, mógł przebywać wśród uczniów w swoim ziemskim ciele, a jednocześnie zamienić chleb i wino w swoje Ciało i Krew.

 

 

Maryja 

 

Po pierwsze, nie jest ona boginią – jest godna czci i szacunku, ale nie uwielbienia, które należy się jedynie samemu Bogu. Po drugie, jak żadna inna matka, jest stworzeniem uformowanym w niepowtarzalny sposób przez swojego Syna. Po trzecie, Maryja radowała się w Bogu, swoim Zbawicielu (co wyraziła w Magnificat), ponieważ Jezus wybawił ją od grzechu od chwili poczęcia. Innymi słowy, jej bezgrzeszność była darem łaski, działającej, zanim popełniła grzech. (Z pewnością Bóg uchronił wielu z nas od wielkiej rozwiązłości, zanim zdążyliśmy w nią popaść. Możliwe więc, że Maryję uchronił jeszcze wcześniej. Uznałam to za prawdopodobne.)

Po czwarte, tytuł Królowej Nieba nie oznaczał – jak mylnie uważałam – że Maryja została poślubiona Bogu. Wynikał stąd, że spotkał ją zaszczyt stania się Królową Matką Jezusa, Króla Królów i Syna Dawida. W Starym Testamencie Król Salomon, także syn Dawida, wyniósł swą matkę, Batszebę, na tron po swojej prawicy, oddając jej ze swym dworem hołd jako królowej matce. A w...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin